1. Jestem pewien, że nic mu nie jest

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Dowód - zwracam się się do dwóch dziewczyn, zatrzymując je tym samym. Blondynka i brunetka patrzą na mnie jak na idiotę - Powiedziałem dowód - powtarzam się.

- A może załatwimy to w inny sposób? - proponuje jedna z nich uśmiechając się, mierzy mnie wzrokiem przygryzając przy tym dolną wargę.

- W takim razie wracaj na wieczorynkę - odpowiadam, wpuszczając innych klubowiczów do środka, tych pełnoletnich.

- Ugh, no proszę cię - nalega.

- Zastanowię się - udaję, że myślę - Nie - odpowiadam prawie od razu, przenosząc na nią wzrok.

Dziewczyna rzuca pod nosem przekleństwo i razem z koleżanką odchodzi na bok.

- Szef mówił, że wiek nie ma znaczenia - odzywa się Kamil. Pracujemy razem, a jednocześnie jest też moim najlepszym przyjacielem.

- To dla ich dobra - wyjaśniam, po czym odpalam papierosa - Nie chcą trafić do burdelu.

- Dzisiaj ich nie będzie.

- Jesteś pewny? - pytam, gdy zauważam, że pod klubem, przed którym jest niezły tłok, zatrzymuje się czarna furgonetka. Wysiada z niej trzech facetów w wieku około dwudziestu paru/trzydziestu lat.

Przenoszę wzrok na Kamila, a ten zaciskuje szczękę, posyłając mi spojrzenie.

Po chwili trzech typów z furgonetki przepycha się między nami do środka klubu.

- Miał z tym skończyć - zauważa szatyn.

Parskam pod nosem zanosząc się śmiechem.

- Ty lepiej idź do środka, zamów jakąś whisky, bo chuj mnie tu strzeli - zmieniam temat.

Po chwili chłopak wstaje z krzesła i wchodzi do klubu.

Maja

- Będę za pół godziny. Ja ciebie też, pa - odpowiadam, po czym rozłączam się.

W tym momencie do salonu wchodzi mój tata, Adrian.

- Hej skarbie, szukasz czegoś? - pyta zauważając, że przeszukuję cały pokój.

- Nie widziałeś tych moich złotych kolczyków? Przecież mama mnie zabije, jeśli okaże się, że je zgubiłam.

- Spokojnie - kładzie dłoń na moim ramieniu - Czy to nie one? - dodaje, zdejmując kolczyki z komody.

Przymykam oczy i wzdycham ciężko, ale z ulgą.

- Dzięki, tato.

- Bardzo się denerwujesz? - bardziej stwierdza niż pyta.

- Trochę... To pierwsze moje spotkanie z rodzicami Daniela. Co jeśli mnie nie polubią? - wzdycham.

- Żartujesz? - pyta tata przez śmiech - Ciebie nie da się nie lubić. Jesteś super, jego rodzice na pewno będą dumni, że ich syn spotyka się z taką piękną i mądra dziewczyną.

Uśmiecham się, po czym do niego przytulam. Odkąd pamiętam zawsze miałam z ojcem dobre relacje. Jestem typową córeczką tatusia, a ja jestem jego oczkiem w głowie. Mimo, że pięć lat temu przyszedł na świat mój brat, Bartek, nasze relacje nigdy się nie zmieniły.

Przerywa nam pukanie do drzwi.

- To pewnie Igor - informuje tata, odrywając się ode mnie - Wejdź, otwarte! - krzyczy tak, aby gość usłyszał.

Po chwili słyszę dźwięk otwieranych drzwi, a w salonie faktycznie pojawia się szatyn.

- Siemasz Adi - wita się z moim ojcem - Witaj Maju - zwraca się do mnie.

- Cześć wujku.

- Wybierasz się gdzieś? - zadaje mi pytanie.

- Ma dzisiaj randkę, połączoną z wizytą u rodziców Daniela - wyjaśnia tata.

Posyłam Igorowi uśmiech, jednocześnie skinając głową.

- To świetnie - odwzajemnia mój uśmiech - W takim razie powodzenia i miłej zabawy.

- Dziękuję. Będę się już zbierać, nie chce się spóźnić - oznajmiam, zabierając po drodze torebkę ze swoimi rzeczami.

- W porządku, tylko nie wracaj zbyt późno - ojciec wytyka mnie palcem.

- Bez obaw, pa! - żegnam się i znikam za drzwiami.

Igor

- Whisky? - proponuje Borowski siadając przy stole.

- Dzięki, chętnie - potwierdzam, po czym zajmuję miejsce naprzeciwko niego.

- Jak leci? Co u Lary i dziewczynek? - dopytuje rozlewając brązowawą ciecz do szklanek, po czym podaje mi jedną.

- W porządku. Klaudia jest chora, więc Lara wzięła wolne, by się nią zająć - odpowiadam upijając łyk ze szklanki.

Wbijam wzrok w podłogę. Opieram łokcie o kolana, plącząc ze sobą palce dłoni. Czuję na sobie mocne spojrzenie przyjaciela.

- Na pewno wszystko gra?

- Tak - odpowiadam obojętnie.

Słyszę tylko jak brunet wzdycha. Przyjmuje identyczną pozycję do mojej.

- Nadal nic? Kuba nie dał znaku życia? - pyta, a ja przenoszę wzrok w jego oczy.

- Nie - odpowiadam, czując ogromny smutek i żal - Zawiodłem go, znowu. Nigdy nie byłem dobrym ojcem.

- Daj spokój, to nie prawda - przyjaciel stara się mnie podnieść na duchu - Jestem pewien, że nic mu nie jest. Kuba to cwany i zaradny chłopak. Wiesz, że bardzo go lubię. Miałem nadzieję, że w przyszłości dzięki naszym dzieciom zostaniemy rodziną, ale... Wyszło inaczej.

- Maja już układa sobie życie na nowo - posyłam Adrianowi słaby uśmiech - Zapomina o nim, zresztą... nie można mieć do niej o to pretensji. To młoda i mądra dziewczyna, ma całe życie przed sobą.

- Stara się jakoś funkcjonować. Jednak jestem pewien, że nie zapomniała o Kubie. Bardzo cierpiała, gdy odszedł. Bardzo go kochała...

- Wiem, on ją też... Adrian... - czuję, jak do moich oczu napływają łzy - Ja nie wiem co mam robić. Mój syn uciekł przeze mnie. Rozumiesz, że nie wybaczę sobie, jeśli jemu coś się stanie?

- Stary - wzdycha Borowski - Rozumiem cię. Jasne, popełniłeś błąd, to dlatego Kuba się wyniósł. Ale twój syn jest dorosły. Wie co robi. Nie możesz go całe życie niańczyć. Siłą nie sprowadzisz go z powrotem do domu i w nim nie zatrzymasz.

- Wiem, masz rację... Ale wyobraź sobie, że to Majka ucieka z domu i nie masz z nią kontaktu od roku.

- Odchodził bym od zmysłów, ale chłopak to co innego niż dziewczyna. Tym bardziej Kuba, poradzi sobie. Poza tym, ty w jego wieku już dawno nie mieszkałeś w domu, poradziłeś sobie. On też da radę.

Opróżniam szklankę z whisky do dna. Oby Borowski miał rację.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro