37. Jesteś jebanym egoistą

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Dlaczego?! - wykrzykuje Sara uderzając pięściami w moją klatkę piersiową, gdy tylko przekroczę próg mieszkania - Dlaczego mi do jasnej cholery nie powiedziałeś?! - histeryzuje.

- Uspokój się - proszę, próbując się odsunąć, ale nic to nie daje - Uspokój się, kurwa! - podnoszę głos, chwytając mocno jej nadgarstki, po czym lekko odpycham siostrę od siebie - Co ty sobie myślisz, że to takie proste? Sam się niedawno dowiedziałem.

- Mogłeś mi od razu powiedzieć! - krzyczy z wyrzutem - To tak samo mój tata jak i twój!

- Co ty kurwa nie powiesz?! Nie pomyślałaś, że nie chcieliśmy cię martwić?

- Miałam tak samo prawo wiedzieć, jak i ty! - wytyka mnie palcem.

- To ojca decyzja komu i co mówi, nie moja.

- Jesteś jebanym egoistą! - krzyczy z złamanym głosem.

Odwracam się w jej stronę, stając jak wryty. Nawet przez chwilę nie spuszczam wzroku z blondynki.

- Coś ty powiedziała?

- Głuchy jesteś?! - po jej policzkach zaczynają spływać łzy - Jesteś egoistą!

Siada na kanapie, chowając twarz w dłoniach i zaczyna szlochać. Zaciskuję szczękę, przymykając na chwilę oczy. Podchodzę do Sary, siadam obok niej i przytulam ją do siebie.

- Cii, już spokojnie - wzdycham, przyciskając dziewczynę do siebie, a siostra odwzajemnia natychmiast mój gest - Uspokój się, nie płacz.

- Najpierw mama, teraz tata... - łka przez łzy.

- Wszystko będzie dobrze, tata z tego wyjdzie - przekonuję ją, sam chcąc w to wierzyć. Jego stan naprawdę drastycznie i nagle się pogorszył.

- Przepraszam - wzdycha przenosząc na mnie wzrok - Trochę mnie poniosło.

- Nie gniewam się. Nie możemy się teraz kłócić, musimy się wspierać.

- Zabierzesz mnie do szpitala? - pyta, na co skinam głową w odpowiedzi.

Tydzień później

Tata nadal leży w szpitalu. Jego stan w ogóle się nie poprawia, wszystko stoi w miejscu. Spędzam tu tyle czasu ile mogę, wspierając maksymalnie Larę, która ledwo to wytrzymuje. Właśnie siedzi obok mnie.

W pewnym momencie zauważamy jak do sali ojca wpada kilka pielęgniarek i lekarz. Pojęcia nie mam co się dzieje. Podchodzę do dużego szklanego okna, przez które widać co dzieje się w sali. Do oczu napływają mi łzy, gdy widzę, że go reanimują.

Obok mnie pojawia się brunetka. Wybucha płaczem, wtulając się we mnie. Na urządzeniu w sali, które wykazuje puls, widzę prostą linię, zamiast falowanej.

W tym momencie przez głowę przechodzi mi wszystko. Pobyt mamy w szpitalu, jej śmierć, wszystkie razy, gdy ojciec leżał w szpitalu, wszystkie kłótnie, cały czas miło spędzony, wszystkie dobre i złe chwile.

Nagle do sali wbiega jeszcze jedna pielęgniarka. Drzwi się nie domknęły, więc słyszę ich krótką wymianę zdań.

- Doktorze, mamy serce!

- Wieziemy pacjenta natychmiast na blok operacyjny! Szybciej!

Po chwili wywożą ojca z sali na łóżku. Wszystko dzieje się okropnie szybko.

- Co sie dzieję? - Lara zaczepia lekarza.

- Przepraszam, nie mamy czasu, każda sekunda się liczy, serce pani męża się zatrzymało, ale właśnie dojechało nowe. Musimy jak najszybciej operować - po tych słowach natychmiast odchodzi.

Brunetka przykłada dłoń do ust i siada na krześle, zalewając się łzami.

- Lara - zaczynam załamanym głosem i kładę dłoń na jej ramieniu - Musi być dobrze.  Słyszysz? Nie płacz - próbuję podnieść ją na duchu, ale sam ledwo wytrzymuję, żeby się nie rozpłakać.

W między czasie dzwoni do mnie Maja. Po krótce opowiadam jej wszystko przez telefon. Blondynka zapowiada, że przyjedzie najszybciej jak to możliwe.

Następna godzina trwa cholernie długo. Mam wrażenie, że minęły ze trzy. Operacja trwa nadal.

W szpitalu pojawia się Majka z Adrianem. Blondynka od razu mocno mnie przytula, zauważając łzy na moich policzkach, a Adrian podchodzi do Lary.

- Co z nim? - pyta Majka, przenosząc na mnie wzrok.

- Nie wiem... Podobno zatrzymało mu się serce, reanimowali go... ale w tym samym czasie dotarło nowe serce, na które czekał tyle czasu. Właśnie go operują - wyjaśniam, a blondynka całuje moje czoło i jeszcze raz mocno mnie przytula.

- Dlaczego nic o tym nie wiedziałem? - pyta zdenerwowany Adrian.

- Tato, prosiłam cię... Przecież ci już to tłumaczyłam po drodze - zwraca się do ojca dziewczyna - Musiałam mu powiedzieć, jechaliśmy razem samochodem, gdy rozmawialiśmy przez telefon - tym razem odwraca się do mnie.

- W porządku, tego i tak nie można było dłużej ukrywać - zauważam.

- Wiedziałem, że coś kurwa nie gra, nie miałem z nim od tygodnia kontaktu. Nie rozumiem dlaczego mi nie powiedział - Adrian nie potrafi zrozumieć zachowania ojca.

Siadam na krześle, opierając łokcie o kolana i chowając twarz w dłoniach. Nie wytrzymuję już i po prostu pękam emocjonalnie. Tego jest dla mnie za dużo.

- Kuba - słyszę współczujący głos Majki - Kochanie, wszystko będzie dobrze - chwyta za moje nadgarstki, lekko je masując i zakładam, że właśnie kuca przede mną.

- Jeśli oni go tam teraz nie uratują... co ja powiem Sarze? A Klaudii? Kurwa, ona jest jeszcze taka malutka - wyrzucam przez łzy.

- Nie mów tak, słyszysz? - odsuwa moje dłonie od twarzy - Pomogą mu, jestem pewna.

Patrzę na dziewczynę bez słowa. Łapię za jej dłoń, a ona siada obok mnie.

- Dziękuję, że przyjechałaś - wyznaję opierając swoją głowę o jej.

- Nigdy bym cię nie zostawiła samego w takiej sytuacji przecież - zarzuca mi ręce na szyję. Obejmuję ją jedną ręką w talii, nieco przyciskając do siebie.

Mijają kolejne godziny. Chodzę zdenerwowany po korytarzu w te i z powrotem. Wszyscy o mało co nie zniesiemy jaj z nerwów.

W końcu z sali wychodzi lekarz i zmierza w naszym kierunku. Nie potrafię wyczytać nic z jego twarzy.

Już za chwilę się dowiem, czy mój tata żyje.



Moi drodzy wielkimi krokami zbliżamy się do końca. Nie wiem dokładnie ile rozdziałów jeszcze planuję, coś między 40-50, nie więcej. Oczywiście aktywność wasza robi wszystko 🤡🤩🥳

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro