KONIEC

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tak kochani, epilog.

Igor

- Przykro mi.

- Moje kondolencje.

- Trzymaj się, Igor.

Stoję tak już od parunastu minuty. Obok mnie Lara z Klaudią na rękach i Sara. Tydzień temu Kuba popełnił samobójstwo skacząc z tego pieprzonego wieżowca... a mi pękło serce po raz drugi w życiu.

Spoglądam na nagrobek, który parę minut temu został zasypany piachem i przykryty płytą. Nie potrafię uspokoić Klaudii, która cały czas płacze. Sara, która widziała całe zdarzenie na własne oczy, ma koszmary po nocach i jakąś depresje. Razem z Larą staramy się nawzajem wspierać, jednak na ten moment nie ma to najmniejszego sensu.
I brunetka, i ja, jesteśmy w tragicznym stanie psychicznym.

- Za pół godziny zaczyna się stypa - słyszę załamany głos Lary, stojącej obok mnie - Powinniśmy iść.

- Zaraz przyjdę - staram się powstrzymać kolejne łzy - Chcę pobyć chwilę sam.

Przenoszę wzrok na Klaudię. Jest cała roztrzęsiona. Sara wcale nie wygląda lepiej. Biorę od Lary dziewczynkę na ręce. Szatynka owija ręce wokół mojej szyi i wtula we mnie, nie przestając płakać.

- Ciii, kochanie... - szepczę do córeczki, by choć odrobinę ją uspokoić.

- A-ale ta-tatusiu - jąką się przez płacz. Wybucha znowu płaczem i jest jeszcze gorzej niż przed chwilą.

- Wezmę ją i pójdziemy już do samochodu - wtrąca się Lara. Skinam głową, przytulam do siebie Klaudię i oddaje ją na ręce do Lary.

Wszyscy zaczynają opuszczać cmentarz. Zostaję sam. Po moich policzkach spływają znowu łzy. Nie dociera to do mnie. Mało co nie załamałem się po śmierci Wiki. Ale śmierć własnego dziecka... Nie potrafię z tym żyć.

Przecieram twarz rękoma, wycierając mokre policzki. Jestem na niego wściekły. Jak on mógł coś takiego zrobić...

Słyszę za sobą kroki. Po chwili ktoś obok mnie staje. Kątem oka widzę, że jest to Adrian. Nie zdążyliśmy zamienić jeszcze dzisiaj ani słowa.

- Nigdy bym nie pomyślał, że posunie się do czegoś takiego - przerywa ciszę między nami.

Nie odpowiadam, a jedynie staram się nie rozpłakać kolejny raz jak dziecko, wpatrując się w ten nagrobek.

- Igor... naprawdę cholernie mi przykro - wyznaje szczerze, przybitym głosem - To nie powinno tak być.

- Masz rację, nie powinno - pociągam nosem - Mam tego wszystkiego dosyć - przykładam dłonie do skroni - Mam dosyć tego jebanego życia. Ciągle źle, ciągle pod górę. Jak dobrze, to przez chwilę. Co kurwa robię źle, powiedz mi? Co takiego zrobiłem temu tam na górze, że mnie tak kara? Starałem się zawsze jak mogłem. Wiem, nie zawsze mi wychodziło. Ale kiedy wreszcie się zmieniłem i dojrzałem, zachorowała Wiktoria. Po tym wszystkim cholernie zraniłem swojego syna. Jaki przykład mu dałem? Byłem chujowym ojcem - nie wytrzymuję i rozklejam się na oczach przyjaciela.

- Ej, stary - kładzie dłoń na moim ramieniu - To nieprawda, słyszysz? - przytula mnie po przyjacielsku, gdy ja rozpłakuję się tak, jak dawno tego nie robiłem - Wszyscy dobrze wiedzą, że wszystko dla niego robiłeś.

- Kuba przeze mnie nie żyje. Popełnił te same błędy co ja, bo nauczył się ich ode mnie. Byłem chujowym przykładem i ojcem, takie są fakty. Gdybym nauczył go czegoś innego, nie zachowywałby się w ten sposób.

- Igor, nie możesz się za to obwiniać słyszysz? - potrząsa lekko za moje ramiona - Naprawdę nie mogłeś tego przewidzieć. Starałeś się zawsze, aby nauczyć go tego, co najlepsze. Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli... Ale to nie powód, żeby się obwiniać - zapewnia mnie - Chodź, Lara czeka w samochodzie i reszta osób.

Skinam głową i razem z przyjacielem kierujemy się w stronę parkingu.

/

Stypa trwa już od jakiejś godziny. Obsługa lokalu podała już pierwsze i drugie danie, ale nic nie przechodzi mi przez gardło. Zresztą, tak jest odkąd wydarzyła się cała ta tragedia.

- Igor - siedząca obok mnie Lara, chwyta lekko za moją dłoń, zwracając na siebie moją uwagę. Przenoszę na nią wzrok - Powinieneś coś zjeść. Jesteś blady, od kilku dni nie jesz.

- Nie przełknę nic.

- Wiem, że to ciężkie... Ja też nie mogę sobie z tym poradzić. Ale musimy jakoś dać sobie radę, nie możesz tak się zachowywać - próbuje mnie przekonać - Naprawdę martwię się o ciebie.

- Spokojnie - zaciskam nieco mocniej uścisk na jej dłoni - Nie przejmuj się. Muszę to jakoś znieść w sobie - nabieram więcej powietrza do ust - Nie wiesz gdzie Sara? - zmieniam temat - Nie widziałem jej od jakiegoś czasu.

- Nie mam pojęcia.

- Pójdę jej poszukać - proponuję i wstaję z miejsca.

Idę w stronę łazienek i wchodzę do damskiej bez dłuższego zastanawiania się.

- Sara? - pytam, stojąc między kabinami - Sara, jesteś tutaj?

Nagle słyszę ciche szlochanie dobiegające z którejś z kabin. Po chwili zauważm, że tylko ostatnia jest zamknięta.

- Otworzysz? - pytam, stojąc tuż przy drzwiach.

Słyszę dźwięk otwierającego się zamka, a już po chwili otwieram drzwi. Zauważam Sarę, siedzącą na toalecie. Kucam tuż obok córki i podnoszę na nią wzrok. Zauważam jej zapłakaną twarz. Kładę dłoń z tyłu jej głowy i przyciągam blondynkę do siebie, po czym zamykam w swoim uścisku.

- Nie płacz już - szepczę, ale sam najchętniej znów bym się rozkleił.

- Może gdybym wtedy przyszła szybciej, to on teraz by żył... - mówi niewyraźnie przez łzy.

- Co ty opowiadasz? - odklejam się od córki i przenoszę wzrok na jej twarz - Nie mogłaś nic zrobić.

- Nie bez powodu napisał sms'a właśnie do mnie... Może chciał żebym przyszła jak najszybciej i go powstrzymała...

- Uspokój się, nie możesz się denerwować, przecież wiesz.

Tak, parę dni temu dowiedziałem się o ciąży mojej, zaraz piętnastoletniej, córki. Byłem cholernie zły i wściekły. Sam się zastanawiam jak w połączeniu z tą całą tragedią,  nie pierdolnąłem na zawał. Niestety, wszystko przemawia za tym, że nie sprawdziłem się najlepiej jako ojciec. Nie dopilnowałem moich dzieci, żeby były bezpieczne i szczęśliwe, chociaż zawsze tylko o tym marzyłem. Do tej pory nienawidzę się za swoją przeszłość i za to, że to ja do tego wszystkiego doprowadziłem.

Mimo wszystko, postanowiłem jej wybaczyć. To moja córka. Popełniła błąd, który będzie kosztował ją teraz do końca życia. Będzie teraz potrzebowała mojej pomocy jak nigdy dotąd i obiecałem sobie, że tym razem wszystkiego dopilnuje. Razem z Larą jej pomożemy.

- Chodź -  chwytam dłoń córki i wyprowadzam ją z kabiny.

Opuszczamy łazienki i znów pojawiamy się na sali. Zauważam Kacpra i Dawida, zmierzających w moją stronę. Sara poszła na swoje miejsce przy stole, a ja wciskam dłonie w kieszenie spodni, już po chwili chłopaki pojawiają się obok mnie.

- Jak się trzymasz? - zaczyna Dawid.

- A jak ci się wydaje? - pociągam nosem, przejeżdżając dłonią po twarzy.

- Na pewno dobrze się czujesz? Wyglądasz słabo - wtrąca się Kacper.

- Spokojnie, nic mi nie jest - zapewniam - Właśnie był pogrzeb mojego dziecka, jak mam wyglądać? - pytam z niedowierzaniem, czując jak obraz mi się rozmazuje przed oczami.

- Stary, Lara cholernie się o ciebie boi - kontynuuje Musiał.

- Właśnie - potwierdza Grucha - I jakoś ciężko jej się dziwić. Niedawno miałeś poważną operację serca.

- Skoro dowiadując się o ciąży piętnastoletniej córki i samobójstwie syna nie pierdolnąłem w kalendarz, to już raczej nie umrę na zawał. Ale dziękuję za troskę.

- Igor - wzdycha Dawid - Wiesz, że chcemy ci pomóc? - bardziej stwierdza niż pyta - Tylko obawiamy się, że po tym wszystkim odetniesz się od nas wszystkich na dobre.

- Przez jakiś czas na pewno będę wolał pobyć sam. Przede wszystkim teraz chcę się skupić na Sarze. No i na Klaudii. Chcę więcej uwagi poświęcić swoim córkom.

- Jasne, to zrozumiałe - zgadza się ze mną Kacper - Ale pamiętaj, że możesz na nas liczyć.

- Wiem - zaciskuję usta w wąską kreskę - Od jakichś trzydziestu lat zdaję sobie z tego sprawę.

Kacper klepie mnie przyjacielsko w ramię, a Dawid posyła smutny, krótki uśmiech, po czym obaj odchodzą.

Kątem oka zauważam Majkę, która siedzi sama na rogu stołu. Adrian z Natalią i synkiem są pewnie przed budynkiem. Postanawiam do niej podejść. Odsuwam krzesło i siadam tuż obok blondynki. Nie wygląda ona najlepiej. Zresztą, jak każdy z nas tutaj.

Zastanawiam się przez chwilę od czego zacząć. Otwieram usta, by coś powiedzieć, ale wycofuję się. Kompletnie nie wiem co powiedzieć.

- Nie wiem nawet od czego zacząć - kładę dłonie na stół i plączę ze sobą palce, wpatrując się w nie.

- Wiem, że ty i Sara obwiniacie się o to co się stało... - odzywa się prawie szeptem - Ale tylko ja mogłam temu zapobiec. Jednak nawet nie dałam mu szansy na wyjaśnienia, cokolwiek... Jeżeli ktoś tu jest winny to tylko ja, nikt więcej - po jej policzkach spływają łzy i chowa twarz w dłoniach.

- Źle postąpił, a ty miałaś prawo odejść...

- Wiem... - przerywa mi przez łzy - Ale kochałam go, nigdy nie pomyślałabym, że on się do cholery zabije! - wybucha płaczem, jednak robi to najciszej jak potrafi.

- Posłuchaj, naprawdę wiem jak się teraz czujesz, uwierz mi.

- Wierzę - pociąga nosem. Naprawdę jest mi jej cholernie szkoda. Jednak wszyscy tutaj byliśmy związani z Kubą. Mniej, czy bardziej, ale każdy w jakimś stopniu był.

Decyduję się dać dziewczynie spokój. Musi sama to wszystko sobie poukładać. Wychodzę na tyły budynku, żeby zapalić. Wszyscy są przed głównym wejściem, a mi też przyda się trochę samotności.

Odpalam używkę i zaciągam się dymem. Po raz kolejny dzisiaj czuję, jak moje policzki zalewa kilka łez.

Mnie już w życiu chyba nic nie zaskoczy. Przeżyłem już chyba wszystko. Straciłem wszystko, na czym mi zależało - miłość życia i syna - których kochałem ponad wszystko na świecie. Zostały teraz tylko już trzy kobiety, które trzymają mnie przy życiu. Moja druga żona i dwie córki. A ze śmiercią dziecka, rodzic nigdy nie jest gotowy, aby się pogodzić.

___________________________________

A więc, to już koniec. Historia tej rodziny była bardzo długa 😊 Ale wszystko kiedyś musi się zakończyć. Lepiej, lub gorzej. Dziękuję za to, że byliście ze mną podczas pisania tej książki 💕💓💘 Mam nadzieję, że mogę liczyć na Wasze wsparcie także w innych książkach, które mam nadzieję dokończę lub napiszę 💙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro