Groźba i gorsze samopoczucie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Jay

 Kolejne dni mijają i nie ma żadnych wieści na temat mojego brata. Stoimy w martwym punkcie. Staram się znaleźć jakieś dowody, siedzę na posterunku dzień i noc, przynajmniej staram się bo Voight mnie wygania. Na dworze jest ostatnio chłodno i wietrznie, więc jak zwykle w tym okresie się przeziębiam. Jeszcze do tego ta obawa o Willa... mój biedy braciszek. Nie wiem czy jeszcze żyje, ale muszę w to wierzyć. Dzisiaj jak zwykle poszedłem rano do pracy. Bez śniadania oczywiście. Nie mam na to czasu, jak znajdę Willa to wtedy będę jadł, ale razem z nim. Od rana źle się czuję, ale pewnie nikt tego nie zauważy.
 -Dzień dobry. - powiedziałem słabym głosem do sierżant Platt. 
- Cześć Jay. Wszystko dobrze? Źle wyglądasz. - zapytała Platt. 
- Tak, wszystko ok. Nie wyspałem się po prostu. - odpowiedziałem, a sierżant tylko kiwnęła głową przytakując. Wszedłem więc na górę i usiadłem przy biurku. Voight też już był i robił coś w swoim biurze. Przywitałem się z nim kiwnięciem głową z odległości i zacząłem kaszleć. Sierżant od razu zobaczył, że coś jest nie tak i podszedł do mnie.
 - Wszystko dobrze Jay? - zapytał z troską w głosie. 
- Tak... - odpowiedziałem kaszląc. - Zakrztusiłem się.
 - Mhm... jasne. - westchnął i poszedł do kuchni. Po pięciu minutach wrócił z herbatą i witaminą C. 
- Proszę. - powiedział i podał mi herbatę oraz tabletkę. Niechętnie ją wziąłem i popiłem herbatą.- Dziękuję. - powiedziałem i posłałem Voightowi uśmiech. Po pewnym czasie zaczęła się schodzić reszta zespołu. 
 - Gdzie Erin? - zapytał Ruzek. 
- Wyjechała na tajną misję. - odpowiedział za mnie Hank. Ruzek tylko przytaknął i wrócił do swoich zajęć.Przez kolejne godziny szukaliśmy jakiegoś tropu, ale nadal nic. Uruchomiliśmy nasze kontakty wśród informatorów, tylko że każdy trop był fałszywy. Raz udało nam się znaleźć miejsce, w którym przebywał Bębenek, ale nie zdążyliśmy go złapać. Zmył się. Nie potrafię już tego znieść... Will został porwany, a ja nie mam żadnego punktu zaczepienia. Nie wiem nawet czy Will jeszcze żyje. Poczułem łzy w oczach, ale szybko wziąłem się w garść. "Nie w pracy" pomyślałem. Tutaj nie mogę okazywać emocji... W domu to co innego. W domu mogę płakać całą noc. Tam nie muszę tego ukrywać. Ukrywać tego, że się boję o jego życie. O życie mojego małego braciszka. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk telefonu. Dostałem e-maila z nieznanego mi adresu. Wszedłem na niego i zobaczyłem, że jest na nim jakiś filmik.
- Chodźcie na chwilę! - zawołałem i popatrzyłem się na osoby z mojego wydziału, a kiedy wszyscy podeszli włączyłem nagranie. To co na nim zobaczyłem przeraziło mnie. 

**opis nagrania** 

Na krześle siedział związany Will. Miał wiele ran na twarzy, jakby od pocięcia nożem, i był w o wiele gorszym stanie niż poprzednio. Widziałem że cierpi... W pewnym momencie zza kamery odezwał się głos. 

- Witaj detektywie! Jak widzisz twój braciszek nie wytrzyma długo... - kiedy to powiedział, drugi mężczyzna poraził Willa paralizatorem. Odwróciłem wzrok i poczułem łzy w oczach, tego nie dało się zahamować.
 - Mam nadzieję, że jesteś przygotowany na jego śmierć. - w tym momencie drugi mężczyzna uderzył mojego brata  metalowym prętem, a ten krzyknął. Pierwszy oprawca kopnął go.
 - To co Will... Może powiesz coś swojemu braciszkowi... - zaśmiał się kamerzysta. 
- Jay... przepraszam cię bracie... - powiedział ciężko Will. 
- Kocham cię... - po tych słowach Will stracił przytomność.
 - Hah... No widzisz Jay. Już go nie uratujesz. Zresztą siebie też nie... Ty będziesz następny. Do zobaczenia...  

**koniec filmu**

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro