Kawiarnia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przeciągnęłam się, kiedy to już po paru godzinach wyszłam z biura. Spojrzałam na niebo, które już powoli zaczynało się robić nieco ciemniejsze. Opuściłam wzrok, po czym poszłam w kierunku mojego samochodu.

— Pod tym jednym względem, nie różnisz się od Kou... — Usłyszałam za sobą, dlatego powoli się odwróciłam.

— Teraz ty? Czego wy dzisiaj ode mnie chcecie, Mera? — Zapytałam z lekkim wyrzutem, a czarnowłosa do mnie podeszła.

— Czyli Kou ci nie wspomniał o tym, że możesz spłacić dług? — Założyła ręce na klatce piersiowej, a ja spojrzałam na nią zaciekawiona i stanęłam w ten sam sposób.

— I tak póki on nie stwierdzi, że mam spłacony u niego dług, to on nadal będzie istniał, więc co to za różnica, czy wam znowu w czymś pomogę, czy nie? — Zadałam kolejne pytanie, a ona się cicho zaśmiała.

— Mnie też już on denerwuje tą swoją upartością, ale na to nie jesteśmy wstanie nic poradzić... Tym razem potrzebuje on osoby do towarzystwa, a skoro ty jesteś jego „podwładnym", to oczywiście musisz mu pomóc ty... — Parsknęłam pod nosem, a ona patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem. — Wiesz, że jest jeszcze inny sposób, aby spłacić ten dług? — Pokręciłam głową.

— Nie będę jego dziwką, Mera... — Rzuciłam, po czym ruszyłam spokojnym krokiem do kawiarni po przeciwnej stronie ulicy.

— Bardziej mi chodziło o to, żebyś się żywiła ludzką krwią... — Podbiegła do mnie.

— Nie zamierzam być potworem, jakim jest Kou i niestety ty, Mera. Nie będę taka jak wy... — Zostawiłam ją za sobą, po czym przebiegłam przez pasy na ulicy.

Pchnęłam drzwi, dzięki czemu natychmiastowo usłyszałam dźwięk dzwonka, który był przy nich zawieszony. Machnęłam dłonią w kierunku dziewczyny, która znajdowała się przy kasie, a ona od razu kiwnęła głową. Przychodzę tutaj praktycznie codziennie, więc ona już wie co zamawiam. Po chwili rozsiadłam się przy swoim stoliku, a na niego wyjęłam swojego laptopa i moje notatki do nowej części trylogii. Przeglądałam wszystkie kartki, aby w czasie tego uporządkować wszystkie wydarzenia.

— A ty znowu piszesz? — Zapytała dziewczyna, która przyniosła mi kubek z kawą.

— Jestem pisarką, więc to raczej naturalne, iż będę się tym zajmowała w każdym wolnym momencie. — Wzruszyłam ramionami, na co ona kiwnęła głową. — Czekaj... — Spojrzała na mnie. — Nie zamawiałam ciastka... — Wskazałam na talerzyk, a ona się zaśmiała.

— Zamówił je dla ciebie tamten brunet, który siedzi pod ścianą... — Odeszła, a ja spojrzałam za siebie i niemal natychmiast się skrzywiłam, kiedy zobaczyłam siedzącego w tym miejscu Kou.

Zacznę w końcu zwracać każdy mój posiłek, jak będę go widywała więcej razy, niż raz na tydzień. W tym momencie zauważyłam to, że się podnosi ze swojego miejsca

— Ciebie też miło zobaczyć dzisiaj po raz drugi... — Odezwała się sarkastycznie, kiedy to usiadł naprzeciwko mnie. — Jak zawsze olśniewająco wyglądasz... — Wzruszył jednym ramieniem, a ja spojrzałam za okno.

Zobaczyłam Merę, która stała oparta o słup lampy. Zaśmiałam się, a przy tym pokręciłam głową i spojrzałam na mężczyznę.

— Nie umiesz przyjmować odmowy, co? — Parsknął śmiechem. — Nie jestem ci już nic dłużna. Daj mi w końcu spokój, Kou... — Pokręcił głową.

— Nic z tego. Potrzebuję twojego uroku osobistego, a niestety posiadasz go tylko ty. — Wywróciłam oczami na jego słowa.

Uśmiechnęłam się, po czym lekko pochyliłam w jego kierunku, Zakręcił jeden z moich wystających kosmyków na swój palec, a przy tym nie odrywał od moich oczu wzroku. Wzięłam głębszy oddech, aby w kolejnej chwili zacząć mówić.

— A żebyś się zachłysnął krwią... — Zaśmiał się, po czym wstał i ruszył w kierunku kasy, gdzie zapłacił, a następnie wyszedł z kawiarni, przy okazji lekko popychając chłopaka, który wchodził właśnie do lokalu.

Wiedziałem, że mi nie odmówisz... — Usłyszałam go w swojej głowie, ale natychmiastowo się ogarnęłam.

— Jak ja go nienawidzę... — Powiedziałam sama do siebie, po czym włączyłam dokument na laptopie.

Muszę się skupić. Rozciągnęłam swoje palce, aby w kolejnej chwili zacząć pisać ciąg dalszy rozdziału, na którym się zatrzymałam. Nie wiem ile czasu jeszcze wytrzymam, aż w końcu go zabiję. Wiem jedno, dużo czasu mu nie zostało. Jak tylko znowu coś sobie wymyśli, to nie ręczę za siebie. Jak za każdym razem, kiedy piszę, całkowicie straciłam poczucie czasu. Nim się obejrzałam, podeszła do mnie dziewczyna, która sprzątała na stolikach.

— Za moment zamykamy, dlatego... — Przerwałam jej.

— Jasne, już się zbieram... — Uśmiechnęłam się do niej, a ona kiwnęła głową, po czym podeszłą do innej osoby, która również się zasiedziała w lokalu.

Schowałam swojego laptopa, ale notatki nadal trzymałam w dłoni. Pakowałam to wszystko w czasie kiedy schodziłam z krzesła, ale w tym samym momencie, kiedy się odwróciłam, wpadłam na klatkę piersiową jakiegoś mężczyzny. Zarówno moje, jak i jego rzeczy upadły na ziemię, ale natychmiastowo oboje kucnęliśmy, aby zacząć zbierać kartki papieru.

— Przepraszam, zagapiłam się... — Zaczęłam, kiedy pomogłam mu zbierać rozrzucone na ziemi dokumenty.

— Nic się nie stało, to ja powinienem bardziej uważać... — Spojrzał na mnie, a ja na niego.

W tym momencie, pierwszy raz od siedemdziesięciu dwóch lat poczułam, jak moje w jakimś stopniu martwe serce zabiło ze swoją całą siłą, jaka w nim została. Zauważyłam to, jak w tym samym momencie przełknęliśmy ślinę. Opuściłam wzrok, jednak nadal czułam to, jak mi się przyglądał. Z tego co zdążyłam zauważyć, miał on jasne, szare oczy, a także słomiane, blond włosy. Na prawym policzku, nieco bliżej nosa, zauważyłam jeszcze pieprzyk. Po chwili oboje się podnieśliśmy, a następnie ruszyłam do wyjścia. Zapłaciłam dużo wcześniej, więc nie skupiałam się na tym. Bardziej moje myśli zeszły na to, co poczułam kilka chwil temu.

— Poczekaj! — Usłyszałam za sobą, dlatego od razu się odwróciłam.

Podbiegł do mnie ten chłopak, na którego wpadłam w kawiarni. Podrapał się po swojej czuprynie.

— Chciałem... Chciałem zapytać, czy... Czy nic si się nie stało... — Mrugnęłam kilkukrotnie, kiedy to powiedział.

— Nic... — Odpowiedziałam, a między naszą dwójką zapadła cisza. — Muszę już iść... Na razie... — Powiedziałam, po czym ruszyłam w kierunku pasów.

— „Na razie"? Znaczy, że się jeszcze spotkamy? — Zaskoczył mnie, dlatego spojrzałam jeszcze w jego kierunku.

Wypuściłam powietrze w napływie śmiechu, a przy tym się szeroko do niego uśmiechnęłam.

— Może... — Powiedziałam, a on odpowiedział na mój uśmiech.

Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale pobiegłam w kierunku swojego samochodu. Już po chwili wsiadłam do swojego samochodu, a następnie ruszyłam do swojego mieszkania. Zauważyłam jeszcze to, jak machnął mi ręką, na co poczułam ciepło na mojej twarzy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro