Wyznanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W rozdziale występują sceny dla osób powyżej 18 roku życia. Fragment będzie zaznaczony (*) 


Zmarszczyłam mocniej brwi, kiedy to się ona wrednie uśmiechnęła. Vincent i Martin na mnie spojrzeli, średnio rozumiejąc o co chodzi. Nie powiem im przecież, że to siostra Kou.

— Kou cię szuka. — I mój plan poszedł w głęboki las.

— Niech się pierdoli. — Odpowiedziałam szybko, a chłopacy spojrzeli na mnie zaskoczeni.

Mimo wszystko przy nich rzadko kiedy przeklinam.

— Jak to on często mówi? A, tak. „Z tobą chętnie.". — Widziałam to, jak Vincent zacisnął szczękę ze zdenerwowania. — Twoje mieszkanie stoi puste od dwóch miesięcy. Kou się o ciebie martwi. — Parsknęłam pod nosem.

— Powiedz mu, żeby zdychał. Nie zamierzam mu znowu oddawać jakiejś przysługi. — Uśmiechnęła się.

— Będzie zły. Kto wie co znowu komuś zrobi? — Zaczęła odchodzić, a jej słowa mnie złamały.

— Gdzie? — Vincent i Martin na mnie spojrzeli.

— Liv? — Odezwał się zaniepokojony blondyn, a Mera się do mnie odwróciła.

— Żartowałam... — Wzdrygnęłam się na jej słowa. — Kou kazał sprawdzić to, jak bardzo jesteś mu jeszcze posłuszna. Chyba nadal w stu procentach. — Zaśmiała się pod nosem. — No, może nie w takich stu. Jeśli by tak było, to już dawno zerwałabyś z blondaskiem i nie narażałabyś go na gniew Kou. Na razie, Livia! — Pomachała mi na pożegnanie, ale ja tylko stałam z opuszczoną głową i zaciśniętymi pięściami.

Nagle poczułam to, jak Vincent złapał mnie za rękę. Popuściłam ścisk, zanim wbiłam sobie paznokcie w skórę. Przytulił mnie, dzięki czemu niemal natychmiastowo się uspokoiłam. Ruszyliśmy w kierunku księgarni, gdzie przez kilka kolejnych godzin podpisywałam książki i słuchałam tego, jaka to moja książka jest wciągająca. Nie rozmawialiśmy o tym, co się stało przed księgarnią, choć doskonale widziałam, że chcieli porozmawiać o tamtej sytuacji. Przełknęłam ślinę, aby w kolejnej chwili, kiedy to zatrzymaliśmy się na światłach.

— Mera to siostra Kou. — Spojrzeli na mnie, a przy tym kiwnęli głowami. — Jak Kou nie chcę się ruszyć samemu, to wysyła ją. Też jest niebezpieczna. — Po moich słowach, spojrzałam na światła, które nadal się nie zmieniły.

— Dlaczego zmieniłaś zdanie i nagle chciałaś się z nim spotkać? — Zapytał Martin, którego Vincent wprowadził w całą sytuację, bo był zbyt ciekawy tego, co się stało rano.

— Bo Kou naprawdę mógłby coś komuś zrobić. Nie chcę, aby komuś się coś stało. — W tym momencie blondyn złapał mnie za dłoń.

Spojrzałam na niego, a on się do mnie uśmiechnął. Odpowiedziałam mu tym samym, a w lusterku zobaczyłam to, jak Martinowi również uniosły się kąciki ust. W tym momencie sygnalizacja zmieniła się na zieloną, dlatego niemal od razu ruszyłam. Po jakimś czasie zatrzymałam się pod budynkiem. Wszyscy ruszyliśmy do mieszkania, gdzie czarnowłosy oznajmił, że idzie zacząć czytać.

— Miłej lektury... — Pomachałam mu, zanim zamknął się w pokoju, po czym spojrzałam na Vincenta, który się cicho zaśmiał.

— To co robimy? — Zapytał, a ja wzruszyłam ramionami.

Po jakimś czasie po raz kolejny wyszliśmy z budynku mieszkalnego, aby się po prostu najzwyczajniej w świecie przejść. Cały czas ze sobą rozmawialiśmy, śmialiśmy, co jakiś czas się całowaliśmy. Nieco nam się zeszło, bo nim zauważyliśmy, to już było ciemno. Gdy wracaliśmy, wstąpiliśmy jeszcze do sklepu, gdzie kupiliśmy kilka rzeczy na kolację, a także coś, co znowu wymyślił Vincent. Mianowicie wino. Zaśmiałam się z niego, kiedy powiedział, że to po to, aby uczynić wieczór bardziej romantycznym.

— Jesteś niemożliwy... — Powiedziałam, kiedy weszliśmy do mieszkania.

— Uznam to za komplement. — Ponownie się roześmiałam, po czym zwróciłam wzrok na Martina, który w pośpiechu się ubierał. — Coś się stało? — Zapytał, a przy tym odniósł rzeczy na wyspę kuchenną.

— Jestem wzywany do szpitala. Jakiś nagły wypadek. — Powiedział, a następnie złapał za swoją torbę i klucze do samochodu.

— Judź ostrożnie. — Odezwałam się, kiedy miał wychodzić z mieszkania, a on się do mnie uśmiechnął.

— Wiem. — Pożegnał się z nami, po czym wyszedł z lokum.

Zamknęłam drzwi, a po tym podeszłam do blondyna, który wszystko już schował do lodówki, poza winem, które właśnie otwierał. Uśmiechnęłam się, kiedy to męczył się z korkiem, a on spojrzał na mnie z wyrzutem. Zaśmiałam się, a on do mnie podszedł i dał całusa w czubek głowy.

— Wiesz, że od kiedy cię spotkałem, moje życie się zmieniło? — Powiedział, kiedy to już po jakimś czasie siedzieliśmy na kanapie.

Nogi miałam przerzucone nad udami chłopaka, a on się opierał prawą ręką o zagięcie kanapy. Lekko zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc o co mu chodzi.

— Zanim cię poznałem, żyłem praktycznie tylko moimi badaniami. Chodziłem do pracy, a potem szukałem informacji o tym, co tak naprawdę może nawet nie istnieć. — Spojrzał mi w oczy, kiedy akurat miałam się napić z kieliszka.

— W każdej legendzie jest ziarno prawdy. — Powiedziałam, a on założył mi po chwili włosy za ucho.

— Też tak uważam, ale ostatnimi czasy zaczynam w to wątpić. Moja zajawka na to chyba nieco opadła, od kiedy skończyłem studia. — Uśmiechnęłam się pod nosem, a on pokręcił głową nie rozumiejąc o co chodzi. — Co? — Zapytał, a ja lekko posmutniałam.

— Nic, tylko... — Zacięłam się. — Ty to mimo wszystko kochasz. Parapsychologia to twoje hobby, więc nie powinno ci się nudzić. Może znajdź przyjaciela z takim samym zainteresowaniem. — Opuściłam wzrok, a on pogłaskał mnie po policzku.

— Mam Martina... — Zaśmiałam się. — No i ciebie... — Spojrzałam na niego, po czym się przybliżyłam, aby w kolejnej chwili dać mu całusa.

Uśmiechnął się, kiedy to się od niego odsunęłam, a ja mu odpowiedziałam tym samym. Przesunął swoją dłonią po moim policzku, który zaczął lekko głaskać. Po chwili się zbliżył, aby ponownie mnie pocałować. Wzdrygnęłam się lekko, kiedy to zabrał ode mnie kieliszek, który był już prawie w całości opróżniony. Odłożył go na stolik, aby w kolejnej chwili podnieść mnie na ręce. Razem ze mną ruszył do sypialni, gdzie od razu położył mnie na łóżku. 

(*)

Podniosłam się do siadu, kiedy to zaczął rozpinać mój sweter, który po chwili rzucił na podłogę. Ja zrobiłam to samo z jego koszulką, po czym poprawiłam się na łóżku i również klękłam. Uniosłam ręce, kiedy chciał zdjąć ze mnie moją koszulkę, a następnie przesunął dłońmi po moich plecach. Objęłam jego kark, a jego ręce złapały za zapięcie mojego stanika, który od razu rozpiął. 

Odsunęliśmy się od siebie, aby w kolejnym momencie, kiedy zdejmował mój biustonosz, patrzeć sobie w oczy. Rozpiął zamek mojej spódnicy, po czym nieco popchnął, abym położyła się na łóżku. Czułam to, jak coś uciskało w moim brzuchu, kiedy zdejmował ze mnie materiał. Pochylił się, aby po raz kolejny mnie pocałować, a następnie zaczął zjeżdżać ustami na całą resztę mojego ciała. Cicho jęczałam, kiedy to pieścił moje piersi dłońmi i gdzieniegdzie zostawiał malinki. Po jakimś czasie w zdjął swoją dolną partię ubrań, a także ostatnią część mojej garderoby. Pochylił się nade mną, jednocześnie sięgając do kieszeni spodni, które odrzucił na bok. Pocałował mnie, po czym wyjął paczkę prezerwatyw.

— Planowałeś to? — Zapytałam, a on się uśmiechnął.

— Nie za bardzo... — Powiedział poprawiając moje nogi, a po chwili poczułam go, jak znalazł się we mnie, na co nieco głośniej jęknęłam.

Zaczął się we mnie poruszać, a ja go objęłam rękami, pod jego ramionami, tym samym go bardziej do siebie przyciągając. Nasze oddechy się ze sobą mieszały, tak samo jak pojękiwania. Pocałował mnie, aby w kolejnym momencie się odsunąć i złapać za moje nogi. Chwyciłam w dłonie materiał pościeli, kiedy lekko przyśpieszył i zaczął masować moją kobiecość. Wygięłam się w lekki łuk, gdy czułam ciepło w moim brzuchu, które czekało na to, aby rozejść się po całym moim organizmie.

— Kocham cię, Liv... — Oparł się głową o moje lewe ramię, kiedy po jakimś czasie czułam to, jak to uczucie ciepła jest bliskie sięgnięcia zenitu.

Pocałowałam jego lewy obojczyk i ponownie przytuliłam.

— A ja ciebie, Vincent... — Wyznałam, a on się zatrzymał dokładnie w tym samym momencie, kiedy doszłam.

(*)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro