Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od naszej rozmowy minął tydzień. Całą ósemką wylądowaliśmy na lotnisku w Szanghaju, cudem przeszliśmy cały ten beznadziejny proces i zakwaterowaliśmy się w domu wynajętym na współkę. Cofam wszystko co mówiłem. Kocham swoich przyjaciół.

   -- Jestem głodny -- mruknął Minseok. I gdybym wiedział jak to zdanie odmieni moje życie nie narzekałbym tak na podróż autobusem, albo nigdy bym do niego nie wsiadł.

Znalezienie miejsca gdzie przy jednym stole zmieściłoby się osiem osób i jeden posiłek nie kosztowałby fortuny zajęło nam bite dwie godziny. Ostatecznie weszliśmy do niemal pustego lokalu. Fakt, że nikogo w nim nie było nieco nas niepokoił, jednak brzuch Xiumina musiał być naszym priorytetem, ponieważ doskonale wiedzieliśmy do czego był zdolny pod wpływem głodu. A przede wszystkim, wiedzieliśmy, że uruchamiał tym Chena, który był jeszcze gorszy. Karty leżały przy każdym miejscu siedzącym. Usiedliśmy przy ośmioosobowym stole i otwierając menu, uświadomiliśmy sobie jak głupi byliśmy. Chiny to nie Korea, ludzie nie używają w nich koreańskiego.

   -- .... -- podszedł do nas kalner i z przyćpanym wyrazem twarzy, powiedział coś co dla mnie brzmiało jak zbitek nic nieznaczących liter. Nie tylko dla mnie. Patrzyliśmy ogłupiali na młodego mężczyznę o szczupłej jednak umięśnionej posturze z ciemną grzywką na czole. Miał na sobie białą koszulę, czarne spodnie i czerwony fartuch związany w pasie. Lustrował nas nieobecnym wzrokiem zatrzymując go na trochę dłużej na Suho. Mężczyzna odwrócił się na pięcie i podszedł do baru. Wychylił się zza niego i chyba coś powiedział, bo po chwili, zza wysokiej lady wyłonił się cud dla moich oczu. Młodziutki chłopak o jasno brązowych włosach opadających na czoło kończących delikatną, anielską twarz. Z niewielkimi, malinowymi ustami, ciemnym, inteligentnym spojrzeniem i atrakcyjnie podkreślonymi kościami policzkowymi*. Był ubrany tak samo jak drugi kelner i o Boże... podchodził do nas.

   -- Good afternoon. What would you like? -- zapytał spokojnie anioł i skłonił się o kąt 90 stopni. Patrzyłem na niego z rozdziawionymi ustami, zaskoczony i powalony jego urodą i faktem, że skłonił się tak nisko. Nie tylko ja byłem w szoku.

   -- Mamo, wiesz, że nie przykładałem się do angielskiego dla tego zaklep go dla mnie -- szepnąłem do Junmyeona, który wzdrygnął się na moje słowa i popatrzył na mnie jak na debila.

   -- Radź sobie sam -- odpowiedział starszy, posyłając mi wredny uśmieszek. Zacisnąłem na moment szczękę, intensywnie się zastanawiając.

   -- Panowie z Korei? -- odezwał się kelner, grzecznie się uśmiechając. Błagam, niech się okaże, że jego perfekcyjny koreański wynikał z lat nauki a nie z tego, że był Koreańczykiem.

   -- A ty? -- zapytałem, przyglądając się twarzy mężczyzny, by jak najlepiej ją zapamiętać i móc potem odtwarzać ją w swoich najbrudniejszych fantacjach, które miewałem w nocy... kiedy nie umiałem spać... a w bokserkach brakowało miejsca...

   -- Nigdy nawet nie byłem w Korei -- pokręcił głową, a kulturalny uśmiech nadal nie zniknął z jego twarzy. Całe szczęście dla mnie.

Chłopak, cały czas przyjaźnie się uśmiechając, wytłumaczył nam co znaczyły te dziwne nazwy w menu i polecił nam kilka z dań jako swoje ulubione. Zachłannie słuchałem każdego słowa, które wypowiadał by jak najlepiej zapamiętać ten powalający głos. Mimo że wypowiadał się perfekcyjnie w moim ojczystym języku, ja zamiast rozumieć co mówił, próbowałem sobie wyobrazić jak brzmiałby jęcząc moje imię w ekstazie.

Chęć na jedzenie uleciała ze mnie i zamiast pochłaniać przyniesioną przez kelnera potrawę - którą uważał za swoją ulubioną a na mój gust z nóg nie powalała - to patrzyłem na plecy siedzącego przy barze anioła układając plan zdobycia go. Na ogół, zostało mi tylko stanie się stałym klientem tej restauracji, skończenie połykania go wzrokiem i zdobycie jego zgrabny tyłeczka w najbliższe... kilkanaście lat. O nie, zdecydowanie muszę to przyśpieszyć.

   -- Mam nadzieję, że smakowało -- chłopak z uśmiechem odebrał puste już talerze i przyniósł rachunek, który oczywiście uregulował Suho. Zawsze to robił. W końcu był naszą mamą.

   -- Nie zapomnij o napiwku -- szepnąłem płacącemu, który tylko przewrócił oczami. Nie będąc pewny czy starszy zrobiłby to o co prosiłem, wyciągnąłem z portfela kilka banknotów i dołożyłem do zapłaty. Reszta przyjaciół dziwnie na mnie spojrzała, jednak szybko domyślili się moich zamiarów.

   -- Wiesz, że go nie kupisz? -- powiedział, jakby bez namysłu, Jongdae, a ja ledwo powstrzymałem się od sięgnięcia przez stół i uderzenia go w twarz, czego na prawdę starałem się nie zrobić. Powinien być mi za to wdzięczny Na te słowa uśmiech mojego anioła pobladł. Czyżby go uraziły? Musiałem uratować sytuację. Moi przyjaciele zaczęli się zbierać. Ja również wstałem, jednak po to, by złapać kelnera za ramię. Chłopak otrząsnął się i strzepnął moją rękę.

   -- Słucham? -- powiedział, na ułamek sekundy ściągając wargi w cienką linię, jednak nie umknęło to mojej uwadze. Wiedziałem, że reszta umilkła by podsłuchać czego chciałem od niższego chłopaka.

   -- Mam na imię Sehun -- przedstawiłem się i nie czekając na odpowiedź, ciągnąłem. -- Jak widzisz, nie jesteśmy stąd i nie mówimy po chińsku. Zostaniemy tu na jakiś czas, dla tego chciałbym cię poprosić o pomoc. Zapewne znasz jakieś miejsca, w których moglibyśmy się dogadać w naszym języku i przy okazji trochę zwiedzić. Mógłbyś mi może podać swój numer? Nikogo tu nie znamy a ty świetnie znasz koreański.

To się rozgadałem. Chłopak patrzył na mnie zupełnie beznamiętnym spojrzeniem. Gdzie ten sympatyczny uśmiech? Czyżby naprawdę czuł się urażony? Po chwili całkowitej ciszy wyciągnął przed siebie dwie ręce jakby chciał bym mu coś dał i popatrzył na mnie z dołu. Zaparło mi dech w piersiach. Dlaczego wygląda aż tak uroczo?

Potrzebowałem chwili by do mnie dotarło, że Chińczyk czekał na mój telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni, odblokowałem, włączyłem klawiaturę i położyłem na jego dłoniach. Widziałem jak kelner się zawahał, jednak ostatecznie szybko wpisał mi swój numer i zapisał jako kontakt. Oddał mi urządzenie, które przyjąłem od razu spoglądając na kontakt.

   -- A więc masz na imię Luhan? -- zapytałem odczytując imię zapisane w hangeulu na wyświetlaczu. Na prawdę bardzo mi się spodobało.

   -- Tak -- odpowiedział pracownik i skłonił się o kąt 90stopni. -- Do widzenia.

   -- Do widzenia -- uśmiechnąłem się, skłaniając się lekko i przytulając telefon do klatki piersiowej.

Kiedy całą ósemką opuściliśmy restaurację, ja nadal trzymałem smartphona przy sercu i z głupim wyszczerzem powiedziałem:

   -- Chłopaki, to jego tyłeczek zaliczę.

-------------------------------------------------------
* jeśli ktoś sobie tego nie mógł wyobrazić to o to chodzi ;-)w sensie o takie włosy, taką twarz ;-) no po prostu Lu Han :D


I jak wrażenia? ;-) piszcie co myślicie w kom ;-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro