1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lilly
(10 dni do świąt)

- Co o tym myślisz? - zapytała Amanda, machając mi przed twarzą ręką.

Szczerze mówiąc, nie słuchałam za bardzo, co do mnie mówiła, ponieważ byłam zajęta czytaniem ogłoszeń szkolnych. Zgadza się. Interesowałam się życiem szkolnym. Czy było to dziwne? W mojej szkole zdecydowanie tak. Mało kto wspierał działalność samorządu. Ja natomiast uważałam, że należy szanować ich pracę. Może i była to grupa ludzi zupełnie innych niż przeciętni uczniowie, mam tu na myśli ludzi z aspiracjami i ambicjami na coś lepszego niż byle jaki uniwersytet, ale właśnie to sprawiało, że nasza szkoła była najlepsza pod względem organizacji i eventów.

- Mogłabyś powtórzyć? - spytałam, zwracając swoj wzrok ku wysokiej, blond włosej dziewczynie.

- Pytałam, co myślisz na temat przełożenia sprawdzianu semestralnego na przyszły czwartek? - powtórzyła, starając się nie denerwować na mnie.

- Myślę, że to dobry pomysł. Wolałabym powtórzyć jeszcze kilka informacji - odparłam z uśmiechem, gładząc przyjaciółkę po ramieniu.
Na ten gest dziewczyna nieco się uspokoiła.

Dość często zdarzało mi się, że jednocześnie skupiałam sie na wielu rzeczach i jedna z nich zawsze była zaniedbywana. Starałam się by nie była to Amanda, ale nie wychodziło mi to za dobrze.

- Widziałaś ogłoszenie o szkolnym losowaniu świątecznym? - zagadnęłam, wskazując na tablicę korkową.

- Coś mi mignęło - westchnęła, wzruszając obojętnie ramionami.

- Hej dzewczyny! - usłyszałyśmy znajomy głos za plecami.

- Cześć, Bianca - powidziałyśmy niemalże w tym samym momencie.

Bianca była przewodniczącą samorządu. Na ogół chodziła w kolorowych rajstopach, długiej do kolan jeansowej spódnicy i kosmatym golfie. Oprócz tego była dość niska, miała czekoladowe włosy i równo sciętą grzywkę, która już nieco opadała jej na oczy. O! Mówiąc o oczach, to dodatkowo nosiła ona czerwone okulary z grubymi szkłami. Jak można więc wywnioskować, była dość charakterystyczną postacią.

- Jak wam się podoba mój pomysł? - pisnęła, uśmiechając się szeroko.

- Bardzo ciekawy - odpowiedziała Amanda.

Popatrzyłam to na przyjaciółkę to na Biance, kiwajac zgodnie głową.

- Tylko jak zamierzasz skłonić do udziału całą szkołę? Przepraszam, ale patrząc na drużynę futbolową, nie liczyłabym na cuda - odparłam smutno.

Być może nie było to z mojej strony zbyt miłe, ale szczerość dla mnie była najważniejsza.

- Ależ to proste! Stwierdziłam, że najlepszym rozwiązaniem będzie napisanie imion i nazwisk wszystkich uczniów na kartkach i losowanie podczas lekcji. A co lepsze, na kartce będą dwa imiona i nazwiska. Od razu dobieramy was w pary, żeby uniknąć problemów typu: "nie wiedziałem kogo mam", "nie chciało mi się sprawdzać" - oznajmiła na jednym tchu.

Powiedzenie, że byłam w szoku było zdecydowanie zbyt delikatne. Oczywiście, że chciałam wspierać jej plan, ale fakt, że mogli mnie przypisać do osoby zupełnie innej niż ja, albo takiej, której kompletnie nie znam był okropny.

- Bianca. Czy ty wiesz co możesz wywołać w szkole? - Spojrzałam na nią z kamiennym wyrazem twarzy.

Kątem oka widziałam, że moja przyjaciółka również jest zaskoczona pomysłem przewodniczącej.

- Tak, i uważam, że to nas wszystkich zjednoczy. A teraz wybaczcie, ale muszę lecieć na matematykę - powiedziała, po czym szybko zniknęła w tłumie.

Jeśli ona uważa, że przeciętny intelektualista spokojnie dogada się z pustą lalą, bądź na odwrót, to jest w ogromnym błędzie. Nie chce mi się wierzyć, że to wypali.

Po chwili zadzwonił dzwonek na lekcje, więc razem z blondynką podążyłyśmy na zajęcia z języka hiszpańskiego.

~*~

Po powrocie do domu nie miałam zbyt wiele interesujących rzeczy do roboty. Odrobiłam lekcje i postanowiłam, że resztę wieczoru poświęcę na powtarzanie do egzaminu. Razem z Amandą nie byłyśmy pewne czy uda się zmienić termin, dlatego wolałam pouczyć się, w razie gdybym musiała jutro to pisać.

Egzaminy semestralne obejmowały każdy przedmiot, którego się uczyłam, czyli angielski, historię, matematykę, hiszpański, historię sztuki i plastykę. Generalnie byłam pilną uczennicą i uczyłam się na bieżąco, dlatego nie miałam dużo materiału do powtórzenia, ale jednak przypomnienie sobie rzeczy z przeszło roku było nie lada wysiłkiem.

Moje notatki walały się po całym biurku i wokół niego, nie wspominając o pootwieranych książkach. Wszystkie ważne informacje podkreśliłam żółtym zakreślaczem i powtarzałam różne definicje do znudzenia.

Jednym słowem moje popołudnie było nudne. Kiedy tylko udało mi się zrobić małą przerwę, zadzwoniłam do przyjaciółki.

- Hejka. Jak tam idą ci przygotowania? - zaczęłam.

- Nie najgorzej, lecz mogło być lepiej. Nie wiem jak ty, ale ja się bardziej stresuje tym całym losowaniem - odparła blondynka.

- Starałam się o tym nie myśleć, ale teraz jak o tym mówisz, to też zaczynam się bać - powiedziałam, z przesadnym strachem w głosie.

- Serio? - spytała zdziwiona.

- Nie.

I w tym momencie obie wybuchłyśmy śmiechem. Nasza dalsza rozmowa polegała na plotkowaniu i wymienianiu się pomysłami co do dekoracji na wigilię klasową. Doszłyśmy do wniosku, że jesteśmy zbyt zaangażowane w to wszystko, ale nasza natura nie pozwalała na inne zachowanie.

Mimo, że powiedziałam przyjaciółce, że nie boje się jutrzejszego losowania, to w głębi duszy czułam, że nie dostane nikogo łatwego.
W tamtej chwili jeszcze nie wiedziałam, że niestety miałam racje.

***

Hejka kochani!
Na samym początku chciałabym ogromnie podziękować osobom, które zaczęły czytać to ff. Jestem wdzięczna za każdy komentarz i za każdą gwiazdkę 💕
Mam nadzieję, że ten rozdział się wam podoba i, że zostaniecie na dłużej ze mną.
Jutro pojawi się kolejny rozdział 💕
Tak więc papa!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro