[12] Słowa, sprawiające ból

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Hinata

Jak się okazało, uczenie z Kageyamą pomogło. Zaliczyłem angielski na 89%, matematykę na 75%, a japoński na 94%. Nigdy nie miałem takich dobrych stopnii.
Z tego co słyszałem to Tanaka i Noya-senpai też zdali wszystko bez żadnych problemów.

Czekaliśmy właśnie wszyscy na autokar. Mieliśmy pojechać gdzieś dalej od Tokio więc na pewno kilka godzin nam to zajmie. Wszyscy jednak są strasznie nie wyspani lub nieobecni. Jedynie Tsukishima miał słuchawki na uszach i był najbardziej wyspany.

Wszyscy oprócz Kageyamy staliśmy przed szkołą. Dziwiło mnie to, zważywszy na to, że to ja najczęściej się spóźniam. Dzwoniłem i pisałem do niego kilkadziesiąt razy, ale bez skutku. Budzik mu się zepsuł? Nagle zobaczyłem czarną postać biegnącą w naszą stronę. Nie musiałem nic robić, aby wiedzieć kto to jest.

-Przepraszam za spóźnienie!-zatrzymał się obok mnie. Autobus jak na zawołanie przyjechał w ostatnim momencie i zaczęliśmy pakować się do środka.

Jak zwykle usiadłem z Kageyamą. Kiedy tylko dotarlem na jedno z wolnych miejsc dostałem wiadomość, a w niej zdjęcie. Nie byle jakie zdjęcie tylko to, na ktorym spałem wtulony w Kageyamę. Spojrzałem na nadawcę, którym okazał się być Noya-senpai. Z jednej strony chciałem go udusić, a z drugiej dziękowałem mu z całych sił.

Po 3 godzinach podróży dotarliśmy do jakiegoś budynku. Nie był on zbytnio nowy, ale solidny i duży. Najważniejsze było to, że znajdowało się tam boisko do siatkówki. Na miejscu czekały już na nas pozostałe dwie drużyny.

-W końcu Karasuno przyjechało- zaczął środkowy Nekomy, Kuuro- Już myślałem, że was nie będzie.

-Bez nas to nie byłoby tak fajnie!-odpowiedział Noya-senpai.

Kageyama ciągle odwracał wzrok od drużyny Aoba. Pewnie obawiał się ich rozgrywającego, Tooru Oikawy. Kiedy po raz pierwszy z nimi graliśmy Kageyama był bardziej agresywniejszy. Tym razem postaram się, aby nie rozmawiał z nim tak dużo.

Stresuje się i to bardzo mocno. Noya-senpai namówił mnie, żebym w końcu powiedział o swoich uczuciach Kageyamie. Dlaczego to nie może być takie proste? Powinienem to powiedzieć w jakimś ustronnym miejscu. Niedaleko tego budynku znajduje się klif, otoczony drewnianym płotem. Jest tam nawet drzewo.

Każda drużyna miała własną salę, w której znajdowały się futony. Było ich tyle ile wszystkich zawodników.

Za chwilę mieliśmy grać mecz treningowy z Nekomą. Cieszyłem się, że Kageyama znowu może mi wystawić. Nawet jak tego nie robił to cieszyłem się na jego widok. Na sali panowała spokojna cisza. Nikt nie krzyczał, nikt nie odbijał piłki, tylko staliśmy i wpatrywaliśmy się w siatkę. Przepływała ode mnie spora dawka adrenaliny, której nikt nie mógł opanować. Samo myślenie o tym, że zaraz dotknę piłki sprawiało u mnie jeszcze więcej determinacji. Robiłem to co kocham.

Gwizdek oznaczający początek rozbrzmiał po całej sali. Ustawiliśmy się po naszej stronie siatki. Przeciwnicy rozpoczęli serwis. Piłka przeleciała przez siatkę, Daichi odebrał ją i odrzucił do Kageyamy. Wiedziałem, ż e zaraz wystawi. Kiedy piłka znalazła się przy nim poderwałem wszystkie swoje mięśnie i podskoczyłem przebijając okrągły przedmiot na drugą stronę siatki. Moje stopy dotknęły ziemi w ręce znów miałem dużą determinację.

Po jakimś czasie wygraliśmy pierwszego seta 25:23. W trakcie drugiego Nekoma prowadziła kilkoma punktami, ale dalej nie dawaliśmy za wygraną. Chcieliśmy to wygrać.

Kageyama serwował. Okrągły przedmiot przececiał za siatkę, ale została odebrana przez jednego z zawodników. Próbowali wystawić lecz Tsukishima i Asahi zablokowali ich co poskutkowało punktem dla Karasuno. Wszyscy byli szczęśliwi.

Piłka meczowa dla Nekomy. Nam brakowało 1 punktu, aby się z nimi równać. Kenma zaserwował w naszą stronę, jednak Noya-senpai odebrał piłkę jak przystało na libero. Tanaka odebrał i piłka znów była po drugiej stronie siatki. Myślałem źle, mając nadzieję, że piłka trafiła poza boisko. Myliłem się, tak samo jak oni. Piłka trafiła i dostaliśmy punkt. Myśleliśmy, że już po nas. Myśleliśmy, że nie am już dla nas szans. Tak się jednak nie stało. Czekała nas ostatnia akcja. Mecz leżał na naszych barkach. Daichi znów zaserwował. Piłka przeleciała na drugą stronę i z powrotem wróciła do nas. Kageyama miał wystawiać, a ja wiedziałem, że nie mamy szans z naszym zagraniem. Przyjął piłkę i już miał wystawiać do mnie kiedy sam przeżucił ją za siatkę. Nikt się tego nie spodziewał, poza mną. Bardzo dobrze wiedziałem, że gdyby wystawił mi lub Tanakce przegralibyśmy.

Wygraliśmy. To się teraz najbardziej liczyło.

W szatni było słychać nasze głośne krzyki zwycięstwa. Denerwowało mnie to trochę i od razu po przebraniu ruszyłem w stronę stołówki. Czekałem tam 20 minut. Wszystkie trzy drużyny usiadły w trzech oddzielnych stołach.

-Smacznego!- Daichi krzyknął do nas.

-Smacznego!- odpowiedzieliśmy.

Kageyama

Po skończonym posiłku wszystkie drużyny poszły do swoich sal.

Noya i Tanaka wymyślili coś głupiego, jak zawsze. Byli tak bardzo nakręceni, że porozwalali wszystkie futony.

Po sprzątaniu chciałem wyjść na świeże powietrze. Poszedłem na tyły, żeby usiąść na jednej z ławek. Zdziwiłem się kiedy zobaczyłem Hinatę. Siedział i wpatrywał się w gwiaździste niebo. W blasku księżyca wyglądał uroczo.

-Co tak siedzisz tu sam?- zapytałem, przysiadając się obok niego.

-Chciałem się przewietrzyć. Dzisiaj był meczący dzień.

-No w końcu wygraliśmy z Nekomą.

-Jutro podobno idziemy nad jezioro.

Nienawidzę tego wyjazdu. I co ja mam teraz zrobić? Wiem!

-Nauczysz mnie pływać?

Spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem. Aż tak bardzo przesadziłem?

-Z chęcią!-posłał mi swój typowy uśmiech Hinaty. Odwzajemniłem go.

-Chodźmy bo jeszcze Suga zacznie nas szukać. A ty wiesz jak to się skończy.

-Kageyama?

-Hmm?

-...Już nic.

Zasypiając myślałem co chciał mi powiedzieć Hinata. Czy to było coś ważnego? Czy to miało coś wspólnego ze mną? Z tą myślą zasnąłem.

***

-Jeśli nie wejdziesz do wody, moje nauczanie pójdzie na marne!

-Jesteś kiepskim nauczycielem!- jesteśmy nad jeziorem. Oczywiście ja boję się wejść do wody i kłucę się z Hinatą o to czy wejść czy nie wejść.

-Jeśli się boisz mogę Cię potrzymać za rękę.- wyciągnął do mnie swoją rękę, uśmiechając się.

-Już wolę te dmuchane rękawki.

Powoli wszedłem do wody. Nie było aż tak źle. Zanurzyłem się do szyi i patrzyłem jak inni pływają na głebinie. Czy tylko ja w drużynie nie potrafię pływać?

-I jak Ci się podoba pływanie?- rude włosy Hinaty trochę przyklapły.

-A jak myślisz? Miałeś mnie uczyć.

-Mówiłem. Albo pływasz ze mną za rękę, albo z rękawkami. Wybieraj.

Nie chciałem odpowiadać. W dwóch sytuacjach mogłem wyglądać jak debil. Nagle obok nas pojawiła się dmuchana piłka. Chwyciłem ją i zacząłem podpływać do chłopaków. Lepsze to niż dmuchane rękawki.

-Wybieram piłkę!

Pływałem z piłką uciekając jednocześnie od Hinaty. Poprosiłem go o naukę, a on takie coś wyprawia.

-Chyba przesadziłem z tymi rękawkami. Przepraszam Kageyama.-podpłynął do mnie i złapał za piłkę.

-Przebaczam, ale puść piłkę bo zaraz się utopię.

Puścił piłkę i dalej słuchałem jego monologu na temat pływania. Mogłem puścić tą piłkę.

Jakąś godzinę później ruszyliśmy w stronę Wesołego Miasteczka. Trener Ukai specjalnie znalazł je żebyśmy się bardziej, jak on to mówi: ''wyluzowali''.

Chciałem zbliżyć się do Hinaty, ale...nie byliśmy sami.

W miasteczku poszliśmy na kolejkę górską. Tym razem to Shouyou nie wytrzymał i zwrócił swój obiad na spodnie Asahiego. Chciałem się śmiać, ale nie w towarzystwie cierpiących spodni asa. I tu się akcja rozwija. Reszta zostawiła mnie z krewetką, a on chce iść na diabelski młyn. Zgodziłem się. Mogliśmy być sami.

Wszedliśmy do jednego z waginików i usiedlismy naprzeciwko siebie. Wszystko wyglądało przepięknie. Cicha muzyka grająca w radiu, prawie zachodzące słońce i jeden rudy idiota. Normalnie żyć nie umierać.

-Ładnie tu.-powiedział patrząc na zachodzące słońce.

-Masz rację.

Nie mogę nic powiedzieć. Odebrało mi mowę. Czy to są zalety zakochania się?

***

Wróciliśmy do budynku po zachodzie słońca. Fajnie było tak spędzić trochę czasu z tym energicznym pajacem.

Po kolacji nie chciałem z nikim rozmawiać. Nie z powodu osobistych tylko, że Oikawa zaczął ze mną rozmawiać. Uciekłem mu jednak na zewnątrz, ale tam też mnie dorwał.

-Król boiska ucieka?

-Nie nazywaj mnie tak.

-Co jest Tobio-chan? Pokłocileś się z kimś?

-Nie.

-A co z tym rudym? Jakiś taki mniej energiczny przy tobie.

-Nie nazywaj go tak!-odwróciłem się do niego przodem.

-Oo, król broni swojej księżniczki.

-Wcale nie.

-Tobio-chan się zakochał w Hinacie co?

-Nie jestem zakochany w Hinacie!

-A ja myślę inaczej.- odwrócił mnie do siebie plecami, a ja ujrzałem stojącego niedaleko nas Hinatę.

Stał w bezruchu, z jego oczu wypływały ciurkiem łzy. Zaczął biec jak najdalej, a ja pobiegłem za nim zostawiając Oikawę. Biegłem i w końcu go złapałem za nadgarstek.

-Hinata, proszę. Daj mi wyjaśnić.

-Wiesz co jest najgorsze?!-spojrzał na mnie swoimi czekoladowymi oczami. Były pełne bólu- Ja naprawdę się w tobie zakochałem!-wyrwał moją rękę z uścisku i pobiegł w nieznanym mi kierunku.

Nawet nie próbowałem go zatrzymać. Myśli nie chciały się uwolnić od nacisku stłumionego serca.

Co ja właśnie zrobiłem?

__________

Ohayo.

Wstyd mi za to jak potraktowałam Hinatę. Chciałam dodać tu trochę dramatyzmu i się udało.

Trzymajcie się.

Bo ja nie wytrzymalam i normalnie się poryczalam. (!_!)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro