[13] Drzewo

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Kageyama

-Chłopaki, Hinata zniknął!-wpadłem do pomieszczenia krzycząc na całe gardło.

-Co?!- Suga podbiegł do mnie z zatroskaną miną- Co się stało?!

-Em...trudno to wyjaśnić.- podrapałem się po karku.

-Dlaczego nagle zniknął?! 10 minut temu posłałem go po ciebie i nagle mi mówisz, że zniknął?! Coś ty mu zrobił?!- Noya rzucił się na mnie prawie wywracając.

-Teraz to nieważne! Trzeba zawiadomić trenera! Rozdzielamy się!- krzyczał Suga po czym wszyscy, prócz mnie i libero wybiegli z sali.

Jestem na siebie zły. To przeze mnie Hinata uciekł. Jedyne co się liczyło to żeby się znalazł.

-Wytłumacz mi to!

-Rozmawiałem z Oikawą. W pewnym monecie zapytał się mnie czy zakochałem się w Hinacie. Powiedziałem, że nie...a on to usłyszał.

-Idiota!-pacnął mnie w głowę.- Idziemy go szukać bo jeszcze coś sobie zrobi!

Rozdzieliliśmy się. Nie wiedziałem gdzie go szukać. Byłem wszędzie. W łazienkach, na boisku siatkówki, w lesie i na ławce. Usiadłem przed murami od wejscia do ośrodka.

Chcę się zapaść pod ziemię. I po co mi to wszystko było? Mogłem mu powiedzieć jak byliśmy w tym pieprzonym wagoniku! Gdybym to zrobił teraz nie siedziałbym tu, a Hinata byłby cały i zdrowy. Ale czym ja się przejmuję?! Przecież on nic sobie jeszcze nie zrobił!

Podniosłem głowę, którą trzymałem na kolanach. Po lewej stronie znajdowała się mała ścieżka. Postanowiłem pójść nią.

Ścieżka prowadziła do klifu, otoczonego drewnianym płotem z dość sporym drzewem. Przystanąłem pod drzewem. Czarne, jak smoła niebo było przyodziane milionami gwiazd. W tej ciszy dało się słychać delikatny szloch. Szloch?! Spojrzałem na górę i zobaczyłem rudą czuprynę na jednej z wyższych gałęzi.

-Hinata!

Szloch ucichł, a czupryna schowała się bardziej w konarach drzewa.

-Proszę, zejdź. Wszyscy się o ciebie martwimy.- odpowiedziała mi cisza.- Przepraszam. Porozmawiajmy. - wyciągnąłem ku niemu rękę. Po chwili zawachania wyłonił się z liści i chwycił ją.

Pomogłem mu zejść z drzewa i postawiłem go na trawę. Nie wiedziałem co miałem robić, ale przytuliłem go. Nie odwzajemnił gestu. Odsunąłem się.

-Mieliśmy rozmawiać.- zaczął po chwili niezręcznej ciszy.

-Ja...chciałem Cię przeprosić.

-Za co? Za to, że nie jesteś we mnie zakochany?- wzrok miał spuszczony w swoje buty.

-Nie o to chodzi. Po prostu...nie wiem co mam powiedzieć.- zebrałem kilka liści, które utknęły w jego rozczochranych włosach.- Myślałem, że jeśli Ci powiem to przestaniesz się do mnie odzywać.

-Powiedzieć co?-tym razem podniósł wzrok.

-To...ja...nie umiem dobrać tego w słowach.

-To po co tu przyszedłeś?

Właśnie. Po co?

-Po to aby, cię przeprosić i uświadomić sobie co czujesz.

Hinata

-Powiedzieć co?- podniosłem na niego wzrok choć starałem się tego nie robić.

-To...ja...nie umiem dobrać tego w słowach.

-To po co tu przyszedłeś?

-Po aby, cię przeprosić i uświadomić sobie co czujesz.

To szczęście, które miałem w sobie wyleciało w postaci słonej cieczy, potocznie nazywanym płaczem. Starałem się być silny, ale się nie udało.

-Nawet nie wiesz co czuje, a przychodzisz tutaj tylko dlatego, że nie chcesz abym sobie coś zrobił! Jestem kompletnym debilem!

-Masz rację. Nie wiem co czujesz i tym bardziej nie chcę abyś sobie coś zrobił, ale...coś ci powiem, a nawet pokażę.

-Ciekawe co?!

Kageyama przybliżył się do mnie i złączył nasze usta w pocałunku. Byłem w szoku. Chwilowe osłupienie trwało kilka sekund, po tym oddałem pocałunek pogłębiając go. Marzyłem o tej chwili od tak dawna, a teraz stało się to prawdą. Przeniósł swoje dłonie na moją talię, a ja na szyję przyciągając go bliżej siebie. Nie wiem ile trwaliśmy w takiej pozycji. Kilka sekund, minut, a może nawet godzin? Nie liczyło się to. Byliśmy teraz tylko on i ja. Oderwaliśmy się od siebie kiedy zabrakło nam tchu.

-Nie tylko ty jesteś debilem.

Nie wytrzymałem. Mój cały ból właśnie wyszedł, spadł kroplami po moim policzku, ukazując szczery uśmiech. Przytuliłem go, na co on odpowiedział tym samym.

-Kocham cię, Shouyou.

-...Ja ciebie też, Tobio.

Wróciliśmy do pensjonatu trzymając się za ręce. Kiedy tylko stanęliśmy przy drzwiach rozłączyliśmy się i otworzyliśmy je. W środku znajdowała się drużyna Karasuno. Byli źli, jak i szczęśliwi na nasz widok.

-Jezu, Hinata jak ja się bałem!- Suga zaczął przeczesywać każdy skrawek mego ciała- Nic sobie nie zrobiłeś?

-Nie. Wszystko jest w porządku. W jak najlepszym.

Nie wiedzieli co dokładnie miałem na myśli, ale to dobrze. Mi za bardzo się nie dostało, ale biedny Kageyama dostał wykład od Sugimamy.

Ten dzień, choć mógłby wydawać się najgorszym mogę uznać za najlepszy. Nie obchodzi mnie zdanie innych na temat naszej miłości. Będzie ona trwała na zawsze i jeden dzień dłużej.

***

Poranne światło świeciło mi w oczy ze zdwojoną siłą. Powoli otworzyłem oczy i ujrzałem przed sobą przepiękne granatowe tęczówki, przepełnione troską.

-Wstawaj śpiąca królewno.

-Jeszcze 5 minut.- zakryłem się kocem po sam czubek nosa.

-Wstajesz po dobroci, albo siłą. Wybieraj.

-Wybieram siłę.

-Niech Ci będzie- podniósł mnie, przeżucając przez ramię jak worek kartofli.

-Nie o to mi chodziło!- wierciłem się na jego ramieniu nie dając szansy stawić pierwszego kroku.

-Wybrałeś to co wybrałeś. Nieść cię dalej czy pójdziesz swoimi nogami?

-Postaw mnie!

Postawił mnie na podłodze opierając się przy tym ściany.

-Jesteś strasznie niemiły, Tobio.

-Przepraszam, że obudziłem cię ze snu, który trwał jakieś 11 godzin, Shouyou.

Odwróciłem się do niego i spojrzałem jeszcze raz na jego przejrzyste, granatowe oczy. A jednak to nie był sen. Podszedłem bliżej do niego składając na jego ustach delikatny pocałunek.

-Głodny jestem.

-Ty tylko o jednym myślisz.- wywrocił oczami i skierował się w stronę wyjścia. Ruszyłem za nim.

Znaleźliśmy się na stołówce, gdzie panował ogromny gwar. Kiedy tylko przekroczyłem próg wszystkie spojrzenia skierowane były na moją osobę. Usiadłem do stołu, udając, że nic takiego nie miało miejsca i zacząłem jeść śniadanie.

Byłem szczęśliwy. Ale nie tak, jakbym grał w siatkówkę, tylko 100 razy bardziej. Uśmiech nie schodził mi z twarzy.

-A co ty taki szczęśliwy?- zapytał Noya-senpai.

-Nie mogę być szczęśliwy?

-Możesz, ale dziś jesteś bardziej weselszy. Co robiłeś z Kageyamą?

-Rozmawiałem.

-Czyli szczegółów mi nie podasz?- zrobił przybitą minę.

-Nie.

Skończyłem posiłek i ruszyłem w stronę łazienek z nowymi ubraniami. Przebrałam się i znowu poszedłem do wyjścia. Jakaś wycieczka była zapowiadana.

-Hinata!-usłyszałem swoje imię i podbiegłem do tego kto mnie zawołał.

-Co jest Kenma?

-Podobno wczoraj zaginąłeś? Dlaczego?

-Emm...pokłociłem się z Kageyamą.- czułem się jakbym kłamał. Choć to była połowiczna prawda.

-Pogodziliścię się?

-Można tak powiedzieć.-zakończyliśmy rozmowę i poszliśmy w kierunku swoich drużyn.

Szedłem z Kageyamą. Czy to co zaszło wczoraj oznacza, że jesteśmy razem? Właściwie żaden z nas o to nie zapytał. Ale czy on to naprawdę mówił?

-Jesteś jakiś markotny.-podniosłem na niego wzrok.

-Nie, po prostu...cieszę się, że jesteś obok.- posłałem mu mój najszczerszy uśmiech. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że zostaliśmy sami.

-Lubię kiedy się uśmiechasz.- powiedział po czym złączył nasze usta w pocałunku.

__________

Proszę.

Nie mogłam was tak zostawić. Jakbym dała ten rozdział jutro albo pojutrze, zostałabym zjedzona. (>-<)

Do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro