"Ona jest moja, Blake"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie chciałam, aby Ethan przebywał w tym miejscu. Nie sądziłam też, że dotrzyma obietnicy i naprawdę jeszcze do mnie przyjdzie. Jednak mogłam na niego liczyć.

Pokazał to.

–Gdzie są twoi rodzice?.- zapytał cicho.

–Matka poszła do pokoju a ojciec jeszcze nie wrócił. Za to Ress wróci za chwilę. No i jeszcze muszę pójść po Molly.

–Nie zostawię cię samą z tym wszystkim.- powiedział cicho.- Nie, kiedy teraz najbardziej cierpisz.

–Nie mam innego wyjścia, Ethan. Musisz iść. Ja się tym wszystkim zajmę.- uśmiechnęłam się pocieszająco, aby nie widział u mnie tej niepewności. Musiałam ją szybko zamaskować.

–Żartujesz sobie? Ona cię znowu kurwa uderzy!

–Nie chciałam żebyś wiedział, do chuja.- mruknęłam.- Nikt nie mógł o tym wiedzieć.

–Że w twoim domu panuje przemoc? Żartujesz sobie?

–Idź lepiej do domu.- mruknęłam, wypychając z mieszkania.- Idź, proszę.

–Raven…

–Nie możesz tutaj być, nie chcę, aby i tobie coś się stało, dlatego idź. Później dam ci znać, co u mnie.

Nie odpowiedział. Widziałam tylko, że bardzo się wkurzył. Nie bez powodu uważałam, że jego oczy są jak ocean. Bo właśnie w nich szalał sztorm, nad który nie dało się zapanować. 

Wyszedł bez większego pożegnania w momencie, kiedy do salonu wróciła moja matka z papierosem w ręku.

–Rozmawiałaś z kimś?.- zapytała.

–Nie.- odpowiedziałam szybko i wróciłam do robienia obiadu.- Za dziesięć minut pójdę po Molly do przedszkola.

Nic nie powiedziała. Bo właśnie taka była nasza matka. Miała nas głęboko w dupie, szczególnie moje młodsze rodzeństwo. Ale jeżeli była pijana przez większość czasu to nawet bym nie chciała, aby chodź na krok zbliżała się do Ressa lub Molly. Nie ma mowy, że podniesie jeszcze raz na nich rękę. Nie dopuszczę do tego. 

Odstawiłam naczynia do zmywarki i sięgnęłam po kurtkę. Kiedy miałam już ubierać buty, do domu wszedł Ress z Molly. Oboje uśmiechali się jakby coś przeskrobali.

–Odebrałem Molly z przedszkola.- uśmiecha się.

–Oh, trzeba było mi napisać.- powiedziałam lekko zdziwiona.

–Chcieliśmy ci zrobić niespodziankę.- powiedział stając prosto, a Molly stanęła przed nim.- A więc…

–Co wyście wymyślili?.- zapytałam podejrzliwie, opierając się o framugę wejścia.

–Spotkaliśmy Ethana.- moje serce na moment stanęło.- I kazał to ci przekazać.- podał mi mały pakunek.

Zerknęłam raz na niego, raz na niebieską reklamówkę. Czułam coś miękkiego i dość przyjemnego. Zajrzałam do torebki i zdziwiłam się na widok turkusowej koszulki z numerem dwadzieścia jeden.

To była jego koszulka.

–Czy to jest jego?.- zapytała Molly.- Czemu dał ci ubranie? Przecież masz dużo ubrań w szafie!

–Nic nie rozumiesz, Molly.- powiedział Ress.

–Wytłumacz mi!

–A więc, jeżeli dziewczyna…

–Miałam zakład z Ethanem, a moją nagrodą była jego koszulka.- odpowiedziałaś szybko.- Koniec tematu, do jedzenia, już.

–Jezu…- westchnął Ress.

–Jestem Raven, głąbie.- uśmiechnęłam się głupkowato i razem z nim weszłam do salonu.

Jeszcze raz spojrzałam na koszulkę i mimowolnie przyciągnęłam ją do siebie, wdychając jej zapach. Pachniała nim, jego drogimi i cholernie mocnymi perfumami. Zauważyłam, że między materiałem była wciśnięta karteczka. Wyciągnęłam ją i zaczęłam czytać:

Mam nadzieję, że założysz ją na moim meczu, słodka Raven.

Oczywiście, że założę. Obiecuję, Ethan.

***

Dni mijały dość szybko, aż w końcu pewnego dnia obudziłam się w czwartek. Miałam na godzinę dziewiątą, a lekcji nie miałam, ze względu na dzisiejszy mecz. Z uśmiechem na ustach ubrałam czarne, luźne dżinsy, które wyglądem przypominały dzwony, koszulkę Ethana, która była na mnie lekko za duża, a na nią czarną, luźną bluzę. Włosy zostawiłam rozpuszczone, a mój ubiór przyozdobiłam jeszcze kolczykami oraz pierścionkami. Sięgnęłam po plecak i kurtkę i zeszłam na dół, pakując wcześniej przygotowaną sałatkę oraz wodę. Kiedy chciałam wyjść ktoś otworzył drzwi. I to był Nicholas, który wyglądał, jakby był pijany. Jednak, kiedy przyjrzałam się jego twarzy, zrozumiałam, że to nie z tego powodu kiwa się na boki.

–Kurwa mać, Nick!.- wzięłam go za ramię i zaprowadziłam na kanapę.- Co ci się stało?

–Idziesz do szkoły?.- zapytał zbaczając z tematu.- Niedawno byłaś chora, jesteś tego pewna?

–Jestem pełnoletnia, nie musisz się martwić. Bardziej to ja się martwię o ciebie! Odpowiadaj, co ci się do chuja stało?!.- zapytałam, biorąc jego twarz w dłonie. Miał limo na pół twarzy, siny nos, z którego leciała mu krew, ale też nie tylko. Miał rozciętą wargę.

–No nic…

–Gówno prawda.- warknęłam.- Dobra, spóźnię się, ale jesteś ważniejszy.- poszłam w stronę szafek, z której wyciągnęłam apteczkę. Aż mi się przypomniał moment, kiedy Ethan i Nick się pobili, a ja ich opatrywałam. Aż się uśmiechnęłam na wspomnienie, kiedy oboje wpatrywali się w siebie, jakby mieli zaraz się pobić. Przemyłam mu twarz ciepłą wodą i zaczęłam robić opatrunki.

–Tego tak się nie da zrobić.- powiedziałam, lekko spanikowana.

–Poradzę sobie.

–Nie wątpie.- wyciągnęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer, do którego chciałam napisać wiadomość. Dennis był chyba jednym z najlepszych przyjaciół mojego brata. Był na medycynie i wiedział, co robić. Nie chciałam dzwonić po lekarza czy zaprowadzać go do szpitala, bo dobrze wiem, jakby to się skończyło.

Kurwa, co ja mam z tą rodziną.

–Odpoczywaj tutaj.- pogłaskałam go po włosach i wyszłam z domu, ubierając wcześniej kurtkę oraz buty. 

Do meczu miałam jeszcze jakieś dwadzieścia minut, więc szłam spacerkiem, patrząc na ulicę. Miałam wrażenie, że coś tu się zmieniło. Co prawda, była zima, ale ja tej zimy nie czułam. Nie tylko przez brak śniegu, ale też dlatego, że było w miarę ciepło.

Minęłam kawiarnię, w której pracowałam, a na koniec skręciłam i zobaczyłam moją szkołę. Weszłam na jej posesję i zobaczyłam Maddie, która właśnie dokańczała papierosa. Kiedy mnie zauważyła, rzuciła niedopałek na ziemię i zdeptała butem, uśmiechając się.

–I jak tam? Wyzdrowiałaś?.- zapytała, przytulając mnie na powitanie.

–Uznajmy, że tak. A ty? Jak spędziłaś ostatni tydzień?

–Na poprawkach. Nic mi nie wchodzi, a egzaminy już są tak blisko…

–Skup się na tych najważniejszych przedmiotach, serio.- uśmiechnęłaś się, aby ją trochę pocieszyć.- Idziemy?

–Na mecz? Chętnie. Już nie mogę się doczekać, aż piłka wyląduje na tym tępym łbie Blake’a.

–Też chcę to zobaczyć.- weszłaś do szkoły.- Jestem ciekawa, czy zrobił swoją część projektu z historii.

–Znając go pewnie nie. Ale to będzie tylko i wyłącznie jego wina.

–Mam nadzieję, że ta baba z historii nie odejmie nam punktów przez niego.

–Jej złośliwość nie ma granic, nie łudź się, że będzie inaczej.

Niestety, sprawiedliwość w tej szkole była taka, że jej nie było. Nie ważne, w jakiej kwestii. Tak bardzo się cieszę, że jeszcze tylko pół roku i wyjadę na studia. Oczywiście, jeśli mój plan się uda.

Weszłyśmy na salę gimnastyczną, na której było dużo osób. Udałaś się na samą górę, obok dziewczyny jednego z siatkarzy. Uśmiechnęła się do was.

Było za gorąco, dlatego już teraz zdjęłam kurtkę oraz bluzę, ukazując bluzkę Ethana z jego numerem.

–Raven.

–Tak, Maddie?.- zapytałam niewinnie.

–Możesz mi powiedzieć, co to znaczy?.- pokazała palcem na moją koszulkę.

–Długa historia, mówiłam ci.

–Jesteście wrogami od pierwszej klasy i nagle ubierasz jego koszulkę? Nie mówisz chyba, że coś między wami…

–Nie. Nic między nami nie ma. Zrozum to, Maddie.- powiedziałam trochę zbyt donośnie.

–Zaprzeczasz.- uśmiechnęła się wrednie.- To coś oznacza.

Już chciałam jej coś powiedzieć, ale w tym samym czasie rozbrzmiał po sali gimnastycznej głos naszego nauczyciela od wychowania fizycznego, który z dumą ogłaszał mecz. Był pewny, że nasza drużyna, mówiąc, że szkoła sportowa nie ma z nami szans. Cóż, mocne słowa.

Na jedną stronę boiska weszła szkoła sportowa, a na drugą nasza drużyna. Gdzieś w tłumie zobaczyłam blond czuprynę Ethana i z dumą podniosłam klatkę piersiową pokazując, że jestem z nim.

Mecz się zaczął, a wszyscy kibicowali swojej drużynie. Ukradkiem spojrzałam na lewo, gdzie znajdowała się ta słynna komisja egzaminacyjna uniwersytetu. Miała sprawdzić, jaki zawodnik w szkolnej drużynie sprawdza się najlepiej, a dostanie propozycję dołączenia do klubu. Wiedziałam, że Ethanowi bardzo na tym zależało, dlatego nie dziwiłam się, kiedy zaczął się popisywać na boisku. Szczególnie, kiedy zauważył, że na niego patrzyłam. Po kolejnym idealnym serwie chłopaka, ten zaczął tańczyć ze szczęścia. Za każdym jego “małym zwycięstwie” kibicowałam mu coraz głośniej. Widać, że Ethan bardzo kocha siatkówkę oraz to, że bardzo mu zależy na drużynie jak i na wygranej. Tak bardzo mu kibicowałam. Zasługiwał na to.

Do końca meczu zostało mało czasu, a był remis. Wystarczył jeden cholerny punkt, aby chłopcy z naszej drużyny znaleźli się na liście najbardziej pożądanych siatkarzy. 

Dziesięć sekund. Dziesięć pieprzonych sekund dzieliło wygraną. Jedna przebitka. 

I nagle sen okazał się prawdą, bo właśnie Ethan przebił piłkę na drugą stronę, dezorientując przy tym połowę drużyny przeciwnej. Drę się na całe gardło, wołając jego imię. Jestem z niego tak cholernie dumna. Osiągnął to, co chciał zapewne od lat. Obecnie bije rekordy, osiągnął coś, co dla niektórych mogło być nieosiągalne. 

Ale zrobił to.

Udało mu się.

–Wcale między wami nic nie ma.- mówi Maddie, kiedy tłum się uspokaja.

–Zamknij sie.- mówię krótko, wracając spojrzeniem na chłopaka.

–Może idź mu pogratuluj?.- sugeruje.- Na pewno będzie zachwycony.

Nie wiedziałam czemu, ale czułam nutkę sarkazmu.

–A wiesz. To dobry plan.- mówię i schodzę na dół.

Chyba się tego nie spodziewała, ale co tam. Zeszłam na dół i poszłam w stronę szatni. Na moje nieszczęście musiałam przed nią spotkać tego dupka Blake’a.

–Raven. Ja miło cię widzieć.- powiedział sarkastycznie.

–I nie wzajemnie. Jest może Ethan w środku?

–Wytłumacz mi. Jak mam go widzieć w środku jak jestem na zewnątrz, co?

–Gdyby twój mózg załapał, że chodziło mi, czy ogólnie go widziałeś. Ale zapomniałam, że nie umiesz myśleć. Tak samo jak podawać.

Blake dał mi do zrozumienia tego, co zrobiłam. Wbił we mnie swoje palce i rzucił na drzwi od szatni chłopaków.

–Kim ty jesteś, aby mi mówić co umiem a co nie?

–Kimś, kto wyraża swoją opinię, dupku. I ma do tego pełne prawo. Też tego nie wiedziałeś, że każdy ma prawo do wyrażania swojego zdania, czy to też trzeba ci tłumaczyć?

–Jesteś chyba najbardziej wkurwiającą osobą, jaką znam.- warknął.- Popamiętasz mnie jeszcze, Evans.

–Nie tylko ty jesteś mściwy, Blake.- złapałam go za rękę i obróciłam nas tak, że to teraz ja go przycisnęłam do drzwi. Jestem ciekawa, czy ludzie w środku są świadomi tego, co się teraz dzieje.- Teraz to ja rozdaję karty, Willis. Jeżeli nie chcesz zobaczyć, do czego jestem zdolna, to lepiej daj mi spokój i strzeż się na każdym kroku. Chyba, że pewnego dnia nie chcesz się obudzić.

–Ty mała dziw…

Nie dokończył, ponieważ blond włosy chłopak odciągnął mnie od Blake’a. Zmierzył go spojrzeniem, którego sama się wystraszyłam.

–Nie dotykaj jej, Blake. Ona jest moja, do cholery.

–Ogarnij lepiej swoją laskę, Ethan. Bo jak nie, to ja to zrobię.

–Spróbuj chociaż stać w jej obecności do co najmniej dwóch metrów, a piłka, którą dzisiaj graliśmy wyląduje w twoim gardle, jasne?!.- warknął.

Szczerze? Nie spodziewałam się tego po nim. Przecież…oni się przyjaźnili, prawda? Dlaczego on coś takiego zrobił? Dla mnie?
Nie mogłam nic z siebie powiedzieć. A nawet gdybym chciała to i tak bym tego nie zrobiła, bo właśnie Ethan rozluźnił swój ucisk i zaprowadził mnie gdzieś.

Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!❤
Miałam go wstawić wczoraj, ale coś nie mogłam🥲

Miłego dnia/nocy/wieczoru!❤
M

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro