Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mimo początkowych zamiarów, Liam kwiaty poszedł kupić sam. Przeszukał wiele kwiaciarni, ale, ku ogólnemu zdziwieniu, azalii nie dostał. Zależało mu na tym kwiecie, bo jego matka lubiła go najbardziej. Więc, niczym odchudzająca się kobieta, latał po całym mieście w poszukiwaniu tego niezwykłego skarbu. Na włączonym telefonie cały czas ukazywały mu się wszystkie możliwe kwiaciarnię. Wreszcie zdecydował się na tą najbliższą szkoły jego siostry.

Budynek nie należał do najnowszych. Zrobiony był z desek, nadgryzionych już zębem czasu. Na dachu kwitło kilka kwiatków i Yorokobi nie miał pewności, czy było to celowe. Przed samą kwiaciarnią było ich jeszcze więcej i ku uradowaniu Liama, znalazła się wśród nich azalia. Wszedł szybko do środka i żeby nie marnować czasu, podszedł do lady.

Stał na niej mały dzwoneczek, podobny do tych w portierni. Zadzwonił więc kilka razy i czekał.

Z zaplecza wyszedł pracownik o białych włosach. Yorokobi rozpoznał w nim nowego członka klasy.

-Noah?-mruknął, patrząc na chłopaka. Teraz wydawał się inny, jeszcze bardziej niezwykły. Na głowie miał turkusową chustę, zawiniętą w stylu starej babci. Związane w kucyk włosy odsłaniały posiniaczoną szyję. Spod bladozielonego fartucha wystawała biała bluzka z krótkim rękawem. Podwinięte do kostek szare spodnie, pokazywały siatkę żył na nogach. Biała róża nadal była piękna.

-Hmm?-z ust Kanashimiego wyrwało się pytające mruknięcie-Oh, Liam o ile dobrze pamiętam?

-Zgadza się.-czarnowłosy uśmiechnął się szczęśliwy, że słońce zapamiętało jego imię.

-Cieszę się.-powiedział, choć na to nie wyglądało-Co sobie życzysz?

Liam rozejrzał się w poszukiwaniu kwiatu.

-Azalia doniczkowa.-powiedział w końcu, wskazując na roślinę.

Noah kiwnął głową i wyszedł zza lady. Yorokobi uważnie przyglądał się jego drobnemu ciału, które odznaczało się spod dość lekkiego ubioru.

-Jaki kolor?

-Biały.-odpowiedział bezwiednie, przyglądając się jego skórze.

Noah sięgnął doniczkę i podał ją chłopakowi. Liam zwrócił uwagę na jego szorstkie dłonie, rozumiejąc nagle przyczynę ich stanu. Praca w kwiaciarni wiązała się z kolcami, zimnem i wodą.

-Dziękuję.-odpowiedział i zapłacił cenę, widniejącą na doniczce.

-Do zobaczenia w szkole, Noah!-krzyknął na odchodne.

-Tak, do zobaczenia.-odpowiedział mu ciszej białowłosy.

Wtorek nie jest zły. Jest lepszy od poniedziałku, ale gorszy od czwartku. Nie ma szans konkurować z piątkiem czy też sobotą, ale taką środą lub niedzielą, jak najbardziej. I 3A uważała tak samo.

Dzień zaczynał się dla nich wyjątkowo dobrze. Wiedza o społeczeństwie nie była przedmiotem wymagającym. Większość najzwyczajniej spała lub odrabiała zaległości. Liam natomiast wpatrywał się w białą różę.

Kanashimi wydawał się być niewyspany. Do tego jego ubrania pachniały mocnymi, męskimi perfumami. Białowłosy co chwilę marszczył nos, niezadowolony z zapachu, co utwierdziło Liama w tym, że na pewno nie należą do słońca. Tylko skoro nie były jego, to czyje?

Z torby Noaha wydobył się słaby dźwięk, przychodzącej wiadomości. Fiołkowe oczy zamrugały otępiałe, jednak chłopak wyjął telefon. Yorokobi zapuścił żurawia, ciekaw, jaką wiadomość dostał Kanashimi.

Przyjdź dzisiaj o 20. Little Fairy ma ostatnio powodzenie i potrzebujemy więcej pracowników.

Liam spojrzał z zainteresowaniem na białowłosego. Czymże jest to Little Fairy? I jaki ma związek z Noahem? Po chwili chłopak odpisał.

Ok

W głowie Liama pojawiła się wspaniała myśl. Skoro i tak nie ma żadnych planów, to może wybierze się do tego Little Fairy, czymkolwiek ono jest? Dzwonek na przerwę rozbrzmiał w uszach uczniów, którzy niczym poparzeni zerwali się z krzeseł. Z torby Noaha wypadła fioletowo-niebieska karteczka z jakimiś literami. Yorokobi czym prędzej podbiegł do niej i chwycił w dłoń.

ul. Washingtona 8 5/7 "Little Fairy"

Liam miał ochotę roześmiać się w głos. Prawdopodobnie właśnie wyczerpuje swój życiowy zapas szczęścia. Szybko przepisał adres i wybiegł z klasy w poszukiwaniu Kanashimiego.

Znalazł go, siedzącego przed klasą biologiczną. Zupełnie samego z niewyraźnym, zmęczonym uśmiechem.

-Hej!-krzyknął do niego-Wypadło ci z torby.-powiedział, wręczając mu karteczkę.

Noah, zauważając co na niej jest, zarumienił się wstydliwie.

-Dziękuję-mruknął w odpowiedzi i gdy czarnowłosy już odchodził, złapał go za ramię-Liam proszę, nie przychodź nigdy pod ten adres.

Yorokobi spojrzał na niego zdziwiony. Dostrzegając przerażenie i desperacje w fiołkowych oczach, zapytał.

-Dlaczego? Czy coś jest nie tak z tym miejscem?

Białowłosy zmieszał się, unikając odpowiedzi. Nie uśmiechało mu się powiedzieć, czym dokładnie jest owe miejsce.

-Nie, nie, po prostu to dość niebezpieczna dzielnica.-odparł wreszcie ze słabym uśmiechem.

Skoro jest niebezpieczna, to czemu tam chodzisz, Noah? Dlaczego pracujesz w takim miejscu? Liam dałby wiele, żeby mieć odwagę, wypowiedzieć te słowa.

Nie odpowiadając białej róży, uwolnił ramię z uścisku i odszedł. Niczego nie obiecywał, bo wiedział, że i tak tam pójdzie. W końcu życie bez kłopotów jest nudne, prawda?

Zadzwonił dzwonek. Głośny i przeciągły, jakby nie miał zamiaru się kończyć. Yorokobi zawrócił i razem ze słońcem wszedł do sali. Patrzył na niego zastanawiając się, jak wiele tajemnic może skrywać i czy na pewno chce je poznać. Rozmyślanie na lekcjach daje nam o wiele więcej, niż można by przypuszczać. Dużo dało także Liamowi. Dużo, bo był pewien, że Kanashimi nie jest mu obojętny. Nie nazwałby tego miłością, raczej zauroczeniem. Jednak czarnowłosy nie był pewien, czym był zauroczony. Właściwie można się zauroczyć po dwóch dniach znajomości? A jeśli tak, to czy z tego może być coś więcej? Tik tak, tik, tak. Ten dźwięk jest realny, czy tylko w jego głowie?

Kolejny raz dzwonek brutalnie zmienił scenerię. Na korytarzu znowu było tłoczno. Wszystko działo się tak samo i tylko niespokojne serce Liama postanowiło zabić intensywniej.

Yorokobi przedzierał się przez miasto z determinacją godną żołnierza. Zmierzał do Little Fairy, nadal nie wiedząc czym jest. Chociaż już się domyślał.

Wreszcie wielka, neonowa tablica rozjaśniła chodnik i część ulicy. Dzielnica naprawdę nie wyglądała najlepiej. Przypominała jedno z tych miejsc, gdzie najemnicy szukają pracy, dilerzy prowadzą interes, a znudzone nastolatki szukają rozrywki. Prezentowała się źle.

Liam wszedł do klubu nocnego. Tak, Little Fairy było klubem nocnym. I to nie byle jakim! Takim w sam raz dla osób o niestandardowej orientacji. W środku byli niemalże sami mężczyźni. W paru miejscach jednak można było zobaczyć dziewczyny, ale były raczej w zbitych grupkach.

Yorokobi wszedł pewnie do klubu. Miał już osiemnaście lat, więc prawnie nie było żadnych przeciwwskazań. Usiadł przy stoliku idealnym do obserwacji otoczenia. Znajdował się przy ścianie naprzeciwko baru, mniej więcej pośrodku pomieszczenia. Na blacie stał duży, czerwony guzik, a pod nim napis.

Zamów kelnera.

Liam zmarszczył brwi nie bardzo zrozumieją, co to może oznaczać. Jak można zamówić kelnera? Czy może chodzić o......? Czarnowłosy przeraził się własnych myśli. Dla odciągnięcia uwagi od tajemniczego przycisku, zaczął rozglądać się po lokalu. Pracownicy mieli stroje.......elfów......i wróżek.

Barman miał długie blond włosy, a na czole coś podobnego do korony z liści. Do uszu miał przyczepione drugie, bardziej spiczaste. Oczy pomalowane były jasnymi, brokatowymi cieniami, a usta w kącikach lekko zielone. Na sobie miał strój elfa, wersja dla dorosłych. Było więcej koronki i bardziej odsłaniał obojczyki.

Maturzysta uważnie śledził pomieszczenie, aż w końcu, w nikłym świetle fioletowych lamp, zobaczył białe włosy. Ich właściciel stał przy jednym ze stolików i spisywał zamówienie. Liam wnioskował, że jego strój dużo nie odbiegał od innych, jednak w tym świetle nie widział szczegółów. Ale jednego był pewien. Białowłosym kelnerem na pewno był Noah Kanashimi. Nie było mowy o pomyłce.

Słońce podeszło do baru i podało kartkę elfiemu królowi. Barman spojrzał na nią i wyjął trzy średniej wielkości szklanki. Spod lady wyciągnął dwie butelki alkoholu. W jednej był bursztynowy płyn, a w drugiej błękitny. Liam nie wiedział czym był owy alkohol, ale zapewne po jego spożyciu można już wziąć szpadel i kopać sobie dołek.

Noah przejął zamówienie i odniósł je do stolika. Dwójka mężczyzn patrzyła na nie jak zaczarowana i tylko trzeci wpatrywał się w Kanashimiego. Gdy chłopak odwrócił się by odejść do kolejnego stolika, klient klepnął go w tyłek. Liam widział, jak Noah spina się, ale białowłosy nic nie powiedział. W Yorokobim zawrzało i już chciał podejść do niekulturalnego mężczyzny, jednak biała róża kierowała się w jego stronę.

-Co podać?-zapytał miło chłopak i uśmiechnął się pogodnie. Czarnowłosy przyjrzał się mu dokładnie. Jego strój nie odbiegał wielce od tego barmana z małą różnicą. Ten, który miał na sobie Noah, był srebrny, a przy nogach były rozcięcia, jak w damskiej sukience. Gdyby Kanashimi wypiął biodro, materiały zsunąłby się i odsłonił całą nogę. Jego biełe włosy zawiązane były w wysokiego kucyka i odkrywały elfie uszy. Usta w kącikach zamiast na zielono pomalowano na biało. Cały jego strój dodawał mu niezaprzeczalnie uroku i sprawiał wrażenie, jakby Noah był nieosiągalnym pięknem.

-Ja..-zaczął chłopak, ale przerwano mu nad wyraz brutalnie.

-Liam!?-niemal krzyknął białowłosy-Co ty tutaj robisz? Mówiłem żebyś nie przychodził!?

Yorokobi westchnął.

-Ciszej.-upomniał go-Wszyscy klienci na nas patrzą.

Noah obejrzał się po lokalu. Oczy siedzących najbliżej faktycznie były zwrócone w ich stronę.

-Tak w ogóle to ja powinienem spytać cię, co tu robisz. I co to za strój?-głos Liama był nienaturalnie piskliwy.

Noah, jak rażony gromem, złapał za dół ubrania i delikatnie pociągnął. Yorokobi tylko prychnął.

-Pracuję, jakbyś nie widział. A teraz mów co chcesz, bo nie mam czasu.--warknął zirytowany białowłosy.

Liam przyjrzał się mu uważnie.

-Siadaj, chcę z tobą porozmawiać.

-Czy ja nie wyraziłem się jasno? Nie mam na to czasu, Liam. Jestem w pracy.-odpowiedział dosadnie Noah.

Yorokobi uznał, że czas na radykalne środki. Spojrzał na czerwony guzik, a potem na fiołkowe oczy w których idealnie odzwierciedlało się napięcie. To utwierdziło Liam w przypuszczeniach, więc wcisnął. Guzik zaczął świecić, a Noah westchnął. Wyjął spod ubrania kartę i przyłożył do niego. Światło od razu przestało świecić. Na tablicy przy barku wyświetliła się informacja o zamówieniu kelnera.

-Teraz masz czas?-zapytał z perfidnym uśmiechem.

Noah mruczał jeszcze coś pod nosem, ale usiadł przy stoliku. Odstawił plastikową tacę i spojrzał na czarnowłosego.

-Powiesz mi, czemu tu pracujesz?

Liam czekał i patrzył na chłopaka wyczekująco.

-Dlaczego miałbym?-zapytał wreszcie.

Yorokobi westchnął. Spodziewał się takiej odpowiedzi.

-Bo jestem twoim kolegą z klasy?-zapytał z nadzieją, ale widząc minę Noaha, zmienił taktykę-Bo jeśli mi nie powiesz, to każdy w szkole dowie się, że pracujesz w klubie dla gejów?

Kanashimi spojrzał na niego z niedowierzaniem.

-To jest szantaż!

-Doskonale o tym wiem.-odparł z uśmiechem czarnowłosy i założył ręce za głowę, wygodniej siadając na kanapie.

Noah westchnął, poddając się. Chce wiedzieć? Proszę bardzo! Tylko niech potem da mu spokój.

-Potrzebuję pieniędzy.-odpowiedział po prostu.

-Domyśliłem się.-odparł ironicznie Liam-Ale dlaczego tutaj? Nie pracujesz w kwiaciarni?

-Pracuję. Ale to za mało.

Liam spojrzał na niego zdziwiony. Po co nastolatkowi tyle pieniędzy?

-A co z twoimi rodzicami? Nie pracują?

Noah zawachał się. Myślał chwilę nad odpowiedzią, nie wiedząc jak powinien wybrnąć z tej sytuacji.

-Mój ojciec jest chory. Nie zawsze może pracować.-odpowiedział w końcu, a Liam zwrócił uwagę, że zamiast powiedzieć "tata" powiedział "ojciec".

-A co z matką?

Kanashimi zamilkł na chwilę.

-Ja....-zaciął się, a kontynuował już ciszej-nie mam mamy.-tym razem użył delikatniejsze określenia, co też nie umknęło uwadze Yorokobiego.

Liam zmieszał się. Wiedział, że poruszył wrażliwy temat i czuł się z tym źle. Nie wiedział o co mógłby jeszcze zapytać.

-Przepraszam.-mruknął-Ja... mogę ci pomóc.

Noah podniósł gwałtownie głowę. Jego oczy zrobiły się duże jak pięciozłotówki.

-Jak niby zamierzasz to zrobić?-prychnął białowłosy. Kanashimi wiedział jak wygląda poszukiwanie pracy, gdy jesteś nieletni. Pracujesz na pół etatu za marną pensje. Cudem udało mu się zatrudnić w kwiaciarni. Ale to było za mało. Szukał pracy na noc, a jak wiadomo, jedynie kluby są w stanie ją zapewnić. Może nie było to do końca legalne, ale Noah nie miał czasu się tym przejmować.

-Poszukamy ci normalnej pracy.-zaczął Liam, nie zwracając uwagi na sceptyczną minę białowłosego-Jest mnóstwo kawiarni i restauracji, które potrzebują ludzi na nocną zmianę.

-I jeszcze więcej chętnych.-odparł smętnie Noah-Szukałem już takich ofert, ale nie przyjmą mnie, bo nie mam osiemnastu lat.

Yorokobi zmarszczył brwi.

-To dlaczego przyjęli cię tutaj?

Kanashimi pluł sobie w brodę. Był zły na siebie, że nie potrafił trzymać języka za zębami.

-P...uje t... ...egalnie.-mruknął niewyraźnie.

-Co?

Noah westchnął i zebrał się w sobie.

-Pracuję tu nielegalnie.-odparł, a jego policzki pokryły się wstydliwym rumieńcem.

Brwi Liama podniosły się naprawdę wysoko.

-To nienormalne. O tym powinna dowiedzieć się policja! Oni wykorzystują nieletnich. Ilu takich jak ty jeszcze tu pracuje?-Liam nieświadomie podniósł głos. Zastanawiało go, jak bardzo musiał być zdesperowany Noah, żeby zatrudnić się w takim ohydnym miejscu.

-Czterech, razem ze mną.

W Liamie zawrzało.

-Do której pracujesz?-zapytał na pozór spokojnie.

-Do drugiej.

Czarnowłosy spojrzał na zegarek. Jeszcze dwie godziny.

-Poczekam.-uśmiechnął się do Noaha.

Białowłosy westchnął, ale także pozwolił sobie na uśmiech. Uparci ludzie są niezwykle wyjątkowi. Błyszczą wszystkimi odcieniami szarości. Tak, szarości. Bo ludzie uparci nie mogą być kolorowi. Stąpają twardo po ziemi, nie pozwalając sobie na chwilę zwątpienia. Dlatego nie mają czasu na pomalowanie swojej duszy.

Kanashimi wcisnął guzik, odwołując kelnera, czyli samego siebie i odszedł od stolika. Błękitne oczy Liama podążały za nim i uważnie obserwowały każdego klienta. Był jak pies gotowy do ataku.

Zmiana białowłosego dobiegła końca. Niemalże martwy Liam stał przed tylnymi drzwiami i czekał na towarzysza. Zepsuta lampa grała z nim w grę, co chwila gasnąc i zapalając się ponownie. Wszystko wokół było przerażające i przybierało nierealne kształty. I w końcu, po latach oczekiwań, z zaplecza wytoczył się Kanashimi. Tylko, że wyglądał.........inaczej.

Włosy Noaha związane były w niechlujnego kucyka z którego wypadało kilka jasnych pasm. Twarz miał lekko zaczerwienioną od mleczka do demakijażu. Na szczupłe ramiona założył skórzaną kurtkę, która śmierdziała alkoholem. Pod nią pomięta, biała koszulka, delikatnie na niego za duża, tak samo jak wytarte dżinsy. Stare, brudne glany i czarny kapelusz w dłoni dodawały mu niecodziennego wyglądu. Zdawało się, że ściśle należy do świata, z którego Yorokobi tak bardzo chciał go wyciągnąć. A może tak właśnie było?

-Myślałem, że umrę, czekając na ciebie.-żąchnął się czarnowłosy.

Kanashimi zaśmiał się i uniósł zamykające się powieki. Cienie pod oczami jeszcze bardziej dopasowywały go do świata narkotyków i rozpusty.

-Chodźmy.-mruknął sennie i pociągnął Liama za rękę.

Wyszli na nieznanej Yorokobiemu drodze. Bardziej mrocznej, brudnej i ohydnej. Jakby szli prosto do piekła. Zresztą niewielka różnica.

Starszy chłopak podskakiwał z każdym usłyszanym szmerem. Był zaniepokojony w przeciwieństwie do młodszego. Kanashimi szedł pewny siebie, sprawiając wrażenie kogoś, kto jest częścią tej dzielnicy. Zachowywał się zupełnie inaczej, niż w szkole. Jakby założył maskę. A może wręcz przeciwnie? Może właśnie teraz ją zdjął?

Spomiędzy starych budynków dobiegł ich jakiś odgłos. Jak przewracający się kosz na śmieci. Albo ze dwa sądząc po nasileniu hałasu. Ze szczeliny wypełzł marnie wyglądający chłopak. Rude włosy sterczały mu na wszystkie strony, a ubrania wisiały na wychudłym ciele. Mimo nie najlepszego wyglądu podszedł do nich żwawym krokiem.

-Hejo, Noah!-zawołał nieprzytomnie i wygrzebał z kieszeni małe woreczki.-Chcesz jakiś towar? Specjalnie dla ciebie mam kilka psychotropów.

Liam patrzył na to wielkimi oczyma. Chciał odepchnąć dilera, ale Kanashimi nie wyglądał na zdenerwowanego albo przynajmniej zdezorientowanego. Stał i patrzył na rudego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

-Dzięki Charlie, ale nie tym razem.-powiedział w końcu i uśmiechnął się do chłopaka.

-Twoja strata.-wzruszył ramionami chłopak.-To co, powitalno-pożegnalny misiak?-zapytał z uśmiechem i rozłożył ramiona.

Noah zaśmiał się gardłowo i podszedł do znajomego. Zamknął go w męskim uścisku i poklepał po plecach.

-Trzymaj się Charlie-mruknął chowając dłonie do kieszeni na tyłku-Do następnego, Rudy.

-Ta, do następnego, Wróżko.-odpowiedział mu raźno rudowłosy i odbiegł w poszukiwaniu klientów.

Słyszeliście ten głośny huk? To właśnie szczęka Yorokobiego uderzyła o ziemię. Nadal patrzył w niemym zdziwieniu na białowłosego. Oczekiwał wyjaśnień, które nie nadchodziły.

-Możesz mi powiedzieć, kto to, do cholery, był?-warknął wreszcie. Noah obrzucił go zmęczonym spojrzeniem.

-Charlie Davenport. Dobry chłopak tylko sytuację ma kiepską.-powiedział, ale widząc pytanie w oczach Liam, rozwinął.-Ojciec siedzi w więzieniu za napaść. Matka szlaja się po mieście w poszukiwaniu monopolowych, a on musi zarabiać. Ma jeszcze młodszego brata chorego na cukrzycę, a insulina darmowa nie jest. Kiedyś pracował ze mną w klubie, ale za mało mu płacili. W zasadzie to znamy się właśnie z Little Fairy.

-I kupujesz od niego narkotyki?-zapytał trochę łagodniej czarnowłosy.

Noah zmieszał się niepewny co odpowiedzieć.

-Nie.-odparł w końcu.

-Ach tak? To co miało oznaczać "nie tym razem"?-sarkastyczny ton Liama podrażnił uszy Kanashimiego.

-Raz na jakiś czas kupuję od niego kofeinę.-wytłumaczył po dłuższej chwili.-Nie jestem uzależniony, ale są dni, gdy nie mam czasu spać.

Liam chciał zapytać, co białowłosy miał na myśli. Chciał zapytać, czy było aż tak źle. Chciał wiele, ale powstrzymała go blada, koścista dłoń.

-Jutro w szkole udawaj, że o niczym nie wiesz.-polecił mu Noah.

-Yhhhh?-z ust starszego uciekło pytające mruknięcie.

Kanashimi westchnął.

-To nie jest twój świat, Liam. Ty masz dwójkę rodziców i przytulny dom. Nie musisz martwić się o to, że będziesz chodził głodny. Każdy dzień jest dla ciebie przygodą, a nie szkołą przetrwania. Powtarzam. To nie jest twój świat, więc uciekaj póki możesz.

Yorokobi spojrzał na niego przestraszony. Czy biała róża nie miała tego wszystkiego? Czy naprawdę każdy dzień stanowi dla niego wyzwanie? Czy to słońce jest przysłonięte przez burzowe chmury?

-Chodź już. Porozmyślasz w domu.-mruknął Noah i pociągnął go za rękaw, prowadząc do końca ulicy. Tam pożegnali się, a Liam patrzył, jak więdnie zerwany kwiat.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro