Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Liam od dawna wiedział, jakiej jest orientacji. Nie przerażało go to, ani nie obrzydzało. Wiedział kogo chce kochać i z kim chce być. Pierwszy raz zakochał się, gdy był w ostatniej klasie gimnazjum. Doskonale pamiętał drobnego, kruchego chłopaka, który przykuł jego uwagę. Spotkał go na zawodach sportowych. Oboje biegli w sztafecie. Liam oczywiście wygrał. Jakoś tak się później potoczyło, że zostali parą. Nidy nie doszło do czegoś więcej, niż nieśmiałe pocałunki. Zresztą jak miało, skoro byli jeszcze dziećmi?

Teraz w szkole wiele dziewczyn się nim interesowało. Spotykał się z kilkoma. Niektóre nawet się mu podobały, ale na pewno nie była to miłość. Dlatego wykazał ogromne zainteresowanie, gdy do jego klasy dołączył nowy uczeń.

-Dzień dobry!-krzyknął wchodzący profesor, który był już w jesieni życia.

-Dzień dobry!-odkrzyknęła ochoczo klasa. Byli ciekawą gromadą. Mimo młodzieńczych lat i zwariowanych pomysłów, które kołatały im w głowie, zachowywali autentyczny szacunek do nauczycieli.

-Uwaga klaso. Jak wiecie 3A jest klasą dla ponadprzeciętnie uzdolnionych.-zakomunikował nauczyciel, a dwadzieścia głów przytaknęło-Każdy uczeń mający średnią pięć zero, może ubiegać się o przeniesienie.-klasa znowu skinęła-No więc mamy kolejnego ucznia.

Oczy klasy wylądowały na otwierających się drzwiach. Spodziewali się nowych osób, szczególnie że był początek roku szkolnego.

Do środka wszedł chłopak średniego wzrostu. Był blady, jakby chorował, a po lewej stronie żuchwy, ciągnęła się podłużna, szarpana blizna. Jasne oczy patrzyły na wszystkich i skrzyły się zduszonym światłem. Nieznajomy każdemu wydał się smutny, choć nikt nie wiedział dlaczego.

-Przedstaw się.-szepnął nauczyciel. A przynajmniej chciał szepnąć, bo już nie tak dobry słuch uwielbiał lecieć sobie w kulki.

Białowłosy skinął głową.

-Nazywam się Noah Kanashimi. Mam siedemnaście lat i od dziś będę częścią tej klasy.-z popękanych ust chłopca wydobył się głos miękki, jak aksamit. Uśmiech rozświetlił bladą twarz, a klasie wydawało się, jakby właśnie słońce zawitało do nich osobiście.

-W takim razie serdecznie witamy w naszych skromnych progach.-zaśmiała się krótkowłosa dziewczyna z pierwszej ławki.

Fiołkowe oczy przykryły powieki, a słoneczny uśmiech został skierowany prosto do niej. Jakby otrzymała osobistą gwiazdę. Jej twarz pokryła się pąsem, a wąskie usta delikatnie otwarły.

-Noah, usiądź w wolnej ławce.-nauczyciel zepsuł atmosferę, pojawiając się jak chmura na niebie, która zwiastowała deszcz. Chociaż patrząc na kolor włosów mężczyzny, to może raczej śnieg?

Biała róża przeszła obok Liama, roztaczając śródziemnomorską woń rozmarynu. Usiadł w czwartej ławce, zaraz za Yorokobim. Czarnowłosy nie mógł się nie uśmiechnąć. Słońce jest tuż za nim i grzeje jego plecy, chłodnymi promieniami fiołkowych oczu.

Liam, wiedziony ciekawością, odwrócił się w stronę Kanashimiego. Jasnowołosy chłopak właśnie robił kucyka, używając starej, ciemnoróżowej gumki. Niesforne kosmyki odkryły długą, łabędzią szyję. Bardzo bladą i noszącą ślady duszenia. Yorokobi spojrzał na to z przerażeniem. Nigdy nie doświadczył przemocy i innych okrucieństw świata. Białowłosy jakby spostrzegł jego wzrok, więc szybko nastroszył kaptur bluzy i wypuścił kilka pasm białych włosów. Uśmiechnął się jeszcze smutno do kolegi i zaczął słuchać nauczyciela.

-Chciałem przeprowadzić na tej lekcji wybory do samorządu klasowego, ale mamy nowego ucznia, więc drobna zmiana planów. Co o tym myślicie?

-A można więcej szczegółów?-z ostatniego rzędu wyrwał się krzyk. Klasa zaśmiała się głośno, nawet ich słoneczko. Melodyjny śmiech, jak pieśń słowika, wdarł się do uszu siedzących najbliżej. Niczym oczarowani przenieśli wzrok na Noaha.

-Ach, no tak, szczegóły.-profesor zarumienił się ze wstydu i ukrył twarz za niegdyś dorodnymi wąsami-Niech każdy kandydat przygotuje plakat wyborczy. Za tydzień zaprezentujecie go przed całą klasą i wtedy odbędzie się głosowanie.

Wbrew sterotypą po klasie rozniósł się zduszonym okrzyk aprobaty. Zadanie zostało potraktowane, jak forma rozrywki.

Lekcja dobiegła końca, a klasa 3A opuściła pomieszczenia. Przez całą szkołę przeszła fala maturzystów. Najmłodsi uczniowie kryli się w każdym kącie, by nie zostać stratowanym. Klasa młodych geniuszy zmierzała właśnie pod drzwi sali matematycznej, wołając o pomstę do nieba. Za jakie grzechy los pokarał ich matematyką na początek tygodnia? Oczywiście lekcja czarnej magii była druga w palnie, zaraz po wychowawczej, ale kto liczy wychowawczą jako lekcje?

I tylko Noah pozostawał nieobecny, jakby w innym świecie. Jego głowę zajmowało coś zupełnie innego, ale kto mógł to wiedzieć? Liam jedynie się domyślał w myślach przypominając sobie wszystkie działania na pierwiastkach, choć tak naprawdę nie wiedział po co. Jak się okazało nauczyciela nie było, co zostało przyjęte z wielką ulgą. Tak więc klasę 3A wysłano na W-F do 3B.

Nie wszczynając rebelii, ustawili się w rzędzie. Liam obserwował szczupłego chłopaka, dostrzegając pocharatane dłonie. Yorokobi zauważył, że słońce ma wiele ran, mniejszych lub większych. Ale Noah się uśmiechał i machał do znajomych z poprzedniej klasy. Liam zapragnął, by ta gwiazda świeciła tylko dla niego. I nie miało to bynajmniej nic wspólnego z pożądaniem.

Ciszę rozdarł dźwięk gwizdka, a na salę wkroczyła wysoka kobieta w średnim wieku.

-Uwaga moi sportowcy! Dziś na lekcji będziemy gościć chodzące Wikipedię!-zakrzynęła wesoło, a gromki śmiech wydarł się z gardeł 3B.

Noah też się zaśmiał.

-Dzisiaj gramy w koszykówkę, bo jesteście na tyle wysocy, że doskoczycie do kosza. Drużyny tak, jak klasy. Kapitanem będzie przewodniczący.

Wśród uczniów 3A uniosła się jedna ręka.

-Tak?

-My nie mamy przewodniczącego, proszę pani.-jeden z chłopców uśmiechnął się przepraszająco.

Nauczycielka westchnęła, patrząc na zegarek i uświadamiając sobie, że traci cenne minuty.

-To inaczej. Wyczytam nazwiska ośmiu osób, każda wywołana ma stanąć przed szereg.

Posypało się kilka nazwisk i cichy tupot stóp. Jednak dla nas ważne jest tylko nazwisko Yorokobi.

Liam w tym czasie był zajęty rozmyślaniem o prezencie dla mamy. Zbliżały się jej urodziny, więc trzeba coś kupić. Jako iż jego umysł ścisły nie współgrał z kreatywnością, wymyślił tylko kwiatka. Pewnie rozmyślałby więcej, gdyby nie został wypchnięty przed resztę klasy.

-No, skoro wszyscy są już zwarci i gotowi, to proszę o wybór drużyn.

I znowu nazwiska, jednak tym razem nie kilka, a kilkanaście. A dla nas znowu ważne jest tylko jedno.

-Noah Kanashimi!-krzyknął czarnowłosy i spojrzał na chłopaka. Był to widok miły dla oka. Delikatny i niezmącony rutyną.

Jasnowołosy podszedł do swojej drużyny. Jako, że był niski to zostało mu rzucanie trójek. Będąc wcześniej w drużynie sportowców, przywykł do tego zadania. Gdy akurat był pod swoim koszem, to skakał do zbiórek. Każdy mecz trwał jedną kwartę, czyli w języku ludzi prostych-dziesięć minut.

Mimo usilnych starań, klasa geniuszy wygrała tylko raz. Tak więc, Kanashimi i Yorokobi, wyszli z lekcji w dobrych humorach. Lekcje zleciały im szybko, ale każda godzina była niczym strzała, wycelowana w ich uśpione wakacjami umysły. Dla niektórych to koniec trudów na jeden dzień, jednak nie dla naszych bohaterów.

Oboje ruszyli do pobliskiej podstawówki, by odebrać młodsze o dziesięć lat rodzeństwo. Szli tą samą drogą już od dawna, ale dopiero teraz Liam zauważył białowłosego.

-Alicja!-krzyknął słoneczny chłopak i zniknął za drzwiami placówki. Yorokobi wolał poczekać.

Czekał już parę minut, gdy drzwi szkoły otworzyły się. Wybiegła z nich czarnowłosa dziewczynka o zielonych oczach. Drobne stopy siedmiolatki rytmicznie uderzały o schody. Dobiegła wreszcie do brata i przystanęła. Chłopak zaśmiał się i położył dłoń na jej głowie. Dziewczynka skrzywiła się i zepchnęła ją, by już po chwili iść z bratem za rękę.

I szli tak spokojnie, dopóki ze schodów nie zbiegła kolejna osoba.

Białowłosy niósł na barkach małą dziewczynkę. Miała długie blond włosy, które kaskadą falowanych kosmyków opadały na plecy. Fiołkowe, duże oczy błyszczały spod wachlarza gęstych rzęs. Mleczna cera idealnie pasowała do malinowch usta, które teraz się uśmiechały.

Dziewczynka miała na plecach niewielki tornister. Również miała siedem lat.

-Jak pierwszy dzień w szkole?-usłyszeli, gdy mijało ich niezwykłe rodzeństwo.

-Było fajnie.-odpowiedział spokojnie blondwłosa dziewczynka-Na pierwszej lekcji pani pokazał nam alfabet. Mieliśmy zapisać literkę A.

-I jak ci poszło?-dopytywał chłopak, żywo zainteresowany.

-Najlepiej! Przecież ty chodzisz do klasy A, to umiałam pisać ją już wcześniej.-krzyknęła rozemocjonowana.-A w mojej klasie jest jeszcze jedna dziewczyna, która ma brata w klasie A. Nazywa się Juliet Yorokobi.

Trybiki w głowie Noaha naskoczyły i skojarzył kapitana jego dzisiejszej drużyny. Jednak za nic w świecie nie pomyślał o chłopaku, idącym za nim.

-A co robiliście później? Bo chyba mi nie powiesz, że cały dzień pisaliście A?

-Oczywiście, że nie.-odfuknęła dziewczynka i nadymała poliki-Później rysowaliśmy kwiatki.

-I jakiego kwiatka narysowałaś?

Młode fiołkowe oczy zalśniły.

-Białą różę! Taką samą jaką zawsze dajesz mamie!-krzyknęła, łapiąc brata za włosy.

Juliet patrzyła na to z nieukrywaną zazdrością. Jej brat ją kochał, ale czy lubił? Zawsze stawał po jej stronie i nie jeden raz pomagał. Jednak czy kiedykolwiek wyszedł z inicjatywą? Czy choć raz zapytał ją o to, jak jej minął dzień?

Liam myślał o tym samym. Kochał siostrę, ale czy byłby w stanie traktować ją jak przyjaciółkę? Jeśli masz rodzeństwo, to nie wystarczy go kochać. Ważna jest także akceptacja. Dobrze jest nie traktować go tylko jak kogoś, z kim wiążą nas więzy krwi, ale także jak dobrego przyjaciela. Chciał już zapytać swoją siostrę, czy chce z nim dzisiaj kupić kwiaty dla mamy, ale słoneczny chłopak znów się odezwał.

-Chcesz iść dzisiaj ze mną, czy wracasz do domu?-zapytał cicho, a jego uśmiech przygasł.

-Z tobą.-odpowiedziała równie cicho dziewczynka.

Chłopak kiwnął głową i skręcił w lewo na skrzyżowaniu. Zabrał ze sobą całe słońce. A dwoje Yorokobich patrzyło za nimi, z mieszanymi uczuciami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro