Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W środę Liam został perfidnie zignorowany przez Noaha. Nie odpowiadał na przywitania, a nawet udawał, że go nie słyszy. W czwartek było tak samo. Chociaż po dłuższym zastanowieniu, to może niezupełnie.

Czwartego dnia tygodnia klasa 3A miała W-F. Nie było to odkrycie godne Kolumba, ale jednak dla naszej historii odrobinę ważne. Na lekcji klasa została podzielona na dwie drużyny i hulaj dusza, piekła nie ma. Rozpoczął się mecz. Tradycyjnie gra w dwa ognie albo zwykły zbijak. Jak kto woli. Noah Kanashimi, uczęszczający wcześniej do klasy sportowej, nie miał większych problemów z ćwiczeniami wszelkiej maści i rodzaju. W przeciwieństwie do niektórych mózgowców, którzy jęczeli jakby ich ze skóry obdzierali. Nie było więc taż zaskoczeniem, że był osobą pożądaną w obu drużynach. Na nieszczęście Liama, białowłosy należał do jego przeciwników, więc pozostawała mu już tylko szczera i rzetelna modlitwa. (Jakby miało to coś zmienić). Niestety świat nie lituje się nad nikim i gwizdek nauczycielki rozpoczął mecz.

Szło w miarę zgrabnie. Najpierw odpadły najsłabsze ogniwa, czyli chłopcy bez masy mięśniowej i dziewczęta posiadające paniczny lęk przed piłką. W następstwie tych zdarzeń na boisku zostali sami twardzi zawodnicy, między innymi Liam i Noah. I tu dopiero zaczyna się historia właściwa.

Piłka, odbijając się uprzednio od ściany, spadła na lewą stronę pola walki. Kanashimi zauważając szansę, podbiegł do niej i chwycił w szorstkie dłonie. Wymierzył w najsilniejszego zawodnika przeciwnej drużyny, ale coś powstrzymało go przed rzutem. Były to fiołkowe oczy, niemal takie same jak jego własne. A jednak było w nich coś innego. Yorokobi patrzył na niego ze współczuciem i swego rodzaju błaganiem. Nie o litość tylko raczej o uwagę. W spokojnym zwykle Noahu wezbrał gniew. Nie cierpiał takiego wzroku, który dogłębnie uświadamiał mu, jak mało może zrobić sam. I właśnie ta jedna chwila zaważyła o estetyce twarzy czarnowłosego.

Piłka szybko pomknęła w stronę Liama, uderzając go perfekcyjnie w oko, z którego wylewało się to cholerne współczucie. Z wrażenia, aż upadł na ziemię i tępo patrzył na swojego oprawcę. Nie trwało to jednak długo, bo już po chwili Noah odbiegł na drugi koniec boiska. Yorokobi dźwignął się na nogi i usiadł na ławce. I mimo podbitego oka, uznał to za połowę sukcesu. Białowłosy w końcu zwrócił na niego uwagę. Czy raczej piłkę. No w każdym razie, coś zwrócił.

W piątek natomiast Kanashimiego nie było w szkole. I z tego co słyszał od Juliet, Alicji także nie było. Czyżby jakiś wyjazd rodzinny? A może ich ojciec źle się poczuł i postanowili zostać w domu? Wbrew temu Liam i tak miał zamiar udać się do Little Fairy.

O godzinie dwudziestej drugiej był już przy drzwiach lokalu. Z wnętrza płynęła cicha muzyka. Neonowe światła odbijały się na twarzach przechodniów, zachęcając do wejścia. Liam popchnął błękitne drzwi i wszedł do środka. Zapach alkoholu i spoconych ciał uderzył w jego nozdrza. Tym razem w klubie było więcej osób, zważywszy na to, że właśnie zaczął się weekend.

Kelnerzy lawirowali między stolikami, a barem. Pracowników było więcej, niż we wtorek. W całym tym zamieszaniu Liam zdążył zauważyć Noaha z plastikową tacą na rękach. Uśmiechał się do klientów i pracowników. Tak jak do pierwszych robił to sztucznie, tak do drugich wręcz przeciwnie. Liam usiadł przy jedynym wolnym stoliku i czekał na białowłosego. Oczywiście zapas jego szczęścia zdążył się już wyczerpać, więc zamiast Noaha podszedł do niego blondyn o zmęczonym wyrazie twarzy. Oczy miał delikatnie zapadnięte, jakby nie spał od paru dni. Skóra chorowicie blada, a w niektórych miejscach ślady po paznokciach. Liam zastanawiał się, czy chłopak sam to sobie zrobił.

-Co podać?-zapytał z uśmiechem, ale głosem tak beznamiętnym, że Yorokobiego przeszły dreszcze.

Czarnowłosy szybko przebiegł wzrokiem po karcie alkoholi.

-Niech będzie Gin.-odparł po chwili.

Blondyn odwrócił się w stronę baru, sprawdzając, czy ktoś tam jest.

-Noah!-krzyknął i gdy białowłosy się odwrócił, kontynuował-Gin do trójki!

-Ile razy!?

Kelner spojrzał na klienta, który pokazywał jeden palec.

-Raz!

Chłopak miał już odejść, jednak zatrzymał go głos Liama.

-Nie sprawdzisz dowodu?

Blondyn prychnął.

-Po cholerę? Sam jestem niepełnoletni, to co innym będę wypominał? Nie uważasz, że byłaby to hipokryzja?-zapytał retorycznie pracownik i odszedł, zostawiając zszokowanego klienta.

Chłopak nie mógł mieć więcej, niż siedemnaście lat.* Ale wyglądał na starszego. Strasznie zmęczonego i smutnego. Liam coraz częściej zastanawiał się, gdzie trafił. Czy tutaj wszyscy mają problemy?

W całym tym hałasie i tłoku własnych myśli nie usłyszał przychodzącego kelnera. W duchu liczył na Noaha, ale świat ma w głębokim poważaniu to, na co liczy, więc do stolika podszedł młody mężczyzna o brązowych oczach. Pracownik szybko odstawił szklankę z alkoholem i miał zamiar odejść, jednak zatrzymany przez Liama.

-Mógłbyś zawołać do mnie Noaha?

Kelner przycisnął tacę do torsu. Przgryzł policzek od środka i uważnie przyjrzał się Yorokobiemu. Uznając go za niegroźną personę, zdecydował się odpowiedzieć.

-Młody ma przerwę. Jest z innym dzieciakami na zewnątrz.

Liam kiwnął głową. Wcisnął w dłonie kelnera zapłatę za alkohol i napiwek za informację. I nie zwracając już na nic uwagi wyszedł, a raczej wybiegł, z lokalu.

Rozglądał się po okolicy, teoretycznie oświetlonej mdłym blaskiem lamp. Po drugiej stronie ulicy, naprzeciw klubu, stała stara ławka, na której strach siadać. I faktycznie nikt na niej nie siedział. Liam wytężył wzrok i zauważył drugą ławkę, oblężoną przez kilku chłopaków. Skierował się w jej stronę.

Idąc, słyszał strzępki rozmowy.

-Charlie, a ty masz coś nowego, czy dalej to przestarzałe gówno?-zapytał jakiś wysoki chłopak w stroju elfa.

-Pierdol się, Zack. Jak ci coś nie pasuje, to sobie witaminki wpierdalaj.-warknął nieprzytomnie diler i rzucił niedopałek papierosa na ziemię, przygniatając go butem.

-Jesteś jakiś agresywny ostatnio.-zaśmiał się chłopak, który odbierał jego zamówienie. Mówiąc, wystawił paczkę papierosów w stronę białowłosego.

-Dzięki, Gab.-mruknął i wsadził używkę do ust.

-Ej, Kevin! No kurwa, nie zasypiaj.- Kanashimi stopą szturchnął chłopaka, leżącego na ziemi-Masz ogień?-zapytał, gdy tamten otworzył oczy.

-Moja dusza płonie ogniem piekielnym.

W tle rozniósł się śmiech pozostałych.

-Charlie, coś ty mu dał?-zapytał Gabriel.

-Nic mu nie dawałem.-rudowłosy wzruszył ramionami-Sam opierdolił woreczek z jakimś białym proszkiem. Nawet nie zdążyłem zobaczyć, co to było, bo zakopał go w ziemi.

Kolejna fala śmiechu doszła do uszu Yorokobiego. Czarnowłosy zatrzymał się już chwilę temu i przysłuchiwał rozmowie.

-Chodzi mi o taki z zapalniczki, idioto.-sarknął Noah z grymasem na twarzy.

-Mam.-odparł Kevin, ale nic nie zrobił.

-To go, kurwa, daj!-krzyknął w końcu Kanashimi.

-Ej, chłopacy.-zaczął Zack-Pamiętacie, jak Noah też kupił jakieś stare gówno od Charliego? Wtedy się z nim nie szło dogadać. Raz zapytałem go o zamówieniu, a on mi pierdolił, że w zielonym mu nie do twarzy.

Grupa zaśmiała się.

-Ale ja naprawdę kijowo wyglądam w zielonym!-obruszył się również rozbawiony białowłosy.

Liam odniósł wrażenie, jakby cała piątka była dobrymi przyjaciółmi. I może faktycznie tak było. Może w tym świecie, pełnym szemranych interesów, Noah czuje się dobrze. I wcale nie potrzebuje ratunku.

Mimo to Liam podszedł do ławki, na której przebywała grupa. Pierwszy zauważył go Zack. Chłopak nie był brzydki, a wręcz przeciwnie. Był szatynem, o zielonych oczach. Wyglądał jak zaszczuty wilk. Przerażony, ale nadal silny i gotowy do ataku. Miał delikatnie kwadratową szczękę, która dodawała mu "męskiego" wyglądu. Przewyższał wzrostem Liama o jakieś pół głowy. Elfi strój eksponował atletyczną sylwetkę. Wygląd typowego, złego chłopca.

Zack szturchnął łokciem Gabriela. Blondyn spojrzał najpierw na niego, a później przeniósł wzrok na Yorokobiego. Kelnerzy zachowali się niczym domino. Gab szturchnął, leżącego pod ławką Kevina. Niemalże nieprzytomny chłopak, po zorientowaniu się w sytuacji, pociągnął za kostkę Noaha. Białowłosy spojrzał na niego. Leżący palcem wskazywał Liama. No, mniej więcej. Tak naprawdę Yorokobi stał bardziej na prawo.

Na szczęście Noah zauważył czarnowłosego. Podniósł się z ławki, z której i tak prawie spadał. Wolnym krokiem podszedł do Liama. Po drodze spalił papierosa i rzucił go do kosza, stojącego w pobliżu.

-Czego tu szukasz?-warknął białowłosy, zanim Yorokobi otworzył usta.

-Ciebie.

Twarz Noaha wygięła się w wyrazie irytacji.

-Mówiłem ci, żebyś tu nie przychodził.-ciągnął Kanashimi, jakby nie usłyszał odpowiedzi czarnowłosego.

-Pamiętam, a teraz chodź, zbieramy się stąd.

Liam złapał młodszego za rękę. Oburzony jego zachowaniem Noah zaczął się wyrywać.

-Nigdzie nie idę! Mam jeszcze trzy godziny roboty!-warknął do niego białowłosy i kolejny raz spróbował się wyrwać.

Zaniepokojeni kelnerzy (i diler, o którym nikt nie pamięta) podeszli do nich.

-Ej, koleś! Co od niego chcesz?-pierwszy odezwał się Kevin.

Zapewne odwagi dodał mu dziwny, biały proszek.

-Chcę go zabrać.

-Ciężko będzie.-mruknął Zack.

Jego oczy zasnuła mgła. Rzucił niedopałek na ziemię. Zgasił go butem i stanął naprzeciw Yorokobiego.

-Masz kasę?-zapytał z zamyślonym wyrazem twarzy.

-Mam, a co?

Kevin uśmiechnął się w jego stronę. A przynajmniej chciał, jednak biały proszek nadal działał.

-Pójdziesz do szefa i zapłacisz za Noaha.-zaczął spokojnie Gabriel-Plus to co straci, przez brak kelnera.

Liam pokiwał głową.

-Chwila, chwila, chwila. Dlaczego ta rozmowa toczy się bez mojego udziału?-Kanashimi wydał zdenerwowany pomruk-A co jeśli to jakiś gwałciciel? Albo porywacz? A może psychopata i morderca?

-Wątpię.-odezwał się Charlie, stojący za czarnowłosym.

-Niby dlaczego?-pisnął zdenerwowany Noah.

-Bo sprawdziłem jego dokumenty.-odparł spokojnie.

Yorokobi złapał za kieszeń w spodniach. Nie odnajdując portfela, odwrócił się do Davenporta.

Rudowłosy trzymał w dłoni skórzaną kiesę. Przekładał kilka dokumentów i stare paragony. Pieniędzy jednak nie ruszył.

-Ma tutaj starą legitymację, dowód, kartę biblioteczną i prawo jazdy.-mruknął niewyraźnie i zamknął portfel.-No i widzisz, Wróżko? Twój szkolny przyjaciel nic ci nie zrobi.

Noah, nadal gniewnie pomrukując, ruszył za Liamem na zaplecze.

Yorokobi wyszedł z Little Fairy z lżejszym portfelem. I ze zdenerwowaną białą różą. Warczące kwiaty wyglądają nad wyraz interesująco. Ciekawe czy gryzą? Może i ciekawe, ale Liam nie miał zamiaru się przekonywać. Palce mu się jeszcze przydadzą.

-Gdzie mieszkasz?-zapytał w końcu białowłosego. 

-W domu.

Starszy chłopak wywrócił oczami.

-Cóż za wyczerpująca odpowiedź.-zaśmiał się cicho.-Pytałem raczej o adres.

Nastolatkowie doszli właśnie do wylotu na ulicę główną.

-Po co ci to wiedzieć?

-Żebym mógł cię odwieźć.-Liam uśmiechnął się jak dziecko.

Stanął przy czarnym motocyklu. Noah podszedł bliżej i uważniej przyjrzał się maszynie. Cruiser 125. Stylizowany na ociekającego chromem choppera z masywnie wyglądającymi kołami i szerokimi błotnikami. Idealny do okazjonalnych przejażdżek. Nie wydawał się ciężki, ani przesadnie duży. Tylko Noahowi coś nie pasowało.

-Ile masz prawo jazdy?

-Będzie gdzieś z pół roku.-mruknął Liam, drapiąc się za uchem.

-B?-dopytywał nadal białowłosy.

-Gdyby było inaczej, to bym nie przyjechał motocyklem.

-Ale ty wiesz, że musisz mieć je przynajmniej trzy lata, żeby tym jeździć?

Liam zarumienił się wstydliwie.

-Wiem, ale ten należał do ojca. Jeździł na nim, gdy był młodszy. A teraz dziecinka tylko rdzewieje. Grzechem byłoby, niewykorzystanie jej.-Yorokobi pochylił się i otarł policzkiem o kierownicę. Zachowywał się jak łaszący kot.

Noah był jednak przeciwnego zdania. Jakoś nie bardzo obchodził go żywot tej kupy złomu.

-To ja pójdę pieszo. Żegnam pana.-Kanashimi odwrócił się i tyłem pomachał czarnowłosemu.

-Ej, czekaj!

Liam kolejny raz złapał Noaha za rękę. Młodszy westchnął ostentacyjnie. Z cierpieniem wymalowanym na bladej twarzy spojrzał na zarazę, potocznie zwaną Yorokobim.

-Ten jeden raz pozwól się odwieźć.-poprosił czarnowłosy, unosząc w górę jeden palec.

Biała róża rozważała za i przeciw. W zasadzie, jakby pojechał motocyklem, byłby w domu szybciej i nie nabawił się bólu nóg. Z drugiej strony musiałby podać adres znajomemu z klasy i jechać z nim przez miasto.

W ostatecznym rozrachunku zwyciężyło lenistwo. Podszedł do jednośladu i usiadł bardziej z tyłu. Dłońmi objął zimną rurkę, wystającą za siedzeniem. Zadowolony kierowca usiadł przed nim i wcisnął kask na białą głowę pasażera. Nie było dla niego dużym zaskoczeniem, gdy Noah ściągnął go i umieścił na jego, tym razem czarnej, głowie.

Teoretycznie ruszyli z głośnym warkotem. Praktycznie tłumik zagłuszył większą część dźwięków.

Kanashimi poczuł, jak z zimna cierpną mu palce. Odrywając najpierw jedną rękę, a potem drugą, objął kierowcę w pasie. Na usta Liama wkradł się podstępny uśmiech. Nie przewidział tego, ale jak najbardziej mu to odpowiadało.

Nie jechali długo. Może z piętnaście minut. Ulice były praktycznie puste, więc Yorokobi mógł pędzić, jak szalony. No prawie. Teren zabudowany, więc najwyżej sześćdziesiąt na godzinę.

Drobne ramiona wypuściły go z objęć. Liam spojrzał na dom. Nie był duży, miał tylko parter i małą przybudówkę. Żółte ściany były już delikatnie brudne. W niektórych miejscach odprysnęła farba, ukazując część izolacji. Na dachu brakowało kilka dachówek, a komin był siedliskiem ptasich gniazd. Okna miały stare, drewniane futryny i pojedyncze szyby. Trochę dalej stała niewielka szopka. Deszcze zmieniły ciemne drewno w zwykłe szare deski. Dom wyglądał przytulnie, ale wydobywała się z niego dziwna atmosfera.

Noah zeskoczył z motocykla, a furtka otworzyła się. Zza szarego płota wybiegła malutka dziewczynka. Blond fale podskakiwały na nagich ramionach. Poruszony Kanashimi podbiegł do siostry. Ściągnął skórzaną kurtkę i przykrył nią dziecko.

-Alicja, dlaczego ty jeszcze nie śpisz?-zapytał zmartwionym głosem.

-Głośno.-mruknęła dziewczynka, ze łzami w fiołkowych oczach.

-Znowu?-smutny ton Noaha uderzył w czarnowłosego.

Dziewczynka pokiwała głową. Kanashimi złożył pocałunek na jej bladym czole i wziął na ręce. Potem odwrócił się do Liama.

-Dziękuję.-powiedział cicho, niemalże szeptem, a w jego oczach stanęły powstrzymywane łzy.-Ale następnym razem tego nie rób. Nie przyjeżdżaj na tamtą ulicę, ani pod mój dom.

Yorokobi spojrzał na niego, jak na głupka.

-Pod jednym warunkiem.

-Jakim?-zapytał białowłosy, nie mając siły się kłócić.

-Przyjdź jutro do mnie, poszukamy ci normalnej pracy. Jak chcesz, to możesz wziąć ze sobą siostrę.

Noah już chciał odmówić. Już otwierał usta, ale zamknął je, zanim uciekło z nich, chociażby najcichsze słowo.

-Zgoda.

Liam uśmiechnął się zwycięsko.

-W takim razie do widzenia, Noah!-krzyknął i odpalił maszynę.

-Do widzenia, Liam.-mruknął ciszej blady chłopiec.

I patrzył, jak motocykl znika w mroku nocy. Nocy budzącej nadzieję. 

______________

*-Wiem, że w USA dorosłość osiągasz w 21 urodziny, ale na potrzeby opowiadania zmieniłem na 18.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro