9. Moja droga Rosie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rosie zdecydowanie nie należała do głupich osób. Mogła się uśmiechać, okazywać troskę i postępować w sposób, który przez wielu grzeszników uważany był za ryzykowny, bacząc na panujące w Piekle warunki, ale wciąż pozostawała czujna – a już na pewno nie miała się za naiwną. Dokładnie tak samo sprawy miały się, kiedy chodziło o Alastora, choć przywódczyni kanibali nigdy nie ukrywała, że miała do Radiowego Demona ogromną słabość. Przyjaźnili się, choć Rosie doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że w przypadku tej istoty, pojęcie to nabierało nowego, bardziej złożonego znaczenia.

Właśnie dlatego od razu zorientowała się, że coś jest nie tak. Kątem oka obserwowała milczącą dziewczynę, próbując zrozumieć, co skłoniło Alastora, by zabrać ze sobą akurat ją. Jeśli czegoś była pewna, to na pewno tego, że grzeszniczka w najmniejszym stopniu nie wpasowywała się w ramy osoby, którą jej stary przyjaciel mógłby uznać za interesujące. Nie uśmiechała się, milczała i wyglądała na wystraszone kociątko, co mogłoby wzbudzić instynkt opiekuńczy u każdego, ale na pewno nie Alastora. Sama dziewczyna również wyglądała jak ktoś, kto nie miał pojęcia jakim cudem znalazła się akurat w tym miejscu.

Co ci znów chodzi po głowie, Alastorze?, pomyślała Rosie, czując narastający niepokój. Mimo wszystko nie dała niczego po sobie poznać i zaprowadziła dwójkę swoich nagłych gości od razu na zaplecze, gdzie mogła odpowiednio ich przyjąć.

Poczuła na sobie wymowne spojrzenie Alastora i wtedy zdała sobie sprawę z panującej dookoła ciszy. Natychmiast odchrząknęła i zdecydowała się ją przerwać, próbując sprawiać wrażenie jak zawsze energicznej i rozgadanej.

– Więc, mój drogi... Zachowasz się w końcu, jak na dżentelmena przystało i powiesz mi, z kim mam do czynienia?

– Och, ależ oczywiście – zreflektował się, przemykając tuż obok dziewczyny. Drgnęła, kiedy niemal otarł się o jej ramię, jakby w obawie przed możliwością dotyku. – Faith, poznaj proszę Rosie. Ta elegancka dama jest nie tylko jedną z najbardziej wpływowych kobiet w całym Piekle, ale też potężnym i niebezpiecznym Zwierzchnikiem.

Rosie powstrzymała się od parsknięcia. O, tak, wciąż był czarujący. I jak zwykle wiedział, co powiedzieć, ale właśnie tego spodziewała się po Radiowym Demonie.

Jej uwaga wciąż skupiała się na dziewczynie. Stała ze skrzyżowanymi ramionami, nerwowo rozglądając się dookoła. Wciąż milczała, kwitując słowa Alastora jedynie zdawkowym skinieniem głową.

– Moja droga Rosie, pozwól, że przedstawię ci nową mieszkankę naszego hotelu, Faith. Charlie miała wyjątkowe szczęście trafić na nią w drodze do ciebie.

– W takim razie bardzo miło mi cię poznać, Faith.

Cisza. To i kolejne skinięcie, choć tym razem spojrzenie dziewczyny było bardziej przychylne. Wyglądało to tak, jakby robiła wszystko, by jej podstawa nie została odebrana w niewłaściwy sposób. Rosie doceniała to, mimo że milczenie zaczynało robić się niezręczne.

Z drugiej strony, już na pierwszy rzut oka mogła stwierdzić, że dziewczyna – Faith, jakkolwiek ironicznie brzmiało jej imię – była w Piekle od niedawna. Wyglądem wciąż bardziej przypominała człowieka niż demona, pomijając barwione na krwisty kolor końcówki włosów. Jej aura była ledwo wyczuwalna, jakby prawie wcale nie miała w sobie magii. To była jedna z tych dusz, które z łatwością można było przeoczyć na ulicach miasta, bo tak naprawdę nie wnosiły niczego – w tym również potencjalnego zagrożenia, również dla Zwierzchników.

– Swoją drogą, to też powód, dla którego tutaj jestem – wtrącił Alastor, jak gdyby nigdy nic zmieniając temat. – Księżniczka od dłuższego czasu przygotowuje się do tego, żeby podziękować ci za pomoc.

– Och, przecież sam najlepiej wiesz, że to żaden problem! – zapewniła natychmiast Rosie. – To była sama przyjemność. Nie zliczę, ile pozytywnych komentarzy na temat anielskiej krwi dotarło do mnie w ostatnim czasie... Nie żebym coś o tym wiedziała. – Zachichotała. Zaraz po tym wyprostowała się i z uwagą spojrzała na swoich towarzyszy. – Przekaż w takim razie Charlie, że wciąż jest tu mile widziana. Ty zresztą też, mój drogi! Rozumiem, że przywrócenie hotelu do działania to czasochłonne zajęcie, ale przynajmniej ty mogłeś się do mnie odezwać po Eksterminacji, Alastorze. Tak się nie robi! Gdyby nie wzmianki w wiadomościach, nie miałabym pojęcia, czy wszystko z wami w porządku. Zostawiłeś mnie bez jakiejkolwiek informacji na ponad tydzień. Doceniam, że tym razem to nie siedem lat, ale...

Mówiła dalej, decydując się dać upust całej frustracji, która narastała w niej w ostatnim czasie. Oczywiście, że się martwiła! Bez zbędnych oporów chwyciła Alastora za ramiona, bynajmniej niezaskoczona rezerwą, którą poczuła z jego strony. Ten demon lubił mieć wszystko pod kontrolą i nade wszystko nie lubił, kiedy ktoś go dotykał – i to pomimo tego, że paradoksalnie sam okazywał całkowity brak poszanowania dla cudzej przestrzeni osobistej.

Tyle że ona była jedną z tych osób, które mogły pozwolić sobie na więcej. Rosie była pewna, że w innym wypadku bardzo szybko pożałowałaby tego, że zdecydowała się naruszyć jego przestrzeń.

– Jak to się mówi, lepiej późno niż wcale, prawda? – Radiowemu głosowi Alastora towarzyszył przytłumiony śmiech, jakby żywcem wyjęty ze starej audycji. – Wszyscy byliśmy zajęci, jak sama stwierdziłaś. Zresztą nie ma powodu, by przejmować się rzeczami, które nie mają znaczenia... Co powiecie na herbatę, drogie panie?

Uciekł z zasięgu jej rąk szybciej niż zazwyczaj. Rosie chcąc nie chcąc pozwoliła mu na to, wyraźniej niż wcześniej świadoma, że coś było nie tak.

Alastor uśmiechał się jak zawsze, ale to nie wystarczyło, żeby ją zwieść. To były drobiazgi, ale w zupełności wystarczyły, żeby przykuć uwagę kogoś, kto znał go lepiej niż wszyscy inni. Najpewniej wiedziała więcej niż on sam mógłby sobie tego życzyć, ale to nie było ważne. Co więcej, niezależnie od wszystkiego, Rosie nie potrafiłaby się o niego nie zatroszczyć.

Mogła dostrzec, że był bledszy niż zazwyczaj. Że jego uśmiech miał w sobie coś wymuszonego, a magiczna aura, choć jak zawsze potężna, straciła na dotychczasowym blasku. Jednak, co najważniejsze, Rosie nigdzie nie widziała jego mikrofonu, a przecież nie rozstawał się z nim odkąd tylko sięgała pamięcią.

O, tak, miała wiele pytań i swoje podejrzenia – tyle że nie miała pojęcia, czy powinna je zadawać. Nie, póki nie byli sami.

Ty szczwany lisie.

Obecność Faith nagle nabrała sensu, choć wciąż było to ryzykownym posunięciem ze strony Alastora. Z drugiej strony, on też ją znał i to aż nazbyt dobrze. Nie nadszarpnęłaby jego zaufania, zadając pytania przy kimś, kogo nawet nie znała. I choć Rosie ani trochę nie była z takiego obrotu spraw zadowolona, milcząca dziewczyna swoją obecnością komplikowała wszystko, zmuszając Zwierzchniczkę do podjęcia gdy, którą zaplanował sobie Alastor.

– Tak... Tak, naturalnie. – Nie tracąc rezonu, Rosie podjęła marsz. – Chociaż ty z pewnością będziesz preferował kawę, mylę się? Nigdy cię nie przekonam.

– Cieszę się, że w końcu powiedziałaś to na głos.

– Nikt nie powiedział, że przestanę próbować. W każdym razie – zerknęła na Faith – co ty byś chciała, moja dro... Och, podoba ci się?

Faith wyprostowała się, jakby rażona prądem. W którymś momencie została w tyle, idąc wolniej i z zaciekawieniem rozglądając się po małym królestwie Rosie. Ostatecznie przystanęła przy jednym z manekinów, eksponującym czarną, elegancką sukienkę. Strój zdecydowanie wyróżniał się na tle tych, które w Dzielnicy Kanibali nosili wszyscy wokół. Był bardziej nowoczesny, a przynajmniej Rosie zakładała, że tak właśnie jest; za czasów jej młodości zdecydowanie nikt nie paradował w taki sposób.

W jakiś pokrętny sposób Zwierzchniczkę fascynował nowy nabytek, choć początkowo rozważała, czy nie powinna go wyrzucić. Z drugiej strony, wielokrotnie wcześniej słyszała, że należało iść z duchem czasu, nawet jeśli podchodziła do tego sceptycznie. Chociaż podlegająca jej część Pentagramu wydawała się zastygła w znajomym Rosie okresie, kobieta dobrze wiedziała, że to nie było takie proste. Jeśli czegoś nauczyła się w Piekle, to zdecydowanie zaradności – i tego, że czasami należało postępować w sposób, który niósł ze sobą korzyści, nawet jeśli stał w sprzeczności z jej przekonaniami.

Moda zdecydowanie zaliczała się do tych wyjątkowo dyskusyjnych kwestii. Grzesznicy zmieniali się z każdym kolejnym pokoleniem, szukając tego, co kojarzyło im się z ludzkim życiem. Rosie ceniła swój mały biznes za tradycję, oczywiście, ale czasami... Och, czasami korzystnie było zaryzykować.

– Nowy nabytek? – rzucił Alastor, uśmiechając się pobłażliwie.

Zwierzchniczka wyszczerzyła się w odpowiedzi.

– Nie byłam pewna, co z nią zrobić. Co o tym sądzisz, Faith? – zapytała, skracając dystans między sobą a zastygłą w bezruchu dziewczyną. – Pytam jak kobieta kobietę.

Dziewczyna milczała, wyraźnie zmieszana tym, że cała uwaga skupiła się na niej. Próbując zignorować fakt, że grzeszniczka milczała niemal jak zaklęta, Rosie przesunęła po aksamitnie czarnym materiale sukienki.

Naprawdę nie wiedziała, co myśleć akurat o tym stroju. Suknia na pierwszy rzut oka wydawała się prosta, póki nie dostrzegło się zdobiących tren i rękawy kwiatowych motywów. Materiał wydawał się łączyć żakard i koronkę. Szerokie rękawy miały w sobie coś urokliwego, choć Rosie zastanawiała się, czy ktokolwiek uznałby taki strój za praktyczny. Kiedy próbowała rozeznać się w temacie, któryś z jej rozmówców użył określenia „gotycki styl", jednak Zwierzchniczka nadal nie potrafiła stwierdzić, co kryło się za tym określeniem. Może to było coś, co potrafiła zrozumieć wyłącznie młodzież.

– Nie musisz się krępować, kochanieńka – zapewniła, kiedy Faith wciąż nie wykrztusiła z siebie nawet słowa. – Cokolwiek naopowiadał ci Alastor, to nie tak, że jesteśmy nietolerancyjni – zapewniła ze śmiechem, choć to było prawdą wyłącznie po części. Nie mogła zaprzeczyć, że rzucanie się w oczy w Mieście Kanibali potrafiło skończyć się... źle.

Faith otworzyła i zaraz zamknęła usta. Jej spojrzenie powędrowało na stojącego kawałek dalej Alastora. Ten jak gdyby nigdy nic splótł dłonie za plecami, początkowo wydając się tego nie dostrzegać.

– Och, obawiam się, że nasza towarzyszka niestety nie mówi. Jakkolwiek do tego doszło – wyjaśnił jakby od niechcenia.

– Nie mówi? – Rosie nie kryła zaskoczenia. – Ale...

– Na to wychodzi. Nawet król – uśmiech Alastora stał się bardziej drapieżny, kiedy wspomniał o Lucyferze – nie potrafi stwierdzić dlaczego. Ciekawe, prawda?

Wciąż brzmiał niedbale, ale Rosie nie dała się zwieść. Cokolwiek się za tym kryło, najwyraźniej wzbudziło w Radiowym Demonie bardziej skrajne uczucia. Choćby ciekawość, choć mogło się kryć za tym coś więcej. Alastor był typem osoby, którą trudno było zaskoczyć. Jeśli już do tego doszło, zwykle zaczynał drążyć, zwłaszcza gdy dostrzegła w tym dodatkowe korzyści dla siebie.

Albo zagrożenie. Milcząca dziewczyna bez wątpienia była zagadką, zwłaszcza że Rosie nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek spotkała w Piekle kogoś z taką przypadłością. Tyle wystarczyło, by wzbudzić zainteresowanie.

– Mogłeś powiedzieć mi wcześniej. Przez ciebie wyszłam na nieuprzejmą – oznajmiła, wspierając obie dłonie na biodrach. Nie musiała pytać, żeby wiedzieć, że Alastor wcale nie czuł się z tego powodu winny. – Przepraszam cię najmocniej, moja droga. To nie tak, że próbuję naciskać.

Faith uniosła obie ręce w obronnym geście, jakby chcąc zapewnić, że wszystko w porządku. Wydawała się urocza i niewinna, trochę jak Charlie, choć na tym podobieństwa między tymi dwiema się kończyły. Jeśli księżniczka przypominała żywy płomień, Faith w porównaniu z nią wyglądała jak zagubione dziecko. Niezależnie od wszystkiego, tyle wystarczyło, by wzbudzić w Rosie instynkt opiekuńczy.

I może właśnie o to chodziło Alastorowi. Przecież dobrze wiedziała, że coś musiało się kryć za obecnością tej dziewczyny w jej sklepie. Czuła to równie wyraźnie jak i to, że Radiowy Demon próbował coś przed nią ukryć.

Tyle że Rosie nie była głupia. I też potrafiła grać nieczysto.

– Wracając do sukienki, dalej uważam, że powinnaś ją przymierzyć. Będę nalegać – zadecydowała, nie dając zaskoczonej Faith czasu, by mogła zaprotestować.

Dostrzegła cień, który przemknął przez twarz Alastora, co jedynie przekonało ją do dalszego działania. Nie potrzebowała dużo czasu, żeby zdjąć strój z manekina i wcisnąć materiał w ramiona Faith.

– W zasadzie ratujesz mnie, kochaniutka, uwierz mi, że tak. Nie wiedziałam, co z nią zrobić, więc może pomożesz mi zdecydować. Widzisz, żadna z dziewcząt, które tu mieszkają, nie ubiera się w ten sposób, ale kiedy tak na ciebie patrzę... Tak, myślę, że tak. – Rosie zaśmiała się i skinęła głową w głąb sklepu. – Jeśli chcesz, możesz przebrać się na zapleczu. I nie śpiesz się. Przygotuję herbatę i będziemy czekać na ciebie tam przy stolikach – dodała, niemalże wypychając Faith za odpowiednie drzwi.

Nie czekała, żeby sprawdzić, czy dziewczyna jednak spróbuje wyrazić swoje niezadowolenie. Podejrzewała, że Faith już i tak była wystarczająco spięta i skołowała, by zgodzić się na wszystko, jeśli tylko mogłaby dzięki temu zniknąć wszystkim z oczu. Usatysfakcjonowana takim obrotem spraw, Rosie bez pośpiechu odwróciła się i ruszyła w stronę wciąż tkwiącego w miejscu Alastora.

Uśmiechał się, a jakże, ale to nic nie znaczyło. Nie w jego przypadku. Ciężka cisza, przerywana wyłącznie radiowymi zakłóceniami, mówiła sama za siebie.

– Więc? – zapytała wprost Rosie, zniżając głos niemal do szeptu.

Stanęła tuż przed demonem, spoglądając nań w naglący, zniecierpliwiony sposób. Już się nie uśmiechała.

– A o co pytasz?

– Sam najlepiej wiesz. Jak długo się znamy, co? – Wyciągnęła ku niemu ręce, chcąc chwycić go za ramiona, jednak odsunął się, nim zdążyłaby go dotknąć. Poruszał się niemalże jak cień, choć w jego ruchach brakowało zwykłej płynności. – Alastorze...

– Moja droga Rosie. – Zaśmiał się, choć nie wątpiła, że nie było mu do śmiechu. Sposób, w jaki zmrużył oczy, zdradzał irytację. – Właśnie dlatego, że długo się znamy, nie powinnaś się martwić. Nie masz powodów.

– Gdzie twój mikrofon?

Powietrze zgęstniało. Rosie nie tylko usłyszała, ale również wyczuła zakłócenia radiowe. Widziała, że towarzyszący Alastorowi cień wykrzywia się i rośnie, a jego twarz wykrzywia grymas. Z trudem powstrzymała odruchową potrzebę, żeby się wycofać, dobrze wiedząc, że nie może sobie na to pozwolić.

Ufała Alastorowi, może nawet bardziej niż powinna. A może raczej przymykała oczy na jego ekscentryczne zachowania tak długo, jak było jej to na rękę. To nie tak, że wierzyła, że nigdy by jej nie skrzywdził – musiałaby być głupia, żeby tak uznać. Wierzyła jednak w to, że miał do niej słabość, dzięki czemu mogła pozwolić sobie na ciut więcej niż jakakolwiek inna osoba.

Co więcej, trafiła w sedno. To był szczegół, który zwrócił jej uwagę już na samym początku, nawet pomimo rozproszenia obecnością Faith. Łączenie faktów było proste, tym bardziej że biorący udział w Eksterminacji kanibale zdradzili jej to i owo. Wiedziała choćby to, że Alastor stoczył dość wyrównaną walkę z Adamem i zniknął przed zakończeniem zamieszek. Teraz z kolei był tutaj i wyglądał mizernie, choć całkiem nieźle przychodziło mu udawanie, że jest inaczej. Nie na tyle, by oszukać kogoś takiego jak ona, ale wciąż.

Przez radiowe zakłócenia przebił się serdeczny, choć wymuszony śmiech. Alastor przekrzywił głowę pod nienaturalnym kątem, wciąż się uśmiechając. Rogi na jego głowie wydłużyły się, a oczy zmieniły, przywodząc na myśl dwa pokrętła w starym radio.

Moja droga Rosie – podjął raz jeszcze, przybliżając na tyle, że aż poczuła się nieswojo. Choć była wysoka, w tamtej chwili górował nad nią i to nie tylko za sprawą wzrostu. Cokolwiek się wydarzyło, Radiowy Demon wciąż mógłby ją stłamsić, gdyby nabrał takiej ochoty. – Jestem tu po to, by przekazać podziękowania i przy okazji przedstawić nową mieszkankę Hazbin Hotel. Ewentualnie żeby wypić herbatę i... poprosić cię o coś specjalnego – dodał z naciskiem. Dobrze wiedziała, co kryło się za tymi słowami. – Nic ponadto. Mogę na ciebie liczyć?

W tamtej chwili Rosie poczuła ulgę na myśl o tym, że nie był w stanie niczego wyczytać z jej spojrzenia. Stała spokojnie, próbując udawać, że wcale nie czuła się zagrożona. Jakby to, że Alastor balansował gdzieś na granicy swojej demonicznej formy nie robiło na niej żadnego wrażenia.

W porządku, mogło być i tak. Wiedziała już, że trafiła w sedno. To, o co ją prosił, również mówiło samo za siebie.

– Jakbyś miał jakiekolwiek wątpliwości. Wiesz dobrze, że zawsze przyjmę cię z radością. – Wygładziła spódnicę, po czym bez pośpiechu odsunęła się, ruszając w głąb sklepu. – Pozdrów ode mnie Charlie, dobrze? To dobra dziewczyna.

A jeśli ktoś mógł mu pomóc, to zdecydowanie księżniczka. O tym też wiedzieli oboje, choć Rosie wiedziała, że poruszenie tego tematu wprost nie byłoby najlepszym pomysłem.

Właśnie dlatego zrobiła to, co w tej sytuacji wydawało się najrozsądniejsze i wciąż udając, że nic wartego uwagi nie miało miejsca, poszła wstawić wodę na herbatę.

~*~

Czy tylko ja mam słabość do Rosie? Swoją drogą, chętnie zobaczyłabym jej więcej, zwłaszcza że oficjalnie ogłoszono dwa kolejne sezony Hazbina. ;>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro