~33: Amor caecus est~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Łamiącym serce był dla niego widok Willa, który siedział właśnie skulony w salonie na jego kanapie. Do tej pory wiele razy wyobrażał sobie jakby to było, gdyby Moore był tu z nim i zawsze sądził, że to będzie najszczęśliwszy dzień w jego życiu. Dziś dane mu było się przekonać, że jednak był w błędzie. Z pewnością byłoby lepiej, gdyby tylko kilkadziesiąt minut wcześniej nie spotkali się z Blackiem. Wszystko to było winą tego przeklętego gówniarza, który myślał, że wszystko mu wolno. To, że miał pieniądze i wpływy, nie oznaczało, że jest bezkarny. Charles w myślach już obiecywał zemstę na nim. Jako starszy "kolega" był zobowiązany do ustawienia Nathaniela do pionu, a przy okazji musiał dać mu nauczkę za doprowadzenie Willa do takiego stanu.

Moore skulił się w kącie kanapy, jakby chciał się tam ukryć. Kolana podciągnął pod samą brodę i objął swoje własne nogi, a głowę schował w ramionach, żeby Vasillas nie mógł zobaczyć kilku łez, którym udało się wypłynąć. Miał chaos w głowie, który należało chociaż trochę uporządkować. Już wyszło na jaw, że Charles nie był mu obojętny. Najgorsze było to, że policjant nie był jedynym, który o tym wiedział. Teraz miał tylko niezaprzeczalny dowód, że jego starania nie były bezowocne, więc można podejrzewać, że nie odpuści i będzie chronił Willa za wszelką cenę. O wiele bardziej niepokojące było to, że Black też już znał prawdę. Nie mogli mieć pewności, że Nathaniel zostawi tę sytuację samą sobie i po prostu pozwoli im się spotykać.

Nadal w swojej głowie przeżywał to wszystko, co się dziś wydarzyło, dlatego poprosił Charlesa o odrobinę spokoju. Skoro właśnie tego teraz potrzebował, glina uszanował jego prośbę i zostawił go na trochę. Widział jak bardzo roztrzęsiony był Moore, więc nie zamierzał dokładać mu problemów. Korciło go, żeby usiąść obok niego, przytulić go, dać namiastkę bezpieczeństwa, ale chłopak prosił o odrobinę samotności i tylko to go powstrzymywało. Po raz pierwszy widział go w takim stanie i nie bardzo wiedział jak mu pomóc.

Starał się zająć czymś innym. Krzątał się po kuchni, próbując sprzątać, wciąż jednak miał oko na Willa. Za bardzo się o niego martwił, żeby zostawić go samego z tymi problemami. Co jakiś czas zerkał w jego stronę, żeby upewnić się, że wszystko z nim w porządku. Wiedział, że nic nie było dobrze, a Moore przeżywał to w samotności, ale nie chciał się mu narzucać, dlatego jedynie obserwował.

W swoim postanowieniu dał radę wytrzymać jedynie kilkanaście minut, które dla niego wydawały się być katorgą. Miał wrażenie, że serce mu pęknie, a on sam uschnie z miłości, jeśli będzie musiał zmagać się z tym dłużej. Poddał się więc (ale walczył dzielnie, prawda?).

Nie mógł mieć pewności, że po tym wszystkim Moore będzie chciał o czymkolwiek mówić. Właściwie to nie rozmawiali ze sobą od wydarzeń w B1. Obaj chcieli to zrobić, ale byli pod wpływem tak silnych emocji, że w ich głowach zbyt wiele się działo i ta rozmowa mogła nie pójść dobrze. Szczególne obawy budziło to, że oni jakoś nie do końca potrafili rozmawiać całkiem spokojnie ze sobą, a teraz nie chcieli pogarszać sprawy. Dlatego milczeli przez całą drogę do mieszkania policjanta, jak i również do teraz.

Rozumiał, że może Will był samotnikiem, który wolał mierzyć się ze wszystkim sam. Nie chciał mu przeszkadzać w procesie radzenia sobie z sytuacjami stresowymi, jakie na nich spadły, ale potrzebował chociaż zbliżyć się do niego. Pragnął dać mu do zrozumienia, że chłopak wcale nie musiał być sam z tym wszystkim, bo to brzemię dźwigali razem.

Gdy kierował się do salonu, starał się iść ostrożnie, żeby nie przestraszyć Willa. Ostatnie czego chciał, to spowodować u niego lęk. Może był wobec niego zbyt ostrożny, ale nie potrafił nic poradzić na ten odruch. On po prostu był opiekuńczy wobec wszystkich, na których mu zależało.

Usiadł na kanapie zaraz obok młodszego chłopaka. Will nawet nie drgnął, wciąż pozostając w tej samej pozycji. Słyszał, że Vasillas przyszedł tutaj, poczuł, że materac ugina się pod ciężarem policjanta. Nie miał mu tego za złe. Był pewny, że on również bardzo emocjonalnie przeżył to wszystko i teraz pewnie nie wiedział co zrobić z tą sytuacją. Czuł się winny, że nie potrafił mu pomóc. Był introwertykiem, nie do końca umiał dogadać się z innymi, a już na pewno nie posiadał umiejętności w pocieszaniu ludzi. Miał ochotę zapaść się pod ziemię. Glina traktował go tak dobrze, był miły i opiekuńczy, a on nie potrafił odpowiedzieć tym samym i zawsze jedynie pogarszał sytuację.

– W porządku? – zapytał cicho Charles, patrząc na niego ze zmartwieniem. Sięgnął w jego stronę, chcąc położyć dłoń na jego ramieniu, ale szybko cofnął rękę. Bez pozwolenia nie chciał dotykać przestraszonej osoby. Z doświadczenia wiedział, że lepiej uważać w takich sytuacjach.

– Mhm – mruknął Moore.

– Chcesz coś zjeść albo się czegoś napić?

Pokręcił głową.

– Może chcesz spać?

– Nie – odparł, podnosząc w końcu głowę. Obdarzył Vasillasa spojrzeniem, ale bardzo szybko przeniósł wzrok na podłogę. Wstydził się patrzeć mu w oczy. – I tak pewnie nie dam rady zasnąć nawet na chwilę.

– Potrzebujesz leków nasennych?

– Tak, ale... – Westchnął. Był zmęczony, ale bardziej psychicznie niż fizycznie. – Powinienem wrócić do siebie, żeby nie robić ci już więcej problemów. Wybacz, że zawracam ci głowę.

– Nigdzie nie idziesz. Zostajesz ze mną.

Myślał, że Moore będzie się z nim o to kłócił, będzie próbował po raz kolejny uciec od niego, ale on nic więcej na ten temat nie powiedział. Żaden z nich nie miał siły ani ochoty na bezsensowne kłótnie. Potrzebowali spokoju i siebie nawzajem.

Vasillas postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Był w zdecydowanie lepszym stanie niż Will i miał wewnętrznie potrzebę, aby się chłopakiem zająć. Bez słowa wrócił do kuchni, żeby tam zaparzyć melissę dla niego. Znalazł również leki nasenne, które sam czasem zażywał (np. gdy nie mógł zasnąć, bo wszystkie jego myśli krążyły wokół pewnej osoby, która właśnie siedziała na jego kanapie).
[Dzięki temu akapitowi przypomniałam sobie, że sama muszę wciąż leki lol]

Tabletki wraz ze szklanką wody wziął ze sobą, gdy wracał do salonu. Trzymany zestaw przekazał odrobinę zdezorientowanemu i zarazem zaskoczonemu Willowi. Chłopak początkowo popatrzył na niego niepewnie, jakby podejrzewając, że ten chciał go skrzywdzić. Po chwili przyjął to od niego, jednak nie chciał zażyć tabletki, dopóki policjant nie oznajmił mu, że to tylko nasenne.

Po kilku minutach przyniósł mu również melissę, którą postawił na stoliku kawowym.

– Zaraz naszykuję ci ręczniki i jakieś ubrania, w których będzie ci wygodnie spać – powiedział.

Will wpatrywał się w niego jeszcze bardziej zaskoczony niż wcześniej. Czym on sobie niby zasłużył na takie traktowanie? Był mu oczywiście wdzięczny za to, że Charles nie zostawił go samego. Nie był jednak przyzwyczajonym do tego, że ktoś pomagał mu bezinteresownie albo był wobec niego miły, jeśli nie miał na imię Larissa, Martha ani Harper. One były mu bliskie, a Vasillas przecież był tylko kolegą, z którym nie znali się zbyt dobrze. Dodatkowo on przez cały czas był dla policjanta niemiły.

Było w nim teraz za dużo sprzecznych emocji na raz i sam już miał problem z określeniem, co dokładnie czuł.

– Nie musisz tego robić – stwierdził ponuro. Nie chciał, aby Charles zbytnio zaprzątał sobie nim głowę, chociaż wolał, żeby policjant zachowywał się tak, niż go olewał.

– Chcę tylko, żebyś czuł się komfortowo. Co w tym złego?

– Nic. – Pokręcił głową. – Dzięki.

– A teraz wstawaj – powiedział, łapiąc go za rękę i ciągnąc za sobą.

Nie opierał się, gdy Vasillas zaprowadził go prosto do swojej sypialni. Aktualnie było mu wszystko jedno gdzie będzie, choć pojawiła się odrobina dyskomfortu z powodu tego, że znalazł się w pokoju policjanta. Poza tym czuł pustkę, jakby właśnie wszystko się skończyło, a on został pośrodku niczego. Był wdzięczny Charlesowi, ale jakaś jego część chciała uciec jak najdalej od niego. Wszystko przez to, że miał świadomość, jakimi uczuciami darzył go brunet, podczas gdy on sam nie wiedział, co czuł i był w tym wszystkim kompletnie zagubiony. Nie chciał dłużej ranić go swoim zachowaniem, dlatego odczuwał odrobinę dyskomfortu w jego towarzystwie, ale zarazem w pewnym sensie miał potrzebę bycia blisko niego.

Rozejrzał się po pokoju. Właśnie stał w sypialni osoby, która czuła do niego coś więcej. Jak miał to interpretować? Albo lepsze pytanie – jak miał się zachowywać?

Wszystko tutaj było w ciemnych odcieniach, zgrywając się z resztą pomieszczeń. Naprzeciwko od wejścia stało dość duże łóżko z ciemnego drewna z dodatkiem czarnej pościeli. Pod nim puchaty, szary dywan. Z obu stron łóżka znajdowały się szafki nocne z niewielkimi lampkami. Na jednej z nich postawiony był zegarek elektryczny z wielkimi, czerwonymi cyframi.

Ściany po lewej stronie od wejścia zajmowały spore okna, jednak teraz ciemnozielone zasłony nie pozwalały na podziwinie miasta. Przy oknach swoje miejsce miał ciemnoszary fotel w towarzystwie wysokiej lampy na metalowym stelażu. Cudowny kącik do czytania, w dzień z widokiem na miasto.

Uwagę zwracało biurko, znajdujące się zaraz przy drzwiach, po lewej stronie. Porozrzucane były na nim różnego rodzaju papiery, dwie teczki i inne pierdoły, a spod tego wszystkiego wyglądał fragment laptopa. Na ścianie zaraz przed biurkiem zawieszona była tablica korkowa, a do niej pinezkami przymocowane zostały różnego rodzaju zdjęcia, informacje. Przy biurku stało również czarne, biurowe krzesło.

Po drugiej stronie od drzwi znajdowała się oszklona z przodu półka, na której swoje miejsce miały książki, teczki, a czasem były tam poupychane jakieś dokumenty.

Na tym nie kończyło się to, co skrywała antresola. W prawą ścianę wkomponowane były drzwi z ciemnego drewna, świadczące o tym, że są tu jeszcze dwa pomieszczenia. Pomiędzy nimi znajdowała się komoda, a na niej czarna figurka słonia, kula śnieżna i dwie czerwone świece. Na ścianie zawieszone były dodatkowo dwie półki. Jedną z nich zajmowało oprawione w ramkę zdjęcie, na którym było kilka osób, zaś na drugiej stały sobie figurki dwóch kotów – czarnego i białego. Wszelkie puste przestrzenie tego pokoju zajmowały kwiaty – niektóre po prostu stały na ziemi, inne na metalowych stojakach.

Vasillas puścił dłoń Willa, nie chcąc zbyt długo przebywać w jego strefie osobistej. Odwrócił się i niepewnie na niego spojrzał. On również nie czuł się w tej sytuacji całkowicie komfortowo i najgłośniej mówiło o tym drapanie się po karku przez policjanta.

– Wolisz yyy... – zaczął z lekkim wahaniem. – Wolisz wannę czy prysznic?

– Co? – zapytał Will. Nie do końca rozumiał dlaczego został spytany o takie coś. Był za bardzo zmęczony albo po prostu za głupi.

– Wanna czy prysznic? Mam dwie łazienki, więc eee... co wolisz?

– Pójdę na dół – zdecydował. – Nie chcę naruszać twojej przestrzeni...

– Nie naruszasz, ale w porządku.

Przez moment patrzyli na siebie jak dwa dzieciaki, które nie potrafiły ze sobą normalnie porozmawiać i przyznać się do lubienia tej drugiej osoby.

– Weź sobie jakieś ciuchy – odezwał się Charles, odwracając się od niego i wskazując na te bliższe, rozsuwane drzwi.

Trochę podejrzane było, że zaraz po tych słowach, poszedł do tego drugiego pomieszczenia. Obserwujący go Will zauważył, że znajdowała się tam ta druga łazienka. Dostrzegł ciemnoszarą podłogę szafkę z ciemnego drewna, czarną umywalkę i lustro na ścianie. Zastanawiał się dlaczego Vasillas tak nagle od niego uciekł. Czyżby zrobił albo powiedział coś nie tak?

Realnym powodem tego był fakt, że Charles nie mógł znieść napięcia między nimi. W jego oczach Will był przeklęcie uroczy, a zarazem tak bardzo przystojny. Nie był w stanie przestać myśleć o tym, jak bardzo miał ochotę zmniejszyć odległość między nimi, żeby przytulić się do niego, a potem pozwolić sobie na pocałowanie go. Nie potrafił po prostu sterczeć jak kołek, będąc tak blisko niego, a jednocześnie wciąż zbyt daleko. Myślenie o zasmakowaniu jego ust wcale nie pomagało, a jedynie sprawiało, że trudniej mu było się powstrzymywać. Może i zachowywał się jak głupi dzieciak, który właśnie przeżywał swoje pierwsze zauroczenie, ale nie mógł nic poradzić na to, że bóstwo o imieniu Will pojawiło się w jego życiu i kompletnie zawróciło mu w głowie! Zdawał sobie sprawę, że to prawdopodobnie jednostronne uczucie, ale nawet to nie chciało mu przemówić do rozsądku i powstrzymać go przed myśleniem o całowaniu Willa.

Gdy wrócił do sypialni niosąc dla niego kilka ręczników, chłopak wciąż stał w tym samym miejscu, w którym go zostawił. Teraz dodatkowo obejmował się ramionami, mając wzrok wbity w podłogę.

Charles w myślach pacnął się w głowę za pozostawienie go samego w tak niekomfortowej sytuacji. Uciekł jak tchórz, zamiast się nim zająć.

– Will? – odezwał się.

To nie pomogło, Moore nadal na niego nie spojrzał i uparcie krążył wzrokiem po podłodze. Pochylił głowę, żeby zakryć swoimi przydługimi już włosami chociaż część twarzy. Starał się walczyć z zawstydzeniem. Nie dość, że był w sypialni faceta, który wyznał mu uczucia, to jeszcze na dodatek Vasillas traktował go, jakby Will był uprzywilejowany. Z tego powodu tak trochę chciał uciec stąd jak najszybciej, zanim pozwoli sobie na zbyt wiele. Poza tym zżerało go poczucie winy i wciąż przed oczami miał policjanta, proszącego, aby go zabił i ratował siebie. Teraz pozwalał, aby Charles niańczył go jak dziecko, które nie potrafi sobie samo poradzić. Był żałosny.

– Ej, stało się coś? – zapytał zaniepokojony glina.

– Nie – odparł Will, nerwowo przestępując z nogi na nogę.

Vasillasowi nie śpieszyło się do tego, żeby mu uwierzyć w tym momencie. Chłopak wyglądał jakby coś go stresowało i to bardziej niż zwykle. Był mniej chętny do mówienia czegokolwiek i pozbawiony typowej dla siebie złośliwości – to nie było normalne.

Podszedł bliżej Willa, aby móc lepiej się mu przyjrzeć i upewnić się, że wszystko było z nim względnie w porządku.

– Przepraszam, Charles – powiedział chłopak niespodziewanie. Mówił cicho, wciąż obserwując podłogę, jakby tam było coś interesującego. – To wszystko moja wina. Gdyby nie ja...

– Nie mów tak – przerwał mu stanowczym tonem. Chciał go przytulić, ale wciąż się powstrzymywał przed tym. Pozwolił sobie jedynie położyć dłoń na jego barku. Patrzył mu w oczy. – To nie jest twoja wina i nawet nie próbuj mówić, że jest inaczej, rozumiesz? Przecież nie zmusiłeś mnie, żebym... poczuł coś więcej i próbował cię poderwać. Ja zawiniłem i to ja powinienem cię przeprosić, bo dołożyłem ci tylko problemów.

Moore dopiero po usłyszeniu tych słów, podniósł na niego zaskoczony wzrok. Dlaczego to on go przepraszał?

– Prosiłem cię, żebyś wybrał sobie jakieś ubrania z mojej szafy – przypomniał Vasillas, zmieniając temat. – Jeśli nie chcesz zrobić tego sam, ja znajdę ci jakieś różowe ciuchy. – Uśmiechnął się. – Dla mojej satysfakcji.

– Nie trzeba – zaprotestował Moore, nie chcąc ryzykować, że glina spełni zaraz swoje groźby. – Mogę spać w tym, co mam na sobie. Nie przejmuj się tak mną.

– Uparciuch – stwierdził, przewracając oczami, po czym dał mu ręczniki. Zgodził się tylko dlatego, że chłopak miał na sobie dresy, więc nie powinno mu być jakoś bardzo niewygodnie spać w tym. – Masz i po prostu idź się już myć. Ja będę przez cały czas na górze.

Sądząc, że Charles na tym skończył swój wywód, kiwnął jedynie głową i zamierzał wyjść, ale policjant zatrzymał go słowami:

– A i drzwi są zamknięte na klucz, więc nawet nie próbuj uciekać. Po skończeniu masz od razu tu przyjść, zrozumiano?

Stanął na chwilę, chociaż nawet nie obdarzył Vasillasa spojrzeniem. Był pewien, że policjant nie ochrzaniał go całkiem poważnie, nie złościł się na niego tak naprawdę. Po prostu w ten sposób zapewne chciał pokazać, że naprawdę mu na Willu zależy, dlatego go tak niańczył. Było to miłe, ale wciąż uważał, że na to nie zasługiwał.

O dziwo, tym razem posłuchał się i grzecznie spełnił prośbę Vasillasa bez żadnego narzekania albo robienia mu na złość. Dodatkowo po wyjściu z łazienki wypił melissę, którą wciąż czekała na niego w salonie, a potem wsadził szklankę do zmywarki. Nawet udało mu się zlokalizować wszystkie włączniki światła, więc wyłączył je na dole, żeby niepotrzebnie nie marnować energii i pieniędzy na prąd.

Czuł się niepewnie wracając na górę, szczególnie gdy znów znalazł się w sypialni policjanta. To było niekomfortowe i nie wiedział jak się zachować!

Gdy wszedł, glina siedział spokojnie na fotelu przy oknie i czekał na niego. On również w tym czasie skorzystał z kąpieli i teraz był ubrany w koszulkę i krótkie spodenki. Na szczęście nie były to ciuchy, które uwydatniały jego mięśnie i wszystko to, co się tam kryło pod spodem...

Moore zatrzymał się zaraz za progiem, nie zamykając nawet drzwi. Patrzył na niego, nie wiedząc co ze sobą począć. Ze stresu zaczął obracać pierścionek na środkowym palcu lewej dłoni – jedyny, jaki dziś miał ze sobą.

– Mamy dwie opcje – powiadomił go Charles. – Śpimy razem albo jeden z nas idzie na kanapę.

– To ja pójdę...

Nie pozwolił mu dokończyć, bo podniósł się z fotela i znalazł się przy nim w tempie natychmiastowym. Stanął przy drzwiach, żeby uniemożliwić Willowi wyjście stąd.

– Tego nie bierzemy pod uwagę – oznajmił całkiem poważnie. Westchnął. – Posłuchaj, martwię się. Twój stan psychiczny nie jest zbyt dobry przez to wszystko, więc możesz zająć moje łóżko. Musisz odpocząć i ja już o to zadbam.

– Nic mi nie jest – zaprotestował, patrząc wprost w jasne tęczówki Vasillasa. – Nie przejmuj się mną.

– Naprawdę, Will? – Pokręcił głową z dezaprobatą. – Nawet w tej kwestii zamierzasz się sprzeciwiać?

– Dobra. – Skrzyżował ramiona na piersi. Postanowił wzbić się na wyżyny swojej szczerości i pokonać wstyd. – Po prostu śpijmy razem.

Charles rozchylił usta, mając zamiar coś powiedzieć, jednak nic nie wydobyło się z jego gardła. Zaniemówił. Prędzej spodziewał się, że będą się kłócić w tej sprawie do rana i ostatecznie żaden z nich nie odpocznie nawet przez chwilę. Nie miał wątpliwości, że stojący przed nim chłopak mógłby sprzeczać się z nim przez całą noc, aż w końcu by wygrał.

Chyba na chwilę zapomniał jaki był Will, jak bardzo lubił robić mu na przekór i zasypywać wrednymi tekstami. Przez moment zdawało mu się nawet, że miał przed sobą całkiem inną osobę...

Przełknął głośno ślinę. Nie sądził, że Moore zgodzi się na tę opcję. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że chłopak mógłby wziąć takie rozwiązanie pod uwagę, a co dopiero zgodzić się z taką łatwością! Trochę tak, jakby wpadł we własną pułapkę. Jak niby miał spać z nim w jednym łóżku, mając świadomość, że nie może go nawet przytulić ani położyć się zbyt blisko niego? Przecież to będą tak okrutne tortury, a dodatkowo sam się na nie skazał! Już chyba wolałby spać na podłodze, żeby nie czuć w pobliżu zapachu ani ciepła pochodzącego od Willa. Wtedy na pewno nic by go nie kusiło do zrobienia czegoś, na co nie mógł sobie pozwolić.

Ostatecznie położyli się razem – oczywiście, w znacznym oddaleniu. Szczególnie Charles odsunął się od niego praktycznie na sam brzeg, żeby nawet oddechem nie naruszać jego przestrzeni osobistej. Poza tym, zdawał sobie sprawę, że gdyby przekroczył pewną granice, nie dałby rady dalej się powstrzymywać i tłumić chęci bycia jak najbliżej niego.

Zgasił lampki w sypialni i położył się. W ramach próby bycia jak najdalej od Willa, odwrócił się tyłem do niego. Wszystko, żeby tylko powstrzymać myśli o tym, co pragnął zrobić, a czego nie mógł! Musiał za wszelką cenę zwalczyć potrzebę zbliżenia się do niego.

– Charles? – usłyszał cichy głos Moore'a, lekko zachrypnięty.

Otworzył oczy i przez chwilę wpatrywał się w ciemność przed sobą, nie wiedząc czy rzeczywiście chłopak coś powiedział, czy może jednak tylko mu się to przesłyszało. W końcu zaryzykował, odwracając się do niego.

– Mówiłeś coś? – zapytał, żeby się upewnić.

Mógłby przysiądź, że mimo ciemności widział jego twarz i wpatrzone w niego oczy. Miał ochotę wyciągnąć rękę w stronę Willa, żeby odnaleźć dłoń chłopaka i złączyć palce z tymi jego, poczuć jego dotyk. Oddałby wszystkie skarby tego świata, żeby tylko móc przyciągnąć go do siebie i zasnąć wtulony w niego.

– Tak – potwierdził Moore i odrząknął. Może bycie w ciemności dodawało mu odrobinę pewności siebie i odwagi, ale wciąż się wahał. – Charles, ja...

– Nie musisz nic mówić.

– Ale chcę, więc się zamknij – skarcił go.

– W porządku. – Prychnął. Chyba w jakimś stopniu powrócił ten Will, którego bardzo dobrze znał, a więc prawdodpobnie chłopak czuł się trochę lepiej.

– Ja serio cię bardzo lubię i gdyby tylko wszystko mogło być normalnie, może mógłbym w przyszłości odwzajemnić twoje uczucia i...

Nie dokończył. Nawet gdyby to zrobił, pewnie Vasillas już by tego nie usłyszał, bo jego umysł był zajęty głównie pierwszymi pięcioma słowami, które napełniły go ogromną dawką nadziei. Miał ochotę zacząć z powodu radości składać pocałunki na jego twarzy, chociaż on powiedział tylko, że go lubi... Dla Charlesa to i tak było dużo, okej?

– Teraz możesz coś powiedzieć – odezwał się Will, żeby przerwać ciszę, jaką pozostawiły po sobie słowa, które opuściły jego usta chwilę wcześniej. – Pozwalam ci.

Brak jakiejkolwiek reakcji. Cały układ nerwowy, a szczególnie mózg policjanta zawiesił się i raczej nie chciał na razie zacząć współpracować. Całkowicie zwariował z powodu tego, który właśnie intensywnie wpatrywał się w niego.

– Vasillas? – zaniepokoił się Moore. Podniósł się nieco i oparł na łokciu, zarazem przesuwając się kilka centymetrów bliżej niego. Gdyby ten nie odpowiadał dalej, zamierzał go dźgnąć w żebra. – Charles?

Wciąż się nie odzywał ani nawet się nie poruszył, dlatego Moore jeszcze bardziej się do niego zbliżył i zaczął go dźgać palcem w ramię, żeby przywrócić jego procesy myślowe. Odpuścił sobie terroryzowanie jego żeber, bo uznał to za niezbyt dobry pomysł. Gdyby jego dłoń się tam znalazła, nie wiedział, czy dałby radę ją stamtąd zabrać w najbliższym czasie...

Chciał tylko, żeby Charles mu odpowiedział, oczekiwał jakiegokolwiek słowa, ale nie spodziewał się, że ten przyciągnie go do siebie i zamknie w swoich ramionach.

– Cieszę się – przemówił w końcu – że powiedziałeś mi o tym.

Moore przekręcił się nieznacznie, żeby wygodniej mu było leżeć, ale glina potraktował to jako próbę wydostania się... Miał ochotę pacnąć go za to w czoło.

– Ja... – zaczął Charles, zabierając ręce i pozwalając mu się odsunąć. – Wybacz, nie powinienem.

– Zamknij się, Vasillas – powiedział tylko, jednak nawet nie zamierzał się przesunąć. Dobrze mu było tu, gdzie był. – Możesz się przytulić i już idźmy spać. Tylko znów się nie zawieszaj, błagam.

Tym razem nie utracił połączenia z mózgiem i był w stanie panować nad swoimi działaniami, więc po raz kolejny objął brata Larissy. Wewnętrznie umierał ze szczęścia, że mógł sobie na to pozwolić. Przez tak długi czas marzył o tym, żeby przytulić się do niego przed snem, poczuć ciepło jego ciała i wdychać zapach mięty, który zwykle towarzyszył Willowi. Tak wiele razy wyobrażał sobie, jak to będzie i dziś w końcu dane mu było się o tym przekonać.

Musiał przyznać, że to było o wiele przyjemniejsze niż w jego wyobrażeniach. Moore zwykle sprawiał wrażenie zimnego jak skala, pozbawionego większości uczuć, a jednak teraz był po prostu człowiekiem z krwi i kości, do tego trochę przestraszonym i pragnącym obecności Charlesa obok siebie.

Tej nocy już nie odezwali się do siebie ani słowem, nie widząc na razie konieczności ku temu. Teraz potrzebny im był odpoczynek, a porozmawiać mogli rano, gdy będą mieli bardziej racjonalne podejście do wszystkiego. Już zbyt wiele w ostatnich godzinach się zdarzyło, teraz mile widziany był spokój.

Vasillas oczywiście po czymś takim nie mógł zasnąć przez dłuższy czas, bo wciąż jego umysł był pochłonięty radością z faktu, że zasypiając może tulić Willa, mieć go obok siebie. Może to nic nie znaczyło, ale on miał nadzieję, że niedługo będzie całkowicie dobrze. Przecież Moore nie wykluczył możliwości, że odwzajemni jego uczucia, więc była szansa na zbudowanie z nim związku. Wciąż niepokoiło go samo istnienie Blacka, ale z nim mógł rozprawić się kiedy indziej, teraz ważniejszy był Will.

Dane mu było usłyszeć spokojny i równomierny oddech chłopaka. Nie mógł się wtedy powstrzymać przed ucałowaniem go w czubek głowy. Być może nie powinien tego robić, wykorzystując fakt, że Will już zasnął, ale przecież to był tylko drobny gest, który może się pojawić pomiędzy przyjaciółmi, prawda?

~~🔥~~

Amor caecus est (łac.) – Miłość jest ślepa

Fun fact: to był pierwszy mem do "Cienia" (mam nadzieję, że nie wstawiam go drugi raz...)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro