~45: Poszukując szczęścia ♥︎ ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Aktualnie chyba (a raczej na pewno) miał zbyt duże pokłady energii, a przez to nie był w stanie dłużej spać. Wiedział doskonale, że była dziś sobota, więc mógł pozwolić sobie na odpoczynek i leniwe spędzanie czasu w łóżku razem z Willem, ale jemu nie chciało się leżeć dłużej. To było zbyt nudne, a on potrzebował trochę ruchu.

Początkowo starał się zostać z nim. Przytulił go, chowając jego głowę w zagłębieniu własnej szyi i przez jakiś czas leżał, zastanawiając się, co będą dziś robić. Nie do końca jednak mógł się skupić na układaniu w głowie planu, więc zaczął obserwować pogrążonego we śnie Willa. Miał ochotę go obudzić, aby móc z nim porozmawiać i trochę się pomigdalić, ale nie był aż tak okrutny, żeby to zrobić. Wiedział doskonale, że chłopak miał problemy ze snem, więc lepiej było pozwolić mu pospać dłużej. Dodatkowo przecież Moore wczoraj przed snem wziął leki, które przepisał mu lekarz, a więc nie było nic dziwnego w tym, że teraz lepiej mu się spało. Dlatego też Vasillas nie był w stanie wyrwać z więzów snu tego uroczego uparciucha, którego dane mu było nazywać swoim chłopakiem. Za to mógł go obserwować, podziwiając jego spokojną twarz, ucząc się każdego szczegółu. Mimo że on zwykle żałował mu widoków, jego ciało nie było mu takie całkiem nieznane, trochę już przecież miał okazję zobaczyć.

Teraz przesuwał delikatnie opuszkiem palca po jego ramieniu w poszukiwaniu pieprzyków. Trzeba przyznać, że jego prawa ręka była w nie bardzo zasobna. Nawet na wierzchu dłoni znalazł się jeden, niewielki. Również na szyi doszukał się kilku. Już innym razem zauważył, że dwa z nich były ciemniejsze i znajdowały się zaraz obok siebie po lewej stronie szyi chłopaka. Dziś doszukał się kilku jaśniejszych z prawej strony.

Kompletnie nie miał mu za złe, że mógł podziwiać tylko niewielki obszar jego ciała. Zdecydowanie większą przyjemność będzie miał z powolnego i bardziej dokładnego odkrywania wszystkich jego pieprzyków, blizn i innych tajemnic, jakie chłopak skrywał pod ubraniami. Nawet jeśli nieprędko dostanie pozwolenie, aby zobaczyć więcej, to nic. Tu chodziło też o to, żeby Will czuł się komfortowo. Nie zamierzał przecież zrobić nic wbrew jego woli.

Gdy już znudziło mu się leżenie, podreptał do łazienki. Przedtem jednak delikatnie ucałował śpiącego chłopaka w policzek. Nie mógł go tak po prostu zostawić samego bez żadnego pożegnania!

Po załatwieniu niezbędnych spraw w łazience, udał się do kuchni, żeby poszperać w lodowce i poznać jej zawartość. Doszedł do wniosku, że miał w niej wszystkie potrzebne składniki do zrobienia omletu na słodko. Moore ewidentnie był fanem wszelkiego rodzaju słodkości, więc uznał to za dobry wybór. Z samego rana będzie miał niespodziankę od swojego chłopaka, który zamierzał mu przygotować śniadanie do łóżka!

Podczas wyjmowania wszelkich składników niezbędnych mu do przygotowania planowanego dania, usłyszał dzwonek do drzwi. Westchnął, nieco podirytowany, że przerywano mu pracę.

Kto mógłby w sobotę dobijać się do drzwi jego partnera? Tym bardziej o tej porze. Było zaledwie kilkanaście minut po ósmej rano.

Niechętny, aby przerywać próbę przygotowania miłego śniadanka dla swojego ukochanego śpiocha, wyszedł na korytarz. Nie sprawdził na początku, kto był na zewnątrz za pomocą wizjera, tylko od razu uchylił drzwi. To był błąd. Gdyby to zrobił, mógłby mentalnie się przygotować na spotkanie z Marthą. Zdecydowanie był odrobinkę za bardzo zirytowany, że ktoś zakłócał ich spokój i nie myślał do końca racjonalnie.

Ona również wyglądała na zaskoczoną, że widzi go o tej porze zamiast Willa i to jeszcze ubranego w krótkie spodenki i koszulkę, które pełniły rolę piżamy, a do tego należały do jego chłopaka. Wszystko było dopełniane przez jego bose stopy, gdyż nie chciało mu się grzebać w szafkach podrążonego we śnie chłopaka i szukać skarpet. Na szczęście stał na chodniku, więc nie było mu zimno.

– Dzień dobry – powiedział, uśmiechając się do niej. Co innego miał zrobić? Czuł się nieco niezręcznie, ale przecież nie zamknie jej drzwi przed nosem!

Ona ewidentnie zawiesiła się na chwilę i jedynie przyglądała się mu zza okularów wielkimi oczami. Zauważył, że trzymała papierową torbę.

– Dzień... dobry – odparła dość niepewnym głosem.

– Will jeszcze śpi – oznajmił, żeby wyjaśnić jej, dlaczego to on tutaj teraz stał, a nie jej sąsiad. – Coś Pani potrzeba?

– Nie – zaprzeczyła od razu, otrząsają się z zawieszenia. – Ależ skąd. Przyniosłam tylko pieczywo dla niego.

Wręczyła mu torbę, którą trzymała. Popatrzył na nią zdezorientowany. Kompletnie nie wiedział, jak się zachować i w jaki sposób z nią rozmawiać. Stresował się, bo ta kobieta była dla Moore'a trochę jak matka! Chciał zrobić na niej dobre wrażenie, ale obawiał się, że jego próba zakończy się klęską. Niestety nie dostał od swojego chłopaka żadnych rad w sprawie tego, co zrobić przy następnym spotkaniu z nią!

– Dziękuję – powiedział. – Ile kosztowało? Will śpi, ale ja mogę zapłacić.

– Nie trzeba. – Pokręciła głową. – On pomaga mi, a ja jemu.

– Rozumiem.

– Nie spodziewałam się, że ty otworzysz mi drzwi – przyznała, lustrując go wzrokiem. Chyba zaczynała się zachowywać, jak taka wścibska sąsiadka...

– Dlaczego? – Odrobinę go to zdziwiło. Czyżby jednak ta kobieta miała coś przeciwko ich związkowi? Albo przeciwko temu, że dwie osoby jednej płci mogą się spotykać i robić to, co pary hetero? Moore wspomniał wczoraj, że nie przeszkadzało jej to, a bardziej chodziło o jego zawód, ale on odnosił teraz nieco inne wrażenie. Być może błędne. – Jesteśmy razem, to normalne, że zostałem u niego na noc. Poza tym, on na razie śpi, więc ja otworzyłem, żeby go nie budzić.

– Tak, ale Will... – Przerwała, szukając odpowiednich słów. – Jego zaufanie trudno zdobyć.

– Wiem. – Pokiwał głową, a spojrzenie przeniósł za podłogę. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak trudne było zbliżenie się do niego. Zajęło mu to jakieś dwa miesiące, a w pewnym momencie myślał nawet, że nigdy tego nie osiągnie!

Nastała chwila milczenia. Kilkanaście sekund niezręcznej ciszy.

– Dbaj o niego – poprosiła kobieta. – On często zapomina o jedzeniu i nie uważa na swoje zdrowie.

– Staram się.

– Tylko uważaj. – Pogroziła mu palcem. – Może udało ci się jakoś zyskać jego zaufanie, ale jeden błąd wystarczy, żeby wszystko się zmieniło.

No cóż... Chyba nikt z bliskich Willowi osób nie ufał mu i z tego powodu wciąż musiał spotykać się z podejrzeniami, że go skrzywdzi. Black miał rację z tą kolejką osoba gotowych mścić się za ewentualne krzywdy Moore'a. Na dodatek ta lista wydawała się wydłużać z każdym kolejnym tygodniem ich związku...

– Zrobię wszystko, żeby o niego zadbać i zapewnić mu bezpieczeństwo – obiecał. Było to całkiem szczere zapewnienie i chciał, aby się ono spełniło. Nigdy nie wybaczyłby sobie, gdyby nieumyślnie go zranił. Ten chłopak zasługiwał na szczęście, a on za cel obrał sobie zapewnienie mu tego.

– Trzymam cię za słowo. Do widzenia.

– Do widzenia.

Odeszła od niego i udała się z powrotem do swojego mieszkania. Początkowo śledził ją wzrokiem, wciąż lekko zdezorientowany z powodu tego, co się właśnie wydarzyło. Miał przeczucie, że nie udało mu się zrobić dobrego wrażenia i Martha będzie go nienawidzić do końca swoich dni. Odrobinę zestresowany tym faktem, zamknął drzwi i oparł się o nie.

Co, jeśli ona naprawdę go nie lubiła? Przecież nie mogła Willowi kazać wybierać pomiędzy nią, a miłością do niego, prawda? Mógł mieć pewność, że jej ewentualna niechęć do niego, nie wpłynie na ich związek?

Nie, nie powinien tak myśleć. Na pewno nie było tak źle, jak to wyglądało w jego głowie. Poza tym, on i Martha nie muszą darzyć się uwielbieniem. To nie było niezbędne do jego romantycznych relacji z Willem. Ważniejsze było to, że oni obaj kochali się i zależało im na sobie nawzajem. Fakt, chciałby, aby wszystkie osoby, które były blisko z jego chłopakiem, akceptowały taki stan rzeczy i miały z nim pozytywne albo chociaż neutralne stosunki. Wiedział jednak, że nie mógł mieć wszystkiego, ale chociaż dane mu było być z tym uparciuchem, a to najważniejsze.

Podniósł się z tego przygnębienia, żeby móc kontynuować swoją misję zrobienia chłopakowi śniadania do łóżka. Pewnie Will znów ochrzani go za to, bo był perfekcjonistą, który musiał mieć wszędzie czysto. To w połączeniu z jego uporem było dla policjanta jak przekleństwo! Przecież nawet u niego w mieszkaniu nie pozwalał wnosić żadnego jedzenia do sypialni. Za próbę tego przestępstwa, wygłosił mu już kazanie na temat czystości na łóżku. Cóż takiego Charles miał na to powiedzieć? Książę wydał rozkaz, trzeba się było stosować! Mimo wszystko, zawsze istniały wyjątki, prawda? Dlatego teraz postanowił spróbować szczęścia.

Cztery omlety ułożył na dużym talerzu, żeby nie musieć brudzić ani nieść przez całe mieszkanie aż dwóch. Do tego miał jeszcze naszykowaną herbatę – owocową, oczywiście, gdyż Will nie przepadał za zwykłą. On sam był w stanie wypić oba rodzaje, ale najlepszy i tak był sok zrobiony przez jego matkę.

Najpierw zaniósł do sypialni samo jedzenie wraz ze sztućcami. Wolał nie brać zbyt wiele na raz, bo wtedy ryzyko, że nabrudzi, było większe, a tym samym zwiększało się prawdopodobieństwo, że Will ze złości wywali go z mieszkania. Lepiej nie ryzykować aż tak bardzo. Już i tak stąpał po cienkim lodzie!

Odłożył wszystko na biurko, które znajdowało się w pobliżu łóżka. Musiał jeszcze obudzić tego śpiocha, a dopiero potem będą mogli zjeść. Właściwie to chłopak przekręcił się na drugi bok w momencie, gdy Charles wszedł do pokoju. Kiedy usiadł na brzegu łóżka, Will uchylił powieki i spojrzał na niego, a zaraz potem wyciągnął rękę w stronę policjanta, żeby złapać go za dłoń.

– Dzień dobry – powitał go Vasillas z promiennym uśmiechem na twarzy. Każdy dzień, który witał razem z nim, był dobry.

W odpowiedzi Moore mruknął coś nie do końca zrozumiałego. Zamknął oczy i westchnął. Ewidentnie nie chciało mu się na razie wstawać.

– Skarbie, śniadanie gotowe – oznajmił.

– Dlaczego nie możesz poleżeć ze mną? Na przykład do południa? – pytał zaspanym głosem.

– Zjemy śniadanie, a potem możemy zakopać się pod kołdrą i poprzytulać.

– Już mi się to podoba – stwierdził, a na jego ustach pojawił się uśmieszek oraz towarzyszący temu dołeczek z lewej strony.

– Widziałem się z Marthą – powiadomił go.

Moore nie wyglądał na zadowolonego, był zaskoczony i trochę chyba przestraszony tym faktem. Patrzył na niego szeroko otwartymi oczami, a Vasillas poczuł się, jakby zrobił coś nie tak, jak należało. Prawdopodobnie powiedział mu o tym zbyt nagle.

– Przyniosła pieczywo – dodał. – Chleb i pączki.

– Coś mówiła?

Podniósł się do siadu, żeby zrównać się z policjantem. Nadal trzymał jego dłoń i nie zamierzał jej nawet na chwilę puszczać, przynajmniej na razie. Potrzebował go obok tak samo, jak zapewnienia, że wszystko było w porządku.

Nic nie zmieniło jednak fakt, że nie spodziewał się, iż Charles odbędzie rozmowę z Marthą sam na sam. Wolał być przy tym, bo wiedział, że wtedy kobieta na pewno nie byłaby niemiła dla jego partnera.

– Była zaskoczona, że mnie widzi – powiedział. – Chyba nie sądziła, że pozwolisz mi zostać na noc.

– No wiesz, rzadko kogoś tutaj przyprowadzam. Nie mówiąc o zostaniu na noc...

– Oh. – Położył jedną dłoń na sercu dla dodania dramatyzmu. – Czuję się wyróżniony. Teraz wiemy, że trzeba było zostać twoim chłopakiem, żeby móc u ciebie nocować.

Nie mówił tego całkowicie poważnie, było w tym trochę próby droczenia się z Willem, żartowania, żeby rozluźnić atmosferę.. Moore zdawał sobie z tego sprawę, dlatego w odwecie dźgnął go palcem w żebra, uśmiechając się przy tym złośliwie. Gdy Vasillas odsunął się odrobinę od niego i zaczął się śmiać, zrobił to po raz kolejny.

– Will! – krzyknął, powstrzymując śmiech i łapiąc jego ręce, żeby chłopak nie mógł nadal go dziubać. Spojrzał w heterochromatyczne tęczówki, które były w niego wpatrzone. – Will, kocham cię – powiedział śmiertelnie poważnie.

Kącik jego ust drgnął na to wyznanie. Słyszał takie słowa średnio raz dziennie, ale wciąż z tego powodu miał ochotę ogłosić wszystkim dookoła, że odnalazł miłość w tym okrutnym świecie. Chciał wykrzyczeć, że jego serce wybrało tego policjanta i nawet rozsądek nie mógł się temu sprzeciwić, zapomnieć o tym uczuciu. Jednak nie powiedział nic. W milczeniu przysunął się do Vasillasa, wciąż patrząc mu w oczy. Dążył do tego, czego teraz chciał najbardziej. Przeniósł spojrzenie na jego wargi, żeby zaraz potem poczuć je na swoich ustach. Charles uwolnił jego nadgarstki z uścisku, aby przenieść jedną z dłoni na jego kark, a palce drugiej wpleść we włosy chłopaka.

Przez chwilę mogli być tylko oni dwaj, tak blisko siebie, zamknięci w tym pięknym śnie, który razem tworzyli. Jednak wszystko się kiedyś kończy, nawet to. Mając świadomość, że nie powinien się zapędzać i pozwalać emocjom brać górę nad rozsądkiem, Charles przerwał. Oparł głowę o ramię Willa. Podświadomie chciał kontynuować, pragnął przekroczyć granicę i pozwolić sobie na coś więcej, ale wolał powstrzymać się, gdy jeszcze był w stanie to zrobić.

– Też cię kocham – wyszeptał mu do ucha Moore.

Odrobinę czasu minęło, zanim przypomnieli sobie o śniadaniu, które na nich czekało. Oczywiście, jedyny i wszechmogący pan i władca od razu postawił sprawę jasno – kazał mu wracać z jedzeniem do kuchni bez możliwości jakiegokolwiek sprzeciwu. Dlatego też zbesztany glina, posłusznie wziął talerz i sztućce, żeby odnieść je z powrotem do kuchni i postawić na stole. Zajął jedno z krzeseł w oczekiwaniu na pewnego okrutnika, który po drodze wstąpił do łazienki.

– Wiesz, że nie musiałeś sam robić śniadania? – zapytał Moore, wchodząc do kuchni.

– Ale chciałem – oznajmił. Siedział przodem do niego i śledził wzrokiem, idącego w jego kierunku chłopaka. – Chcesz siąść na kolana?

Zatrzymał się na moment, gdy dotarł do niego sens słów Vasillasa. Nieco zaskoczony taką propozycją, zastanawiał się, czy aby na pewno dobrze usłyszał. Nie podejrzewał własnego mózgu o taką desperację, ale mógł się przecież przesłyszeć.

Właściwie to Charles, pytając o to, nie spodziewał się pozytywnej odpowiedzi. No ba, nie zdziwiłby się, gdyby chłopak postanowił zbyć tę wypowiedź. Dlatego też był w wielkim szoku, gdy Will jednak zdecydował się podejść do niego i usiąść mu na kolanach. Został pokonany swoją własną bronią. Nie wiedząc co dalej, zakrył usta dłonią i odwrócił wzrok.

Na szczęście (lub też nie), nie tylko on jedyny czuł się skrępowany zaistniałą sytuacją. Moore pochylił głowę i starał się nie stresować.

– Nie sądziłem, że to zrobisz – stwierdził policjant, odzyskując umiejętność wysławiania się. Przestał uciekać wzrokiem i jedną ręką objął chłopaka w pasie. Delikatnie pocałował go w szyję, mając na uwadze, że jego mogło to łaskotać. Raczej tak się nie stało, bo nie odsunął się, ale zawsze lepiej dmuchać na zimne. Kolejnym krokiem było oparcie brody o jego ramię.

– Nie wiem, dlaczego to zrobiłem – przyznał Will po odchrząknięciu. – Chyba dlatego, że nie wierzyłeś, że mogę to zrobić. Ale muszę przyznać, że jest wygodnie.

– To dobrze.

Moore przysunął talerz, wziął widelec i nóż, a drugą parę podał Charlesowi. Jako, że glina nie spieszył się z jedzeniem, on łaskawie raz na jakiś czas dzielił się z nim. Nie narzekał na takie rozwiązanie, bo dzięki temu nikt mu nie przeszkadzał z krojeniem omleta na kawałki. Mógł również dalej siedzieć w tym samym miejscu, nie musząc schodzić z jego kolan, dopóki nie zostanie z nich przez swojego partnera wygoniony. A gdy już zjadł wystarczająco, siadł bokiem, żeby móc w dalszym ciągu karmić Vasillasa.

Trzeba przyznać, że dziś wspiął się na sam szczyt swojej odwagi i bił rekordy w zaskakiwaniu Charlesa. On prawdopodobnie (na pewno) nie był w stanie znieść aż takiego szoku w połączeniu z ogromną dawką słodkości. W jego oczach Will był przeklęcie uroczy i zarazem hot, a w połączeniu z jego dzisiejszym zachowaniem była to zabójcza mieszanka! Dodatkowo nie mógł się za bardzo tym ekscytować, bo przecież Moore siedział u niego na kolanach...

– Chyba pobyt we własnym mieszkaniu dobrze na ciebie wpływa – stwierdził Vasillas. Zdecydowanie musieli częściej się tu spotykać, jeśli ten słodziak miał być taki, jaki właśnie był...

– W jakim sensie? – dopytał. Zatrzymał widelec w powietrzu, nie pozwalając, aby jego zawartość znalazła się w ustach policjanta. Najpierw musiał poznać odpowiedź.

– Zachowujesz się... Nawet nie wiem jak to ująć w słowach.

– Za mało mnie znasz – oznajmił, patrząc mu prosto w oczy. – Nie jestem w stanie nikomu zaufać tak łatwo, ale gdy już to zrobię, wtedy mogę pokazać, jaki naprawdę jestem. Tylko ptrzebuję trochę czasu, aby poczuć się bardziej komfortowo.

– W takim razie cieszę się, że czujesz się dobrze.

– Ale to nie tak, że wcześniej ci nie ufałem – dodał pospiesznie. – Po prostu nie jest mi łatwo być bardziej opiekuńczym i chętnym do czułości, ale potrafię taki być.

– Przyjmę każdą wersję ciebie.

Oby tak było. Chociaż z drugiej strony – czy mogło być gorzej? Charles wiedział już od dłuższego czasu, że to on był Cieniem, słyszał plotki o nim, a tak właściwie Will nie posiadał gorszej wersji siebie niż ta najbardziej udawana. Teraz mógł mu oferować jedynie prawdę, bez żadnych masek, prób udawania silnego i bezuczuciowego. Przy nim powoli mógł sobie pozwalać na otwieranie się i ukazywanie swojego prawdziwego oblicza, które do tej pory było znane tylko Larissie i w pewnym stopniu jego sąsiadce. Martha oraz jego siostra wiedziały, jaki był naprawdę, a teraz miał nadzieję, że również ten policjant pozna go z tej bardziej delikatnej strony i zaakceptuje to.

·:*¨༺ ✮ ༻¨*:·

31.01.2021 (niedziela)

Pewnych decyzji można pożałować chwilę po ich podjęciu, inne dopiero po dłuższym czasie. On aktualnie należał do tej pierwszej grupy i nie było ku temu żadnych wątpliwości. Już w momencie, gdy Larissa poprosiła go o spotkanie, wiedział, że będzie żałował. Zdawał sobie doskonale sprawę, iż jego kochana siostrzyczka nigdy nie widywała się z nim bez powodu, a już na pewno nie prosiła go nagle o spotkanie, jeśli nie chciała o czymś z nim porozmawiać. Tym razem nawet domyślał się o co chodziło, a z tego powodu aż odechciewało mu się jechać do niej. Podejrzewał, że będzie prowadziła przesłuchanie, aby wydobyć z niego wszystkie informacje. Zawsze tak było, gdy nagle dzwoniła i słodkim głosikiem prosiła o spotkanie.

A teraz musiał mierzyć się z konsekwencjami swojej decyzji o przyjeździe do niej. Był zmuszony do podziwiania jej szatańskiego uśmiechu. Udawała milutką, żeby wyciągnąć od niego informacje. Już wiedział, co się świeciło i wcale mu się to nie podobało.

Opadł ciężko na kanapę w salonie, a ona usiadła obok. Wpatrywała się w niego, jakby próbowała wedrzeć się do jego umysłu, aby zobaczyć na własne oczy to, czego chciała się dowiedzieć. Uśmieszek nie schodził z jej ust.

Najlepszą reakcją na to było westchnięcie, a potem odwrócenie od niej wzroku, żeby nie patrzeć tej przebrzydłej gadzinie prosto w oczy. Doskonale wiedziała, że nienawidził, gdy ktoś tak intensywnie się w niego wpatrywał przez dłuższy czas, bo wpędzło go to w dyskomfort i perfidnie wykorzystywała tę wiedzę. Takim sposobem częściej mówił za dużo, bo się stresował.

– Opowiadaj – odezwała się, aby zachęcić go do mówienia.

– O czym?

– Nie udawaj – mruknęła niezadowolona. Jak zwykle musiała się trudzić, żeby rozwiązać mu język i czegokolwiek się od niego dowiedzieć. – Martha dzwoniła.

Oho! Właśnie tego się spodziewał, ale do tej pory jeszcze miał nadzieję, że może jednak wcale nie chodziło o to ani o nic z tym związanego. Oczywiście jego sąsiadka nie mogła przepuścić takiej okazji i musiała od razu zawiadomić o wszystkim tego diabła zwanego Larissą.

– Powiedziała, że przyprowadziłeś tego swojego kochasia do siebie – wyjaśniała, obserwując swoje paznokcie i zastanawiając się, czy nie były one już zbyt długie. – To są jej słowa, nie moje.

– Świetnie... – Zakrył sobie twarz dłonią, w oczekiwaniu na to, co jeszcze usłyszy.

– Mówiła, że go poznała, a przynajmniej widziała go dwa razy.

Niech mnie ktoś zabije – prosił w myślach. Zdecydowanie to byłoby lepsze rozwiązanie, niż słuchanie podsumowania ich konwersjacji. Bał się tego, jak bardzo Martha koloryzowała, gdy rozmawiała z jego siostrą. Nie zdziwiłby się, gdyby w swojej wersji zdarzeń zrobiła z Charlesa potwora. Już nie raz słuchał jej wywodów na temat byłych Larissy, więc wiedział jak bardzo kobieta potrafiła dramatyzować. Była bardzo wyczulona na punkcie bezpieczeństwa swoich "dzieci" i wszystkich potencjalnie toksycznych ludzi w ich pobliżu.

– Podobno była zaskoczona, gdy otworzył jej rano drzwi zamiast ciebie – kontynuowała Rissa. – Martwiła się, że coś jest nie tak.

– O mój Boże... – jęknął zrezygnowany.

– Chyba nie sądziła, że on zostanie na noc i będzie spał z tobą.

Wyskoczenie przez okno niewiele by mu dało. Ona na pewno nie odpuści mu, jeśli on nie straci świadomości i będzie w stanie słuchać.

– Prawdopodobnie dalej uważa, że jesteśmy dziećmi – skomentowała zachowanie Marthy. Z tym mógł się zgodzić.

– Czy mówiła coś dokładniej na temat Charlesa? – zapytał. Jedynie to go odrobinę ciekawiło. Szczególnie, że jego chłopak obawiał się braku akceptacji ze strony kobiety.

– Chyba nie jest do niego przekonana, ale uważa go za dość miłego.

Czyli jednak nie było aż tak źle. Vasillas twierdził, że ona ewidentnie go nie polubiła. Nie pomogły zapewnienia, że Martha była nieufna i nieczęsto bywała miła w stosunku do obcych. Poradził mu też cieszyć się, bo każdy chłopak Larissy, którego dziewczyna jej przedstawiła, był przesłuchiwany prawie ze wszystkiego przez ich dawną opiekunkę. Musiała sprawdzić, czy nadawał się na kandydata do związku z nią.

– Raczej zaakceptowała ten związek i mówiła, że dzięki niemu jesteś mniej... Jak ona to ujęła? – Przerwała na chwilę, próbując sobie przypomnieć. Rozmasowała skroń, jakby to miało jej pomóc w uruchomieniu wspomnień. A gdy już sobie przypomniała, powiedziała: – Że nie jesteś już jak chmura gradowa ani jak grabarz i trochę więcej się uśmiechasz.

Cudownie! Nie dość, że nakablowała na niego do Rissy, to jeszcze sobie plotkowały i bezkarnie nazywały go grabarzem. Dobrze, że chociaż łaskawie zaakceptowały ten związek... Nasuwało mu się jednak pytanie – czy było coś jeszcze, o czym mu nie powiedziały? Na pewno miały jakieś tajemnice. Był pewny, że to ich plotkowanie obejmowało o wiele więcej aspektów, zapewne związanych z nim i jego chłopakiem.

– Teraz możesz opowiadać – ponagliła go.

– O czym? – zapytał. Spojrzał na nią, a pomiędzy jego brwiami pojawiły się zmarszczki. – Już i tak ci o wszystkim doniosła.

– Ale chcę usłyszeć od ciebie, co uroczego razem robiliście.

O nie. Ta szalona kobieta chciała, żeby opowiadał jej o swoim prywatnym życiu tak, jak ona trajkotała mu o fabule mang lub anime BL. Tak, mówiła mu o niektórych i ekscytowała się różnymi shipami, uroczymi scenami i Bóg wie czym jeszcze. Rozumiał, że była nad wyraz tolerancyjną osobą i cieszyła się z jego związku, ale z pewnością on nie chciał, aby jego życie stało się dla niej historią BL w realu...

– Rissa – powiedział stanowczo, wbijając w nią jedno ze swoich mniej przychylnych spojrzeń. – Nie zamierzam o tym mówić.

– Wstydzisz się?

– Nie o to chodzi. Nie będę ci się spowiadał z tego, co robimy z Charlesem, gdy jesteśmy sami.

Skrzywiła się, ale nie był pewien z jakiego powodu.

– Nie chcę, żebyś opisywał mi tu jakieś spicy scenki – oznajmiła. – O tym akurat nie chcę słuchać. Proszę jedynie, żebyś powiedział mi, czy dobrze się czujesz w tym związku, czy on cię dobrze traktuje. Możesz nawet sobie na niego ponarzekać trochę, to będę mogła później doradzić mu, czego ma nie robić.

Patrzył na nią, mrugając nieco szybciej niż zwykle. Czy ona poważnie chciała zostać pośredniczką w ich związku? Chyba za bardzo wzięła sobie do serca rolę patronki tej relacji.

– Więc... – podjęła kolejną próbę wydobycia z niego czegokolwiek. – Czy wszystko jest w porządku?

– Zdecydowanie. Błagam – złożył dłonie jak do modlitwy – nie wtrącaj się. Świetnie dajemy sobie radę sami.

– Chcę tylko mieć pewność, że jesteś w zdrowej relacji i Vasillas nie okaże się toksykiem.

– Dzięki za troskę, ale umiem sobie radzić.

– Wiem. Mimo wszystko, chcę wiedzieć, gdyby coś było nie tak. Postaram się pomóc.

Na swój sposób było to urocze, że tak się o niego troszczyła i chciała dopilnować, żeby jej bratu nic się nie stało. Przez to przypominały mu się te wszystkie momenty, gdy ona sama zmagała się z toksycznym partnerem i to właśnie on ją wtedy wspierał. Teraz dopytywała, bo obawiała się, że Will wpadnie w podobną relację i chciała temu zapobiec.

– Rissa – powiedział, odwracając się w jej stronę i zamykając dłoń dziewczyny w swoich. Patrzył prosto w ciemne oczy siostry. – Nie martw się, wszystko jest w porządku. Jakoś nam się układa. Chcę z nim być, zależy mi na nim.

·:*¨༺ ✮ ༻¨*:·

03.02.2021 (środa)

Starał się skupić na tym, co działo się zaraz przed nim. Powinien przecież wykazać jakiekolwiek, choćby minimalne zainteresowanie sztuką, w której brała udział jego siostra. Wiedział, ile wysiłku w to wkładała i jak bardzo kochała wychodzić na deski teatralne przed publicznością. Dlatego powinien poświęcić trochę uwagi i przynajmniej wypadałoby wiedzieć, co oglądał. Tymczasem jego myśli od samego początku biegły tylko w jedną stronę i nie był w stanie nad tym zapanować. Minęło dopiero kilka minut spektaklu, a on już gubił się w fabule i nie rozumiał, co się działo.

Miał ochotę stąd uciec, ale nie chciał robić siostrze przykrości. Musiał tylko jakimś cudem zapomnieć o pewnym fakcie i wpatrywać się przed siebie. Nic trudnego, prawda? Otóż, to byłoby łatwe, gdyby Charles nie siedział obok. Wszystko, czego teraz pragnął, to przytulić się do niego, ale najpierw musieliby stąd wyjść. Takie rozwiązanie kusiło tym bardziej, że ostatni raz mógł spędzić z Vasillasem czas przedwczoraj wieczorem, gdy na chwilę przyjechał do niego po pracy. Cały wczorajszy dzień spędzili oddzielnie ze względu na pracę, w której musiał został do późna. Glina natomiast wieczorem dnia poprzedniego poszedł na siłownię, więc prawdopodobnie i tak nie mogliby się spotkać na dłużej niż kilka minut.

Z powodu tych wszystkich nałożonych na siebie incydentów teraz był nieco spragniony jego uwagi, dotyku, pocałunków i myślami uciekał do niego, przez co nie mógł się skupić na sztuce.

Założył nogę na nogę i uparł brodę na dłoni. Starał się nie wiercić, ale miał wewnętrzną potrzebę podniesienia się z tego siedzenia i wyjścia. Na szczęście tym razem nie dostali miejsc w pierwszym rzędzie, więc nie byli aż tak bardzo widoczni i wystawienie na czyjeś zainteresowanie. Tylko ten jeden fakt go teraz ratował.

– Coś nie tak? – szepnął policjant z ustami w pobliżu jego ucha.

– Nie – odpowiedział cicho, bez przekonania. Nawet na niego nie spojrzał. Za bardzo skupił się na jego szepcie, który wywołał u niego ciarki.

Ręka Charlesa powędrowała w jego stronę i spoczęła na udzie chłopaka. Domyślał się, że coś było nie tak i chciał odwrócić jego uwagę od problemu, który go niepokoił. Nie wiedział tylko, że to on był aktualnie problemem.

Will zakrył usta dłonią, żeby powstrzymać się przed słownym wyrażaniem swoich aktualnych emocji i przed szczerzeniem się jak głupi. Drugą ręką odnalazł dłoń Vasillasa, żeby móc je ze sobą złączyć. Miał wrażenie, że przyspieszone bicie jego serca było słychać nawet na scenie. Stresował się samym faktem trzymania dłoni swojego chłopaka w miejscu publicznym, nawet jeśli byli właśnie w pomieszczeniu ze zgaszonym światłem. Musiał jednak przyznać, że takie rozwiązanie nieco go uspokoiło. Dostał chcesz odrobinę czułości od Charlesa. Mógł go przynajmniej dotknąć, a to na razie mu wytarczyło i dał radę skupić się na wydarzeniach, mających miejsce na scenie.

Pomysł na sztukę był ciekawy. Cała historia opowiadała o czwórce przyjaciół, którzy dopiero wkraczali w dorosłe życie i musieli mierzyć się z całkiem nowymi problemami, ale mieli także okazję tak naprawdę poznać siebie. Historia o zmaganiu się z nieznanym, próbie poradzenia sobie samemu w dorosłym świecie, przyjaźni, miłości, ale także toksycznych relacjach i mrocznym obliczu niektórych ludzi.

Dłoń Charlesa trzymał, dopóki nie zapalono świateł. Puścił go, żeby nie robić problemu ani sobie, ani jemu. Poza tym ściągnięcie na siebie uwagi, a może nawet niechęci kogokolwiek było aktualnie ostatnie na liście jego pragnień. Wolał pozostać w cieniu.

Gdy spektakl się skończył, odwieźli Larissę do jej mieszkania i spędzili z nią trochę czasu. Tym razem nikt nie proponował uczczenia premiery z pomocą alkoholu, bo oni obaj mieli pracę następnego dnia. Dlatego też pozostali przy herbatce i w jej asyście rozmawiali o spektaklu, dzieląc się opinią i wrażeniami.

Niestety dość szybko musieli ją opuścić, gdyż nie mogli sobie pozwolić na siedzenie do późna. Skierowali się od razu do mieszkania Vasillasa, bo już nie było sensu się rozdzielać. Dodatkowo, nawzajem potrzebowali swojej obecności, więc Will zdecydował się u niego zostać. Na szczęście, wziął ze sobą swoje leki nasenne właśnie na taką ewentualność, a wszystko inne mógł pożyczyć od policjanta, więc nie musiał się tym martwić. Dane im było spędzić razem czas na rozmowie o tym, jak minął im dzień, a potem położyli się spać.

·:*¨༺ ✮ ༻¨*:·

A gdyby tak poznać ze sobą Larissę i Rosalię? Ja nic nie sugeruję, taka scena wcale się nie pojawi w przyszłości... 🙄


I dziś też mam bazgrołki...

Ja z tym rysunkiem mam problem, bo on mi się podoba i nie podoba jednocześnie XD Coś mi tu nie gra, ale nie wiem co. Może problem w tym, że wciąż się uczę rysowania z profilu (na zejście się Willa i Charlesa czekaliśmy kilkadziesiąt rozdziałów, to teraz będziemy kilka miesięcy czekać aż się nauczę i narysuję scenę pocałunku lol).

Miały być dziś 3 rysunki, ale ten ostatni zaczęłam (i prawie skończyłam) wczoraj, a dziś nie mogłam rysować, więc wstawię go za tydzień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro