Rozdział czwarty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Przez pierwsze sekundy rozglądałam się po strychu, tak samo jak mój zwierzęcy towarzysz, podeszłam do okna, a moment, w którym dotknęłam spróchniałej framugi, zetknął się w czasie, z trzema krwistymi śladami zostawionymi na mojej ręce.

-Kurwa... Jeszcze bandaży mi brakowało... -Jęknęłam z irytacją, wyklinając w myślach demoniczny byt, który ośmielił się to zrobić, teraz byłam jeszcze bardziej zmotywowana, by go zabić! Moja cierpliwość nie została wystawiona jednak na próbę, kot po chwili zaczął syczeć na starą szafę, pewnym krokiem ruszyłam w jej stronę, by ją otworzyć, ale drzwi same się rozpostarły, ukazując wielką, rogatą i zgarbioną bestię z paszczą pełną ostrych kłów, przypominał trochę mitycznego Minotaura, całego szarego Minotaura o żółtych, żądnych krwi ślepiach- W końcu się pokazałeś demonie. -Syknęłam, na co byt uśmiechnął się upiornie, powietrze w pomieszczeniu wypełniło się okropnym skrzekiem i zapachem siarki, w mojej prawej ręce pojawił się obusieczny miecz owinięty różańcem, emanowało czarnym światłem, nietypowym dla tego rodzaju broni... Demon nie zdążył zareagować, gdy ostrze duszy przeszyło jego tkanki na wylot, unicestwiając tym jego marne istnienie. Zadowolona ze skończonego zlecenia opuściłam dom, który teraz był wolny od demonów i duchów...

-Koniec.

Rzuciłam, podchodząc do kobiety, która rozmawiała z chłopakiem w moim wieku.

-Dziękuję! Jestem wam naprawdę wdzięczna! Tylko... Czy to na pewno się utrzyma?

To pytanie jest dość częste.

-Powinno.

-Jesteś ranna.

Rzucił niby obojętnie, ale mam wrażenie, że na jego twarzy błąka się mały uśmiech.

-Mogę to opatrzyć, mam doświadczenie i od razu wam zapłacę.

Dodała kobieta, wyraźnie przejęta moim stanem.

-Zwykłe zadrapanie, nic wartego uwagi.

-To jest duma egzorcysty?

Kobieta uderzyła chłopaka w tył głowy, karcąc go cicho, ale mnie bardziej zdenerwowała reakcja mojego brata.

-Nie pierwszy raz zostałam zraniona, dam sobie radę.

Wyjaśniłam, gromiąc Toma wzrokiem.

-Nalegam.

-Odmawiam.

-Powinniście się zgodzić, zrobię wam śniadanie!

-Jak można odmówić śniadaniu!?

Dorzucił mój braciszek z lisim uśmieszkiem.

-Powiedziałam chyba jasno, że...

-Fajnie, że się zgadzasz!

Chłopak pociągnął mnie za sobą, moja krew wręcz zabulgotała.

-Przeginasz chłopcze!

Syknęłam, słysząc za sobą śmiech kobiety i nerwowy chichot Toma.

-Wystarczy Max.

-Pff! Jakby mnie to obchodziło!

Z irytacją przewróciłam oczami, po wejściu do łazienki nie zamieniłam z nim ani słowa, on był skupiony opatrywaniem mnie, a ja miałam go w nosie, do tego ten idiotyczny charakter! Drugi Lucas! Dwa upierdliwce w ciągu kilku dni!

-Wypadałoby podać swoje imię...

-A co cię to.

Syknęłam, gdy ścisnął moją rękę.

-Nie ładnie tak mówić, szczególnie do osoby, która ci pomaga.

-To ja wam pomogłam więc...

Chłopak po raz kolejny zacisnął palce na mojej ręce, miałam ochotę go odesłać na tamten świat, ale skończyło się tylko na prychnięciu.

-Nazywa się Angela!

Krzyknął białowłosy, za co zmroziłam go wzrokiem, Tom wiedział, że są sytuację, w których lepiej się wycofać i to była właśnie taka sytuacja, chłopak momentalnie zniknął z mojego pola widzenia.

-Więc Angela, tak? Ładne imię.

-Nie pytałam cię o zdanie.

Duża dłoń chłopaka i tym razem zacisnęła się na zabandażowanej już ranie.

-Mówiłem już, że to nie ładnie?

-Zamilcz...

-W to szczerze wątpię! -Nie musiałam patrzeć na jego twarz, by wiedzieć, że się szczerzy, najchętniej wybiłabym mu te zębiska i wyrwała kłaki, ale nie będę zniżać się do takiego poziomu, postanowiłam ignorować nachalnego chłopaka i zatraciłam się w muzyce- Dlaczego nie mnie nie patrzysz?

-Nie zasługujesz na to. 

Warknęłam, zamykając oczy.

-Ale kłamiesz!

-Nie dość, że upierdliwy i uparty to jeszcze pewny siebie...

Spojrzałam w jego czarne oczy z przebłyskami fioletu, na co chłopak uśmiechnął się szeroko.

-Dobre dziecko.

Na mojej koszulce znalazła się naklejka. Tego już za wiele! Zgniecioną naklejkę wrzuciłam do śmietnika, po czym walnęłam chłopaka w tył głowy.

-Z takimi tekstami to do koleżanek kmiocie.

Syknęłam, idąc w stronę kuchni, w której urzędowała matka wkurzającego chłopaka.

-Naleśnika?

Tom plus Naleśniki? Szybko stąd nie wyjdziemy.

-Podziękuję.

-Dlaczego?

-Tom jedz szybciej.

Ponagliłam brata, gdy Max wszedł do kuchni.  

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro