Rozdział 52

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Alissiana - powtarzała w głowie swoje imię, delektując się każdą literą. - Alissiana. Alissiana. Alissiana.

Poczuła, jak atramentowy mur w jej umyśle zadrżał. Powstała szczelina. Niewielkie, ledwo widoczne pęknięcie.  A jednak wystarczyło, aby strumień światła i rozmytych głosów, wołających jej prawdziwe imię, wydostał się z czeluści. 

Nadaję ci imię Alissiana. Ta, która jest w stanie pokonać samą śmierć. - Nieznany, ale zarazem tak bliski kobiecy głos przeszedł przez szczelinę. Szklane łzy zaczęły napierać na jej oczy. Wystawiła rękę, mając nadzieje, że będzie w stanie choć musnąć tą osobę. Nie było to jednak możliwe. Wszystko działo się w jej głowie. A to, co usłyszała, było  po prostu skrawkiem wspomnień.

Do jej uszy doszedł znacznie wyraźniejszy dźwięk, inny od pozostałych. Różnił się tonacją i samym znaczeniem. Było to wołanie. Powtarzanie tylko jednego słowa. Mira. Miała wrażenie, jakby wynurzyła się z wody.

   - Mira!

Zdezorientowana spojrzała na księcia, a następnie na palce, którą oplatał na jej ramieniu. Wyglądał blado. Oczy przygasły i wyglądały na bez życia.

- Zapewne wiesz już, że nie kłamię, moja droga Alissiano. - Spojrzała w kierunku tego sztywnego i pozbawionego uczuć głosu. Jedno spojrzenie wystarczyło, aby wróciła do siebie. Oddzieliła się od odgłosów wydobywających się zza muru. Nie miała teraz czasu zatapiać się w nich. Była w środku walki z przecinkiem, którego z całą pewnością nie mogła lekceważyć.

Dokładnie wzorkiem analizowała wygląd maga, jego posturę i maniery. Wydawał się nie starszy niż czterdzieści lat, jednak Mira bez zaprzeczalnie zdawała sobie sprawę, że miał więcej wiosen niż ona. Nieco odmładniały go ciemne jak ziemia krótko ścięte włosy oraz jasna karnacja. Za to postarzał go formalny i odpychający mimika twarzy. Jego wątłej  budowy ciało odziane było w białe szaty. Na pierwszy rzut oka wydawał się przeciętnym magiem. Jednak im dłuższej przyglądało się mu, widoczna stawała się mroczna aura owijająca się wokół niego. Mira nie potrafiła wyjaśnić gniewu, który narastał w niej, z każdą chwilą obserwowania go. Jej serce zionęło ogniem równie mocno, co miał płonąć ten las. To uczucie roznosiło ją. Nie wiedziała, co takiego w przeszłości zrobił jej Aras, ale bez wątpienia było to naprawdę coś strasznego i niewybaczalnego.

- Mira. Musimy uciekać - wyszeptał do jej ucha książę, widząc jak z jednej chwili wyraz twarz kobiety zmienił się diametralnie. Oczy stały się ciemne, a spojrzenie ostre jak broń wykuta z jej cieni. Warga za to trzęsła się od gromadzącego zimnego gniewu palącego jak ogień.

- Nie wiesz kim jestem, ale wydaję ci się bardzo znajomy, czyż nie? - stwierdził Aras, kierując słowa do kobiety. 

- Jak się zacznie, biegnij po Kari i uciekajcie stąd jak najszybciej - wyszeptała Mira do Derwana. Następne słowa za to wypowiedziała głośno, kierując do maga. - Masz rację. Jednak na twoje nieszczęście nie zamierzam doszukiwać się twojej tożsamości. 

Musiała grać na czas, aby stworzyć dla dwójki towarzyszy bezpieczną możliwość ucieczki. 

- Moja tożsamość przez wszystkie pozostała niezmienna. Aras jest moim jedynym imieniem. Za to z tego, co się dowiedziałem, ty przez ostatnie lata dobrze się bawiłaś, przybierając to nowe imiona...

- A ty? - dopytał natychmiast Derwan, mocniej ściskając jej ramię, nieświadomie, że w ogóle je jeszcze trzymał.

- Astilla, Vrelena, Lidnala... - wymieniał Aras. 

- Biegnijcie na północny-zachód. To będzie najbezpieczniejsza droga - nakazała chłopakowi, ignorując słowa maga. 

- Nie zostawimy cię...

- Właśnie to zrobicie.

- Nie.

- Dobra. Dogonię was...

- Nie - powtórzył poważniejszym tonem, który aż zaskoczył Mirę. Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami. - Jestem twoim księciem, dlatego rozkazuję ci nawet nie myśleć o tym. Przyszliśmy tu razem i opuścimy te miejsce również we trójkę. Nie zostawimy cię ani tutaj, ani nigdzie indziej.

Zanim zdołała odpowiedzieć, daleko za nimi, z niezniszczonej części lasu, wydobył się jęk. Wygłodniały ryk zwierzęcia wybudzonego przez zapach swojej przyszłej zdobyczy. Użyta wcześniej magia musiała obudzić wiele żyjących w tych okolicach istot. I właśnie tu szły,  ogłaszając swoje przyszłe przybycie. Zbliżała się walka. Wiele walk.

- Jesteś pewny? - dopytała nieco z ironicznym uśmiechem, myśląc, że może te odgłosy zmieniły zdanie księcia. - Nie jestem pewna czy... przeżyjemy.

Słowa Miry w ogóle nie zmniejszyły determinacji kryjącej się w oczach chłopaka. Na potwierdzenie swojej pewności, dłoń z jej ramienia sunął w dół i oplótł ich palce.

- Skopmy im dupę. 

Mira nieco uniosła brwi.

- Zapewne to teraz powiedziałaby Kari - wyjaśnił, nie mogąc powtrzymać uśmiechu.

Ta machnęła ledwie głową w jego stronę potwierdzająco. Ostanie wypowiedziane przez księcia zdanie, kryło w sobie znacznie więcej niż mogło się wydawać. 

- Jak słodko - oznajmił nagle książę Rowan, na tyle głośno, aby jego brat i Mira mogli go usłyszeć. Palącym wzorkiem wpatrywał się w ich złączone dłonie.

- Przetnij sobie rękę - wyszeptała Mira do Derwana. - Skup się na bólu. W twojej głowie będzie on inny. Jak rozróżnisz, który jest prawdziwy, masz szanse wygrać ze szperaczem - podyktowała księciu. Choć wydawało się to takie łatwe, w praktyce było wręcz przeciwnie. Ciężko odróżnić jawę od imaginacji.

Kiwnął głową i mocniej ścisnął jej dłoń. 

- Zaczynamy? - zapytał. 

Mira puściła jego dłoń. Wysłała mu ostatnie spojrzenie, przesyłając więcej niż mogłyby wyrazić słowa. Zanim jednak całkiem się od niego odwróciła, jedynie ruchem warg odpowiedziała.

Zaczynamy.

- Aras - zaczęła swoją grę, kierując słowa już do maga. Powoli zaczęła iść w jego stronę. - Powiedz mi, jak chcesz zginąć? -  Jej lekki głos nie pasował do zadanego pytania. Szła swobodnie, z niewymuszonym wdziękiem. Skocznie omijała ścielące podłoże pnie i konary drzew, zniszczonych wskutek wcześniejszego zaklęcia Arasa. Jedynie jej oczy nie pasowały do przyjętej postawy. Tą całą niewyjaśnioną furię, która pożerała ją od środka, zgromadziła właśnie w nich.

- Wyrosłaś. Stałaś się piękną kobietą - przyznał Aras, przeszywająco przyglądając się Mirze. - Piękną i silną. Wyczuwam od ciebie tą moc. Niezwykłe. Nigdy nie sadziłem, że to będziesz ty właśnie tą osobą, która zdoła ją opanować. Żałuję, że spisywałem cię na straty. Nie powinienem z góry uznawać za wyrzutka społeczeństwa. 

- Pozytywnie się o mnie wypowiadasz - zaszczebiotała z sztucznym miłym tonem, przystając w połowie drogi miedzy nim a Derwanem. - Wydajesz się bardzo dużo o mnie wiedzieć. 

Na Arasa twarz wpłynął ledwo widoczny nostalgiczny uśmiech. Była to pierwsza jakakolwiek inna reakcja niż zimna beznamiętność.

- To oczywiste. Wychowałem cię.

- Wspaniale ci to wyszło. Teraz tylko chce cię zabić w podzięce - rzucił Rowan, dosyć dobrze się bawiąc, obserwując wymianę zdań tej dwójki. Czuł unoszący się w powietrzu żar. Niedługo się zacznie.

- Alissiano, choć ze mną. Pomogę zapanować ci nad tą mocą.

Mira nie mogła zareagować inaczej niż tylko wybuchnąć śmiechem. Poważny ton Arasa oraz mimika wskazywało jej, że raczej nie powiedział tego w żartobliwej formie. Nie mogła uwierzyć, że mógł nawet o czymś takim pomyśleć. 

- Nie potrzebuję pomocy. Tak się składa, że świetnie nad nią panuję. - Na potwierdzenie swoich słów, w prawej ręce zaczęła formułować z cieni miecz. Ogromną dwuręczną bron od razu wbiła w ziemie.

- To zaledwie skrawek dzierżonej przez ciebie mocy. 

- To nie ma znaczenia. Ten skrawek wystarczy, aby zabiła ciebie, twojego pachołka i zmierzające tu istoty. 

- Albo ten pachołek zabije ciebie - wtrącił Rowan, zdając sobie sprawę, że mówiła o nim. 

Mira zignorowała chłopaka, za to Aras wysłał mu krótkie, ale konkretne spojrzenie. 

- Ona zaczęła - próbował się wytłumaczyć. 

- Nie będzie zabijania - zaprzeczył Aras, kierując swoje słowa do tej dwójki. - A przynajmniej nie na razie. Nadszedł czas - oznajmił, przerzucając wzrok na jezioro.  Gęsta mgła zakryła jego wody. 

- Masz rację - przyznała szeptem. - Nadszedł czas.

I gdy tylko to powiedziała, dym wydostał się za drzew, a niedługo potem ogień buchnął z lasu. W czasie rozmowy Miry z Arasem, Derwan odnalazł znak i uaktywnił go, dając sygnał Kari. Zastraszającym tempie, rozchodzące się płomienie, pożerało już miejsce, gdzie stała Mira. Ogień łatwo wchłaniał lezące na ziemi suche niebieskie liście oraz gałęzie zniszczonych drzew. 

Ogień otoczył Arasa i Rowana, tworząc wokół nich swego rodzaju arenę. Żaden nie wydawał się przejęty takim rozwojem sytuacji. Rowan wysłał w stronę swojego kompana znudzone spojrzenie, rzucając za sobą królewskie ostrza i zostawiając tylko jeden w rękach. Specjalnie wybrał ten, którym wcześniej władał Derwan. 

Czarna sylwetka pojawiła się za kotarą ognia. Jak cichy zabójca biegła wprost w stronę Arasa. W jej dłoni kształtowała się włócznia. 

Rowan zmienił postawę ciała, przyszykowując się do odparowanie ataku. Jego kąciki ust wystrzeliły w górę... gdy nagle szybko opadły, a oczy otworzyły się szeroko z niedowierzania. 

Z płomieni wyskoczyła Mira. W obu rękach trzymała włócznie, skierowaną wprost w klatkę piersiową maga. Tuż obok niej pojawił się drugi cień. Od razu za Mirą z ognia wyłonił się Derwan, z bojowym okrzykiem biegnąć w kierunku brata. Jego palce oplatały rękojeść broni. A dokładnie miecza wykutego z cieni Miry. Był to ten sam, który wcześniej wbiła w ziemię.

Ściana ognia zwiększyła swoją wysokość, oślepiając przy tym atakowaną dwójkę. Derwan wykonał głębokie ciecie po boku w okolicach żeber brata, za to Mira wbiła na wylot włócznię wprost w serce Arasa. 




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro