Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Błędy poprawiła @starliteyesx

(Za co dziękuję i oczywiście zapraszam do niej)


    Nie potrzebowała żadnych zaklęć, aby poruszać się z niezwykłą prędkością. Jej ciało było przygotowane właśnie na taką sytuację, a wyćwiczonym przez setki lat mięśniom dodawały sił tatuaże, pokrywające skórę kobiety. Zazwyczaj to wystarczało, aby nikt nie mógł jej dogonić. Jednak tym razem to nie ona uciekała, dlatego musiała być jeszcze szybsza, silniejsza i wytrwalsza. Rzuciła zaklęcie niemal trzykrotnie zwiększające jej prędkość. Nawet strzała wystrzelona z łuku nie mogłaby jej dogonić. Była jak spadająca gwiazda; mimo że widoczna dla każdego, niemożliwa do zdobycia przez nikogo.

   Wyczuła, że dwójka Gwiazd Słońca zwolniła i się rozdzieliła. Tak jak ona wiedziała, gdzie się znajdują, tak i oni wyczuwali biegnącą Mirę. Kobieta poruszała się środkiem dróżki, a oni z obu stron biegli jej na spotkanie. Wszystko działo się bardzo szybko, ale sami uczestnicy odczuwali to jak w zwolnionym tempie. Mężczyźni jednocześnie wyrzucili pięć sztyletów w punkt, do którego zbliżała się kobieta. Mimo że je wyczuła, nie zdążyłaby na czas się zatrzymać. Musiała zrobić unik. Tatuaże nóg skupiły się na kolanach, kiedy upadła i uderzyła nimi o ziemię. Odchyliła plecy, niemal dotykając nimi gleby. Każde ostrze leciało na różnej wysokości i najniższemu z nich kobieta ledwo umknęła. Sztylet przeleciał tuż nad jej oczami, prawie zahaczając o wystające łuki brwiowe. Krople potu osiadły na czole Miry, a kolana niemal zajęły się ogniem. Gdyby nie skupisko cieni, nie tylko w spodniach miałaby ogromne dziury.

   Stworzyła dwa jednoręczne miecze i wbiła je w ziemię. Jej prędkość gwałtownie zaczęła maleć, jednak przebiegła jeszcze wiele stóp, zanim całkowicie się zatrzymała. Nie miała jednak czasu na przemyślenie kolejnych posunięć. Przed nią pojawiła się zamaskowana osoba. Spod jej kaptura widoczny był tylko drwiący uśmiech. Mogłaby sparować nadchodzący atak, ale nie zdążyłaby obronić się przed drugim, który nadchodził zza jej pleców. Szybko podjęła decyzję.

   Czternaście znaków i ogień wystrzelił spod jej nóg, niemal od razu pochłaniając wszystko wokół. Żar, zdolny stopić nawet stal, nie przestraszył jednak zabójców. Nie zmienili nawet swojej pozycji. Ich miecze wciąż biegły na spotkanie z ciałem kobiety. Jeden z mężczyzn rzucił zaklęcie niwelujące. Ogień znikał, a miecze docierały już do szyi kobiety... i przecięły powietrze.

   W miejscu, gdzie jeszcze chwilę temu stała, znajdował się jedynie popiół oraz czarna, spalona ziemia. Mężczyźni od razu się zatrzymali, ale nie spuszczali gardy. Odwrócili się do siebie tyłem i dokładnie obserwowali teren. Nasłuchiwali, próbowali wyczuć jakiekolwiek zaklęcia, ale ona... jakby zniknęła. Nie słyszeli niczego oprócz szeleszczących liści, kołysanych przez wiatr oraz rwącej rzeki nieopodal. Nie czuli żadnej magii, więc albo naprawdę zniknęła, albo potrafiła świetnie się maskować.

   Spojrzeli na siebie, gdy gęsta, ciemna mgła pojawiła się między ich nogami i pięła się powoli po ich ciele. Nie potrzebowali słów, aby się ze sobą kontaktować. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby stworzyli wspólny plan.

  Skinęli sobie głowami i rozdzielili się. Obaj biegli szybko, rozwiewając pasma dymu na boki. Na raz... zobaczyli kogoś. Postać pędziła w ich stronę. Obaj wyjęli miecze i ona też to zrobiła. Nie zatrzymali się, wciąż nacierali. Nastąpił pierwszy atak, potem następny i kolejny. Miecze były bardzo podobne do siebie, tak samo ruchy - atak i unik. Styl walki jednego wyglądał jak lustrzane odbicie drugiego. Atakowali i parowali, a mgła między nimi stawała się coraz gęstsza.

   Nie wiedzieli, że wszystko obserwuje Mira. Uśmiechała się pod nosem, widząc dwójkę towarzyszy walczących przeciwko sobie. Mgła, którą stworzyła kobieta, nie miała na celu zdezorientować przeciwników, lecz ich oczarować. To było jedne z nielicznych zaklęć, które znała, polegające na kontrolowaniu innych. Mimo tylu lat prób, wejście do obcych umysłów pozostawało dla niej zamknięte. Zaklęcia tego typu były najtrudniejszymi i sprawiały trudność nawet najpotężniejszym magom. Tak naprawdę zdolność kontrolowania innych była czymś, z czym trzeba było się urodzić. Tacy ludzie wśród magów byli nazywani szperaczami: wyćwiczeni, potrafili wejść do czyjegoś umysłu niezauważenie, przejrzeć wszystkie wspomnienia, a nawet dyskretnie kontrolować. Osoby pod wpływem uroku nawet nie zdają sobie sprawy, że ich decyzje tak naprawdę nie są ich, lecz szperacza siedzącego w ich głowie.

   Zaklęcie, które stworzyła Mira, było zaledwie niewielkim ziarnkiem piasku wśród pustyni umiejętności, jakie posiadali niektórzy szperacze.

   Mgła jedynie oczarowywała. Miała na celu zwrócić wojowników przeciwko sobie. Walczyli ze sobą, widząc w sobie nawzajem nie przyjaciół, lecz nieznajomych, a instynkt nakazywał im zabić.

   Mira opierała się o drzewo i, potupując nogą co jakiś czas, oglądała całe widowisko. To było pierwszy raz, gdy użyła tego zaklęcia, mimo że nauczyła się go ponad sto lat temu. Wcześniej nie spotkała nikogo o wystarczająco wysokim poziomie, a dwójka Gwiazd Słońca wydała się idealna do wykorzystania na nich sekwencji znaków. Oboje potrafili walczyć oraz znali zalążki magii.

   Obserwując walczącą dwójkę, uznała wynik testu za pozytywny. Magia w mgle całkowicie ich opanowała. Walczyli ze sobą zażarcie, nawet na chwilę nie przerywając. Mieli zdolności na podobnym poziomie, dlatego, gdy któryś został zraniony, drugi nie pozostawał mu dłużny. Rana za ranę, ale żadna nie była śmiertelna. I tak w kółko. Kobieta postanowiła nie wkraczać. Chciała do końca wykorzystać szansę na przetestowanie zaklęcia, bo nie wiedziała, kiedy nadarzy się kolejna.

   Cmoknęła zadowolona, gdy miecz przebił pierś jednemu z Gwiazd Słońca.

   W końcu - Ucieszyła się w myśli, odrywając się od drzewa.

   Nieznacznie podskakując, ruszyła w kierunku mężczyzn. Tatuaże na jej ciele zaczęły wędrować wzdłuż otwartej dłoni. Po chwili jej palce trzymały rękojeść długiego miecza, którego ostrze niezbyt elegancko ciągnęła po ziemi.

   Gwiazda Słońca wypatrywała w czeluściach mgły źródła nieznanego dźwięku. Jego umysłem nadal władało zaklęcie, podsycając żądzę mordu. Dopiero, gdy zobaczył zbliżający się w jego stronę cień, poczuł jakby wydostał się z wodnych głębin na powierzchnię. Zdezorientowany zaczął rozglądać się dookoła. Zobaczył swojego towarzysza, leżącego z zamglonymi oczami w kałuży krwi. Nie zdążył przeanalizować, co się stało, ani tym bardziej wymyślić jakiegokolwiek planu. Spotkała go śmierć, która przeszyła jego serce czarnym mieczem.

   Krew trysnęła z ust, ciało zamarło, a oczy stały się puste.

   Mira wyjęła miecz. Nieżywy zabójca runął na ziemię, tuż obok swojego towarzysza.

   Mgła zaczęła znikać, broń w dłoni kobiety również. Zaduch został zastąpiony przez zapach leśnej ściółki, która wydawała woń podobną do tej unoszącej się po deszczu. Na miejscu uczucia przytłoczenia pojawiło się ukojenie. Szum w uszach zniknął, przestając zagłuszać rwącą rzekę nieopodal.

   Mira westchnęła, rozmasowując szyję. Usłyszała chrupnięcie i nieznacznie się skrzywiła.

   Robię się stara - stwierdziła w myślach, gdy kolejny, podobny do poprzedniego odgłos rozległ się w okolicy.

   Odwróciła się i, zostawiając za sobą wyłącznie śmierć, powolnym krokiem skierowała się w stronę miasta Odłam, w którym rozdzieliła się z pozostałymi.

   Nie spieszyła się. Nie wiedziała, że jej towarzysze właśnie walczą o życie. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro