Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Błędy poprawiła @starliteyesx

(Za co dziękuję i oczywiście zapraszam do niej)


   - Co do... - urwała Mira, widząc wyłaniający się przed nią obraz.

   Nie zdziwił ją zakrwawiony Derwan ani Kari, kucająca nad leżącym Arim. W mieście Odłam można było dostać cięgi nawet przez to, że komuś nie spodobała się czyjaś twarz. Dlatego Mira była przygotowana, że trójka może być ranna. Ale kompletnie nie spodziewała się widoku jednego z Gwiazd Słońca, którego głowa leżała parę stóp od ciała.

   - Mira - wyszeptał z ulgą książę, widząc zbliżającą się kobietę.

   - Musisz mu pomóc - krzyknęła Kari, również zauważając Mirę. Mimo że nie trawiła kobiety, siostrzana miłość była silniejsza niż jej własny honor. Oddałaby swoje życie w zamian za powrót brata do zdrowia. Rzadko to mówiła, ale był dla niej wszystkim. Jedyną osobą, która nigdy się od niej nie odwróci, ani ona od niego.

   Mira przeklęła w myślach i podbiegła do nieprzytomnego chłopaka. Widziała też rany na ciele księcia i Kari, ale postanowiła zająć się najpierw Arim, a później pozostałymi.

   - Dostał tylko tu? - dopytała, odchylając jego ubranie. Skrzywiła się nieznacznie, widząc głęboką ranę. W myślach jednak pogratulowała chłopakowi szczęścia. Niewiele brakowało, a serce zostałoby uszkodzone. A nawet ona nie była w stanie pomóc martwemu.

   Kari skinęła głową i dopiero po chwili, karcąc się w duchu, dodała na głos:

   - Tak.

   - Okej. - Mira zagryzła dolną wargę, tworząc ciąg znaków w myślach. - Jego oddech jest płytki i stracił dużo krwi. Jestem w stanie uleczyć ranę, jednak minie parę godzin nim jego organizm całkowicie się zregeneruje.

   - Ale przeżyje? - zapytała z nadzieją w głosie, ściskając rękę brata. Łzy ściekały po jej policzkach i spadały, łącząc się na ziemi z bliźniaczą krwią.

   - Raczej tak - odpowiedziała zdawkowo, skupiając się na zaklęciu.

   Rana na ciele Ariego powoli się zamykała, jednak samo leczenie nie było takie proste. Mira musiała rzucić drugie zaklęcie, które badało kawałek po kawałku ciało chłopaka. Musiała się dowiedzieć, czy przypadkiem któryś narząd nie został uszkodzony.

   - Raczej? - Do rozmowy dołączył Derwan, widząc gamę emocji malującej się na twarzy przyjaciółki. Lubiła wszystko wiedzieć, mieć nad wszystkim kontrolę. A przez to, że Mira odpowiadała półsłówkami, nieświadomie denerwowała białowłosą.

   - Jeszcze parę minut i byście nie mieli przyjaciela - wyjaśniła jedynie, tworząc nową sekwencję znaków. Krople potu osadziły się na jej czole i nosie.

   Kari mocno zagryzła usta i bardziej ścisnęła dłoń brata. Była na siebie zła, że dopuściła do tego. Miała chronić jego i księcia, a wyszło na to, że w chwili zagrożenia jedyne czego była pewna, to czekanie na śmierć.

   - Naucz mnie magi - wypaliła, wbijając pewny wzrok w kobietę. - Naucz mnie zabijać.

   Nastała cisza. Sam Derwan mimo znania przyjaciółki od dzieciństwa, nigdy nie spodziewałby się po niej takich słów. Właśnie przyznała się do swoich braków i poprosiła o pomoc. To było bardzo rzadkie u niej.

   To nie tak, że była pyszna i odnosiła się do wszystkich z góry. Po prostu... była zagubiona. Nie miała ojca, ani matki. To ona wychowała siebie oraz brata na dworze w obcym królestwie. Wszystkiego musiała uczyć się sama, nikt się nią nie interesował. Podobnie jak księciem. Dlatego właśnie się zaprzyjaźnili. Trójka dzieciaków nie chciana przez świat, za to chcąca osiągnąć coś wielkiego. Zwrócić wszystkich uwagę i pokazać, że popełnili błąd lekceważąc ich.

   Mira powoli spojrzała na Kari. Przez chwile jej twarz ociekała obojętnością, która nagle została zastąpiona przez nikczemny uśmiech.

   - Da się zrobić. - Mrugnęła w stronę dziewczyny, która w odpowiedzi również się uśmiechnęła.

   - Musimy ruszać - nakazała Mira, obserwując zachód słońca. Nie mieli czasu, a droga przed nimi była jeszcze długa.

   - Nie mam siły - odpowiedział Derwan, głośno oddychając.

   Blondwłosa spojrzała na Kari, która, tak jak książę, wyczerpana opierała się o drzewo. Unikała wzroku kobiety. Mira westchnęła.

   - Nie przesadzajcie, pomyślcie o tym jak o treningu - próbowała ich zmotywować, jednak ci skutecznie ją ignorowali.

   Przez ostatnie godziny nieśli razem lub na zmianę Ariego, który wciąż się nie wybudził. Mira z każdą chwilą widziała, jak kolory na jego twarzy stają się cieplejsze, oddech spokojniejszy, a serce zaczynało bić w równym tempie. To był dobry znak. Szacowała, że powinien obudzić się po zachodzie słońca.

   Kobieta ponownie westchnęła, siadając przy jednym z drzew. Odpuściła tylko dlatego, że widziała na twarzach Derwana i Kari nie tyle zmęczenie, co... po prostu przerastało ich to.

   To, co wydarzyło się parę godzin temu. Mimo że nie znała ich długo, widziała, że to, co się stało, wpłynęło na nich. Derwan co chwilę zamykał się w swoim umyśle, całkowicie ignorując otoczenie. Pierwsze odebranie życia zawsze jest najtrudniejsze i najbardziej zostaje w pamięci.

   Kari przez całą drogę nie odrywała wzroku od brata. Ne ukrywała żalu do siebie samej. Czuła, że zawiodła. Miała być tą silniejszą, jednak w momencie walki z zabójcą nic nie mogła zrobić. Był szybszy, silniejszy, miał większe doświadczenie. Już nigdy w życiu nie chciała dopuścić do takiej sytuacji. Do trzymania na rękach umierającego brata.

   - Jakiej magii się uczyłaś? - zaczęła temat Mira, próbując rozwiać tę nieprzyjemną aurę unoszącą się wokół nich.

   Kari dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że kobieta mówiła do niej.

   - Podstaw - odpowiedziała zwięźle.

   - To słabo cię ich nauczyli, jeżeli nie potrafisz nawet rozpalić ogniska - zażartowała, krzyżując nogi.

   - Sama się uczyłam - mruknęła, wlepiając wzrok w przejrzyste niebo.

   - I wszystko jasne. A twój brat? - dopytała.

  - Niczego nie umie.

   Mira cmoknęła, zagryzając dolną wargę.

   - Więc na początku będziemy musieli ustalić waszą magię przewodnią.

   - Co to jest? - spytał książę, wyłaniając się z odmętów własnych myśli.

   - Każda osoba jest lepsza w jakichś dziedzinach magii, a gorsza w innych. Zobaczymy, w czym wy będziecie dobrzy i w tym kierunku pójdziemy.

   - Nie lepiej będzie, jeśli nauczysz nas wszystkiego po trosze? - zasugerował książę, dokładnie analizując słowa Miry. - Nie wiadomo, co może się przydać w czasie, który nadchodzi.

   - To byłoby logiczne, gdybyśmy mieli więcej czasu. Tak właśnie szkoleni są magowie. Uczy się ich wszystkiego po trosze. Tyle, że to zajmuje kilkadziesiąt lat. W przypadku, gdy wojna może wybuchnąć nawet jutro, lepiej skupić się na tym, w czym jest się dobrym. Wtedy łatwiej idzie nauka i wcześniej są widoczne postępy. W przypadku ciebie, Kari - zwróciła się do białowłosej - I twojego brata, skupimy się na magii lodu. A w twoim, książę - skierowała wzrok na Derwana - Skoncentrujemy się głównie na magii ofensywnej. - Widząc wyraz intensywnego myślenia na ich twarzach, dodała: - Nie skupiajcie się teraz na tym. To jest tylko sugestia do przetestowania. Nie raz było tak, że osoba z Królestwa Wiecznej Zimy doskonale władała ogniem, a z Królestwa Mgły - magią ofensywną.

   - Ty specjalizujesz się magią cieni - Derwan bardziej stwierdził, niż zapytał.

   Mira wlepiła w niego wzrok, nie rozumując. Widząc, że ten wpatrywał się w tatuaże na jej ciele, domyśliła się, co miał na myśli. Zaśmiała się krótko.

   - Nie jestem władcą cieni. Oni potrafią rozmawiać z nimi, znikać w nich, a nawet zabijać za ich pomocą. Jednak cień pozostaje cieniem. Nie stworzą z nich miecza, ani nie mogą ich oderwać od powierzchni. To - Znaki wtopione w ciało zaczęły leniwie i powolnie pełzać - Jest czymś innym, żadną magią znaną w królestwach.

   - Więc czym jest? - spytała Kari, nie odrywając wzroku od cieni. Miała wrażenie, że w świetle ostatnich promieni słońca mieniły się niczym multum kryształów zlepionych ze sobą.

   - To jest dobre pytanie, ale nie znam na nie odpowiedzi.

   - A w twoich utraconych wspomnieniach? Czy tam znajdziesz na to odpowiedź? - wtrącił Derwan. Nie znał się na magii, ale to nie znaczyło, że go nie intrygowała. Za każdym razem, gdy patrzył na Mirę, obserwował głównie jej tatuaże. Zastanawiał się, jaki był to rodzaj magii. Jakie to uczucie kontrolować te cienie. Czy kobieta czuje, jak pełzną po jej ciele, czy boli, kiedy wychodzą z jej dłoni tworząc miecz. Miał tyle pytań, jednak zdawał sobie sprawę, że było jeszcze za wcześnie na wypowiedzenie ich na głos.

   - Nie wiem, ale mam dziwne wrażenie, że nie. - Zamilkła, w ciszy wpatrując się z rozżaleniem przed siebie. Z jej twarzy zniknęły delikatne zmarszczki, które ukazywały się za każdym razem wraz z niewielkim uśmiechem. - Ale nie czas na myślenie o tym. W takim tempie twój brat zdąży wywołać wojnę i ją wygrać, zanim my dotrzemy do Czerwonych Kapłanek - zażartowała, siląc się bez większego powodzenia na wesołość. Maskowała tym swój ból, spowodowany nieprzyjemnym uczuciem rosnącym w głębi jej serca. Nie raz już to czuła, ale nie potrafiła stwierdzić, dlaczego. To tak jakby ktoś ściskał jej serce, zostawiając za każdym razem szramę.

   Marzyła o odzyskaniu wspomnień. W nich kryła się cała prawda o jej życiu.

   O tym, kim była, skąd pochodziła oraz jak naprawdę miała na imię. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro