Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Błędy poprawiła @starliteyesx

(Za co dziękuję i oczywiście zapraszam do niej)


   Po ostatnich słowach kobiety chłopak zastygł, nie odważając się nawet oddychać. Ona wiedziała, kim jest. Wiedziała, że jest księciem.

   - Czemu jesteś taki zszokowany? - zapytała. Widząc jednak, że czarnowłosy był niezdolny do odpowiedzi, dodała: - Nie jest zbyt mądrym pomysłem paradować z Królewskim Ostrzem, gdy chce się ukryć swoją tożsamość.

   - Tylko... - zaczął mówić, analizując w myślach każde słowo kobiety, jej ruch, wygląd. Zastanawiał się, kim mogła być, czy może już gdzieś ją spotkał. - Tylko nieliczni wiedzą, jak wygląda Święty Miecz Boga Słońca, więc skąd...?

   - Ten miecz nie jest święty. - Po wcześniejszej, dość łagodnej barwie głosu, nie było śladu. Teraz stał się ponury, przepełniony zgorzknieniem, a na twarz wstąpił cień. - Pochłonął wiele żyć... wiele niewinnych żyć, tylko przez żądzę władzy. Jedynie ludność Królestwa Słońca jest na tyle zaślepiona, aby nazywać ten oręż świętym, do tego boskim. Bóg Słońca jest symbolem dobroci, nie walki.

   Mimo że nie chciał tego przyznać, wiedział, że kobieta ma rację. Jednak od dziecka słyszał tę nazwę miecza, więc przyzwyczaił się do niej; nie przestał jej używać, chociaż znał prawdziwą historię tej broni.

   - Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Skąd wiesz, z jakiego królestwa pochodzi ten miecz? Każdy wygląda tak samo, a on przez setki lat znajdował się w pałacu... Za czasów mojego ojca musiałaś być kimś bliskim, bo tylko nielicznych wpuszczał do komnaty, w której miecz się znajdował.

   Kobieta uśmiechnęła się kącikiem ust. Po jej wcześniejszym ataku gniewu nie było śladu. Znów przybrała łagodny, może trochę znudzony wyraz twarzy.

   - Musiałam być blisko twojego ojca... albo muszę być na tyle stara, żeby pamiętać go z okresu przed trafieniem do komnaty.

   - Niemożliwe...

   - Magowie mogą żyć nawet tysiące lat, tak samo, jak królowie. Twój dziadek żył kilka tysięcy lat i możliwe, że twój ojciec także by to osiągnął, gdyby nie został zamordowany. Ty nie umiesz posługiwać się magią, więc pewnie umrzesz za parę lat - powiedziała swobodnie, będąc całkowicie pewną swoich słów.

   - Umiem posługiwać się magią...

   - Nie, nie umiesz.

   Chłopak wbił natarczywe spojrzenie w kobietę, wzrokiem próbując jej udowodnić, że się myli. Ta nie przejęła się tym specjalnie, jedynie westchnęła. Teraz dopiero poczuła zmęczenie, które powoli coraz bardziej ogarniało jej ciało. Całą noc obserwowała trójkę. Nie mogła pozwolić, żeby ktoś im poderżnął gardło podczas snu.

   - Dobra, nie umiem. Ale się nauczę, jak tylko opanuje walkę mieczem.

   Kobieta cmoknęła.

   - Czyli tak, jak mówiłam. Daję ci kilka lat życia. Później ktoś cię zadźga w czasie snu w jakiejś taniej tawernie albo pijany utopisz się w rzece - stwierdziła, pochylając się złowróżbnie. Coś strzeliło w jej plecach.

   Czarnowłosy podniósł wyżej brwi.

   - Jako osoba, która potrzebuje mojej pomocy, nie życzysz mi za dobrze.

   - Nikomu nie życzę dobrze - prychnęła. - Niech wszyscy cierpią tak jak ja.

   Nastała cisza, w czasie której kobieta czekała na śmiech chłopaka. Gdy jednak nie nadszedł, nie dała po sobie poznać zażenowania z nieudanego żartu. Lepiej jej szło drwienie z innych niż śmianie się ze swojej sytuacji życiowej.

   Chłopak nie wiedział, co powiedzieć. Zdał sobie sprawę, że nie tylko była wariatką, ale prawdopodobnie też kobietą zdradzoną, bo według niego tylko one miały w sobie tyle nienawiści. No, może jeszcze kapłani, ale oni byli dodatkowo łasi na bogactwa. Zrobiliby wszystko za parę sztuk monet.

   - Więc... - zaczął chłopak, sam nie do końca wiedząc, co powiedzieć. Stwierdził, że jak już zacznie coś mówić, reszta potoczy się sama. - Czego...

   - Cicho. - Kobieta uciszyła chłopaka przyciskając rękę do jego twarzy.

   Derwan nie wiedział o co chodzi; w przeciwieństwie do Miry, która poczuła to całym ciałem. Powietrze zastygło, słońce przestało świecić, samo otoczenie stało się ciemniejsze. Wokół nich unosiła się niewidzialna aura niepokoju i grozy. Tatuaże na jej ciele obudziły się i powoli zaczęły się poruszać - czego chłopak nie zauważył - ostrzegając przed niebezpieczeństwem. Jednak kobiecie nie tylko ciało dawało znać, że coś jest nie tak. Do jej uszu dochodził stukot. Był cichy, ale było go dużo. To oznaczało jedno.

   - Musimy stąd uciekać - powiedziała szybko, zdejmując zaklęcie z rodzeństwa, które od razu zaczęło się wybudzać.

   - Co? Dlaczego? - zapytał czarnowłosy, widząc, że Mira zaczęła pakować jego rzeczy.

   - Biegną do nas Ludzie Beztwarzy. - W głosie kobiety było słychać strach, który jednak nie pochłaniał jej, a pomagał myśleć jasno.

   - Kto? - zapytała białowłosa, wybudzając się, nie wiedząc, co się dzieje. - Kto to jest? - dopytała z gniewem w głosie, widząc obcą kobietę stojącą przy księciu.

   Czy on zabawiał się z dziwką, podczas gdy spałam obok?! - zapytała siebie gniewnie, nie wiedząc, czy zdenerwowało ją to, że czarnowłosy spędził noc z kobietą tuż koło niej, czy może, że ona nie była na jej miejscu.

   Mira zignorowała dziewczynę i podbiegła do białowłosego chłopaka. On nie zadawał pytań, nawet nie przejął się tym, że nieznana mu kobieta pomagała mu się ubrać. Nie przeszkadzało mu to. Według niego była bardzo piękna, jej imię oraz zamiary w ogóle się nie liczyły. Tym bardziej, gdy pochyliła się nad nim, ukazując jędrne piersi.

   - Kim są Ludzie Beztwarzy? - zapytał Derwan, nadal stojąc zszokowanym w miejscu. Bez odpowiedzi nie miał zamiaru się ruszać. Nic nie słyszał ani nie czuł, więc uważał, że kobieta chce na nim wywrzeć presję ucieczki, która może okazać się pułapką.

   Nie dam się tak łatwo - pomyślał, czując pewność siebie oraz dumę ze swojego sprytu.

   - Kim są ludzie Beztwarzy? - powtórzył tym razem hardo, ignorując chwilowe nieprzyjemne spojrzenie Miry.

   - To istoty, które wyrywają twarze ludzi i pożerają je. Są bardzo szybkie, do tego trudno je zabić. Właśnie w naszą stronę zmierza cała gromada. - Kobieta na chwilę się zatrzymała, wlepiając wzrok w chłopaka. - I uwierz, gdy trafisz na nich, najlepsze, co może cię spotkać, to szybka śmierć. Ci, którzy nie mają tyle szczęścia, stają się jednymi z Ludzi Beztwarzy. Mimo że żyją, czują i są swoim ciele, jedyne, co są w stanie robić, to szukać nowych ofiar. I tak cały czas. Nie starzeją się, czują wieczny głód, widzą, że zabijają, czują ból przez to, ale nic nie mogą zrobić. Nienasycenie przezwycięża uczucia.

   Książę zadrżał na słowa Miry. Coś w jej oczach mówiło, że kobieta nie kłamała. I w chwili, gdy chciał powiedzieć, że wierzy jej, do uszu całej czwórki doszło głośne jęknięcie. A po nim kolejne i kolejne, przybierały na sile. Jęki zlewały się ze sobą, tworząc jeden, głośny ryk, jak gdyby właśnie ktoś był obdzierany ze skóry.

   - Już tu są - wyszeptała Mira, czując, jak jej ciało oblewa zimne przerażenie. Bała się wielu rzeczy, mimo że udawała nieustraszoną. Wolała nie angażować się w niepotrzebne walki, tym bardziej, gdy wygrana była niepewna. Wtedy czuła największy strach i ochotę ucieczki. I może gdyby była sama, udałoby się jej umknąć przed Ludźmi Beztwarzy, jednak trójka nowo poznanych towarzyszy nie była na tyle szybka. Bez Miry czekała ich już tylko śmierć, w tym lepszym przypadku, w gorszym - stanie się jednymi z potworów tego lasu.

   - Okej, teraz słuchajcie mnie uważnie. Stworzę portal, który przeniesie nas na najbliższą polanę, gdzie będę miała większe pole do walki. Wokół was ustawię barierę, dzięki temu będziecie bezpieczni.

   Rodzeństwo zadało pytania w tym samym czasie:

   - A nie możesz przenieść nas poza ten las?

   - Dlaczego nie schowasz się w barierze razem z nami?

   Kobieta westchnęła. Nie miała teraz czasu tłumaczyć im wszystkiego, dlatego streściła odpowiedzi.

   - Jesteśmy za daleko od granic lasu, nie mam czasu tworzyć zaklęcia, które przeniesie nas na tak dużą odległość. A co do bariery... - Wzięła wdech, bo w czasie, gdy tłumaczyła, w umyśle tworzyła znaki potrzebne do zaklęcia portalu. Mimo że przeniesie ich jedynie kilkanaście stóp od tego miejsca, musiała stworzyć system ponad tysiąca symboli. - Ludzie Beztwarzy muszą skupić się na mnie, bo jeśli zobaczą was w barierze, bardzo szybko ją rozerwą. Więc dopóki nie wyjdziecie z niej, będą próbować pożreć tylko mnie.

   Wraz z końcem wypowiedzi, zakończyła tworzenie sekwencji potrzebnej do stworzenia portalu. Zawiał mocny wiatr, łamiący słabsze gałęzie. Ptaki z wyższych poziomów drzew odleciały. Z ręki Miry wypłynęła czerwona kula, rosnąca proporcjonalnie do odległości od kobiety. Już po chwili była wielkości człowieka.

   - Przejdźcie przez portal! - krzyknęła, widząc zaskoczenie na twarzach pozostałych. Nie mieli czasu. Czuła, że Ludzie Beztwarzy już ich okrążyli i tylko czekali na odpowiedni moment, by zaatakować. - No już! - ponagliła.

   Cała trójka wskoczyła w czerwony okrąg, zaraz po nich zrobiła to Mira. W chwili, gdy przechodziła przez portal, Ludzie Beztwarzy wyszli z ukrycia.

   Grupa wylądowała bezpiecznie na niewielkiej polanie. Mimo że chwila grozy już minęła, Mira wiedziała, że to nie koniec. Pierwszy punkt planu się powiódł, ale teraz nadszedł czas na drugi, ten trudniejszy.

   Musiała zmierzyć się z Ludźmi Beztwarzy. 


   

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro