Rozdział III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Kobieto, czy ty chcesz mnie wykończyć? — mruknął poirytowany Robert, kiedy Anka chciała go wyciągnąć na... zakupy. Ostentacyjnie usiadł na chodniku i zrobił minę obrażonego dziecka. — Wszystko mnie boli, a ty chcesz mnie po sklepach ciągnąć.

Ania popatrzyła z politowaniem na byłego męża. Pokręciła tylko głową i usiadła obok niego. Otoczyła ramieniem jego szyję i zaczęła go czule miziać po włosach.

— Im szybciej zrobimy te zakupy, tym szybciej mnie się pozbędziesz i będziesz mógł poużalać się mamusi.

Robert spojrzał na przyjaciółkę — mimo rozwodu ich przyjaźń, na której bazował ich związek przetrwała — z niedowierzaniem.

— Duzi chłopcy nie użalają się nad sobą.

—  Brawo, Robert. Podoba mi się twoje nastawienie. Podnoś zwłoki i idziemy kupić ci rękawice bokserskie i jakieś wygodne buty —  powiedziała, wstając i pomagając ciemnowłosemu mężczyźnie wstać. Uśmiechała się przy tym promiennie. — Obiecuję, że pójdziemy do pierwszego lepszego sklepu i nie spędzimy tam dużo czasu.

Dotrzymała słowa. Po pół godzinnych zakupach zawiozła Roberta do mieszkania i pomogła wnieść mu zakupy do środka.

Obolały Robert padł na kanapę, a Ania popatrzyła na niego z litością. 

— Mój ty biedaku, mam coś dla ciebie. —  Rzuciła mu maść na stłuczenia i obolałe mięśnie. — Mam nadzieję, że to ci trochę pomoże. 

Mężczyzna popatrzył na nią z wdzięcznością i od razu zaczął wmasowywać specyfik w brzuch, uda i stopy — czyli w miejsca, które bolały go najbardziej. Po chwili poczuł ulgę, ale wiedział, że będzie ona krótko trwała. Takie leki działały max do trzech, czterech godzin, ale dla Roberta było to wystarczające... Mógł się trochę zdrzemnąć i nabrać sił przed jutrzejszym dniem. Ubłagał Anię, żeby regularne treningi boksu rozpoczęli w przyszłym tygodniu. Nie miała nic przeciwko.

Przyłożył głowę do poduszki i zasnął. Brunetka spojrzała na niego z czułością w oczach i okryła mężczyznę kocem. Miała nadzieję, że kanapa jest wygodna, bo inaczej Robert znowu by marudził, że go wszystko boli. Zostawiła na stole opakowanie maści i wyszła, zamykając po cichu drzwi.

***

Manuel siedział na kanapie i delikatnie głaskał włosy Mario. Myślał, o tym jak udowodnić ukochanemu siłę swojej miłości. Miał świadomość, że odbudować zaufanie będzie trudno, wręcz będzie to niemożliwe. Czujnym oczom Manuela nie umykało żadne wzdrygnięcie Mario w odpowiedzi na jego dotyk. Serce bramkarza bolało na ten widok, ale sam sobie był winny. On sam i nikt inny doprowadził do tego stanu.

Jego rozmyślania przerwał dźwięk dzwoniącego telefonu. Chciał odrzucić połączenie, ale na wyświetlaczu widniała nazwa 'Schweinsteiger'. Odebrał.

— Manu,  co dzisiaj robisz? Wybieramy się dzisiaj z Gomezem i Klose na Piwerko. Chciałbyś może dołączyć?

Manuel bił się z myślami. Nie wiedział, co wybrać. Mario, czy koledzy? Spojrzał na niewinną twarz ukochanego i jego serce przeszył ból. Wybrał. 

— Schweini, to o której się widzimy? — zapytał, czując, że popełnia błąd. Jego głos drżał.

— O dwudziestej pierwszej, tam gdzie zawsze. Manu, co ty taki sentymentalny się zrobiłeś na stare lata? — zakpił.

Niemiec nie odpowiedział, tylko się rozłączył. Nie cierpiał słuchania kpin ze strony Bastiana. Spojrzał na zegar. Wskazówki wskazywały godzinę dwudziestą. Narzucił na plecy skórzaną kurtkę i zawiązał buty. Zmierzał do wyjścia, kiedy Mario się obudził i spojrzał na niego. 

— Dokąd idziesz? — zapytał, a jego głos był zachrypnięty — jak zawsze po przebudzeniu.

— Umówiłem się z Bastim w klubie bilardowym — oznajmił i wyszedł, zamykając drzwi.

W oczach Mario pojawiły się łzy. Zawsze było tak samo. Manuel wychodził na spotkanie z Schweinsteigerem i przychodził zalany w trupa.

Napastnik miał już dosyć bycia workiem treningowym. Kochał Manuela, ale to już nie był ten sam mężczyzna, co choćby rok temu. Zmienił się na gorsze. 

Mario zostawił krótką wiadomość na stole.

Odchodzę.  

Wziął wszystkie niezbędne rzeczy, jak dokumenty i pieniądze i wyszedł. Nawet się nie odwrócił, aby zobaczyć oddalające się drzwi mieszkania. 

Po policzkach spływały mu strumienie łez.

Coś musi się skończyć, aby coś innego miało szansę zakwitnąć. 

------------------------------------------------------------------------------------

Mam nadzieję, że Wam się podoba. Mam pytanie odnośnie rozwoju akcji. Czy ona toczy się w sam raz, czy może powinnam ją przyśpieszyć, a może zwolnić? 

Pozdrawiam.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro