15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Niemal tydzień po tragicznej śmierci Cienia, nasz nowy szef oficjalnie zamknął dochodzenie w tejże sprawie. Organy ścigania uznały, czego nie trzeba było roztrząsać, że patolog popełnił samobójstwo, bo nie mógł znieść poczucia winy z powodu tego, czego się dopuścił...

Lloyd Williams odszedł spokojnie „na drugą stronę", w szpitalu, podczas snu. Lekarz zajmujący się moim byłym przełożonym, powiedział, że pacjent nie cierpiał, miał lekką śmierć. Dwaj synowie zmarłego - Rafael oraz Nicholas, zostali uniewinnieni spod ciążących na nich zarzutów, ale jeszcze długo miał „ciągnąć się za nimi smród" tej sprawy. Mi oraz Kyle'owi się upiekło, bo nikt nie skojarzył nas z ucieczką „tamtych dwóch", a oni nie zamierzali donosić na swoich dobroczyńców.

Byłam pewna, że gdy już nie muszą obaj bać się, podążającego ich tropem Cienia, zechcą opuścić Blackstone i poszukać swego szczęścia w innym miejscu, skoro nie mogą wrócić w swoje rejony... Nie wiadomo, dlaczego, ale chciałam, żeby Rafael został i nadal ze mną pracował. Zżyłam się z gościem, przyzwyczaiłam do jego osobliwego poczucia humoru oraz charakterystycznego dla niego stylu bycia. Uznałam, że Dante - Rafael jest całkiem do rzeczy i można z nim wytrzymać. Co ja za to mogłam, że zaczęło mi na nim zależeć, jako na mężczyźnie? Ale czy on zwróci na mnie uwagę teraz, gdy miał ruszyć - być może - dalej?

I co bym zrobiła, gdyby mi zaproponował „wspólną podróż w nieznane"?

Dlatego też, następnego dnia, gdy dochodzenie w sprawie Cienia zostało zamknięte, Rafael przytaszczył do pracy wielki bukiet białych róż i jakby to był jego chleb powszedni, wręczył mi go, oniemiałam ze zdziwienia.

- To dla ciebie - dodał cicho. - Może... dasz się namówić na kolację... ze mną?

- Zaskoczyłeś mnie, Rafaelu - wyznałam mu szczerze, wstawiając kwiaty do wazonu z wodą. - Ale... kolacja może być. Z tobą w zestawie. Koniecznie!

Uśmiechnął się do mnie szczerym i radosnym uśmiechem, którego dawno u niego nie widziałam.

- Nick ma zamiar na stałe przenieść się do Waszyngtonu - oznajmił mi Rafael, gdy po skończonym dniu pracy wyszliśmy z posterunku. - I tam chce spróbować odnaleźć swoje miejsce na Ziemi.

- Co będzie robił? - zapytałam z ciekawością.

- To, co i tutaj - odpowiedział Rafael spokojnie. - Pracował w policji, bo lubi tę robotę. A ja bardzo... lubię ciebie, LaRue!

- Zamierzasz zostać? Znaczy się, w Blackstone? - zainteresowałam się jego planami.

- Uwzględniam to w moich zamiarach, jak i kolację... - zaczął, a ja dokończyłam.

- ... połączoną ze śniadaniem, która wydaje się odpowiednią dla nas alternatywą.

- A potem zobaczymy, co się wydarzy - Rafael przytaknął.

Wtuliłam się w jego ramiona - Rafaela Castelmare'a, jedynego mężczyzny, który był w stanie wytrzymać ze mną pod jednym dachem, dłużej niż pięć minut.

Dokładnie dziewięć miesięcy później, na świecie pojawił się nasz synek - Dante Castelmare, cały i zdrowy, krzepki chłopiec, który swoje przybycie oznajmił głośnym i gromkim płaczem. Rafael nie mógłby wykpić się od ojcostwa, gdyby próbował. Nasz syn był do niego toczka w toczkę podobny. Te same rysy twarzy jasno i dobitnie świadczyły, kto przyczynił się do jego poczęcia.

- Kocham was oboje, moich dwóch mężczyzn - powiedziałam do Rafaela, gdy przyszedł odwiedzić nas oboje w szpitalu, kilka godzin po moim porodzie.

Akurat karmiłam młodego, który zażądał swojej porcji posiłku, gdy zaś uznał, że już nie jest głodny - sapnął z zadowoleniem i przymknął oczka, zasypiając.

- Teraz i na zawsze - dodał cicho Rafael, byle nie obudzić syna.

- Teraz i na zawsze - powtórzyłam z uśmiechem szczęścia na twarzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro