⊱ DWUDZIESTY PIĄTY ⊰

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Leila czuła się, jakby wstała lewą nogą. Wszystko ją drażniło, począwszy od promieni słonecznych wciskających się przez nieszczelność w zasłonie. Wręcz skopała z siebie kołdrę i wstała z brzydkim grymasem. Z taką też miną powędrowała do kuchni. Skrzywiła się jeszcze bardziej, gdy otworzyła lodówkę, której wnętrze ani trochę nie zmieniło się przez ostatnie godziny. Sięgnęła do półki po przypadkową zupkę błyskawiczną. Na wczorajszym wypadzie zdążyła zaopatrzyć się w parę różnych, oczywiście za namową Samanthy, która zarzekała się, że dzisiaj wybiorą się na większe zakupy.

     Usiadła przy stole i zamieszała makaron w kubeczku. Wzięła pierwszy kęs. Jej wzrok przykuł stosik naczyń w zlewie. Jako że sama niewiele brudziła, zrezygnowała z używania zmywarki. Jednak jej postanowienie o ręcznym myciu dość szybko umarło. Gdyby zobaczyła to ciocia, złapałaby się za głowę.

     Z ciężkim westchnieniem podeszła do brudnych naczyń i umieściła je w zmywarce. Przynajmniej z jej użytkowaniem nie miała najmniejszego problemu. Co ona robiła przez te lata, że zwyczajne czynności domowe ją przytłaczały? Nic. Zupełnie nic. Siedziała zadowolona na dupsku, a wszystko robiło się samo. Oglądała filmy czy seriale. Nie posiadała żadnej konkretnej perspektywy na życie. A ciocia zajmowała się domem. Leila pomagała jej czasem przy sprzątaniu, ale na tym kończył się udział dziewczyny. Diana nie nalegała, a ona nie wykazywała chęci.

     Gdyby nie uparła się na samotne dwa tygodnie, nie uzmysłowiłaby sobie, że potrafiła tak niewiele, że była tak nieprzygotowana do życia. I czuła się z tą świadomością fatalnie. Dorosłość nie zaczynała się od liczy, a od postępowania.

     Włożyła łyżkę do niedokończonego posiłku. Jakoś straciła apetyt.


     Powrót do pracy wcale nie okazał się takim złym, jak przypuszczała. Owszem, nadal obawiała się, że Adrian któregoś dnia zaskoczy ją atakiem paniki. Ta myśl zawsze będzie leżała z tyłu głowy. Jednak tym razem już mniej bała się, jak się zachowa, a co ważniejsze — czy odpowiednio się zachowa. Rozmowa z Samanthą dużo jej pomogła. Przestała obwiniać się, że zrobiła zbyt mało, że mogła postąpić inaczej. Uwierzyła, iż w danym momencie, uczyni wszystko, na co będzie ją stać. Musiała przestać porównywać się do innych. W końcu ona, to ona — nikt za nią nie przejdzie przez życie.

     — W porządku? — zapytał Sean. Od dłuższej chwili przyglądał się dziewczynie, już nawet nie silił się na dyskrecję. Ona jednak nie zważała na niego. Wydawała się nieobecna. — Jesteś jakaś zamyślona.

     Nie zareagowała. Odczekał parę sekund i delikatnie trącił łokciem jej łokieć. Dopiero wtedy niespiesznie skierowała na niego uwagę.

     — Wszystko w porządku? — Ponowił pytanie.

     — Tak. Czemu miałoby być inaczej? — odpowiedziała szybko, co tylko spowodowało, że Sean podejrzliwie zmarszczył brwi.

     — Martwisz się o Adriana? — Tylko to przyszło mu do głowy. Wiedział, że jeśli sam nie podsunie problemu, Leila dobrowolnie się nie przyzna.

     Potaknęła, gdyż tak było jej na rękę. W końcu po części mieściło się to w granicach prawdy, natomiast drugiej połowy nie zamierzała zdradzać.

     — Z nim jest w porządku — rzekł uspokajająco. — Wydaje się przechodzić przez to lepiej niż my.

     — To chyba dobrze? — dopytała niepewnie. Coś w głosie Seana nakazywało jej myśleć inaczej. — W końcu nie użala się nad sobą i idzie naprzód.

     — Niby tak, ale...

     Sean wsparł się przedramionami o blat lady. Smętnie zwiesił głowę i milczał długi czas. Leila czekała cierpliwie, najpierw jedną minutę, później drugą, uciekła kolejna. Myślała już, że zaniechał dokończenia wypowiedzi. Obeszła więc chłopaka i oddaliła się w stronę drzwi. Wyjrzenie na zewnątrz stanowiło lepszą opcję niż tkwienie w napiętej ciszy. Była w połowie drogi przez salę, gdy usłyszała:

     — Niedobrze jest trzymać wszystko w sobie.

     Momentalnie się zatrzymała. W pierwszej chwili miała wrażenie, że słowa są skierowane bezpośrednio do niej. Przełknęła ślinę i odwróciła się w stronę Seana, ten jednak nie uniósł na nią wzroku. Nadal wpatrywał się w drewniany mebel.

     — W końcu te ściśnięte w środku problemy nas przytłoczą.

     W końcu popatrzył na dziewczynę, aż zmroziło jej krew w żyłach.

     — Adrian nie chciał rozmawiać z nami o ataku. Jakby w ogóle go nie było.

     Leila zacisnęła usta. Wszelkie myśli i sensowne odpowiedzi opuściły głowę.

     — Psycholog — odezwała się po dłuższej chwili, jednocześnie zatrzymując się przy tym słowie. Może jej też by się przydał? — Spotyka się z psychologiem, więc na pewno z nim rozmawia.

     — W sumie... — Sean pokiwał głową. — Masz rację. W końcu według pani Harrell robi postępy. Ale...

     Westchnął ciężko. Naprawdę cieszył się, że Adrian robił postępy, że dogadywał się z psychologiem. Jednak, musiał przyznać, iż męczył go jego brak zwierzania się rodzinie.

     — Chyba powinien też rozmawiać o problemach z nami?

     Leila uciekła wzrokiem w bok. Nie nadawała się do rozmów na poważniejsze tematy. Już otwierała usta, by wypuścić coś w stylu: „Nic się nie poradzi, że Adrian nie chce się wam zwierzać", lecz w ostatnim momencie ugryzła się w język.

     Nie tym razem, kochana.

     Zacisnęła dłonie w pięści i spojrzała na Seana z jakąś nową siłą i motywacją.

     — Może to jest jego sposób na przetrwanie? Zwierza się psychologowi, a później, tak po prostu zapomina o temacie, żeby móc iść dalej? Może gdyby został przy temacie i ponownie go z wami poruszał, byłoby mu gorzej sobie z nim poradzić? — wyjawiła myśli z własnej woli. Nikt jej nie naciskał. I poczuła się z tym... zwyczajnie? Może delikatnie nieswojo.

     Sean uniósł brwi z zainteresowaniem. Milczał, analizując słowa dziewczyny. Nie zdążył jednak podzielić się wnioskiem, do którego doszedł, gdyż dzwoneczek, umieszczony nad drzwiami, zabrzęczał, witając klientów.

     — Nie pchaj się. Ja wchodzę pierwsza.

     Leilę dobiegły ciche, acz ostre słowa. Zmrużyła oczy. Głos wydał jej się często słyszany. Powoli obróciła się na pięcie.

     — Niby czemu?

     — Bo jestem starsza. Temu.

     Prychnięcie chłopaka i dalsza szarpanina. Dziewczyna szeroko otworzyła oczy, gdy w końcu do środka wepchnęły się znajome twarze. Samantha uśmiechnęła się lekko, dostrzegłszy spojrzenie przyjaciółki, a Noah poszedł w ślady siostry. Oboje, jakby nigdy nic, przemierzyli salę i zajęli miejsca przy stoliku obok okna. Leila natomiast nadal stała oniemiała.

     Parę sekund uciekło, nim się otrząsnęła. Wygładziła czarny fartuszek i ruszyła w stronę gości.

     — Co wy tu robicie? — zapytała przyciszonym głosem.

     — Mała niespodzianka! — wykrzyknęła rozradowana Samantha i wyrzuciła w górę ręce.

     — Mówiliśmy, że przyjdziemy, więc jesteśmy. — Noah z grymasem zerknął na wybuch siostry i pokręcił głową. — Zresztą, Samantha przez jakiś czas nie będzie tu wpadać — dorzucił z kąśliwym uśmieszkiem.

     — Noah! — Samantha skarciła go wzrokiem.

     — Jak to nie będziesz tu wpadać? — dopytała Leila.

     Samantha opadła ciężko na oparcie fotela i skrzyżowała ramiona na piersi.

     — Wszystko przez firankę — wyznała naburmuszona. — Za głupie pomysły — wycelowała w Noah wściekłe spojrzenie — otrzymałam szlaban. Na tydzień! Oczywiście tata musiał wyśpiewać wszystko mamie. A ona się zezłościła i powiedziała, żebym zajęła się w końcu czymś pożytecznym. Wiesz, co jest pożyteczne?

     Leila pokręciła głową, gdyż nie śmiała się odezwać.

     — Ten tydzień mam poświęcić na czytanie książek. MEDYCZNYCH. Zero Tik-Toka i głupich makijaży. Dobrze, że nie wie, co jej córeczka planuje po skończeniu szkoły. Może nie zeszłaby na zawał, ale zemdlałaby z wrażenia. A! — Uniosła do góry wskazujący palec. — I zadzwoniłaby po egzorcystę, żeby wypędził ze mnie moc nieczystą, która z pewnością we mnie drzemie.

     — Może nie będzie tak źle. — Leila chciała pocieszyć przyjaciółkę, lecz po jej minie wywnioskowała, że słowa zdały się na nic. A powątpiewanie wyzierające z oczu sugerowało, że nawet wyszukane pocieszenia spełzłyby na niczym.

     — Nie łudzę się. Nastawiłam się na dramę. Ale zawsze mogę ją trochę odciągnąć, prawda? Powiem im w przerwie wiosennej. Ja będę mieć trochę spokoju, a i oni pożyją jeszcze w błogiej niewiedzy.

     Samantha wyprostowała się i z zainteresowaniem rozejrzała się po lokalu. Na jej usta wstąpił lekki uśmieszek, a po zgorzkniałej minie nie ostał się ni ślad, jakby poprzedni temat w ogóle nie istniał.

     — No, ładnie tu. Uroczo! — Klasnęła w dłonie. — Wcale ci się nie dziwię, że chcesz tu pracować.

     Pochyliła się nad stołem i gestem wskazała, by i Leila się do niej zbliżyła.

     — A co to za przystojniaka masz tam za ladą? — Kiwnęła głową w stronę Seana.

     Leila automatycznie się zarumieniła.

     — Samantho, weź przestań — wysyczała. — To mój pracodawca.

     Dyskretnie zerknęła, czy Sean się na nie patrzył. Całe szczęście stał ze wzrokiem wlepionym w ekran telefonu.

     — Szef, mówisz. — Podrapała się po podbródku. — Nic nie stoi na przeszkodzie małemu romansowi. To grzech zmarnować taki towar.

     — Samantho! — wykrzyknęła, aż speszona nagłym podniesieniem głosu szybko rozejrzała się po sali. — Dla przypomnienia: jeden zakończył się nieciekawie i na jakiś czas mam serdecznie dość romansów. Nawet nie chcę o nich słyszeć!

     — Dobrze, dobrze! — Dziewczyna uniosła ręce w obronnym geście. Z uwagą przyjrzała się przyjaciółce, której nawet powieka nie drgnęła na wzmiankę o fatalnej miłości. — Więc co nam dzisiaj polecisz?

     — Adrian upiekł babeczki brownie z płynną czekoladą w środku i truskawkami lub malinami — odparła bez namysłu.

     — Adrian, mówisz? — Samantha zabawie, acz wymownie poruszyła brwiami.

     Leila podparła boki i pokręciła głową z bezsilności.

     — Tak, Adrian. Właściwie to możecie brać w ciemno. Chłopak jest naprawdę uzdolniony kulinarnie.


     Pół godziny później Samantha domówiła kolejne dwie babeczki. Zapytała też, czy Sean miałby coś przeciwko, gdyby nagrała krótki filmik, mający na celu promować Pink Coffee. Tak więc niezwykle zadowolona — w końcu była w swoim żywiole — robiła ujęcia kawiarenki, słodkości i mówiła do kamerki z szerokim uśmiechem, niczym nieskrępowana.

     — Twoja przyjaciółka jest... — Sean uśmiechał się, szukając odpowiedniego określenia. — Żywiołowa.

     — Samantha? — zapytała głupio. Jakby w pomieszczeniu gościło więcej jej koleżanek.

     Sean, nie oceniając, skinął twierdząco głową.

     — Tak, jest żywiołowa. Zawsze taka była. Otwarta, roześmiana i rozgadana. W sumie... bardzo się od siebie różnimy. I gdyby to nie ona pierwsza zagadała, pewnie dziś byśmy się nie przyjaźniły.

     Leila zaskoczyła samą siebie tym drobnym wyznaniem. Planowała tylko potwierdzić pierwsze wrażenie chłopaka, lecz słowa popłynęły niekontrolowane. Lekko się zarumieniła.

     — No, w końcu przeciwieństwa się przyciągają.

     Niepewnie na niego zerknęła. Ten uśmiechnął się do niej szeroko, aż policzki ponownie ją zapiekły. Mimo to odwzajemniła gest, choć nieśmiało.

     Lecz już po chwili usta powoli traciły wesołe wygięcie.

     Adrian pojawił się w przejściu. Oparł się o framugę drzwi, skrzyżował ramiona na piersi i zapatrzył się na Samanthę. Leila z kolei utkwiła wzrok w chłopaku. Nie słuchała, co mówił Sean, całą uwagę skupiła na młodszym z braci. Widziała zainteresowanie na jego twarzy, a także nikły uśmiech błąkający się na wargach.

     W pewnym momencie obrócił się i ich oczy się spotkały. Serce Leili zabiło mocniej. W pierwszym odruchu chciała odwrócić głowę, ale nie potrafiła. Jakby nieznana siła pochwyciła ją oburącz i nakazywała patrzeć.

     Adrian sięgnął po telefon i szybko wystukał wiadomość.

     — Nie sądziłem, że twojej koleżance aż tak posmakuje. — Brzmiała treść wysłana wyłącznie do niej.

     — Nic dziwnego, że jej smakuje. Masz ogromny talent! — odpisała szybko. — Właściwie to powinieneś otworzyć coś większego.

     — Naprawdę tak uważasz?

     — Oczywiście!

     — To miłe. Może w przyszłości się uda, kto wie.

     Adrian posłał jej promienny uśmiech. Słowa przyjemnie go połaskotały i nie krył się ze szczerym zadowoleniem wymalowanym na twarzy.

     Sean, zostając z boku, poczuł jakieś dziwne ukłucie, podczas gdy ta dwójka wyraźnie ze sobą pisała i wpatrywali się w siebie, jakby nie widzieli się lata. A minęło zaledwie parę dni. Co ważniejsze — kiedy zdążyli się tak zaznajomić?


⋅•⊱•⊰•⋅


     Leila przekręciła klucz w zamku i zmarszczyła brwi. Ponowiła próbę, lecz efekt pozostał ten sam. Niemożliwe. Drzwi wcale nie były zamknięte, a przecież pamiętała, że na pewno je zamykała — upewniła się co do tego dwa razy! Zdziwienie powoli wyparowało, ustąpiło miejsca strachowi, który ogarniał drżeniem dłonie, a serce wprawiał w szybsze bicie.

     Cofnęła się parę kroków. Jej pięta niebezpiecznie zbliżyła się do krawędzi pierwszego stopnia schodów. Umysł podsyłał nieprzyjemne wizje — od zdemolowanego mieszkania przez fakt, iż włamywacze wciąż mogli znajdować się w środku.

     Uspokój się. Zaczerpnęła parę głębszych oddechów.

     Dlaczego od razu zakładała najgorszy scenariusz? Czy w jej okolicy zdarzały się włamania? Nic podobnego nie słyszała. Może ktoś pokusił się o zrobienie mało śmiesznego żartu? Podobnego do zabawy z jej uczuciami...

     Naraz wezbrała w niej wściekłość. Niewiele myśląc, z rozmachem pchnęła drzwi i wpadła do środka niczym porywisty podmuch wiatru. Przystanęła, nasłuchiwała. Dźwięki krzątania dobiegły z kuchni. Serce łomotało w piersi. Na miękkich nogach pokierowała się do źródła hałasu.

     Już prawie dotarła do celu, gdy zahaczyła o coś nogą. Z głośnym łoskotem runęła na podłogę. To mogło się przytrafić tylko mi.

     Z kuchni czym prędzej wyłoniła się ruda czupryna. Widząc leżącą dziewczynę, podbiegła do niej z chęcią pomocy.

     — Matko, Leilo. Żyjesz? — Chwyciła ją za ramię i podniosła do pozycji siedzącej.

     — Ciocia?

     W jednej sekundzie emocje opuściły jej ciało. Strach i zdenerwowanie przekształciły się w duże krople łez, które strumieniami zaczęły spływać po policzkach dziewczyny.

     — Nie płacz, głupia.

     Diana nie czekała, aż Leila się uspokoi. Od razu przygarnęła do siebie bratanicę i mocno przytuliła.


     — Co ty tu robisz? — zapytała Leila, siedząc naprzeciwko cioci. — Został jeszcze tydzień.

     — Tydzień, nie tydzień. Wiesz, gdzie ja to mam? Po prostu się za tobą stęskniłam. Nie chciałam, żebyś siedziała tutaj sama. I tyle.

     Kobieta uśmiechnęła się ciepło, a Leila od razu odwzajemniła gest.

     — To co? Masz ochotę na lasagne? Powinna być już gotowa.

     Diana nie czekała na odpowiedź. Bez słowa wstała i zaczęła krzątać się przy piekarniku. Leila zapatrzyła się na jej poczynania. Cieszyła się, że ciocia wróciła, że przerwała dziewczynie samotne nieradzenie sobie. Z drugiej strony coś ją nieprzyjemnie podszczypywało. I dobrze wiedziała co, lecz nie chciała się do tego przyznać.

     W momencie, gdy ujrzała krewną, oprócz radości zakiełkowało rozczarowanie. Siedząc tak przy stole, zapuściło korzenie. Mocno się w nią wrosło i starło wszelakie ślady zadowolenia z twarzy.

     Dlaczego to nie mama była obok niej? Nie tęskniła? Nie martwiła się? Czemu nie wróciła z ciocią? Nie chciała spędzać z nią czasu?

     — Jedz, bo ci wystygnie. — Ciocia przypomniała o swoim istnieniu, widząc, że Leila na dobre pogrążyła się w myślach.

     Dziewczyna przeniosła na nią spojrzenie, a następnie na cudownie pachnący posiłek. Nie zauważyła, kiedy Diana położyła przed nią spory kawałek zapiekanki. Mozolnie sięgnęła po widelec i podziabała nim w jedzeniu.

     — Chciałabym pomagać ci w domu — oznajmiła nagle, przełykając gorycz zawodu. Diana wybałuszyła oczy, natomiast Leila spokojnie wpakowała kolejny kęs lasagne do buzi. — Nie wiem, może częściej z gotowaniem? Albo... Albo w sumie ze wszystkim.

     — Spodobało ci się? — dopytała ciocia. — Niepotrzebnie się martwiłam. Życie samej wyszło ci na dobre.

     — Bardziej niż mi się spodobało, to...

     Spojrzała w bok. O jakim tu podobaniu mowa? Gdyby nie musiała, nie pakowałaby się w obowiązki domowe. Właściwie to nie musiała, ale w przeciwnym wypadku nic by się nie zmieniło. Pozostałoby takim, jak do tej pory, a przecież tego chciała uniknąć.

     — Trzeba powiedzieć to głośno: jestem totalną łamagą, jeśli chodzi o zajmowanie się domem. Co ja potrafię? Nic. Nic mi nie wychodzi. Nawet najprostsze czynności to dla mnie kłopot. Idealnie umiem jedynie użalać się nad sobą. Jeśli nadal będę siedzieć na dupsku, co będzie ze mną za dziesięć lat? Przecież nikt nie będzie skakał wokół starej baby!

     Słowa wypowiedziała z niezwykłą mocą, o którą sama siebie nie podejrzewała. Dianę aż zatkało. Siedziała z lekko rozchylonymi ustami i zupełnie nie wiedziała, co powiedzieć. Fakt, Leila mało robiła w domu. Pozwoliła jej na to. Zbytnio pofolgowała dziewczynie? Uważała, że na wszystko przyjdzie odpowiedni czas, na nią również.

     Głośne przyznanie się do wad było niczym solidne uderzenie. Nieprzyjemnie rozeszło się po ciele i jednocześnie wprawiło w okropny nastrój. Poczucie beznadziejności rozszarpywało Leilę od środka. Jestem do niczego, pomyślała z grymasem. Dolna warga niebezpiecznie zadrżała. Tak, rozpłacz się jeszcze.

     — Wiesz, zaczęłam pracować w kawiarence, po części też dlatego, żeby zająć czymś myśli. Inaczej dalej rozpaczałabym po miłosnym zawodzie.

     Poszła o krok dalej. Kolejne wyznanie przyszło gładko, wypłynęło mimowolnie. Sama nie wiedziała, co się z nią działo. Dopadła ją dziwna otwartość, której nie potrafiła pohamować. A może nie chciała? Powiedziała A, więc B nastąpiło samoistnie, jako naturalna kolej rzeczy.

     — Pierwsze miłości są najgorsze. — Diana próbowała rzucić czymś na pocieszenie, lecz zupełnie nie miała pojęcia, czy tego od niej oczekiwała. Nic nie wiedziała. Bratanica dogłębnie ją zaskoczyła. — Ale jakoś trzeba przez nie przejść — wymamrotała jeszcze.

     Leila wpuściła wypowiedź jednym uchem i szybko wypuściła drugim. Nie zamierzała się zatrzymać.

     — Dlaczego mama nie wróciła razem z tobą? — wypaliła, nim zdążyła się zastanowić.

     — Amelia, no cóż... Jeśli jej powiesz, że ma wrócić za dwa tygodnie, to uszanuje to i wróci za dwa tygodnie.

     — Ty nie uszanowałaś. — Ton głosu zabrzmiał niczym zarzut. Leila zmrużyła oczy.

     — Bo ja i tak zrobię po swojemu.

     Zapadła cisza. A biła od niej delikatna woń niezręczności. Leila odwróciła wzrok. Patrzyła wszędzie, byle nie na ciocię. Diana natomiast, raz po raz, otwierała i zamykała usta. Chciała coś powiedzieć, jednak nie potrafiła odpowiednio ułożyć zdania.

     — Jeśli masz problem z uporządkowaniem myśli, a chciałabyś sobie jakoś z tym poradzić, to może spotkasz się z psychologiem?

     Pytanie Diany przemknęło cicho, ledwo słyszalnie. Przez tydzień często widywała się z przyjaciółką, która pracowała w tym zawodzie. Dużo rozmawiały. Na początku nosiła się z zamiarem zaproponowania, aby Leila wraz z Amelią udały się na wizytę do specjalisty. Wierzyła, że pomógłby im się porozumieć. Teraz utwierdziła się, że samej bratanicy również by się przydał.

     — Specjalista to nie to samo co ja, zwykła osoba. A mam znajomą, bardziej przyjaciółkę, która działa w tych kręgach. — Diana ożywiła się. — Nancy to wspaniała kobieta i nie skłamię, jeśli powiem, że jest wręcz stworzona do pracy z ludźmi. Od zawsze miała w sobie to coś.

     Leila szerzej otworzyła oczy. Przełknęła ślinę.

     — Ja... Nie wiem — wymamrotała.

     Psycholog? Był jej potrzebny? Przecież nie wpadła w depresję! Chociaż wcześniej przemknęła jej przez głowę podobna myśl, nie równała się ona z sugestią drugiej osoby. Propozycja Diany wydała się dziewczynie jednoznaczna z przyznaniem, iż posiadała spory problem.

     — Zanim sobie pomyślisz, że psycholog jest od ciężkich chorób psychicznych. — Leila zacisnęła usta, co nie umknęło uwadze Diany. — Albo już sobie pomyślałaś. Jesteś, kochana, w błędzie. Z psychologiem rozmawiamy o problemach, z którymi sami nie możemy sobie poradzić. I niekoniecznie muszą to być depresja i myśli samobójcze. Czasami po prostu się z czymś zamotamy i fajnie, gdy ktoś spojrzy na to świeżym okiem. Przemyśl to.

     Leila, choć niechętnie, skinęła głową. Argumenty cioci były trafne.

     — Uważam też, że razem z mamą powinnyście porozmawiać przy psychologu. Wiesz, żeby pomógł wam się dogadać.

     — Czy to konieczne? — zapytała z grymasem. Może i sama skłonna byłaby do wizyty, ale wciąganie mamy jakoś nie odpowiadało Leili. Czy mama by się zgodziła? Czy nie uznałaby tego za bezsensowne zawracanie głowy?

     — To tylko moja sugestia. Zrobisz z nią, co będziesz chciała. Ale... — podniosła się z krzesła i włożyła do zmywarki opróżniony z kawy kubek — daj temu szansę. Zawsze możesz tylko spróbować, a nuż będzie to strzałem w dziesiątkę. Jeśli nie wypali, zrezygnujesz.

     Diana dokończyła lasagne. Uprzątnęła talerz i sztućce. Przetarła blat stołu ściereczką.

     — Jeśli chodzi o Amelię, musisz jej otwarcie powiedzieć, czego chcesz. Nie domyśli się sama. Napisz jej lub zadzwoń, żeby wróciła.

     Leila, choć wtedy nie odpowiedziała, wzięła te słowa do serca. Nosiła się z nimi aż do późnego wieczora, kiedy to leżąc już w łóżku z trzęsącymi się dłońmi i mocno bijącym sercem, wystukała krótkie zdanie.


     Chciałabym spędzać z Tobą więcej czasu.


     Długo wahała się, czy wysłać wiadomość. W końcu ustawiła palec nad ikonką wyślij, zamknęła oczy i szybko kliknęła, zanim zdążyła się rozmyślić. Odłożyła telefon. Oblało ją ciepło, gdy usłyszała dźwięk powiadomienia. Nie sprawdziła jednak tekstu zwrotnego, choć kusiło Leilę. Jakkolwiek by brzmiał, zostawiła go sobie na następny dzień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro