⊱ PIĄTY ⊰

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Dzwoneczek nad drzwiami zabrzęczał wesoło w przeciwieństwie do nastroju przybysza. Leila wzięła głębszy oddech. Wraz z tym dźwiękiem nie posiadała drogi odwrotu, a przynajmniej tak sobie wmówiła, nie chcąc niczego odkładać na później. Czas nie miał dla niej znaczenia, lecz dla Adriana owszem. Powoli uświadamiała sobie wagę jego wcześniejszego zamiaru. Bezwstydnie zignorowała plany samobójcze, teraz ogarniało ją przerażenie i poczucie, że musi odpowiednio zareagować, co potęgowało wkroczenie na teren Browna.

     Klient został zapowiedziany. Niepewnym krokiem przemierzył salę.

     Wczesna pora uczyniła ją pierwszym gościem, toteż bez przeszkód, w spokoju mogła wybrać sobie miejsce. Duże okna ze ściągniętymi po obu stronach różowymi zasłonami wpuszczały mnóstwo promieni słonecznych, otulających wyłożoną drewnianymi panelami podłogę i białe ściany, zaczepnie muskających również białe, drewniane stoliki i wiklinowe krzesła w tym samym kolorze. Urocze miejsce, kuszące do spędzenia spokojnych chwil przy aromatycznej kawie.

     Spoczęła na różowej poduszce wyścielającej siedzisko. Miejsce wytchnienia lokując w rogu kawiarenki obok okna.


     Sean siedział za ladą, przeglądając zasoby internetu na telefonie. Nie spodziewał się klientów o tak wczesnej porze, więc liczył na błogie lenistwo okraszone dobrym ciastem Adriana.

     Codziennie otwierali o dziesiątej, informując o wszelakich zmianach, a ruch zaczynał się zazwyczaj po południu, także wieczorem. Toteż widok ciemnowłosej dziewczyny przemierzającej salę i zajmującej miejsce obok okna niedługo po otwarciu nie obszedł się bez zaskoczenia. Oderwał wzrok od ekranu i przeszedł do obserwacji gościa. W momencie, w którym odłożyła menu z powrotem na stół, chwycił za notes i długopis. Przybrał swój dobrze wyćwiczony uśmiech, acz zawierający błąkającą się nutę szczerości wraz z naturalną wesołością, i ruszył w kierunku nieznajomej.

     — Dzień dobry, mogę przyjąć zamówienie?

     — Dzień dobry, tak, oczywiście. Poproszę kawę mrożoną — odpowiedziała, również się uśmiechając. Chwilę później spuściła wzrok, zdawała się lekko zmieszania. Ale czym? Sean nie trapił się tym długo. Jego myśli zajęło zgoła coś innego.

     Serce zabiło mu mocniej, a wargi drgnęły nieznacznie dotknięte dłońmi zdziwienia. Na krótki moment czas się dla niego zatrzymał. To z pewnością ta dziewczyna! Na pewno się nie pomylił!

     — Oczywiście.

     Starał się zachować spokój, jednak wewnętrzne poruszenie wybijało się w ruchach.

     Szybko zniknął w przejściu do pomieszczenia, gdzie przygotowywano zamówienia. Przykleiwszy kartkę do metalowego stołu, energicznie szarpał ręką brata, na co ten zmierzył go wzrokiem domagającym się natychmiastowym wyjaśnieniem takowego zachowania.

     — Przyszła! — Bez chwili zwłoki wykonał odpowiednie gesty. W porywie emocji zapomniał, że Adrian wolał pisać wiadomości, całkowicie odrzucił język migowy, jakby był czymś złym, głęboko godzącym w jego osobę.

     Adrian uniósł brwi jakby w niezrozumieniu nie tyle stwierdzenia przyszła, co wykonanych gestów. Wypuścił obojętnie słowo, ignorując brata.

     Sean głośno westchnął. Adrian choć raz mógłby odpuścić i przestać podążać drogą dziecka obrażonego na cały świat. Z jednej strony rozumiał, starał się zrozumieć, stawiając się w jego sytuacji, a z drugiej chciał, by powrócił stary Adrian, a przynajmniej jakaś namiastka dawności.

     Nie nakrzyczał jednak na młodszego brata, choć często zastanawiał się, czy powinien, może to by obudziło Adriana. Nie obrzucił go trawiącymi myślami, czasami zbytnio nasilającymi, jakby pragnęły wyrwać się z uwięzi umysłu. Stłumił wolno tlącą się złość. Zaczerpnął parę głębszych oddechów, by uspokoić ducha. Wszystko, jak zawsze, pozostanie wyłącznie wewnątrz, zakopie głęboko w sobie i nie wypuści.

     — Przyszła. — Wysłał wiadomość, spełniając niewypowiedziane życzenie Adriana. Dopełnił umowy, kiedyś przyrzeczonej z zupełnie innym nastawieniem, a którą teraz chciał jak najszybciej zerwać.

     Adrian dopiero wtedy zareagował odpowiednio.

     — Kto? — zapytał, przyglądając się Seanowi, jakby samym spojrzeniem mógł odgadnąć imię i nazwisko wspomnianej osoby.

     Sean przewrócił oczami. Co dla niego oczywiste niekoniecznie musiało być takie dla innych. Silne emocje otępiały rozumowanie.

     — Się głupio pytasz. Ona! Pamiętasz, jak miesiąc temu opowiadałem, jak rozsypały mi się zakupy i tylko jedna dziewczyna mi pomogła? Właśnie ona do nasz przyszła! Leila.

     Adrian zmarszczył brwi. Ta informacja krążyła mu po głowie, wystarczyło ją delikatnie odkopać.

     — Tak, tak, pamiętam. Wielkie wydarzenie, o którym trąbiłeś przez cały miesiąc. Nie tak łatwo zapomnieć o twoim zachwycie dziewczyną.

     Sean speszył się na moment, na tyle krótki, by umknął każdemu, lecz nie bacznemu spojrzeniu Adriana, który ostatecznie nijak tego nie skomentował, choć początkowo korcił go uszczypliwy komentarz. Chwilę później starszy z rodzeństwa wyszczerzył się w promiennym uśmiechu. Cieszył się, jakby wygrał ogromną sumę pieniędzy na loterii.

     — Liczę, że przygotujesz jakiś przepyszny dodatek na koszt firmy. Postaraj się! — Posłał bratu najbardziej proszący wyraz twarzy, na jaki było go stać. Nawet złożył ręce jak do modlitwy! Jednak trwało to ledwie parę sekund. Zniknął szybko, nie pozwalając na żadną odpowiedź.

     Adrian pokręcił głową. Sean zapewne w podskokach pognał do dziewczyny, a on został tu sam, z powierzonym zadaniem. A co, gdyby nie wykonał żadnego dodatku na koszt firmy? W końcu nie zgodził się oficjalnie. Rozzłościłoby to Seana? Jeśli tak, to jak bardzo? Naszła go ochota, by zrobić mu na złość. Mały rewanż za język migowy.

     — Okej — wymruczał, lecz nie wiadomo, czy na potwierdzenie swych myśli, czy prośby brata. W końcu wszystko zależało od jego kaprysu.


     Sean niepewnym krokiem podszedł do stolika, przy którym siedziała Leila. Uśmiechnął się delikatnie, drapiąc po karku. Serce biło szybciej niż powinno. Można by pomyśleć, że wielki optymista, Sean Brown, czuł zawstydzenie przed dziewczyną, która wpadła mu w oko i właśnie zamierzał do niej zagadać, używając swych wdzięków, by ją uwieść. Lecz nic z tych rzeczy. Bowiem Sean był zauroczony jej zwyczajną pomocą nieznajomej osobie, gdy inni tak po prostu go mijali. I chciał za to podziękować, bez żadnych ukrytych motywów. Szanował przejawy dobroci, nie zawsze w ten sposób. Kiedy zaczął zwracać na nie aż tak szczególną uwagę? Nie pamiętał dokładnie, być może w czasie, gdy Adrian stracił słuch.

     — Cześć — zaczął, jednocześnie siadając naprzeciwko. — Dziękuję ci za twoją pomoc.

     Pominął długie wstępy, od razu przeszedł do sedna sprawy. Gdyby myślał nad tym zbyt długo, ostatecznie mógłby zrezygnować, a tego pragnął uniknąć. W końcu po części już postanowił wraz z ujrzeniem dziewczyny.

     — Pomoc?

     Zdawała się jeszcze bardziej zdezorientowana niż chwilę wcześniej. Czego innego oczekiwał Sean? Ot tak się dosiadł i wyszedł z podziękowaniami. Przecież Leila wcale nie musiała pamiętać wydarzenia sprzed miesiąca. To on wciąż tkwił pod wrażeniem, które podszeptywało, że wszyscy wyryją sobie ten incydent w umyśle, choć niekoniecznie wyraźnie, ale z dostatecznymi kształtami.

     — Miesiąc temu rozsypały mi się zakupy, a ty jako jedyna mi wtedy pomogłaś. Pewnie nie pamiętasz. — Ostatnie zdanie uraczył smutnym tonem, a rozradowane oblicze momentalnie przygasło.

     Znów podrapał się po karku, zawstydziwszy się wyskokiem skumulowanego entuzjazmu.

     Leila przygryzła wargę. Zamyśliła się na moment, jednak zakłopotana mina zdradzała, że nie udało jej się przekopać przez myśli.

     — Pomoc to naturalna rzecz. Miło mi, że podziękowałeś. Ale nie myśl, że coś za nią oczekuję. — Pomachała rękoma w obronnym geście. Chciała wzmocnić tym swe zapewnienie.

     Sean uśmiechnął się, tym razem śmielej.

     — Dobry z ciebie człowiek, cieszę się, że miałem okazję się na ciebie natknąć. Bezinteresowność, chociaż tak cenna, jest rzadko spotykana.

     Leila również się uśmiechnęła. Słowa połaskotały ją przyjemnym ciepłem.

     — To ja idę po twoje zmówienie. — Niespodziewanie poderwał się z krzesła. Dłuższą chwilę szedł tyłem, nie odrywając oczu od dziewczyny, nim zwinnie się odwrócił.

     Została sama, z własnymi myślami i niespokojnym sercem. Będąc w kawiarence, tak blisko Adriana, coraz intensywniej nawiedzało ją zdarzenie, które uświadczyła. Jego ciężar mocniej opadał na jej barki, jakby dopiero teraz zdawała sobie sprawę z faktycznego stanu rzeczy. Zraniona miłość zdawała się tak mało znacząca, a jeszcze niedawno obracał się wokół niej świat. Dotychczasowe problemy Leili kurczyły się w obliczu nowego.

     Musiała poruszyć ten temat, choć czuła się niepewnie, a stres ciaśniej obejmował swymi ramionami. Niezależnie od chęci odwrotu, nie mogła się do niego uciekać. Wytrwale się przygotowywała.

     Nie spodziewała się, że będzie ją to kosztować tyle wysiłku.

     Sean wrócił, a ona już otwierała usta, by zapytać o Adriana. Wszak nie zamierzała dłużej odwlekać nieuniknionego.

     — Kawa mrożona plus drobny dodatek na koszt firmy w ramach podziękowania. — Sean uprzedził jej wypowiedź. Przygotowane słowa wyparowały jak poranna rosa ogrzewana promieniami słońca.

     Wlepiła zdziwione spojrzenie w postawiony posiłek. Chciała coś powiedzieć, ale zaraz rezygnowała. Trwało to dłuższy czas, nim w końcu rzekła niby w transie:

     — Naprawdę nie trzeba było.

     Gofr z bitą śmietaną, polewą czekoladową i kawałkami truskawek kusił, wręcz prosił, by go skosztować, a Leila nie mogła się oprzeć. Zwłaszcza, że już dawno nie jadła żadnego gofra. Wzięła do ust spory kawałek. Przymknęła oczy, delektując się smakiem. Nie pamiętała, kiedy ostatnio pałaszowała takie pyszności.

     Rozpromieniony Sean poprzyglądał się dziewczynie, nim usunął się z pola widzenia.

     Kiedy Leila zaspokoiła chęć spożycia słodkości, a zupełnie się w tym zatraciła, rozejrzała się za Seanem. Z westchnięciem ulgi odnotowała jego zniknięcie. I chociaż nerwy tylko bardziej się nadwyrężały, cieszyło ja odwlekanie zamiarów.

     A przecież nie musiała się tak męczyć. Sama narzuciła sobie zadanie, którego zawzięcie się uczepiła i nie wypuszczała. Nawet jeśli osiwiałaby ze stresu, nie podda się — to jej powinność dyktowana sumieniem i rozumem.

     Dokończyła drobny posiłek z wojowniczym nastawieniem, a gdy Sean ponownie pojawił się na horyzoncie, jakby wiedziony przeczuciem, że skończyła jeść lub też zwyczajnie ją obserwował, wiedziała, iż tym razem nie mogła przegapić okazji.

     — Czy u Adriana wszystko w porządku? — Nie tworzyła odpowiedniego tła. Mimo niepewności, która zakradła się do głosu, uderzyła prosto w interesujący ją temat, nim się rozmyśliła.

     Sean uniósł brwi. Patrzył na nią, jakby właśnie oznajmiła istnienie kosmitów.

     — Adriana? Jakiego Adriana?

     — Twojego brata.

     — A o co chodzi?

     Na twarzy Seana malowała się coraz większa konsternacja.

     — Ostatnio wymieniłam z nim parę zdań i chciałabym wiedzieć, czy wszystko z nim okej — nakreśliła krótko. Nie była pewna, czy powinna mówić o jego chęci skrzywdzenia siebie. Może na razie zachowa to w głębi duszy?

     Sean szerzej otworzył oczy. Usta nieznacznie się uchyliły, jakby chciały wypuścić jakieś słowa, ale zaraz potem zamknęły się szczelnie. Nie wierzył. Nie wierzył w to, co usłyszał. Uszy spłatały mu figla? Albo to dziewczyna stroi z niego żarty?

     Cisza między nimi przedłużała się. Tkwili niczym zaklęci poza czasem i rzeczywistością. Każde na swój sposób biło się z myślami — jedne bardziej, drugie mniej.

     Sean poruszył się niespokojnie.

     — Rozmawiałaś z Adrianem?

     Jego mina stworzyła trudną do odgadnięcia mieszankę uczuć. Brwi zmarszczyły się, jakby pogrążył się w odmętach umysłu i wpadał w nie coraz głębiej.

     — Tak.

     Leila nie rozumiała zdziwienia Seana. W jej mniemaniu rozmowa była czymś normalnym, ludzkim, w czym nie dopatrywało się niczego zaskakującego. I chociaż pytanie błąkało się na końcu języka, nie zamierzała dociekać. Wszak stanowili dwójkę obcych ludzi, nie każdy życzył sobie, by przenikać do ich życia. Tak, Sean na pewno nie chciał takiej ingerencji.

     Przyszła do Pink Coffee i zapytała o Adriana. Co dalej? Czuła, że w jakiś sposób namieszała, zaburzyła ich codzienność, ale odnosiła również wrażenie, iż to nie wystarczyło. Przecież nie dotknęła najważniejszego problemu. Nie mogła tak odejść i uważać, że zrobiła wszystko. Może innego dnia? Ale czy czas nie działał na niekorzyść?

     Ciało pokrył zimny pot. Wlepiła wzrok w chłopaka, który nadal tkwił w zawieszeniu, co powoli zaczynało ją martwić.

     — Wszystko w porządku? — usta opuściło niepewne, ciche pytanie.

     Sean choć patrzył na nią, wzrok miał nieobecny. Dopiero jej głos wyrwał go z objęć myśli. Zamrugał kilka razy, jakby chciał przegonić mglistość spojrzenia i skupił uwagę na dziewczynie.

     — Przepraszam, zamyśliłem się. — Udało mu się przywdziać delikatny uśmiech, który, wbrew oczekiwaniu, nie rozpromienił oblicza. — Więc rozmawiałaś z Adrianem... Mogę wiedzieć gdzie?

     — Niedaleko wyjścia z ogrodu.

     — Wyszedł... — wymamrotał. Krótki wyraz, a jakże dla niego znaczący.

     Sean zaśmiał się nieznacznie, lecz zaraz spoważniał, widząc poważną minę Leili i jej zaskoczone spojrzenie. Odchylił się na krześle, głośno przy tym wzdychając. Miał dość rewelacji na dziś, jak i na najbliższe dni. Potrzebował czasu, by poukładać rozbiegane myśli. Chciał również potwierdzić informację, chociaż z tym mógł mieć nie lada problem. Adrian nie przyzna się otwarcie.

     — Leilo — zaczął powoli, jakby ważąc każde słowo, jednocześnie będąc ich niepewnym — mógłbym cię prosić, żebyś przyszła tu jutro? Muszę sobie wszystko poukładać.

     Leila przytaknęła. Nawet dobrze się złożyło. Nie dokończyła sprawy, a dany czas pozwoli jej na ponowne zebranie sił. Odetchnie. Ale czy tak będzie? Kolejny dzień niczego nie zmieni, nie ułatwi wypowiedzenia słów, które dziś nie chciały przejść przez gardło — właśnie tak czuła.

     Jutro nie kreśliło się zachęcająco. Na samą myśl bolał ją brzuch. Musiała wymyślić plan działania, by nie stało się odbiciem dnia dzisiejszego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro