24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nawet nie wiesz, jak cieszą mnie te słowa. Ludzie myślą, że wilkołaki kochają swoją wybrankę przez więź. Wszystkie legendy o ty mówią.

- A nie jest tak? 

- Po części. Więź pomaga odnaleźć nam swoją połówkę. Tą więź od samego początku czuja jedynie wilk, który jest naszą jednością. Miłość pojawia się po kilku dniach i z każdym kolejnym dniem staje się coraz to silniejsza. 

- A to całe wycie, krzyczenie czy warczenie, kiedy odnajdziecie tą połówkę?

- Legendy, które mają w sobie ziarenko prawdy. Wilkołaki, które nie panują swojego drugiego wcielenia, krzyczą gdy znajdują swoje mate, ponieważ w tym momencie ich wilk przejmuje nad nimi kontrolę. 

- Kontrolujesz swojego wilka? - zapytałam cicho, przerywając. Po chwili jednak zaczęłam szybko przepraszać za mój wybryk. 

- Kochanie, nie przepraszaj mnie za to, że zadajesz pytania. Nie ukarzę cię za to, a odpowiadając na twoje pytanie to tak. Potrafię kontrolować swoje wilcze wcielenie. Nie rozumiem, dlaczego za każdym razem, gdy zadajesz pytania, przepraszasz. - powiedział. Spojrzałam na okno, po czym odetchnęłam głośno. 

- W tamtej watasze... - zamknęłam oczy i mówiłam dalej, patrząc na to wszystko z perspektywy osoby trzeciej - cały czas przypominam sobie ból, tamte uczucie, kiedy byłam karana za zadawanie pytań czy przerywanie wilkołakom. Mówiono nam a później przypominano, że jesteśmy niczym. Rzeczą, zabawką w rękach wilków. Ból i smród przypalanej papierosem skóry, siedzenie dwie zimne noce w lochach... Czasem nawet, gdy alfa miał taką zachciankę, przywiązywał dwie dziewczyny do słupa na placu, które przez kilka dni były wystawione... jak lalki w sklepach. Tylko nas nie podziwiano. Obok leżały noże, zapalniczki i każdy wilkołak musiał nas pociąć, przypalić skórę czy włosy. Dla nich to była rozrywka a dla nas? Prosiłyśmy, aby nas zabili, jednak... Jesteśmy zabawkami, a zabawek się nie niszczy i nie wyrzuca. Co to za zabawa z trupem. - otworzyłam oczy i spojrzałam na mężczyznę. Miał zaciśniętą szczękę, jednak w jego oczach widziałam troskę. Dużo troski i chęć mordu. 

- Dlatego...

- Jestem nieufna, bojaźliwa... Boję się was, wilkołaków. Jak wszystkie dziewczyny. 

- Tutaj nie macie się czego bać. Pod moimi rządami, karani są tylko ci, którzy zawinili. Nie przypalamy ludzi dla przyjemności, nie katujemy za podeptane kwiatki. Ale mogę ci obiecać jedno. Wilkołaki będą cię chronić. Jesteś ich luną. Matką. Nie skrzywdzą cię. Jesteś dla nich tak samo ważna, jak ja. 

- A wiedzą, że...

- Czują twoją obecność, obecność swojej luny od momentu, gdy się tu pojawiłaś. Czują twoją moc, którą im dajesz, będąc blisko - uśmiechnął się i dodał po chwili. - Jeśli chcesz to możesz pójść do ogrodu. Znajduje się zaraz za domem. 

- A pójdziesz ze mną? - poprosiłam cicho. Mężczyzna uśmiechnął się, musnął moje usta, po czym pokiwał głową. Czułam rumieńce na twarzy, przez co położyłam głowę na ramieniu bruneta. Usłyszałam jego cichy i krótki śmiech. 

- Oj skarbie, skarbie. Możesz iść usiąść na fotelu, dokończę przeglądać dokumenty i pójdziemy na spacer, co ty na to? - zaproponował alfa. Pokiwałam głową, chcąc zejść z jego kolan, jednak czułam wzmacniający się uścisk mężczyzny na mojej talii. Spojrzałam na niego pytająco.

- Bez buzi nie puszczę. - powiedział, robiąc dziubek. Zaśmiałam się cicho, spełniłam jego prośbę, po czym uciekłam szybko na swoje miejsce, zakrywając włosami twarz. Nie musi widzieć mojej zarumienionej twarzy.

- Nie zakrywaj się skarbie. Chcę widzieć twoją piękną twarz. - czułam, że zrobiłam się bardziej czerwona, gdy Matthew to powiedział. Uśmiechnęłam się delikatnie, sięgnęłam po książkę, którą zaczęłam czytać i skupiłam się na niej. 

Po przeczytaniu czterech rozdziałów, postanowiłam sprawdzić tytuł książki. Włożyłam zakładkę w miejsce, gdzie skończyłam czytać, po czym sprawdziłam okładkę. "Sny Morfeusza". Zacisnęłam usta w cienką linię, próbując się nie roześmiać. Słyszałam, że to mocny erotyk i nie chciałam nawet tego czytać a tu proszę. Zaciekawiła mnie, więc będę czytać dalej. 

Poczułam dłoń na ramieniu, więc podniosłam głowę i spojrzałam na alfę. Mężczyzna kucnął na przeciwko mnie z uśmiechem. 

- Co wybrałaś?

- "Sny Morfeusza". Strasznie ciekawa.

- Może też przeczytam. Ale wstawaj piękna. Idziemy na spacer. Oprowadzę cię po ogrodzie a może poznasz parę nowych twarzy. - odłożyłam książkę na półkę, obiecując sobie, że po nią wrócę, po czym wstałam. Mężczyzna splótł nasze palce, po czym wyszliśmy z gabinetu. Kiedy wyszliśmy z domu, zobaczyłam dwóch wilkołaków. Odruchowo spuściłam głowę, jednak mój mate zatrzymał się. 

- Spójrz na mnie skarbie. - podniosłam głowę i zamrugałam parę razy. Słonecznie i ciepło.

- Nie bój się. Głowy nie pochylaj. Nie musisz. Pamiętaj, że jesteś ze mną i żadna krzywda ci się nie stanie. - powiedział. Nagle obok nas pojawiło się dwóch wilkołaków. Tych, których zobaczyłam pierwsza.

- Witaj luno. Cieszymy się, że w końcu z nami jesteś. - powiedział pierwszy. Uchyliłam usta, gdy skinęli nam głową po czym odeszli. Jakby nigdy nic. Spojrzałam zaskoczona na alfę.

- To znak szacunku. A teraz zapraszam na spacer moja najdroższa. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro