26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Courtney Wood

"Ludzie to choroba, rak toczący tę planetę. Wy jesteście plagą... a my jesteśmy lekarstwem."   Agent Smith

Witaj mój słodki jak cukierek pasożycie. Miło jest patrzeć na twój strach i ból. Podnieca mnie to. Kiedy przełykasz z trudem ślinę. Kiedy napływają ci łzy do oczu. Twój krzyk bólu. O tak. To uwielbiam najbardziej. Szkoda, że już nie krzyczysz. Strasznie mnie to dołuje. Muszę zadać Ci bardzo ważne pytanie. Jak myślisz... Piękne byłoby rozerwanie Twego ciała na strzępy? Wolisz szybką śmierć? Chociaż tutaj nikt nie ma żadnego wyboru, no... może oprócz Ciebie. 
Uważaj na siebie. Nie chcę, aby ktoś Cię dorwał przede mną.
Twój ukochany wielbiciel.

PS. Nie radzę nic mówić alfie. Nie chcemy, aby komuś stała się krzywda prawda?"


Przełknęłam głośno ślinę, zginając kartę na pół. Wzrok miałam utkwiony w białej kopercie, na której pojawiła się kropla słonej wody. Łza. Otarłam szybko policzek, jednak musiał wyczuć mój nastrój. 

- Skarbie? Wszystko w porządku? - odchrząknęłam i spojrzałam na niego, wymuszając uśmiech.

- Tak... Tak, wszystko w porządku. - odpowiedziałam cicho. Mężczyzny jednak to nie przekonało, ponieważ odłożył kartkę, wstał i podszedł do mnie. Spojrzał na pustą kopertę, później skierował wzrok na list w moich dłoniach. Sięgnął po list, jednak odsunęłam rękę.

- Courtney. Daj mi to. - powiedział powoli. Wstałam na równe nogi, zrzucając koc na podłogę. 

- Nie...

- Czuję, że coś jest nie tak z treścią tego listu. Więc proszę, abyś mi go dała. - do moich oczu napłynęły łzy. Nie chcemy, aby komuś stała się krzywda prawda? Spojrzałam na alfę.

- Wszystko... Hej! Nie proszę! Oddaj mi go! - alfa wykorzystał moją nieuwagę, po czym wyrwał mi list z ręki. Odszedł kilka kroków. Nie zdążyłam podbiec, gdy zobaczyłam jak delikatny uśmiech alfy znika, a pojawia się furia. Nienawidzę, kiedy wilkołaki zaczynają się denerwować. 

- Matthew? - zapytałam cicho, jednak ten wskazał dłonią, abym mu nie przeszkadzała. Przełknęłam głośno ślinę. Mężczyzna podarł kartkę, a kawałki rzucił na ziemię. Złapał się za głowę i zaczął chodzić w kółko. Chciałam podejść do niego, jednak przeraził mnie jego wściekły ryk. Otworzyłam szeroko oczy, zaczynając się cofać. Krok za krokiem. Powoli i cicho. Nogi zaplątały mi się w koc, przez co odwracając się, chcąc go rozplątać, straciłam równowagę i upadłam. Wystawiłam ręce przed siebie, żeby jakoś się osłonić, jednak nie poczułam żadnego bólu. Otworzyłam oczy, które miałam mocno zaciśnięte i moim oczom ukazała się półka. A raczej ostry kąt półki. Praktycznie wisiałam nad nim. Zaczęłam szybciej oddychać, wyobrażając sobie ten ból. Wiedziałam, że złapał mnie alfa.

- Nic ci nie jest? - zapytał brunet, przyciągając mnie do mocnego uścisku. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową. Czułam, jak mężczyzna nami kołyszę. Po chwili odsunął mnie na długość swojego ramienia, obejrzał moją twarz szukając jakichś urazów, po czym znów mnie przytulił. W jego oczach ujrzałam strach. Panikę. 

- Przepraszam. Tak strasznie przepraszam, że cię przestraszyłem. Nie pozwolę aby coś ci się stało, rozumiesz? - powiedział z mocą, patrząc mi w oczy. Pokiwałam głową powoli.

- Obiecaj, że jeśli dostaniesz drugą taką wiadomość, przyjdziesz z tym od razu do mnie. 

- Obiecuję. 

~~~

Matthew postanowił, że na dzisiejszy dzień mi wystarczy wrażeń. Po zjedzeniu kolacji, położyliśmy się do łóżka. Przebrałam się w koszulę alfy, dałam sobie poduszkę trochę wyżej za plecy, aby wygodniej mi się siedziało, po czym otworzyłam książkę. Czułam na sobie natarczywe spojrzenie alfy, jednak nie to sprawiało, że nie potrafiłam się skupić na książce.

- Kochanie, nie martw się. Znajdę tego, kto wysłał ten list. Obiecuję. - powiedział, siadając obok. Odłożyłam książkę na bok, po czym usiadłam obok niego i wtuliłam się w ciepłe ciało wilka. 

- Co z tym chcesz zrobić? - zapytałam cicho. Mężczyzna wziął mnie na swoje kolana i objął, wzdychając. 

- Jutro porozmawiam z tą małą...

- Emily. - przerwałam mu szybko.

- Tak. Z Emily i mam nadzieję, że dowiemy się jakichś faktów. 

- Myślisz, że ten list wysłał ktoś od Inżyniera? - zapytałam, przełykając ślinę. 

- Spójrz na mnie skarbie. Jeśli to ktoś od niego, zawiśnie. Będzie to przestroga dla każdego, kto chce zacząć grozić mojej lunie. - powiedział. Westchnęłam i położyłam głowę na jego ramieniu. Poczułam delikatny pocałunek na moich włosach. Uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy alfa zaczął kołysać mną na boki. Zachowuje się tak delikatnie w moim kierunku. Tak czuło... Nie zachowywał się jak wielki alfa, jak wilkołak, tylko jak człowiek. Mężczyzna, który próbuje uspokajać swoją siostrę. Jak mężczyzna, który kocha swoją kobietę. Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się delikatnie. 

W życiu każdego człowieka przychodzi czas zwrotny. Jeśli przez większość życia byłeś nękany, stajesz się silny i wiedzie za tobą szczęście. Jeśli nie miałeś kogoś kochać, wnet pewna osoba wkrada się do twojego umysłu i serca i czeka, aż zwrócisz na nią uwagę. 
Wystarczy wierzyć i chcieć. Ja wierzyłam, że los nam się poszczęści... ale nie sądziłam, że aż tak.

Czułam, jak oczy powoli mi się zamykają. Słyszałam też ciche nucenie alfy. Westchnęłam, poprawiłam się na jego kolanach, aby było mi wygodniej, po czym zamknęłam oczy. Obecność osoby, która daje ci poczucie bezpieczeństwa wystarczy, aby spokojnie i szybko zasnąć. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro