32

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

^Alfa Matthew^

- O niczym ważnym kochanie. Jak było z Emily? Byłaś tam tylko dwie godziny. - powiedziałem, zauważając jej szybki powrót. Kobieta uśmiechnęła się delikatnie i spuściła głowę. 

- No ja ten... Stęskniłam się za tobą. - powiedziała cicho. Ścisnęło mi się serce na jej słowa i podszedłem do niej powoli. Przytuliłem ją mocno do siebie, całując ją w włosy.

- Ja już będę leciał. Zacznę przygotowania do spotkania. Przy okazji radzę zajrzeć do ogrodu alfo. Luno. - powiedział Hopper, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Zaprowadziłem Courtney na kanapę, na której usiedliśmy.

- Opowiadaj. - powiedziałem.

- Było niesamowicie. Państwo Daviesowie są strasznie mili. Chociaż nadal nie wiem, dlaczego Emily u nich jest, to widzę, że obie strony są zadowolone z takiego stanu. Charlie powiedział, że jego mate... Że nie widział jej nigdy tak szczęśliwej, od pojawienia się Emily w ich domu. - powiedziała podekscytowana. Czułem jednak, że jest coś jeszcze. Nie naciskałem. Czekałem cierpliwie, aż sama powie to, co chce mi przekazać. 

- I... Charlie zapytał mnie, czy jest możliwość, aby zaadaptowali Emily. Chce szczęścia swojej mate i widzi, że Emi jest tym, co oboje potrzebują. - powiedziała po dłuższej chwili. Uśmiechnąłem się. 

- Jeśli Emily będzie szczęśliwa... I jeśli ty też tego chcesz, to załatwię wszystkie formalności. Rozmawiałaś o tym z Emily? - zapytałem. Courtney na moją odpowiedź uśmiechnęła się szeroko, usiadła na moich kolanach i przytuliła mnie z całej swojej siły. Zaskoczył mnie jej ruch, jednak szybko się zreflektowałem i ją objąłem ją w talii. 

- Zapytałam Emily czy podoba jej w rodzinie Daviesów. Powiedziała, że bardzo. Czuje, że ma nowych rodziców. Że jest szczęśliwa, tak samo jak wtedy, kiedy grałyśmy w warcaby. - powiedziała z uśmiechem. 

- To przekażę Hopperowi, aby przyprowadził do mnie Charliego. Musi podpisać formalności, które muszę...

- Niech to będzie dla nich niespodzianka. Proszę. - przerwała mi Courtney. Westchnąłem, jednak postanowiłem spełnić jej prośbę.

- Dobrze. Zajmę się formalnościami jeszcze dziś i pójdziemy do nich. Co ty na to? - zaproponowałem. Nie spodziewałem się, że Courtney będzie taka szczęśliwa. Podskoczyła z piskiem, położyła dłonie na moich policzkach i złączyła nasze usta. Wstrzymałem oddech. Ta chwila nie trwała długo, ponieważ Courtney odsunęła się i położyła swoją głowę na moim ramieniu. Uśmiechnąłem się. Chciałbym, żeby ta chwila trwała jak najdłużej. 

- To... zabieramy się za to? - zapytała szatynka po kilku minutach. 

- Jeśli tego sobie życzysz. - odpowiedziałem. Wstałem, trzymając ją w ramionach i podszedłem do biurka. Usiadłem na krześle i mając ukochaną cały czas przy sobie, sięgnąłem do szafki po odpowiedni dokument.

- Masz już wszystko przygotowane? - zapytała, widząc formularz. Pocałowałem ją w policzek i sięgnąłem po długopis.

- Jako główny alfa muszę mieć przygotowane formularze na takie okoliczności. Musisz mi jeszcze podać dane Emily. - powiedziałem. Przez następną godzinę Courtney podawała mi wszystko co wie o dziewczynce i co jest potrzebne. Na koniec przybiłem swoją pieczątkę na końcu kartek.

- Teraz musimy iść do Daviesów, aby przeczytali i podpisali, że się zgadzają. Wtedy Emily będzie nosić ich nazwisko i stanie się pełnoprawną córką Charliego oraz Lindy. - powiedziałem.

- To idziemy? - zapytała, wstając z moich kolan. Zaśmiałem się głośno, widząc jej podekscytowanie.

- Może jutro kochanie? Chcę spędzić z tobą jak najwięcej czasu. - i tylko ja wiedziałem, że to zdanie ma swoje ukryte dno. 

- To co będziemy robić? - spytała. Wstałem z krzesła i podszedłem do niej.

- A na co masz ochotę?

- Może przejdziemy się do ogrodu? 

- Myślę, że to dobry pomysł. A więc, zapraszam panią na spacer. - ukłoniłem się teatralnie. Splotłem nasze palce i ruszyliśmy do zaproponowanego miejsca. Drzwi gabinetu oczywiście zakluczyłem. 

W drodze mijaliśmy członków naszej watahy, którzy obserwowali swoją lunę ze szczęściem w oczach. Byłem z nich dumny i szczęśliwy, że moja wataha ma swoją matkę i opiekunkę. Weszliśmy do ogrodu. Widok, jaki tam zastaliśmy zszokował nawet mnie. Przy wejściu znajdowała się mała fontanna w kształcie serca. Usłyszałem ciche westchnienie od strony mojej mate, dlatego nie przystanęliśmy na długo, tylko ruszyliśmy dalej.

^Courtney^

Czułam, że Matthew coś ukrywa i nie chce, abym się o tym dowiedziała. Nie będę drążyć tematu. Jeśli będzie chciał mnie o tym poinformować, to to zrobi. Nie chcę, aby się zezłościł na mnie. W życiu nie powinno być pośpiechu. Jeśli jest nam coś przeznaczone, to się wydarzy. Tylko, że we właściwym czasie. 

Jednak moja cierpliwość została wystawiona na próbę, po zobaczeniu fontanny. Była piękna i wiedziałam, że wszystko zostało zmienione. Chciałam to zobaczyć jak najszybciej, jednak w spacerze nie chodzi o bieganie za pięknymi widokami w samotności. Wybrałam się na spacer z alfą i chcę zobaczyć to wszystko razem z nim. Powoli delektować się pięknym widokiem. 

Następną rzeczą, którą zobaczyłam to piękne białe róże, prowadzące do altanki. Pamiętam, że rosły tutaj kwiaty... Ale są powody, dla których otoczenie się zmienia. Weszliśmy do altanki. Z zewnątrz zwykła altanka a wewnątrz przytulne i piękne miejsce. Ławka i drewniany stół na środku. Wokół na podłodze były rozłożone poduszki i koce. Na ścianach, które tworzyły deski wisiały kwiaty. Jednak mój wzrok przykuł obraz. Podeszłam do niego powoli. Płótno. Ktoś naszkicował moją podobiznę. Tuż obok mnie stał ogromny, czarny wilk. Spojrzałam na Matthew.

- To prezent. Od stada. 

- Piękny prezent. Bardzo mi się podoba.- powiedziałam głośno ze łzami w oczach. Mężczyzna widząc je, podszedł do mnie szybko, zaniepokojony.

- Skarbie...

- Nie, spokojnie. Po prostu się wzruszyłam. Nigdy nikt nie zrobił dla mnie tyle ile ty i twoje stado. - powiedziałam. Mężczyzna podniósł mój podbródek, po czym złączył nasze usta w krótkim i delikatnym pocałunku.

- To nie jest tylko moje stado. To jest nasze stado, pamiętaj o tym. Czeka cię tutaj mnóstwo takich niespodzianek. - powiedział. Uśmiechnęłam się szeroko i wtuliłam w tors mężczyzny. Odkąd zostałyśmy zabrane z watahy Inżyniera, wszystko wychodzi na prostą. Emily może mieć rodzinę, kochającą rodzinę. Dziewczyny nie muszą tyle pracować, mogą odpoczywać i swobodnie rozmawiać z wilkołakami. A ja? Odzyskałam brata. Mam przy sobie alfę, który mnie chroni. Czasem w jego oczach widzę blask, gdy na mnie patrzy. Troszczy się o mnie... Ale czuję, że coś jest nie tak. Zawsze, gdy jest za pięknie, coś musi się wydarzyć.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro