34

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po wysłuchaniu dziewczyny, w gabinecie Alfy Matthewa zagrzała wrzawa. Mężczyźni zdając sobie sprawę z tego, że na miejscu tych ludzkich dziewczyn mogły znaleźć się ich przeznaczone, postanowili od razu zgładzić Inżyniera. Jednak nie było mowy o tym, aby wyruszyć bez przygotowania. I alfa Matthew o tym wiedział. Najważniejsze dla niego było bezpieczeństwo luny. 

Po wielu godzinach rozmowy i przerwach na jedzenie postanowiono, że alfa Matthew zgładzi mężczyznę, a pozostali nie będą się w to mieszać. W końcu to on dostał pogróżki. Życie Inżyniera zależało od niego. 

^Alfa Matthew^

Po całym dniu rozmawiania i dotarcia do tego, na czym zależało mi od samego początku, ulokowałem gości w pokojach a sam udałem się do sypialni. W środku wraz z Courtney siedziała szamanka. Zawarczałem cicho.

- Matthew... Ja już wszystko wiem. Elizabeth mi wszystko wyjaśniła i rozumiem, dlaczego nie chciałeś mi o tym powiedzieć. Moim obowiązkiem, jako twojej mate, jest wspieranie cię. A jako luny i matki tego stada... przeżycie, pomaganie i wspieranie innych. - powiedziała cicho, wstając z łóżka i podchodząc do mnie. Spojrzałem na starszą kobietę. Nigdy nie zdradziła nikomu swojego imienia, nawet mi. Zwróciłem swoją uwagę na moją mate. 

- Wiesz w takim razie, że nie chcę, aby stała ci się jakakolwiek krzywda? - zapytałem.

- Wiem. Ale co będzie, jeśli Inżynier ucieknie i nie zdołacie go pokonać? Ani powstrzymać tego wszystkiego? Jestem twoim słabym punktem i zdaję sobie z tego sprawę. Nie potrafię się bronić, nie wygram potyczki z wilkołakiem. - powiedziała, łapiąc mnie za rękę. Przytuliłem ją do siebie.

- Gdy taka sytuacja nastąpi, wyjedziesz do mojej siostry. Nie zdradzę gdzie mieszka. Sama cię do niej zaprowadzę, ale będziesz musiała liczyć się z tym, że po opuszczeniu lasu tej watahy, tymczasowo stracisz wzrok. Nakłuję też twój palec igłą, aby Annabell... - nie dokończyła, ponieważ moja mate przerwała jej.

- Zgadzam się. Wiem, że gdy nie będzie mnie w pobliżu a nikt nie będzie mógł mnie znaleźć, będę tak samo bezpieczna, jakbym była przy tobie. 

- Na mnie już czas. Przygotuj w razie czego ubrania. Możemy wyruszyć w każdej chwili. - powiedziała szamanka, po czym wyszła z sypialni. Spojrzałem na ukochaną, która wzrok miała wlepiony w ścianę.

- Nawet nie dałeś mi czasu, abym cię pokochała i dała to, czego pragniesz. - wyszeptała. Wstrzymałem powietrze na jej słowa. Złapałem jej głowę w obie dłonie i spojrzałem jej w oczy.

- Obiecuję, że będzie na to jeszcze czas. - powiedziałem.

- Kiedy wyruszasz? - zapytała. Postanowiliśmy, że najlepiej będzie, gdy wyruszę w drogę od razu, ale chcę spędzić noc z moją mate. Wiem, że wrócę, jednak rozłąka, która może trwać... nawet sam nie wiem ile. Gdy Alfred ucieknie, razem z Jacobem będziemy go tropić. 

- Jutro rano. Chcę spędzić tą noc z tobą. Jeśli Alfred ucieknie nie wrócę, dopóki go nie odnajdę i nie zabiję. 

- To mam nadzieję, że nie ucieknie. Ale mam do ciebie prośbę. Jeśli znajdziecie dziewczynę o imieniu Lily... nie krzywdźcie jej. Jest przeznaczoną bety Alfreda. - powiedziała. Ta informacja może być bardzo przydatna. 

- Obiecuję, że jej nie skrzywdzę. A teraz na co masz ochotę? - zapytałem, zmieniając temat. Courtney spojrzała na mnie.

- Możemy po prostu poleżeć. - powiedziała. Uśmiechnąłem się, wziąłem kobietę na ręce i usiadłem na łóżku. Courtney położyła poduszki wyżej, dzięki czemu mogliśmy się oprzeć o nie. Objąłem ją ramieniem i przyciągnąłem do siebie. 

- Mam nadzieję, że szybko wrócisz. Obiecaj mi to. - pocałowałem kobietę we włosy.

- Kocham cię Courtney i obiecuję, że do ciebie wrócę. Zrobię wszystko, byś mnie pokochała. Dam ci czas i nie będę do niczego zmuszać. - odpowiedziałem. Czułem, że na twarzy kobiety pojawił się uśmiech. Kocham ją i nie przestanę walczyć o jej bezpieczeństwo. Nawet za cenę własnego życia. 


KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

Nie zabijajcie. Niedługo (możliwe, że nawet dzisiaj, patrząc na moją wenę) pojawi się rozdział drugiej części "WRACAM". 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro