#7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Co tu się stało?-zapytała Renee wchodząc do domu z Henderson'em. Na podłodze było pełno szkła.
Ostrożnie, żeby się nie pokaleczyć przeszli do salonu gdzie na kanapie leżał James, a podłoga w miejscu zwisania jego ręki była czerwona.
-Zajmij się chłopakiem, a ja w tym czasie posprzątam te szkło.
Dziewczyna pokiwała głową przystając na pomysł kolegi.
Zaczęła budzić Maslow'a szturchając go za ramiona, lecz chłopak ani drgnął.
-Ej Logan! A jeżeli on podciął sobie żyły?-zapytała patrząc na swojego chłopaka, który nadal był pogrążony w śnie.
-Nawet tak nie myśl. Po co by to robił?
-Nie wiem, ale jego ręka...jest cała od krwi.
-Może się skaleczył o to cholerne szkło?
-Nie mogę go obudzić.
-Upił się i teraz śpi. Oboje wiemy jaki jest, Maslow.
-I oboje mamy nadzieję, że on się kiedyś zmieni.-mruknęła dziewczyna patrząc na James'a z widoczną złością w oczach. Zachowywał się gorzej niż nastolatek.

-Dobrze, ja muszę jechać jeszcze do Kendall'a. Jakby coś się działo, dzwoń.
-Jasne. Uważaj. Nie wiadomo kogo tym razem Davis sobie upatrzył.
-Myślę, że do czasu potrzebu mamy spokój.-odpowiedział z stu procentową pewnością.
Pogrzeb Michael'a miał odbyć się za dwa dni. Po Lucas'sie nie ma na razie żadnych śladów. Cisza.
Dziewczyna widząc budzącego się chłopaka poszła po wodę oraz silne tabletki na ból głowy, następnie zanosząc wszystko do salonu.
-I jak tam nos?-zaśmiał się James, po czym połknął tabletkę.
-Jest złamany. Dobrze, że tylko tyle. Mam nadzieję, że na jakiś czas dałeś sobie spokój z tymi całymi akcjami.
-Tak, ale tylko na krótką chwilę, więc nie przyzwyczajaj się.
-Nawet nie zamierzam.-mruknęła patrząc na swoje palce.
-Ale...po tym wszystkim...jest okey?
-Chodzi o te groźby śmierci i jeszcze inne słowa Lucas'a?
Brunet pokiwał twierdząco głową.
-Boję się trochę. Boję się, że on kiedyś to dopełni tym razem zamiast grozić mi nożem przy szyi po prostu ją przetnie.
-Nigdy tego nie zrobi, rozumiesz? A wiesz czemu?-zapytał, a dziewczyna pokiwała przecząco głową.
-Bo nigdy mu na to nie pozwolę.-chwycił ją za rękę spoglądając w szare tęczówki brunetki.

-Mógłbyś wreszcie nauczyć się po sobie sprzątać!-krzyknęła dziewczyna biorąc do ręki kolejną pustą butelkę po alkoholu.
Od pogrzebu High'a minęły cztery dni.
-Ostatnio stałaś się bardzo nieznośna!
-Ja chce tylko żeby tu było choć jeden dzień czysto! Ale się nie da! Tak to jest jak ma się świnie w domu.-mruknęła. Spojrzała złowrogo na Maslow'a który znów zostawił po sobie bałagan.
-Mam dość. Ja nie sprzątam. Najwyżej będziemy mieszkać w jednym wielkim koszu na śmieci!
Chłopak machnął tylko ręką i wyszedł z domu.
Dziewczyna rzuciła worek na ziemię i poszła do kuchni słysząc dźwięk sms-a.

Nieznany: Twój koszmar się zaczyna, kochanie :*

Renee zaczęła się śmiać. Wiele razy dostawała tego typu sms-y. W końcu nie jest grzeczną dziewczynką bez grzechów.

Nieznany: Nie radzę się śmiać. Twoje dni są policzone, księżniczko.

Zaraz po dostaniu i przeczytaniu wiadomości usłyszała trzask drzwi, ale nikt nie wszedł, co mogło oznaczać tylko jedno. Ktoś był w jej domu i właśnie wyszedł.
Dziewczyna nadal brała to za żart. Czwórka jej przyjaciół ma klucze do jej domu, więc możliwe, że chcą zrobić coś w stylu Prima Aprilis.
Mayer usunęła wszystkie wiadomości, aby James nie mógł ich czasem przeczytać. -Zbieraj się! Jedziemy do centrum!-krzyknęła Alexa wchodząc nagle do domu.
Dziewczyna poszła na górę wzdychając.
-Prędzej! Im szybciej tam będziemy, tym więcej sklepów obejdziemy!
Renee przebrała się szybko, chowając do kieszeni spodni telefon oraz pieniądze.
Już chwilę później przyjaciółki były w drodze do centrum handlowego.
-Muszę kupić jakąś sukienkę. Pena zaprosił mnie na, jak on to powiedział...a tak zabiera mnie na ,,randkę marzeń"
-Jezuu ty to masz fajne. Ja z tym głupim palantem, nazywanym jako James co chwilę się kłócę, a na randki zabiera tylko swoje cztery litery.
-Dobrze wiesz jaki jest Maslow i dobrze wiesz na co się pisałaś wchodząc w ten związek.
-Wiem.-mruknęłam patrząc na zatłoczony parking galerii.
Dziewczyny wysiadły z auta i skierowały się do wejścia.

<*>

-Jeszcze jeden sklep i pójdziemy na kawę, okey?-zapytała Vega widząc zrezygnowaną minę brunetki.
Sięgnęła po telefon, gdy ten zaczął wibrować w jej kieszeni.

Nieznany: Widzę, że świetnie się bawisz na zakupach. A gdzie masz swojego ochroniarza? Czyżby zrezygnował z tej posady?

Renee zaczęła rozglądać się na wszystkie strony. To już przestawało być dla niej śmieszne, szczególnie, że zdała sobie sprawę, że żaden jej przyjaciel nie chodziłby za nią krok w krok i nie pisałby takich rzeczy.

Nieznany: Nie wysilaj się...i tak mnie nie zobaczysz.

Ktoś ją prześladuje i to już nie są żarty.
-Muszę to pokazać Maslow'owi.-mruknęła sama do siebie nadal patrząc na wiadomości.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie dość że mnie długo nie było to jeszcze przychodzę do was z takim gównem.
Mam nadzieję, że w następnym rozdziale uda mi się rozwinąć trochę akcji, ale nic nie obiecuję...
I błagam was, jak przeczytacie ten gówniany rozdział zostawcie po sobie te gwizdki, albo napiszcie choć jedną cholerną kropkę z przecinkiem, abym wiedziała, że ktoś te moje wypociny czyta -,-
Love you, forever_hungry_girl

Ps. Następny rozdział do dwóch tygodni tak jak pisałam w informacji :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro