Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siemka wszystkim! Zapraszam na kolejny rozdział!
Miłego czytania <3

--------------------------------------------------------------

Jako że był wtorek Harry pod peleryną niewidką szybko opuścił dormitorium Draco. Gdy blondyn obudził się rano, zobaczył na stoliku nocnym krótki liścik:

Przepraszam, że wyszedłem tak bez pożegnania, ale nie chciałem Cię budzić, bo naprawdę uroczo spałeś. Musiałem pójść szybciej, żeby wstąpić jeszcze do biblioteki przed lekcjami. Wpadnę do ciebie około 19. Pamiętaj o śniadaniu! Miłego dnia.

Kocham cię

Harry

Ślizgon uśmiechał się mimowolnie podczas czytania. W końcu miał kogoś, kto bezwarunkowo stawał po jego stronie i kto darzył go tym niezwykłym rodzajem miłości. Był naprawdę szczęśliwy. Dzięki Potterowi nie martwił się już tak bardzo mrocznym znakiem. Kompletnie zapomniał o swoim zadaniu i nie reagował na wezwania Czarnego Pana. Wiedział również, że z jego rodziną wszystko w porządku, co przynosiło mu prawdziwą ulgę.

Leżał jeszcze przez chwilę w łóżku i myślał o tym, jakie szczęście go spotkało w tych niepewnych i strasznych czasach, po czym poszedł do łazienki, żeby przygotować się na kolejny dzień.

Następnie udał się do Wielkiej Sali na śniadanie. Bardzo starał się nie zaniedbywać posiłków. Usiadł obok Blaise, z którym spędzał bardzo dużo czasu. Z resztą strach przyjaciół, a w szczególności z Crabbe'em i Goyle'em nie rozmawiał. Starał się nie zwracać na nich uwagi.

- Cześć, Draco.

- Hej, Blaise. Jak tam u ciebie? - zapytał z wielkim uśmiechem na twarzy Arystokrata.

- Dobrze. Co ty taki wesoły jesteś? Znaczy, cieszę się oczywiście, że jesteś w dobrym humorze, ale mógłbym wiedzieć, co się takiego stało? Też chciałbym się pośmiać - oznajmił brunet. Draco zerknął najpierw na uśmiechniętego przyjaciela, a potem pomyślał o wczorajszym wieczorze. Na to wspomnienie zaczerwienił się nieznacznie, więc szybko spuścił głowę. - Na Merlina! - skomentował zachowanie Malfoya brunet.

- Nie krzycz - wywarczał blondyn.

- Dobrze, przepraszam. Po prostu się cieszę, że wam się układa. Został u ciebie na noc, prawda? No opowiedz coś.

- Co mam ci opowiedzieć? Chcesz wiedzieć, w jakiej kolejności zdejmowaliśmy swoje ubrania? - wyszeptał Draco z rozbawieniem.

- Czyli wy już na takim etapie jesteście? Przepraszam, nie chciałem być wścibski, ale do głowy mi nie przyszło, że robiliście TO.

- W porządku, nic złego się nie stało. Mnie też trudno było w to uwierzyć. Po prostu uczyliśmy się razem wczorajszego wieczoru i jakoś tak wyszło, że poszliśmy o krok dalej niż zazwyczaj. Tylko proszę cię, nie mów Harry'emu, że ci powiedziałem. On potrzebuje czasu, żeby się przyzwyczaić. Nie chcę, żeby czuł się niekomfortowo.

- Oczywiście, nie myślałem o tym, żeby latać po całym zamku i to rozpowiadać. Za kogo ty mnie masz?! Jesteście zgraną parą, szanujecie swoje decyzje, to się ceni. Naprawdę pasujecie do siebie. Odkąd jesteście razem, ciągle chodzisz uśmiechnięty. To wspaniałe.

- Tak, Harry jest kochany. Uszczęśliwia mnie.

- Widzę. Wyprowadził cię na prostą, ale teraz lepiej nałóż sobie coś do jedzenia. On by mnie przecież zabił, gdyby dowiedział się, że pozwoliłem ci iść na lekcje bez śniadania - zażartował Zabini.

Przyjaciele jedli i rozmawiali na najróżniejsze tematy, a po śniadaniu w doskonałych nastrojach poszli na zajęcia obrony przed czarną magią.

Wszystkie lekcje minęły Malfoy'owi dość dobrze. Nic nie mogło zepsuć jego wspaniałego humoru, który zawdzięczał swojemu chłopakowi. Śmiało można było powiedzieć, że miłość uskrzydlała Arystokratę, tak samo, jak Pottera.

Po skończonych zajęciach Ślizgon poszedł na obiad, następnie udał się z Zabinim do biblioteki, żeby odrobić jakieś zadania domowe. Do pokoju wrócił około godziny 17:30. Gdy tylko wszedł do swojego pokoju, w którym na szczęście panował nieskazitelny porządek, w jego oczy rzucił się pewien list leżący na biurku. Blondyn był pewny, że nie było go tam, gdy opuszczał swoje dormitorium rano. Bez zbędnych ceregieli wziął kopertę i obejrzał ją, ale nie znalazł niczego ciekawego, więc rozerwał papier, wyjął starannie złożony pergamin i zaczął czytać.

Drogi Draco!

Mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku. Przepraszam, że nie pisałam od czasu świąt, mam nadzieję, że się nie martwiłeś, bo nie masz o co. U nas wszystko w porządku. Mamy się naprawdę dobrze, ale trochę za tobą tęsknimy. Zarówno ja, jak i tata. Chciałabym się spotkać z tobą dzisiaj i porządnie cię wyściskać. W końcu nie widziałam cię w przerwie świątecznej. Jeśli będziesz mieć czas i ochotę to przyjść o 18, na skraj zakazanego lasu, do miejsca do deportacji. Tam się zobaczymy.

Kocham cię

Mama, Narcyza Malfoy

Blondyn przemierzył wzrokiem tekst dwa razy. Chciał mieć pewność, że na pewno wszystko dobrze zrozumiał. Tak, to było na pewno pismo jego matki. Jego szczęście wzrosło jeszcze bardziej, pomimo tego, że Arystokrata myślał, iż to już niemożliwe.

Spotka się ze swoją matką! Ostatnio widział ją pierwszego września, gdy zapłakana żegnała się z nim na w przedziale pociągu do Hogwartu. Spojrzał na zegarek, do umówionego spotkania miał jeszcze 20 minut, ale wiedział, że wymknięcie się o tej porze ze szkoły może być trochę czasochłonne. Harry miał przyjść do niego dopiero o 19, więc blondyn miał godzinę na spotkanie z rodzicielką, co zdecydowanie mu wystarczało.

Jako że na dworze szalała zima, chłopak musiał się odpowiednio ubrać. Przecież Harry by go zabił, gdyby Ślizgon wyszedł na taki ziąb bez odpowiednich ubrać, narażając się tym samym na jakąś chorobę. Ubrał ciepłą, szeroką bluzę, tę samą, którą miał na sobie, w dzień szczerej rozmowy z Wybrańcem, po nieudanej próbie zabicia Dumbledore'a. Teraz wyglądała na nim tak dobrze, jak przed wakacjami. Założył ciepły, zimowy płaszcz i szczelnie opatulił szyję zielonym szalikiem. Różdżkę schował do kieszeni, po czym opuścił swoje dormitorium.

Gdy przemierzał korytarze zamku w drodze do wyjścia, czuł jak podekscytowanie rosnęło w nim z każdym krokiem. Przyspieszył trochę, wolał być za szybko niż za późno. Na szczęście udało mu się przemknąć prawie niezauważonym, mimo wszystko nie zobaczył po drodze żadnego nauczyciela, a jakichś Puchonów z drugiej klasy nie obchodził szóstoroczny Ślizgon.

Od razu po wyjściu z zamku, chłopak poczuł straszliwy chłód. Lodowaty wiatr wiał na wszystkie strony, skutecznie utrudniając chodzenie. Śnieg prószył. Na dworze panowała straszliwa zawieja, przez którą Draco miał bardzo ograniczoną widoczność. Blondyn szedł na upragnione spotkanie, nie zważając na zamarzające palce u rąk i nos, ani na to, że chłód przebijał się przez grube ubranie i skutecznie wprawiał jego ciało z delikatne drżenie.

Teraz nic nie było w stanie go zatrzymać. Rosnące szczęście emanowało ze Ślizgona na odległość. W końcu zobaczę się z mamą - myślał zadowolony. Gdy był już w połowie drogi do wyznaczonego miejsca, przypomniał sobie, że nie zostawił żadnej kartki, ani nikomu nie powiedział o swoim spotkaniu. Nie chciał, żeby Harry martwił się o niego, w razie, gdyby przyszedł nieco po 19. Jednak się nie cofnął, tylko uparcie dążył do celu. Po dotarciu do Zakazanego Lasu śnieg przestał padać tak intensywnie, co było zasługą drzew, w których skrył się Malfoy.

Rozejrzał się dookoła, ale nigdzie nie zobaczył znajomej twarzy. Nagle gdzieś z tyłu za sobą usłyszał dźwięk łamanej gałęzi, serce zaczęło mu bić szybciej i chłopak momentalnie odwrócił się w tamtym kierunku, jednak nic nie zobaczył.

- Jest tam ktoś?! - zapytał, a wtedy rozległ się kolejny dźwięk z drugiej strony. Przestraszony młodzieniec rozejrzał się dookoła, w wyciągniętej przed siebie ręce mocno ściskał różdżkę. Serce tłukło mu się w piersi jak oszalałe.

- Witaj, Draco. Dawno cię nie widziałem - usłyszał młodzieniec. Niestety nie mógł przypomnieć sobie, do kogo należał ten znajomy głos. Mimo wszystko był pewien, że nie było tam jego matki ani ojca.

- Nie ładnie tak nie stawiać się na wezwania, wiesz? - do jego uszu dostał się kobiecy głos, również taki znajomy. Przerażony i zdezorientowany blondyn rzucił zaklęciem obezwładniającym w stronę, z której usłyszał osobę, ale nie trafił w nią. Gdy czar odbił się od jakiegoś drzewa, młodzieniec usłyszał śmiech.

- Ach, Draco, taki duży a taki naiwny. Naprawdę nas nie poznajesz? - zapytał mężczyzna i po chwili wyłonił się zza gęstwiny. Malfoy od razu poznał ową osobę i drżącą ręką wycelował w nią różdżką. To był Dołohow, jednego z wiernych popleczników Czarnego Pana. - Radzę ci się poddać, bo i tak z nami nie wygrasz. Walka jest daremna, gdy jesteś na przegranej pozycji.

- Nigdy się nie poddam! Nie pójdę z wami! - wywarczał Ślizgon, nogi miał jak z waty, a ręce trzęsły mu się z przerażenia, palce były tak skostniałe od zimna, że ledwo udawało mu się utrzymać różdżkę, mimo tego postanowił się nie poddać bez walki.

- Zła decyzja, Draco - rzekł spokojnie Dołohow z wrednym uśmiechem. - Brać go!

--------------------------------------------------------------

Jako że wciąż jestem w domu (dalej chora) to jeszcze się nie zabiłam :) Taka ciekawostka: dzisiejszy rozdział (jak i 3 następne) napisałam jakieś 2-3 tygodnie temu, ale wydaje mi się, że będzie ciekawie :) Wspomnę jeszcze o tym, że zmieniam zdjęcie profilowe XD

Mogę również ogłosić (z wielką przyjemnością), że w końcu udało mi się ogarnąć, to nad czym pracowałam już jakiś czas i jest! Moje nowe opowiadanie. Tym razem będzie to coś dla fanów creepypasty, ale wszyscy mile widziani :)
Już jutro o (godzinie 16) pojawi się pierwszy rozdział TicciMask pt. "Już nigdy nie będziesz sam".
Wydaje mi się, że jest ciekawie już pierwszego rozdziału, więc serdecznie was zapraszam!
(To poniżej to okładka tego opowiadania XD)

Kolejny rozdział Drarry pojawi się w sobotę :)
Do usłyszenia <3

PS Dalej modlę się o zamknięcie szkół, więc każdy, kto wspiera mnie duchowo jest aniołem, pamiętajmy w grupie siła XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro