Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzień dobry! Wiem, że rozdział miał być już jakiś czas temu, bardzo przepraszam za to opóźnienie.
Miłego czynia <3

--------------------------------------------------------------

Minęła już doba od zaginięcia Draco. Na lekcjach Harry w ogóle nie potrafił się skupić, ale reszta nauczycieli też była przejęta. Po skończonych zajęciach Potter poszedł do swojego pokoju, położył się w łóżku i leżał tak do godziny 20. Dopiero wtedy usłyszał ciche pukanie do drzwi, nie odpowiedział na nie, ale przybysz i tak wszedł do środka.

- Harry? - zapytała przyjaciółka Pottera. - Jesteś tutaj?

- Tak... - odpowiedział bez zapału brunet. Hermiona podeszła do łóżka i usiadła na jego skraju.

- Jak się czujesz? Wiem, że to może być nie najlepszy moment, ale czy... W sensie co miałeś na myśli, mówiąc, że to pomiędzy tobą, a Malfoyem to coś innego niż pomiędzy nami? - zapytała spokojnie, ale Potter nie zamierzał udzielać na to pytanie odpowiedzi. Łzy znowu napłynęły mu do oczu, od zaginięcia blondyna często płakał, a minął dopiero jeden dzień. - Jesteście razem, prawda?

Brunet pokiwał tylko twierdząco głową. Nie zamierzał wypierać się Malfoya. Bolało go serce, na myśl, że Draco mógłby już do niego nie wrócić. Chciał, żeby to wszystko było tylko złym snem. Dlaczego to musiało się stać? Przecież tak dobrze im się układało. Hermiona przytuliła swojego przyjaciela.

- Na pewno wszystko będzie dobrze, Harry. Znajdzie się cały i zdrowy.

- Skąd wiedziałaś? - zapytał cicho Gryfon.

- Mam dobrą intuicję i spostrzegawcze oko. Nie martw się, nie powiem nikomu, sami to zrobicie - oznajmiła szatynka. Przyjaciele siedzieli razem przez jakiś czas, aż w końcu Hermiona poszła do siebie, każąc Harry'emu pójść spać, co o dziwo udało się chłopakowi, jednak jego sen był bardzo niespokojny.

Rano brunet wstał i przygotował się do pójścia na lekcje. Zjadł nawet jakieś mizerne śniadanie. Najpierw były dwie godziny eliksirów ze Ślizgonami. Profesor Slughorn był bardzo zmartwiony zaginięciem Malfoya i ciągle o tym mówił, to nie pomagało brunetowi. Nie mógł nawet na chwilę przestać się martwić. Po lekcji historii magii, transmutacji i wróżbiarstwie okazało się, że dwie lekcje obrony przed czarną magią ze Snape'em zostały odwołane. Jako że były to ostatnie zajęcia Gryfonów tego dnia, Potter miał resztę czasu wolnego. Nie wiedział co z tym zrobić. Nie chciał siedzieć sam w pokoju, nie miał też głowy do nauki z Ronem i Hermioną w bibliotece.

Postanowił odwiedzić Hagrida, w końcu dawno u niego nie był. Zarzucił na siebie niedbale kurtkę oraz szalik, po czym wyszedł z zamku. Zimą o godzinie 16 na dworze robiło się już szaro. Chłopak przebijał się przez sporą warstwę śniegu, który prószył z ciemnych chmur. Wiał tylko lekki wiatr, ale i tak było bardzo zimno. Brunet widział światło z chatki Hagrida i dym wydobywający się z komina. Był już prawie przy drzwiach, gdy coś przykuło jego uwagę. Na skraju zakazanego lasu z zaspy śniegu wyłaniał się ciemny kształt. Z daleka nie dało się poznać, co to było, ale coś podpowiadało Harry'emu, żeby to sprawdzić, więc ruszył w tamtym kierunku. Dystans stopniowo się zmniejszał, a brunet zrozumiał, że ten czarny kształt to człowiek. Pędem ruszył, aby pomóc poszkodowanemu. Gdy był już bardzo blisko, doskonale widział platynowe włosy przyprószone śniegiem. Nie miał wątpliwości co do tego, kto tam leżał.

- Draco! - krzyknął. Chwilę później klęczał w białym puchu, obrócił blondyn, tak żeby ten leżał na plecach. Gdy tylko to zrobił, chłopak zawył cicho z bólu, co oznaczało, że mimo swojego stanu był przytomny. Miał bardzo sine usta, na brwiach i rzęsach widać było płatki śniegu, w dodatku policzek umazany był zaschniętą krwią. Szczęka drżała mu z zimna. Jak długo musiał tu leżeć? - zastanawiał się spanikowany brunet. - Pomocy! POMOCY! - krzyczał rozpaczliwie.

Przyłożył dłoń do czoła swojego chłopaka, odgarniając z niego blond włosy, ciało Arystokraty było mocno wyziębione. Złoty Chłopiec niezwłocznie wyjął swoją różdżkę i sprawnie wyczarował patronusa, aby ten sprowadził kogoś. Następnie zdjął swój płaszcz i starannie okrył nim Malfoya.

- Słyszysz mnie, Draco? - zapytał przerażony Wybraniec, łzy cisnęły mu się do oczu. Blondyn otworzył lekko, sennie powieki, jego wzrok był nieobecny. Potter chciał podnieść chłopaka do pozycji siedzącej, tak by mógł go objąć i ogrzać swoim ciałem, ale gdy tylko go dotknął, Arystokrata znów zaskomlał cicho, po czym zamknął oczy. Był naprawdę skrajnie wycieńczony - Proszę cię, nie zasypiaj! Zostań ze mną! - łkał brunet, ale to na nic Ślizgon, pogrążył się w ciemności. - POMOCY! NIECH MI KTOŚ POMOŻE! BŁAGAM!

Złapał lodowatą dłoń Arystokraty i zobaczył, że długie oraz smukłe palce Draco były dziwnie pokrzywione, a na dodatek spod rękawów płaszcza ciągnęły się strugi również zaschniętej krwi. Ktoś zrobił mu straszną krzywdę! Złoty Chłopiec zaczął płakać jeszcze bardziej. Czuł się kompletnie bezradny w obecnej sytuacji. Opatulił Ślizgona szczelniej płaszczem i swoim szalikiem. Chwilę później usłyszał czyiś głos, za który był całym sercem wdzięczny.

- Harry! Co się dzieje?! - krzyczał, biegnący w ich stronę Hagrid. Olbrzym nie potrzebował dużo czasu, by dotrzeć na miejsce tragedii.

- Pomóż nam, proszę - łkał brunet. - Bardzo zmarzł i jest ranny.

Hagrid ukląkł przy nieprzytomnym Arystokracie i bez problemu wziął go na ręce. Jako że chłopak był nieprzytomny, nie mógł czuć bólu.

- Zaniosę go do zamku, idź za nami, Harry! - poleciał olbrzym i szybko pobiegł w odpowiednim kierunku. Potter po niedługiej chwili wstał, w śniegu i szybko ruszył w kierunku, jaki wyznaczył gajowy. Nie zamierzał zostawić Draco samego.

Niecałe 30 minut później brunet dotarł do skrzydła szpitalnego. Wparował do środka pomieszczenia bez zastanowienia.

- Gdzie on jest? - zapytał zmartwiony i przestraszony młodzieniec. Przez całą drogę do zamku nie mógł powstrzymać łez, przecież obiecał Malfoy'owi, że nic mu że będzie bezpieczny i zawiódł go! Jego oczy były mocno zaczerwienione i opuchnięte. Pani Pomfrey widząc stan Harry'ego momentalnie do niego podbiegła i przyłożyła mu rękę do czoła.

- Dobrze się czujesz? Nie wyglądasz najlepiej - powiedziała zatroskanym tonem.

- Nic mi nie jest, proszę mi powiedzieć co z Draco!

Pielęgniarka spojrzała na niego ze szczerym współczuciem i rzekła:

- No dobrze. Skoro tak bardzo ci na nim zależy, to nie będę zatajać przed tobą informacji o jego stanie. Chodź, Harry. Dyrektor jest teraz u niego i profesor Snape również, czekają na wyjaśnienia - rzekła pielęgniarka spokojnym, pełnym empatii tonem, po czym wprowadziła bruneta za ogrodzenie wokół łóżka zrobione z białych, szpitalnych parawanów. Na posłaniu leżał Draco. Miał spokojny wyraz twarzy, ale dalej nie odzyskał przytomności. Był ubrany w szpitalną piżamę, ale spod rękawów wystawały białe bandaże.

- Co on tutaj robi? - wywarczał Mistrz Eliksirów. Harry nie chciał się kłócić, nie miał nawet ochoty podać jakiejś odpowiedzi. Chciał tylko usiąść obok blondyna, móc go przytulić i po prostu być z nim.

- Chciałby zostać z nami i również być na bierząco - oznajmiła pani Pomfrey, a Wybraniec pokiwał twierdząco głową.

- To niedorzeczne, dlaczego jeden z uczniów miałby słuchać takich informacji. Wtajemniczeniu powinni być tylko nauczyciele - syczał Snape.

- Uważam, Severiusie, że Harry powinien tutaj zostać, myślę, że ma prawo wiedzieć co się stało z jego przyjacielem - rzekł spokojnie Dumbledore i uśmiechnął się nieznacznie. - Usiądź, Harry.

- Dziękuję bardzo - powiedział cicho Wybraniec, a następnie spoczął na krześle, które znajdowało się najbliżej łóżka Arystokraty.

- No więc stan młodego Malfoya był bardzo poważny. Śmiem twierdzić, że został poddany torturom i to dość brutalnym, jednak napastnik mimo wszystko starał się, aby obrażenia nie były śmiertelne. Największe zagrożenie dla jego życia stanowiła pogoda, był naprawdę skrajnie wyziębiony, gdyby przebywał na tym ziąbie trochę dłużej, najprawdopodobniej zmarłby na miejscu.

- A co z tymi obrażeniami, Poppy? - zapytał zmartwiony Dumbledore.

- Jego ciało było zmaltretowane. Zmiażdżone kości dłoni, para złamanych żeber. W najgorszym stanie były jednak ręce, czegoś takiego to jeszcze nie widziałam. Wyglądało to trochę tak, jakby ktoś próbował wyrwać kości z ramion i przedramion, kompletnie wybite ze stawów, przerwane ścięgna i mocno naruszone mięśnie. Jeszcze złamana noga, siniaki, drobne rany cięte. Szczerze mówiąc, to nie wiem, kto byłby w stanie zrobić coś tak okropnego dziecku! W głowie mi się to nie mieści, jaki człowiek może być aż tak okrutny - powedziała przejęta pielęgniarka.

Harry spojrzał na swojego chłopaka, momentalnie łzy stanęły mu w oczach. Nie zważał na to, że obserwują go inne osoby. Przysunął się jeszcze bliżej łóżka, położył swoją rękę na zabandażowanej dłoni blondyna. Snape prychnął pogardliwie, ale Potter nie zważał na to, teraz liczył się dla niego tylko Malfoy. Poczuł, jak ktoś położył mu rękę na ramieniu, odwrócił się i zobaczył, że to Dumbledore, patrzył na niego zmartwiony znad okularów połówek.

- Wyjdzie z tego, prawda? - zapytał Harry pielęgniarkę.

- Jestem pewna, że tak. Obrażenia były naprawdę ciężkie, ale na szczęście znalazłeś go w porę. Podałam mu odpowiednie lekarstwa, a bandaże są nasączone eliksirem przyspieszającym gojenie ran. Teraz musimy czekać, aż się obudzi. Jednak możliwe, że jego ciało dojdzie do siebie szybciej niż psychika. Takie wydarzenie musiało być bardzo traumatyczne.

- Dobrze, Poppy. Będziemy już wracać do siebie. Draco jest pod doskonałą opieką. Powiadomisz nas, gdyby coś się działo lub gdyby obudził się, możliwe, że pamięta sprawcę - rzekł dyrektor. - Trzymaj się, Harry. Wszystko będzie dobrze, tutaj nic mu nie grozi, więc nie musisz się martwić - dodał, po czym spojrzał znacząco na Snape'a i obaj wyszli z pomieszczenia.

- Czy mógłbym z nim tutaj posiedzieć? - zapytał cicho brunet, głos mu się łamał, pielęgniarka najprawdopodobniej nie miała serca, żeby go wyrzucać, bo pozwoliła mu zostać, a sama udała się do pomieszczenia obok, za co Harry był jej naprawdę wdzięczny. Nie mógł już dłużej powstrzymać łez, które już po raz kolejny tego dnia swobodnie spływały po twarzy. Czuł się bardzo źle z powodu tego, co się stało. Czuł dziwne wyrzuty sumienia, pomimo tego, że nie był niczemu winny. Jedną ręką zaczął gładzić zdrowy policzek swojego chłopaka, zagarniając platynowe włosy za ucho. - Tak mi przykro, Draco. Przepraszam, że nie mogłem ci pomóc - załkał cicho.

--------------------------------------------------------------

Mam nadzieję, że wam się spodobało. Macie jakieś koncepcje co do tego wszystkiego? Jestem bardzo ciekawa :)
Teraz sprawy organizacyjne ograniczę liczbę rozdziałów do jednego w tygodniu :( Niestety, ale jak na razie mam bardzo mało czasu i nie pójdzie inaczej, dlatego od teraz Drarry będzie pojawiać się w każdą niedzielę UwU
Do usłyszenia <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro