Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dobry wieczór! Zapraszam na kolejną rozdział, jeśli spodoba Ci się zostaw coś po sobie UwU
Miłego czytania <3
_________________________________________

Dni mijały szybko i zamieniały się w tygodnie. Draco żył w ciągłym strachu. Pomimo tego, że był daleko od domu, dalej czuł się tak samo. Bał się, wiedział, że cierpliwość Voldemorta wkrótce się skończy i po prostu go zabije, nie będzie miał żadnych odporów przed tym.

***

Blondyn leżał na łóżku w swoim dormitorium i starał się obmyślić jakiś plan. Nie chciał się poddać bez walki. Jego umysł był oślepiony, nie myślał racjonalnie i zamierzał spróbować wykonać swoje zadanie. Chłopak wymyślał coraz to nowsze plany zabicia Dumbledore'a, ale wszystkie wydawały się równie beznadziejne. Nagle mroczny znak, na lewym przedramieniu Ślizgona, zaczął dawać się we znaki. Skóra piekła go dość intensywnie, a czaszka z wężem przybrała ciemny, smolisty odcień. Czarny Pan mnie wzywa — pomyślał Malfoy. Teraz ogarnęła go prawdziwa panika, co powie Gadowi? Momentalnie podniósł się na równe nogi, ubrał kurtkę i opatulił się szalikiem, gdyż na zewnątrz panował straszliwy chłód, normalny pod koniec listopada. Blondynowi udało się wyjść niepostrzeżenie z zamku.

Na dworze było ciemno, jak przystało na godzinę 21. Wiatr wiał strasznie mocno, a deszcz siekł powietrze lodowatymi kroplami. Draco szybko dostał się na skraj Zakazanego Lasu, po czym zaczął zapuszczać się trochę głębiej w poszukiwaniu miejsca do deportacji. W końcu udało mu się je znaleźć. Wziął głęboki oddech, był przerażony. Nogi miał jak z waty, ciężko mu było w ogóle na nich ustać. Gdy zrozumiał, że nie da rady się uspokoić, postanowił dłużej nie zwlekać. Wydawało mu się, że znak zaczynał boleć go coraz mocniej.

Niecałą minutę później Arystokrata stał już przed sporą posesją, którą kiedyś spokojnie nazywał swoim ukochanym domem, czego teraz nie mógł już powiedzieć. Pośpiesznym krokiem wszedł do środka, gdzie od razu poczuł tę odrażającą woń starej, a także świeżej, krwi. Ślizgonowi od razu zrobiło się nie dobrze i poczuł, jak żołądek zaczyna mu się wykręcać na wszystkie strony. Zrzucił szalik w przedpokoju, tak samo, jak kurtkę, po czym wszedł do wielkiego, ponurego i ciemnego salonu. Voldemort już na niego czekał, po jego twarzy Draco poznał, że nie jest w humorze, co wywołało w młodzieńcu jeszcze większy strach. Czy to koniec? Prawdą było, że Gad wzywał go do siebie co jakiś czas i pytał o postępy w sprawie zabicia Dumbledore'a, ale tym razem Riddle zdawał się wyjątkowo zły.

— W-wzywałeś mnie, p-panie — wydusił w końcu blondyn.

— Dobrze wiesz, dlatego cię wezwałem, Draco. Mam nadzieję, że jest już jakiś progres i niedługo zrealizujesz swoje zadanie. Moja cierpliwość jest już na wykończeniu, chłopcze.

— P-przepraszam, panie.

— Chyba muszę ci odpowiednio dać do zrozumienia, że jestem bardzo znudzony czekaniem. Crucio! — powiedział Gad i rzucił klątwę. Młodzieniec momentalnie poczuł niewyobrażalny ból i padł na podłogę. Jego ciało skręcało się pod różnymi kątami, z ust wydostawały się przeraźliwe krzyki, a z oczu łzy. Jednak Voldemort wydawał się znudzony tym wszystkim. Był już tak nieczuły na krzywdę innych, codziennie zabijał i torturował wiele osób, dlatego taki widok już dawno zaczął być dla niego obojętny. Odwrócił się od krzyczącego blondyna, podszedł do okna i zaczął przez nie wyglądać. Kompletnie nie zwracał uwagi na cierpienie młodzieńca.

— B-b-błagam... o litość, p-panie — załkał po jakimś czasie młody Malfoy pomiędzy bliżej nieokreślonymi krzykami. Na te słowa Voldemort odwrócił się powoli i przyglądał męką chłopaka, a po chwili zaczął po prostu się śmiać. Jego głos był zimny, taki nieludzki. W krotce potem jednak cały ból, jaki odczuwał Ślizgon zniknął, chłopak podparł się na łokciach, gdyż nie miał siły, aby wstać.

— Ach, Draco. Żal mi ciebie, naprawdę. Jesteś niezwykle żałosny, kiedy tak błagasz o litość. Okazujesz mi w ten sposób swoją słabość. Mimo wszystko twój czas się kończy i mam nadzieję, że przypomniałem ci o tym, co się stanie, jeśli nie wykonasz wyznaczonego ci zadania, prawda?

— T-tak, panie. Z-zabijesz mnie...

— Uwierz, że naprawdę nie chcę tego robić, więc musisz się postarać, Draco. Dla naszego wspólnego dobra. Teraz idź już, jak będę od ciebie czegoś potrzebował to wezwę cię, a i następnym razem postaraj się zjawić szybciej — rzekł Gad, znowu odwrócił się twarzą do okna. Zupełnie nie przejmował go los pewnego młodzieńca.

— Dobrze, p-panie — powiedział Malfoy, po czym z wielkim trudem wstał i udał się do drzwi. Bolało go całe ciało. Z jednej strony czuł pewną ulgę, że Czarny Pan nie zabił go, ale z drugiej niepokój o następne spotkanie z Gadem. Wiedział, że musiał coś wymyślić i to szybko. Właśnie zakładał w pośpiechu swój szal, gdy jego uwagę przykuł pewien przedmiot, leżący w zamkniętej komodzie z czarnoksięskimi rzeczami. Pewien naszyjnik, którego szybciej na pewno tam nie było. Arystokrata wiedział, że ów przedmiot posiada niezwykle potężną, czarną magię. Właśnie w tamtej chwili do jego głody wpadł pewien pomysł, jak mógł zrealizować swój cel.

***

Niecałe dwa dni później wszystko było w pełni opracowane. Wystarczyło jedno dotknięcie naszyjnika, żeby niezwykle potężna czarna magia zabiła człowieka. Draco przygotował pudełko i ostrożnie umieścił w nim przedmiot, który miał mu zapewnić życie. Zapakował paczkę, teraz wystarczyło już tylko podrzucić ją pod drzwi gabinetu Dumbledore'a, a gdy dyrektor będzie rozpakowywał paczkę, wystarczy, że przypadkowo dotknie naszyjnika i już po nim. Wszystko wydawało się takie proste, co mogłoby pójść nie tak? Była już 22, o tej godzinie uczniowie nie pałętali się po korytarzach, więc Draco mógł swobodnie działać. Wymknął się niepostrzeżenie z lochów i bez żadnych problemów dotarł pod drzwi gabinetu dyrektora. Jak na razie cały plan przebiegał bezbłędnie. Chłopak zostawił pakunek na podłodze przy kamiennym gargulcu, po czym przez chwilę stał i rozmyślał nad tym, co stanie się rano, gdy profesor będzie szedł na śniadanie. Gdyby nie to, że jego umysł i serce było zaślepione, a Ślizgonem kierował niewyobrażalny strach przed śmiercią, zapewne czułby ogromne wyrzuty sumienia, które teraz były tłumione, gdzieś na dnie serca.

Malfoy odwrócił się i był już za rogiem ściany, gdy nagle usłyszał charakterystyczny dźwięk. Drzwi do gabinetu Dumbledore'a się otworzyły. Czyżby profesor zamierzał gdzieś wyjść? Tak czy owak, na pewno zobaczy paczkę. W głowie Arystokraty krążyła tylko jedna myśl: "Udało mi się! Dumbledore zniknie za kilka minut!". Chcąc zobaczyć to na własne oczy, wyjrzał zza rogu, który oddzielał oraz zasłaniał go. Lekki uśmiech z jego twarzy znikł momentalnie. Wszystkie mięśnie Ślizgona zastygły, nie mógł się ruszyć choćby o milimetr. Tylko jego serce wykonywało swoją powinność, w dodatku w potrojonym tempie. To nie profesor Dumbledore wyszedł przed chwilą ze swojego gabinetu. Paczkę z zabójczym naszyjnikiem trzymał nie nikt inny jak Harry Potter.

***

Brunet właśnie wyszedł od dyrektora, nauczyciel pomógł mu poznać przeszłość Voldemorta, aby chłopak mógł zbliżyć się do pokonania czarnoksiężnika i przywrócenia spokoju na świecie. Dumbledore wzywał go do siebie co jakiś czas i pokazywał najróżniejsze wspomnienia z Riddle'em. Przy kamiennym gargulcu Złoty Chłopiec dostrzegł jakąś paczkę. Czy to prezent dla dyrektora? Dlaczego ktoś podrzucił tutaj tę paczkę, a nie dostarczył jej osobiście? — zastanawiał się Harry. Nie mógł powstrzymać swojej  ciekawości, wziął pakunek do ręki i zaczął go dokładnie oglądać. Nie znalazł żadnej plakietki, z napisem dla kogo miał być ów prezent. Rozejrzał się wokoło siebie, ale nie dostrzegł nigdzie żywej duszy. Może to nie jest przesyłka dla Dumbledore'a? — myślał. W końcu Gryfońska ciekawość całkowicie wzięła nad nim górę i postanowił otworzyć pakunek.

Draco, który stał za rogiem, momentalnie oprzytomniał, gdy zobaczył, że Potter rozrywa wierzchnią warstwę papieru. Szybko podbiegł do niczego nieświadomego Wybrańca, jedną ręką wytrącił mu paczkę z ręki, a drugą złapał jego dłoń i pociągnął go w swoją stronę.

— Dotknąłeś tego, co było w środku?! — zapytał przerażony blondyn. Potter patrzyła na niego mocno zaskoczony, wszystko działo się tak szybko, że nie był do końca pewny, tego co przed chwilą miało miejsce. Wiedział, że stał teraz zaledwie kilkanaście centymetrów od Arystokraty, który zdawał się przerażony.

— O co chodzi? — zapytał Harry.

— Dotknąłeś czy nie?!! — krzyknął Ślizgon.

— Nie wiem, chyba nie.

— Dobrze się czujesz? Boli cię coś? — dopytywał szarooki. Bał się, że Wybraniec dotknął przeklętego przedmiotu. Nie mógłby sobie wybaczyć, jeśli Harry'emu stałoby się coś przez niego.

— Nie, wszystko w porządku. Czuję się normalnie, o co chodzi, Malfoy? — dopytywał Złoty Chłopiec. Teraz gdy otrząsnął się już z szoku, wywołanego tą nagłą sytuacją, zobaczył coś, co mu się nie spodobało. Bardzo dawno nie rozmawiał z Draco z bliska, więc nie mógł zobaczyć, w jak koszmarnym stanie był Arystokrata. Mocno wychudzone ciało, kości policzkowe odznaczały się wyraźnie na jego nieprzyjemnie bladej, poszarzałej cerze. Ciemne cienie pod przekrwionymi oczami, sine i spierzchnięte wargi. Potter poczuł, jak skręca mu się żołądek, jak mógł szybciej tego nie zauważyć, przecież ewidentnie działo się coś niedobrego.

— O nic nie chodzi. Nic się nie dzieje. Dobrze, że nic ci się nie stało... — powiedział Arystokrata, lecz po chwili dodał znów ostrym tonem:

— Czy ty zawsze musisz wtrącać się we wszystko?! Co robiłeś u Dumbledore'a?!

— Mam z nim lekcje...

— Powinieneś bardziej uważać, bo następnym razem może stać ci się jakaś poważna krzywda, jak tak dalej pójdzie! Nie można otwierać przypadkowych paczek! Nie w takich mrocznych czasach, nigdy nie wiesz, co może być w środku!

— Co było w tym pudełku? — zapytał spokojnie Harry.

— Nie twoja sprawa! — wywarczał Malfoy, czuł, jak ogarnia go złość na samego siebie, ale również rozczarowanie, że plan się nie udał.

— Draco...

— Powiedziałem przecież, że to nie twoja sprawa! Idź już sobie! Po prostu wróć do siebie i zapomnij o tym, co się tutaj stało! — wykrzyczał blondyn. Był na skraju wytrzymałości, nie chciał już dłużej walczyć. Zrozumiał, że to po prostu nie ma sensu. Czuł, jak łzy zbierają mu się w oczach, ale je podtrzymywał. Chciał, żeby Harry zostawił go samego, ale Gryfon nigdzie nie odchodził. Stał w miejscu i przyglądał się zmartwionym wzrokiem blondynowi. — IDŹ!!! — wrzasnął zrozpaczony Ślizgon. Wyglądał na to, że brunet chciał coś jeszcze powiedzieć, ale się powstrzymał. Po chwili odwrócił się i powoli oddalił.

Niedługo później Draco wrócił do swojego pokoju. Pudełko z naszyjnikiem rzucił na ziemię, a sam położył się na łóżku. To koniec — pomyślał. Wiedział, że nie ważne co by nie wymyślił jego plan i tak nie wypali. Nie ma takiej siły, żeby zabić Dumbledore'a. A nawet, gdyby był jeszcze jakiś sposób, to Malfoy miał po prostu dość, nie chciał już walczyć. Po jego policzkach spłynęły pojedyncze łzy, gdy pomyślał, jak zareaguje Harry na jego śmierć. Voldemort go nie oszczędzi, więc nie było sensu mieć żadnej nadziei. Pozostało mu już tylko pogodzenie się z tym, co wkrótce nieuchronnie nadejdzie.

— Umrę... — powiedział cicho sam do siebie.

Na początku zastanawiał się, czy nie powiedzieć o wszystkim Potterowi, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu. Bał się reakcji bruneta. Był pewny, że chłopak go znienawidzi, a tego by nie zniósł. Jakby nie patrzeć to Draco próbował zabić człowieka, był gotów dokonać mordu, żeby ocalić swój żałosny żywot. To było coś niewybaczalnego.

Tak właśnie Draco zaczął pogrążać się w jeszcze większej ciemności, bezradności i samotności. To wszystko nie miało już dla niego żadnego znaczenia i tak już nigdy nie będzie z Harrym.

_________________________________________

Dawno nie było rozdziału, za co przepraszam, ale chciałam napisać kilka części w zapasie :) Mam nadzieję, że mimo wszystko podobało się wam.
Do zobaczenia w sobotę <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro