★Rozdział XII★

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez 2 dni bez przerwy padało, więc siedzieliśmy przez ten czas w domu. Mackenzie coraz lepi się do Marka. Ciągle przy nim jest, kiedy mnie nie ma. A jak widzę to, to rzuca mi wredne spojrzenia. Mark nie może się od niej odczepić. Trochę mi go szkoda.

Dzisiaj obudziły mnie promienie słońca. Czyli jest dzisiaj pogodnie. Sprawdziłam pogodę.
Do końca naszego pobytu będzie 30° i słonecznie. To fajnie.
Wstałam z łóżka i skierowałam się do garderoby. Dzisiaj ubrałam bluzkę za ramiączkach i krótkie spodenki. Wzięłam jeszcze bluzę, bo w domu jest chłodniej niż na dworze.

Zeszłam na dół. Nikogo nie było. Sprawdziłam godzinę była 8.30. Więc dlatego nikogo nie ma. Usiadłam w swoim fotelu i zaczęłam przeglądać telefon.

- Mówiłam, że masz się odczepić od Marka - powiedział głos za mną. Odwróciłam się, żeby zobaczyć kto do mnie mówi. To była Mackenzie.

- Ale o co ci chodzi? On jest tylko moim kolegą - odpowiedziałam grzecznie.

- Tylko kolegą?! Czy koledzy obściskują się w ogrodzie?!

- On mnie tylko objął ramieniem. Ty masz jakieś urojenia.

- Aż cię objął ramieniem! Wszystkie znaki na ziemi i niebie mowią, że on jest przeznaczony mi!

- On cię nawet lubi. Denerwujesz go. Ma cię dość.

- To nie prawda! - krzykneła.

- prawda, sam mi mówił.

- To nie prawda! Ty szmato!

I po tych słowach rzuciła się na mnie z łapami. Ja oczywiście wykręciłam jej rękę.

- co tu się dzieje!? - ciotka stała na schodach, a za nią Mark.

- Mackenzie się na mnie rzuciła, bo powiedziałam jej, że Mark jej nie lubi - odpowiedziałam.

- to nie prawda!! - krzykneła Mackenzie.

- prawda Mackenzie - do dyskusji włączył się Mark. - widziałem cię, jak zaatakowałaś Alyssę. I to prawda, że mam cię dość.

- Mackenzie jestem tobą zawiedziona - zaczeła ciotka - pozwoliłam ci tu zostać, kiedy twoja matka wyjechała, ale przegięłaś. Idź się spakuj, a ja pójdę zarezerwować ci bilet na samolot i jeszcze dzisiaj wracasz do siebie.

Po twarzy Mackenzie spłyneły łzy i pobiegła do swojego pokoju. Do tego trzasnęła drzwiami.
W salonie zostałam ja, ciotka i Mark. Nikt nie wiedział co robić dalej. Każdy stał tam gdzie został.

- Idę do ogrodu - oświadczyłam i wyszłam z pomieszczenia.

Poszłam się przejść po ogrodzie. Mam jeszcze półtorej godziny do śniadania.

- Hej! - usłyszałam głos za sobą. To był Mark. - Czekaj!

Zatrzymałam się i poczekałam na niego.

- Cześć - powiedziałam.

- Cześć. Nic ci nie zrobiła Mackenzie?

- Nie, nic mi nie zrobiła.

- To dobrze. Idziemy pochodzić po ogrodzie?

- Idziemy.

Objął mnie ramieniem i zaczęliśmy spacerować przytym śmialiśmy się. I tak zleciał nam ten czas do śniadania. Chwilę przed śniadaniem wpadliśmy do jadalni. Śniadanie jak zwykle było pyszne. Nałożyłam sobie tym razem sałatki.
Ciotka ogłosiła, że po południu idziemy nad jezioro popływać i na grilla. Wychodzimy o 14.

Do 14 mamy czas wolny. W ogrodzie widziałam leżaki, więc poszłam usiąść na nich i poczytać w słońcu. Było idealnie.

Za pół godziny 14, więc zaczęłam się zbierać. Wyciągnęłam strój, 2 ręczniki, książkę, telefon, skarpetki, krem do opalania, spray na komary i kleszcze, pieniądze, gumkę do włosów, dmuchanego Fleminga, okulary przeciwsłoneczne i  do pływania, bluzę i to wszystko dałam do torby. W klapkach pojadę, bo nie chcę mi się ich zmieniać.
Sprawdziłam jeszcze raz czy na pewno wszystko mam I zeszłam na dół.  Poinformowałam innych, że poczekam na nich przed domem, wyszłam i usiadłam na ławeczce. Po paru minutach wyszedł Mark z torbą.

- Kiedy przyjdą dorośli? - spytałam się.

- Za 10 minut o ile nikt nic nie zgubi.

- Aha. To spoko.

Po 10 minutach przyszli dorośli i wsiedliśmy do auta.
Jechaliśmy pół godziny. Kierowca zaparkował na parkingu przy placu zabaw. Moje młodsze kuzynostwo poleciało na plac zabaw.
Pobawili się kwadrans i ciotka ich zawołała. Zaczęliśmy szukać naszej plaży. Znaleźliśmy ją. Była w cieniu, koło przebieralni. Idealne miejsce. Ja skierowałam się do przebieralni, żeby się przebrać. Wyszłam z przebieralni w stroju kompielowym. Znalazłam sobie fajne miejsce i tam rozłożyłam się. Było trochę w cieniu i trochę na słońcu. Usiadłam i zaczęłam dmuchać flaminga. Trochę mi to zajęło, ale nadmuchałam go. Spiełam włosy i z flamingiem poszłam do wody. Fleminga dałam na wodę, a sama na niego wsiadłam. Po chwili przyszedł Mark. Chyba lekko się zarumienił na mój widok, ale mi się pewnie zdawało.
Popluskaliśmy się trochę. Mi się znudziło i wróciłam na plażę. Spytałam się taty, kiedy będą kiełbaski. Odpowiedział mi, że będą za kwadrans. Poszłam na swój ręcznik. Zauważyłam, że Mark zostawił tam swoje rzeczy. Owinęłam się ręcznikiem i usiadłam tam, gdzie było słońce. Po chwili dołączył do mnie Mark. 10 minut później kiełbaski były już gotowe. Nałożyłam sobie 2 na papierowy talerz, wzięłam bułkę i dałam sobie musztardę. Kiełbaski były smaczne. Wzięłam sobie dokładkę. Stwierdziłam, że już pływać nie będę, więc poszłam do przebieralni się przebrać. Wzięłam książkę i zaczęłam czytać. Tak spędziłam resztę czasu. Od czasu do czasu coś jadłam. Nawet nie wiem kiedy, był już wczesny wieczór i słońce zachodziło.
Obok mnie usiadł Mark, objął mnie ramieniem i oglądaliśmy razem zachód słońca.
Potem zaczęliśmy się zbierać i sprzątać po sobie. Wróciliśmy do auta i pojechaliśmy do domu. Zjadłam kolację i poszłam wykąpać się. Zmęczona zasnęła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro