Rozdział 4 - Kłótnia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia pierwszą lekcją był OPCM. Lily wyszła z dormitorium sama, bo jak się okazało i Dorcas, i Shima udały się już do klasy. Evans miała już zajmować miejsce obok Seleny McGregore Puchoni, z którą siedziała na tym przedmiocie, gdy zauważyła, że dziewczyna siedzi gdzie indziej. Zostały trzy wolne miejsca jedno koło Shimy, inne obok Dorcas oraz ostatnie z Jamesem. Lily zawahała się. Gdyby usiadła, z którąś z dziewczyn druga obraziłby się na nią, rudowłosa doskonale wiedziała, że coś zaszło między przyjaciółkami i postanowiła, że lepiej nie pogarszać sprawny. Nigdy się aż tak nie pokłóciły. Chcąc nie chcąc zielonooka wybrała miejsce obok Jamesa, który od razu się rozpromienił. Ruda westchnęła i w tej chwili rozpoczęła się lekcja.

Po sprawdzeniu obecności przez panią Olivię, sześćdziesięcioletnią profesorkę tego przedmiotu, uczniowie zaczęli notować temat lekcji. Nauczycielka, chodź wymagająca, cieszyła się u młodzieży wielką sympatią. Już na początku roku kobieta zaznaczyła, że nie zmusi nikogo do nauki siłą i aby wbić coś sobie do głowy trzeba tego chcieć. Nauczycielka zakazała nazywać się „panią profesor West”, dlatego wszyscy mówili do niej „pani Olivio”. Oprócz tego profesor wzięła sobie za priorytet to, aby każdy uczeń był uśmiechnięty i szczęśliwy. Czasami pomagała, lecz innym razem okropnie to irytowało. Tak jak w przypadku kłótni Shimy i Dorcas. Pani Olivia, widząc mordercze spojrzenia obu Gryfonek poprosiła je, aby zostały po lekcji.

— Nic się nie dzieje dziewczynki? —zapytała nauczycielka, gdy obie brunetki stały już przed jej biurkiem. Lily, która postanowiła zostać i poczekać na przyjaciółki, stała z tyłu przypatrując się wszystkiemu.

— Nie, wszystko w porządku — odpowiedziała Shima — Możemy już iść? Zaraz mamy kolejną lekcję.

— Oczywiście, jednak jeśli coś was trapi, chętnie wysłucham problemu i może pomogę — siwa kobieta była nieustępliwa.

— Dziękujemy za tą możliwość - odpowiedziała z grzeczności Lily, wiedząc Dorcas, która miała już wybuchnąć.

Potem odbyły się eliksiry, na które omal się nie spóźniły. A na koniec ONMS. Gryfoni i Krukoni z siódmego roku zebrali się w jednej z klas w lochach. Nie była ona do niczego używana, więc profesor postanowił, aby to w niej odbywały się lekcje Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami.

— Jaki szanujący się magizoolog uważa, że lekcje praktyczne z ONMS'u są bezsensowne! — zapytała retorycznie czarnowłosa dziewczyna z Ravenclavu. Prawie wszyscy zgromadzeni uczniowie przytakneli jej. Profesor Deer nigdy nie organizował lekcji w terenie, gdzie pokazywałby przykłady zwierząt. Zawsze uczniowie siedzieli w sali i uczyli się teori. Tego dnia nie było wyjątku. Zaraz po zakończeniu przerwy, nauczyciel kazał wyjąć podręczniki i zacząć czytać kolejny temat.

— Jak na jelenia to mało przebojowy  — usłyszała nagle Lily z sąsiedniej ławki, w której siedział James z Peterem. Huncwoci zaśmiali się. Dopiero teraz Evans zauważyła, że nie ma Remusa. Dziewczyna postanowiła zapytać o to jego przyjaciół na przerwie. Dziewczyna westchnęła, miała tyle rzeczy do zrobienia. Zadania, eseje, nauka, pogodzenie Shimy i Dorcas, korepetycje z Jamesem... Lily zdecydowanie nie była asertywna, nie potrafiła odmówić, gdy chłopak poprosił ją o pomoc w eliksirach, w których szatyn był kompletnie zielony.

Gdy lekcja skończyła się, Lily podeszła do Huncwotów.

— Gdzie jest Remus? — zapytała — Jest chory?

— Tak — odpowiedzieli naraz wszyscy trzej.

— Czyli jest u pani Pomfrey? — dopytała się ruda.

— Tak — powiedzieli chórem.

— Czyli mogę go odwiedzić? Pewnie będzie chciał notatki — stwierdziła Evans.

— Nie! — krzyknęli znów Huncwoci.

— Jak to nie? — spytała dziewczyna. Nie wiedziała o co chodzi trójce przyjaciół.

— To zaraźliwe — stwierdził James.

— Okej... W takim razie wybiorę się do pani Pomfrey, ona powinna przekazać mu notatki.

— Pani Pomfrey powiedziała aby jej nie przeszkadzać. Wiesz, to przez tą pogodę. Ma dużo roboty, okres grypy i tym podobne — wytłumaczył Syriusz.

— Okej. Poinformujcie mnie jak będzie coś wiadomo — ustąpiła w końcu Lily, pożegnała się z chłopakami i ruszyła do dormitorium. Teraz musiała pogodzić dziewczyny. Na swoim łóżku siedziała Dorcas, zaś w Pokoju Wspólnym na jednej z kanap siedziała Shima. Obie odrabiały lekcje.

— Podejdziesz na chwilę do dormitorium? Jesteś mi potrzebna — zapytała Lily brązowowłosą przyjaciółkę.

— Muszę? Tam siedzi Meadows! — stwierdziła tylko i wróciła do pisania eseju.

— Tak, musisz — potwierdziła Evans, wyrywając Shimie pergamin. Praca była prawie skończona, ale Lily podeszła do kominka — Jeśli w tym momencie tam nie pójdziesz spalę to.

Ruda z pewnością nie zrobiłaby tego. Wiedziała, że przyjaciółka męczyła się z historią magii.

— Okej, okej — skapitulowała dziewczyna — idę

Lily z triumfem w oczach udała się do dormitorium. Gdy weszły do środka rozległ się znudzony głos Dorcas.

— Co ty tu robisz, Rain?

— Mieszkam, jakbyś nie zauważyła Meadows —odparła natychmiast druga.

— Stop. Stop. I jeszcze raz stop. Co się z wami dzieje? O co wam chodzi? — zapytała Lily.

— Wychodzę — stwierdziła Shima — Nie zadaję się z głupszymi.

— Najlepiej nie wracaj, bo mogłabyś jeszcze ogłupieć — odpowiedziała Dorcas.

— STOP! — wrzasnęła Lily, po czym dodała ciszej — Naprawdę? Zachowujecie się jak małe, rozwydrzone bachory. Obie jesteście tak samo głupie kłócąc się ze sobą.

Zaległa cisza, z oczu Lily pociekły łzy.

— Pamiętacie pierwszy dzień szkoły? — zaczęła — byłyśmy przestraszone, żadna z nas nie wiedziała co będzie dalej, czym jest Hogwart. I właśnie wtedy się spotkałyśmy. Małe, przestraszone jedenastolatki. Od tamtej chwili zostałyśmy najlepszymi przyjaciółkami.

Zaległa cisza. Dorcas spuściła głowę i przyglądała się swoim butom, Shima znalazła coś interesującego w guziku koszuli od mundurka.

— T-to było głupie — wyjąkała wreszcie Meadows — Nasza kłótnia... To było o bzdurę. Przepraszam.

Rain stała jeszcze chwilę zastanawiając się nad czymś.

— Tak, to była bzdura — brązowowłosa wystawiła rękę do przyjaciółki, lecz zamiast podać rękę,  Dorcas przytuliła Shimę.

Lily uśmiechnęła się.

— A dowiem się o co poszło? — zapytała ruda.

— To była głupota, szkoda o tym mówić — wyjaśniła Shima, unikając wzroku Evans.

— Okej — wzruszyła ramionami dziewczyna i poszła do łazienki.

— Przepraszam Dora — wydusiła z siebie Shima — Nie wiem dlaczego cię o to posądziłam. To było tak głupie.

— Każdy popełnia błędy. Ja też powinnam się powstrzymać — Dorcas zacisnęła oczy, nie chciała aby z jej oczu poleciały łzy, jednak to się nie udało — J-ja ciebie nienawidziłam. Przez ten dzień... chciałam abyś zniknęła. Jestem beznadziejna.

— To była tylko i wyłącznie moja wina, powinnam była się przyznać — odpowiedziała Shima.

— Stop. Nie rozpamiętujemy tego. Co było to się nie odstanie.

Przyjaciółki jeszcze raz wpadły sobie w ramiona.

*Dla niekumatych deer to po angielsku jeleń

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro