CHAIDEN

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Naszą opowieść zaczynamy tam, gdzie wszystko miało się skończyć. Nikt nie
wiedział, co zdążyło się tamtego dnia. Każdy snuł swoje domysły według własnych przepuszczeń. Prawdę znała tylko jedna osoba, Viktoria. Po tamtych wydarzeniach zamknęła się w sobie i nikogo nie dopuszczała do siebie.

Zacznijmy jednak od początku.


Nastała wiosna. Rolnicy od samego rana pracowali na polu. Słońce nie zdążyło jeszcze przywitać mieszkańców swoim blaskiem, lecz to nie przeszkadzało ludziom. Od wczesnych godzin porannych na ulicach Chaiden panował gwar.
Wszyscy przygotowywali się do Wiosennego Balu. Co roczny bal organizowany był przez burmistrza, na takim przyjęciu wszyscy byli mile widziani. Każdy czekał całą zimę na to wydarzenie. Nikt jednak nie spodziewał się przebiegu
wydarzeń, które miały miejsce przed wyczekiwanym dniem.

Życie w Chaiden było dla Viktorii monotonne i nudne. Marzyła o wyjeździe z
rodzinnego miasta w pogoni za wolnością. Od zawsze rodzice dziewczyny wymagali od niej, że będzie idealna. Jednak tak wysoki próg wymagań przyniósł ze sobą konsekwencje. Gdy nikt nie kontrolował Viktorii, chodziła na dach najwyższego budynku w Chaiden. Tam mogła być sama ze sobą, wtedy była wolna. Bez ciągłej kontroli ze strony rodziny i przyjaciół. Myślała wtedy tylko o jednym. Jak skrócić swoje cierpienie?

Dziś był jeden z takich dni, kiedy to rodzice Viki jej nie pilnowali. Po szybkim
śniadaniu zabrała swoja torbę i wybiegła z domu. Mijała po drodze wielu ludzi. W tym miasteczku jednak nikt nie zwracał uwagi na innych, każdy był zajętyswoimi sprawami i nikt nie wchodził innym z butami w życie. Dzięki temu jej rodzice nigdy nie dowiedzą się o jej wycieczkach. Po kilku minutach w końcu dotarła do celu, weszła po tylnych schodach na dach. Lekki wiatr muskał twarz Viktorii. Jak zwykle usiadła na krawędzi i sięgnęła do torby. Wyjęła z niej kartkę i długopis. Od wielu tygodni miała w planach napisać list do rodziców.
Miały to być jej ostatnie słowa. Nie miała odwagi przyznać się rodzicom do
swoich problemów, więc chciała, żeby dowiedzieli się o nich z listu. Miała w planach uciec od wszystkich problemów na dobre.

Na drugim końcu Chaiden mieszkał burmistrz z żoną i synem. Igor był rozpuszczonym dzieckiem, nigdy nie słuchał rodziców. Wymykał się z domu
przy każdej okazji, byle jak najdalej od domu. Nogi niosły go za każdym razem w inne miejsce. Tym razem doszedł do Chaiden Tower, biurowca w samym sercu miasteczka. Przychodził tu za dzieciaka razem z ojcem. Niewiele myśląc, wszedł do budynku. Minął recepcje i udał się do windy. Wjechał na najwyższe piętro i schodami wszedł na dach. W zamiarze miał oglądać panoramę miasta,
jednak los miał inny plan.
Igor rozejrzał się po dachu. Jego wzrok zatrzymał się na dziewczynie siedzącej
do niego tyłem. Chłopak niepewnie podszedł do krawędzi dachu. Cały czas był
wpatrzony w dziewczynę jak w obrazek. Nie wiedział co ma zrobić, pierwszy raz miał do czynienia z kimś kto siedział paręnaście metrów nad ziemią. Był pewny, że albo dziewczyna skoczy, albo tylko obserwuje miasto z góry.

Po cichu usiadł nie daleko Viktorii. Dziewczyna tak bardzo wpatrywała się w pustą kartkę, że nawet nie zauważyła Igora. Siedzieli tak przez kilka minut. W końcu dziewczyna postanowiła wracać do domu. Schowała trzymane przedmioty do torby i chciała wstać, jednak poczuła na sobie czyjś wzrok. Po woli odwróciła głowę w stronę chłopaka. Przestraszona gwałtownie wstała i
chciała uciec do domu. Jednak chłopak był szybszy. Złapał ją za nadgarstek i spojrzał w oczy. W tym momencie nie liczyło się dla niego nic innego, tylko ona. Zatracił się w jej oczach. Viktoria wiedziała, że nie
może przywiązać się do nikogo. Dzięki temu łatwiej jej będzie zniknąć.

Wyszarpała rękę z uścisku chłopaka i zbiegła schodami na dół. Z tego wszystkiego zapomniała torby. Igor zrezygnowany wziął torbę dziewczyny i dalej snuł się po ulicach Chaiden.

Następnego dnia matka Viktorii zaczęła od nowa nakładać na dziewczynę masę obowiązków. Dziewczyna wykonywała zadania w ciszy, nie chciała narazić się
matce. Jednym z kilkuobowiązków było napisanie listu do syna burmistrza.

Taki list miał na celu zwrócenie uwagi młodzieńca na dziewczęta. Tradycją było
wybranie jednej wolnej panny i zaprosić ją na bal. Aby młody Wood mógł wybrać dziewczynę, ta musiała napisać list, dlaczego to ona jest najlepszą
kandydatką. Vika nigdy nie lubiła tego robić, uważała to za bezsens. Nigdy przecież jej nie wybierze. Takiej cichej i nieporadnej dziewczyny nikt by nie chciał za żonę, a co dopiero zaprosić na bal. W tym roku jednak był jeszcze
jeden powód, dla którego nie chciała, a by to ona była kandydatkom na partnerkę do tańca.

Chciała jednak podołać wymaganiom jakie mają jej rodzice. Nie umiała napisać
listu do rodziców by wyjaśnić jakie miała problemy, a umiała napisać parę słów kłamstwa. Nie minęło pół godziny, a list już był wysłany. Miała cichą nadzieję, że i tym razem jej się upiecze i syn burmistrza wybierze inna.

Igor miał cichą nadzieję na ponowne spotkanie z nieznajomą, choć miał wrażenie jakby już ją widział. Dzisiejszy dzień był dla niego ciężki. Choć nie
słuchał rodziców to tego jednego dnia robił to co mu kazali. Jedna z takich
czynności było czytanie listów. Nienawidził tego robić. Każda kobieta wymyślała rzeczy nie stworzone byle by tylko wkupić się w jego łaski. Jednak
tradycji nie zmieni do puki nie zostanie burmistrzem, a i tego nie chciał robić. Nie widziało mu się, siedzieć całymi dniami w biurze nad papierami i słuchać żali mieszkańców.

Cały czas miał w głowie tajemniczą mieszkankę i jej piękne oczy. Postanowił
przeczytać te wszystkie listy na dachu Chaiden Tower. Miał nadzieję na ponowne spotkanie dziewczyny. Siedział na dachu już kilka godzin, nic nie wskazywało na szybkie przybycie dziewczyny. Viktoria jednak przyszła. Stała kilka kroków od niego. Od początku wiedziała kim jest chłopak. W prawdzie napisała jeden oficjalny list,
ale przyszła tu po torbę i dać Igorowi prywatny, nieoficjalny list z prośba.

Wiedziała, że jeśli wybierze ją, jej matka nie da jej już spokoju. Będzie kazać jej
przygotowywać się do ślubu. W końcu chłopak miał już za sobą dwadzieścia wiosen, to odpowiedni czas na małżeństwo. Przez pięć lat wybierał młode
dziewczyny, teraz przyszedł czas, aby wybrać tę jedyna. W mniemaniu matki Viktorii to by była jej córka.

W końcu wyczuł czyjąś obecność za sobą. Odwrócił się z nadzieją na ujrzenie
pięknej wybranki na bal. Nie pomylił się, stała tam. Nie uśmiechała się ani nie
smuciła. Jej twarz wyrażała obojętność, a oczy nie miały tego samego szczęśliwego blasku, tylko lodową barwę. Dziewczyna wyciągnęła dłoń z listem w jego stronę. Szybko wstał i podszedł o kilka kroków bliżej. Cały czas miał w
dłoni torbę, którą zostawiła dzień wcześniej. Z ciekawości zajrzał do torby.

Przeraził się tym co zobaczył. O ile białe kartki i długopis nie były straszne, o
tyle straszne było małe pudełko. Chciał zapytać o to dziewczyny, ale nie wiedział jak. Dał jej torbę i zabrał list.

Kiedy opuszczała rękę, na beton kapnęła kropla krwi. Przerażona dziewczyna spojrzała na chłopaka. Ten jednak był opanowany. Po znalezisku z torby nie miał wątpliwości z kont ta krew. Przed wyjściem z domu zabrał bandaż i coś do
odkażenia ran.
Przywołał dziewczynę gestem ręki. Ta niepewnie podeszła do chłopaka i podciągnęła rękaw bluzki na wysokość łokcia. Igor najdelikatniej jak umiał
opatrzyła Viktorii rany. Po tym otworzył kopertę z listem. Dokładnie czytał każde słowo. Im bliżej był końca tym większy czuł gniew. Zastanawiał się, jak ktoś może tak traktować swoje dziecko. Nikt nie ma prawa decydować za kogoś.
Spojrzał niepewnie na Viktorię. Dziewczyna stała przy krawędzi z zamkniętymi oczami. Wpatrywał się w nią niezrozumiale. Chciała skoczyć?

Nie chciał tego sprawdzać, dlatego podszedł do niej i złapał za rękę. Pociągnął
ją w swoją stronę, a potem w stronę schodów. Z prowadził ją na parter. Jeszcze
nie chciał się z nią żegnać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro