ʀᴀɴᴅᴋᴏᴡʏ ᴏʙᴏᴡɪᴀ̨ᴢᴇᴋ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sporadyczne pociąganie nosem i towarzyszący temu dźwięk siorbania zaczęły się już dobre pół godziny temu, ale kiedy dołączyły do tego jęki tłumionego płaczu, to już nie było coś, co Kacchanowi udawałoby się tak łatwo ignorować. Najpierw westchnął z irytacją, a potem, żeby dodatkowo podkreślić swoje naburmuszenie zacmokał niezadowolony, jednak komunikacja niewerbalna w tym wypadku nie przyniosła żadnego rezultatu.

— No i czego beczysz? — rzucił, nawet nie odwracając się do swojego chłopaka. Tak samo, jak całe półtorej godziny wpatrywał się beznamiętnie w ekran laptopa na łóżku przed nimi.

— Nie jestem z kamienia, tak jak niektórzy — wydukał Izuku, po raz kolejny zaciągając się obfitą porcją glutów z nosa, bo mimo że męczył się z nimi już długo, nie raczył ruszyć swoich czterech liter, czy chociażby poprosić Katsukiego, aby mu podał paczkę chusteczek.

— Po co chciałeś to oglądać, skoro wiedziałeś, że będzie smutne?

— Uraraka powiedziała, że to piękny film — wydukał Deku, wciągając niespokojnie powietrze, kiedy znowu zebrało mu się na szloch.

Faktycznie, Ochaco polecała mu ten film i zapierała się rękami i nogami, wmawiając, że to pozycja konieczna do odhaczenia na liście "Co powinna zrobić para w romantyczne, zimne wieczory". To też Izuku głupio jej posłuchał, a teraz tonął we własnych łzach i smarkach, przytulając się do swojej poduszki.

— Aha — westchnął blondyn. Zerknął przelotnie na zegarek, który chętnie poinformował go, że jest trochę po północy, a potem na leżącego obok Deku. Chyba miał już dość cyrków, jak na jeden dzień, a niższemu przerwa też wyjdzie na dobre. Płakał już tyle, że nie było mowy, aby nie obudził się rano z oczami opuchniętymi jak balony.

Schylił się, wyłączył okno Netflixa i szybko zamknął klapę laptopa.

— O-oglądałem! Chcę wiedzieć, jak się skończy — obruszył się Izuku, mając gdzieś w głębi serduszka naiwną nadzieję, na happy end. Na szczęście miał obok Kacchana, który szybko sprowadził go na ziemię.

— Ona na końcu też umiera — odparł beznamiętnie, odkładając sprzęt na podłogę, tak, żeby zniknął z zasięgu wzroku zielonowłosego i żeby już nawet przez myśl mu nie przeszło proszenie, aby dokończyli seans.

Izuku zaszlochał cicho, wycierając nos o ramię.

— Dlaczego mi nie powiedziałeś, o czym to jest, skoro już to oglądałeś?

— Byłeś tak napalony na to ścierwo, że nie miałem serca ci odmawiać. Człowiek powinien uczyć się na własnych błędach — mruknął Kacchan. Od półtorej godziny oglądali jakąś tragiczną historię romantyczną, choć mówiąc ściślej smutna zrobiła się dopiero w połowie filmu, kiedy to ukochany głównej bohaterki zmarł, a ona zaczęła rozpaczać. W sumie nie tylko ona.

— Jesteś okrutny.

— Tak, tak, prawdziwy ze mnie tyran. — Katsuki wychylił się, żeby sięgnąć do kartonika z chusteczkami, który leżał na szafce nocnej po jego stronie łózka. — Chryste, wytrzyj się, bo będziesz spał we własnych gilach — mruknął, po czym pomógł Izuku wygrzebać się z kołder (którymi tamten szczelnie się opatulił), a potem usiąść na łóżku. Podał mu paczkę chusteczek, więc zielonowłosy posłusznie wziął jedną i powoli zaczął wydmuchiwać nos.

— Następnym razem to ja wybiorę, co będziemy oglądać — dodał, a potem sam też wziął chusteczkę i wytarł brodę Izuku, na której zbiegały się szlaki łez. — A teraz nie becz już, to tylko film — rzucił, znacznie łagodniej i potarmosił chłopaka po włosach.

— Bardzo smutny film — wychlipał Deku, wyrzucając przemoczony papierek na podłogę i biorąc sobie kolejny. Wytarł oczy i policzki, biorąc przy tym głębokie oddechy, aby się uspokoić, bo czuł, że Kacchan cały czas mu się przygląda. — Następnym razem mógłbyś mnie uprzedzić.

— Masz to jak w banku. Beczysz jak koza, nie wytrzymałbym tego po raz drugi — zażartował Bakugou, a potem widząc, że jego humor nie pomaga przyciągnął Izuku do siebie, żeby go przytulić. — Chodźmy spać, dobra? — zaproponował, głaszcząc zielonowłosego między łopatkami.

Deku przytaknął mu lekko głową, ale nie śpieszno mu było odsunąć się od Katsukiego, żeby poprawić swoje poduszki czy żeby pozwolić mu zgasić światło.

Ostatecznie, gdy tylko ułożyli się wygodnie, ponownie się do siebie przykleili, nie mając w planach odrywać się od siebie całą noc. A przynajmniej Deku, który wciąż pociągał lekko nosem, nie miał takich planów, a zważywszy na to, że Kacchan skrycie (bo traktował to jak największą tajemnicę nawet przed samym sobą) lubił przytulać się z Izuku — oczywiście od czasu do czasu — z chęcią mógł przystać na taki plan.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro