ᴄɪᴀsᴛᴏ, ᴘᴀʀᴀsᴏʟ ɪ sᴛᴀʀᴢʏ ᴋᴏʟᴇᴅᴢʏ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— I spotkamy się tutaj za 5 minut — rzucił Izuku.

— Ta, o ile nie będzie kolejek — mruknął Katsuki, upychając dłonie do kieszeni kurtki. — Tylko nie czekaj na mnie na zewnątrz, bo zmokniesz — dodał. Deku uśmiechnął się szeroko, przy czym wokół jego zaczerwienionego (od jesienniej, nieprzychylnej im pogody) nosa, pojawiły się drobne zmarszczki.

Katsuki odwrócił się na pięcie i ruszył do niewielkiego marketu obok cukierni, w której drzwiach zniknął Deku.

Był weekend, ale pogoda zdecydowanie nie sprzyjała spędzaniu czasu na dworze, dlatego para postanowiła posiedzieć w domu rodzinnym Izuku. Przyczyn tego, że wybrali właśnie to miejsce, można by doszukać się kilku, ale najważniejsze to to, że w domu Kacchana nie mieliby spokoju, a siedzenie w akademiku UA przez cały tydzień źle mogło się skończyć dla ich zdrowia psychicznego. Trzeba czasem odpocząć od szkoły.

Blondyn szybko przemierzył kilka działów, aż w końcu nie znalazł upragnionej parasolki, której zapomnieli, albo dokładniej, o której nawet przez chwilę nie pomyśleli, kiedy wychodzili. Pani Inko poprosiła chłopców, aby odebrali ciasto z cukierni, a tak niefortunnie się złożyło, że po drodze złapał ich deszcz. Nie jakaś mocna ulewa, ale lekka mżawka, charakterystyczna dla tej pory roku. Oni może z cukru nie byli i wróciliby do domu cało, ale za słodki wypiek woleli nie ręczyć.

— Hej! Bakugou, to ty? — Blondyn usłyszał za sobą, kiedy to ustawił się w kolejce do kasy. Nieśpiesznie (żeby pokazać swoją ignorancję osobie, która postanowiła go zaczepić) odwrócił głowę i z niezadowoleniem stwierdził, że ma do czynienia nie z jedną osobą, a kilkoma. Trzy znajome buzie jego kolegów z gimnazjum szczerzyły się do niego, ukazując wszystkie zęby.

— Hej. Nie poznałem was — mruknął Kacchan. Kłamał. Oczywiście, że ich poznał, w gimnazjum spędzili razem zbyt wiele godzin, żeby tak szybko mógł wyrzucić z głowy ich twarze. Nie, żeby ich nienawidził czy coś. Po prostu miał ich za niemających własnego zdania, bezmyślnych przydupasów, stworzonych tylko, aby przyklaskiwać innym.

— W ogóle się nie zmieniłeś. Jak leci?

— No właśnie, słyszałem, że jesteś w UA! — wtrącił chłopak, stojący tuż obok tego pierwszego. Miał brązowe włosy oraz długą, jak i zamokłą grzywkę, która zasłaniała mu więcej niż połowę oczu.

— Dobrze — rzucił na odczepne, ale już przeczuwał, że to nie poskutkuje. Kasjerka najwidoczniej też była niezadowolona, bo zrobiła kwaśną minę, kiedy koledzy Katsukiego śmiali się między sobą i rzucali pytaniami bardzo głośno, bo właściwie to przekrzykiwali się nawzajem, chcąc, aby Bakugou usłyszał właśnie to, co mają do powiedzenia i wyraził swoją opinię. Najwidoczniej dalej mieli go za autorytet.

Nie odpuścili ani kiedy blondyn nie obdarzał ich zbyt wielką uwagą, ani kiedy zapłacił za swój parasol i ruszył do wyjścia. Szli za nim, jak małe dzieci za swoimi ulubionymi bohaterami, kiedy tylko mają okazję zobaczyć ich w realu, zamiast sprzed ekranu telewizora lub komputera. Kiedyś na pewno by go to dowartościowało, ale teraz dojrzał już na tyle, żeby uznać to za męczące.

— Wiesz, też starowałem do UA, ale mnie nie przyjęli. Musi być tam naprawdę wysoki poziom, ale nic dziwnego, że się dostałeś, zawsze byłeś najlepszy! — rzucił najwyższy z całej trójki, brunet o smoczych skrzydłach, którymi swoją drogą zwalił kilka batonów, kiedy przechodził między wąską alejką przy kasie.

Katsuki dostrzegł przez szklane sklepowe drzwi burzę zielonych włosów. Deku stał już przed sklepem, w rękach trzymał średniej wielkości kartonik, opakowany w reklamówkę. Bamugou zatrzymał się i odwrócił przodem do znajomych.

— Wiecie, ja muszę już iść, ktoś na mnie czeka — odparł. Chyba nawet największy kretyn zrozumiałby, że próbuje ich spławić, ale w tym wypadku albo byli jeszcze głupsi niż nauka przewidziała, albo specjalnie ignorowali oczywiście sygnały.

— Ej, czy to nie Deku?! — zapytał ten z grzywką na oczach, przy czym wskazał palcem na chłopaka. Katsuki zmarszczył z niesmakiem brwi i zaciągnął wargi, już wiedząc, że jego dawna loża szyderców wyczuła świeżą krew. Trójka ruszyła prosto do wyjścia, a blondyn zaraz za nimi, starając się nie denerwować za bardzo. Nie tylko on, ale i Midoriya miałby problemy, gdyby Katsuki rzucił się na jakichś cywili.

— Izuku, tutaj — rzucił blondyn, mając w planach po prostu odejść stamtąd gdzie pieprz rośnie i nie wdawać się w niepotrzebną dyskusję.

Jego chłopak od razu odwrócił się w ich stronę i uniósł nieco wyżej pudełeczko, aby zaprezentować swoją zdobycz. Dopiero po chwili zobaczył, że z Katsukim idą trzy postacie. Spojrzał po nowych twarzach, od razu przypominając sobie, do kogo należały, a potem z utkwił zaskoczony wzrok na niezadowolonej minie Katsukiego.

— Idziesz z nim? — Chłopak ze skrzydłami parsknął śmiechem. — Hej, Deku! Załatwiłeś już sobie praktyki na policji czy nie przyjmują takich jak ty?

Zielonowłosy uśmiechnął się lekko, jakby przepraszająco. Uśmiech ofiary, który Katsuki miał okazję zobaczyć wiele razy w czasach gimnazjum i którego teraz nienawidził prawie tak samo, jak przegrywania w walce czy złoczyńców.

— Tak właściwie to jestem w UA — zaśmiał się nerwowo Izuku i blondyn był pewny, że gdyby nie pakunek, jaki trzymał w rękach, towarzyszyłoby mu zawstydzone drapanie się po głowie.

— Mówiłem, żebyś nie czekał na zewnątrz — mruknął cicho Bakugou do zielonowłosego, starając się zapomnieć, że stał tam ktokolwiek jeszcze. Oczywiście z marnym skutkiem.

— Nie chciałem, żebyśmy się minęli. Nie zmokłem — odparł niższy. Kacchan westchnął ciężko, a potem odłączył się od kolegów i stanął przy swoim chłopaku.

— Dobra, musimy już iść. Na razie — tym razem zakomunikował to tak, że prościej się już nie dało.

— Czekaj, to t-ty zadajesz się z nim?

Katsuki zmarszczył groźnie brwi, jego cierpliwość została dziś wystawiona na ciężką próbę.

— Jeśli masz jakiś problem do tego, to śmiało, wal — warknął już przez zęby, podając Izuku swoją dłoń, tak, żeby chłopak ją chwycił, co zrobił bez zastanowienia, jak tylko przełożył reklamówkę z ciastem do drugiej ręki. Kacchan splótł ich palce razem i zmierzył kolegów morderczym spojrzeniem z tym charakterystycznym błyskiem w oku, który pojawiał się, gdy się denerwował.

— Jesteśmy zajęci, więc spadajcie, skoro nie macie nic do dodania. Mam lepsze towarzystwo niż cała wasza trójka razem wzięta — dodał, ciągnął Midoriyę, w swoją stronę, a potem wzdłuż chodnika prosto do domu zielonowłosego.

Izuku odwrócił jeszcze na chwilę głowę, żeby zobaczyć czy małe stowarzyszenie się rozbiegło. Nie, a przynajmniej nie od razu. Stali przez chwilę wymieniając zaskoczone spojrzenia, a potem jakieś słowa, których ani on, ani Katsuki nie mogli usłyszeć i dobrze, bo raczej nie było to nic pochlebnego. Potem odwrócił się do Kacchana i zaśmiał, widząc jego skrzywioną minę.

— Masz ten parasol? — zapytał, czując na twarzy pierwsze krople deszczu. Katsuki puścił jego rękę, żeby co najmniej nie delikatnie zedrzeć folię ze swojego zakupu, a następnie upchać ją do kieszeni.

— Uroczo, że się za mną wstawiłeś — dodał Midoriya, kiedy Katsuki rozłożył parasolkę.

Blondyn spojrzał na jego szczęśliwą twarzyczkę i sam nie mógł nie ochłonąć. Ściągnięte brwi nieco się rozluźniły, a jeden kącik ust zawędrował ku górze, zupełnie jakby nie chciał jeszcze porzucać maski tego silnego i groźnego.

A przynajmniej nie do czasu, dopóki Izuku nie przystanął i nie skradł Kacchanowi krótkiego całusa w policzek ze strony, która jeszcze się nie uśmiechała. Oczywiście po tym to się zmieniło.

— Chodźmy, bo zaraz z tego ciasta nic nie zostanie — mruknął Bakugou, naciągając kaptur na głowę zielonowłosego, który mu przytaknął energicznie. Rozłożył parasol i objął Izuku ramieniem, żeby oboje mogli z niego skorzystać, choć w praktyce z każdym kolejnym krokiem przesuwał go coraz bardziej na korzyść niższego.
_________________________________________

Ciekawostka jest taka, że w praktyce ten shot powstał jako pierwszy, ale nie byłam do niego przekonana, dlatego wleciał dopiero teraz. Jak go sobie przeczytałam jeszcze raz, to chyba podoba mi się nawet bardziej niż dwie poprzednie prace.

Przypominam o gwiazdeczce.

Do usłyszenia!

PS Ładowarka mi wróciła, więc zajmę się niedokończoną połową rozdziału Shigadabi. Pojawi się najpewniej we wtorek <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro