1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Cole

Siedzę w fotelu, trzymając drinka w dłoni. Obracam szkłem i słyszę, jak kostki lodu obijają się o ścianki, po czym biorę łyk. Alkohol pali mój przełyk, ale to dobrze. To świadczy o tym, że żyję. Jeszcze żyję. Zamykam na chwilę powieki, biorę głęboki wdech i wypuszczam powietrze. Jak to wszystko potrafi się czasem spierdolić... Chociaż może jeszcze się nie spierdoliło. Nie mogą mnie powiązać ze śmiercią Harry'ego, bo to nie ja za tym stoję. Jedynie go znałem. Wychodzi na to, że czasem lepiej chyba znać mniej osób.

Odstawiam z hukiem szkło i wstaję. Wychodzę na balkon, gdzie zaciągam się wieczornym powietrzem, patrząc na panoramę miasta. Moja wspólniczka zbrodni mieszka w Newport News, więc pozostaje mi tylko dzwonić, choć równie dobrze mogę zatelefonować jeszcze do kogoś. Nawet chyba lepiej, żebym się skontaktował właśnie z nim. Corina nie potrzebuje zmartwień, a Parker to zupełnie inny typ przyjaźni. Taki, gdzie jeden za drugiego nadstawi karku. Szkoda tylko, że Markus tego nie dożył. Nie doczekał zaręczyn własnej siostry. Ze wszystkich ludzi na świecie jego brakuje mi najbardziej. Czuję się samotny. Najgorszy rodzaj samotności to ten, którego doświadcza się wśród innych. Ludzie mylą pojęcia „sam" i „samotny". Można być samotnym samemu, ale również samotnym, będąc z kimś.

Wyciągam w końcu iPhone'a z kieszeni moich garnitu- rowych spodni. Odpinam dwa górne guziki koszuli. Muszę się czuć swobodnie. Czasem mam dosyć tych ubrań, ale praca prawnika do czegoś zobowiązuje. Ryje głowę, to swo- ją drogą. Już zamierzam wybrać numer Raina, ale okazuje się, że chyba ściągnąłem go myślami, bo właśnie do mnie dzwoni.

– Parker – odzywam się pierwszy.

– Wszystko z tobą okej, West?

– Zabawiasz się w Corinę? – pytam z przekąsem, bo ona jest nadopiekuńcza. Jak matka kwoka.

– Taa – śmieje się.

– Wszystko w porządku – zapewniam go, choć nie do końca tak jest. Ale to sprawy zawodowe.

– Widziałem artykuł – mówi cicho – pokazała mi

– Niepotrzebnie. Sprawa jest skończona, ale...

– Ale?

– Zwalę się do was za jakiś czas – oświadczam, nie wiedząc jeszcze, kiedy miałoby to być

– Znudziło ci się życie w wielkim mieście?

– Powiedzmy, że potrzebuję chwili wytchnienia.

– W takim razie zapraszamy. Corina będzie musiała

poczekać z projektem łączenia domów. 

– Cała ona– wzdycham.– Współczuję ci, Rain ,nawet nie wiesz, coś ty sobie wziął na głowę.

– Chyba jednak wiem – śmieje się.

– Tobie się wydaje, że wiesz. Widzimy się – parskam i się rozłączam.

Taa, sprawa z byłym facetem Coriny skończyła się, jak się skończyła. Nie powiem, że szkoda mi gnojka, a mój wujaszek brał w tym udział. Nie musiał mi nawet o tym mówić, po prostu wiem. Dlatego będzie dobrze, jeśli ja też na chwilę wyjadę. Zniknę. Muszę złapać oddech od wszystkiego. Również od tego miasta, ludzi i klientów. Reset bywa potrzebny, inaczej samemu można wylądować w wariatkowie, a tego mi nie potrzeba.

Szybko dokonuję w głowie zmiany planów na takie, które mi odpowiadają. Ale nim pójdę się spakować, muszę jeszcze zadzwonić w dwa miejsca. Wybieram numer sekretarki, którą uprzedzam, że przez jakiś czas będę poza zasięgiem, po czym dzwonię do Dużego Johna. Poradzi sobie beze mnie, bo rzadko mnie potrzebuje. Ale musi wiedzieć, że będę niedostępny. Naprawdę potrzebuję odpoczynku. Życie bywa męczące.

– Cole – wita się ze mną, jak tylko odbiera.

– Cześć, wujku.

– Stało się coś?

– A czy ja dzwonię, tylko jak coś się dzieje?

– Nie. W sumie i tak miałem się do ciebie odezwać. 

– Tak?

– Tak. Nie chcesz wyjechać na jakieś wakacje, coś?

Aha, czyli jest coś na rzeczy.

– Sprawa z Harrym ma długi ogon smrodu? 9

– Wolałbym, żebyś wyjechał. Zrób sobie wolne – proponuje mi, wymigując się od odpowiedzi. Ciekawe.

– Właśnie po to zadzwoniłem. Wyjeżdżam do Coriny.

– Mądra decyzja. Zatem baw się dobrze i za szybko nie wracaj.

– A co to znaczy „za szybko"? – dopytuję, bo wolę jednak wiedzieć, co szanowny wujaszek ma na myśli.

– Dwa, może trzy tygodnie. Nie chcę, żebyś był w cokolwiek zamieszany, Cole.

– Dzięki za troskę. Ale to ty uważaj na siebie.

– Taa, w moim wieku to szybciej można pierdolnąć w kalendarz.

– Też. – Zaczynam się śmiać i rozłączam.

John ma rację. W jego wieku można w każdy nowy dzień wjechać nogami do przodu i to niekoniecznie za sprawą zawału. Para się profesją wysokiego ryzyka. Ładnie to brzmi w teorii: biznesmen. Owszem, jest nim, ale nie do końca, jak się ludziom wydaje. Prawdę znam ja i jeszcze kilka innych osób.

Chowam telefon do kieszeni i idę się spakować, wiedząc, że mam jeszcze czas. Nigdzie mi się nie spieszy, więc podczas podróży zwyczajnie odpocznę i nacieszę się widokami zza samochodowej szyby. To jest dobry plan.

Idę do swojego pokoju, wyciągam walizkę i wrzucam rzeczy, które mi się przydadzą, na moje przymusowe „wakacje", po czym po półgodzinie opuszczam aparta- ment i zjeżdżam windą. Wychodzę na zewnątrz. Ciągnę walizkę przy sobie, kierując się do stojącego przy krawężniku samochodu. Otwieram bagażnik, wrzucam rzeczy, zamykam i zajmuję miejsce za kierownicą, by kilka minut później być w drodze do Newport News. Zapewne dotrę tam rano, ale to nie ma znaczenia. Już teraz rozumiem, dlaczego Corina wybrała inną wolność. Niestety, ja nie mam tego przywileju. Chociaż kto wie? Może pewnego dnia sam stąd wyjadę na amen?

Wiem jedno: życie potrafi być nieprzewidywalne, za- równo w dobry, jak i zły sposób.


**********************************************************************

Zapraszam na drugi tom serii Niepokonani. Pierwszy tom nosił kiedyś nazwę Deszczowe serca, ale wydany został pod zmienioną nazwą – Parker Rain. Był kiedy dostępny cały tutaj, ale zostały już jedynie kawałki.

Cole West ukaże się 8 listopada, czyli za miesiąc ma premierę. Więc też nie mogę wrzucić Wam całej książki, jedynie początkowe rozdziały.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro