29. Incomplete

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Przyjaciele już wcześniej ustalili, że nie będą kupować sobie żadnych prezentów, bo po pierwsze niezbyt mieli na to czas, a po drugie ważniejsze było to, że spędzą ten czas ze sobą, dlatego nikt się nie zdziwił się, że na drugi dzień rano nie było nic pod ich choinką. Louis jednak wiedział, że Liam kupił Zaynowi ładną obrączkę, która nie symbolizowała oświadczyn, a miała być jedynie zwykłym prezentem. Dowiedział się też, że Malik również kupił coś swojemu ukochanemu, ale nie chciał zdradzić co, więc Tomlinson spodziewał się, że to coś seksualnego, a naprawdę nie miał ochoty aż tak wchodzić przyjacielem do łóżka.

Zjedli jedynie razem śniadanie, po czym wszyscy znów wrócili do swoich domów, żeby przygotować się na kolację z mamą Zayna. Ten niechętnie jechał do siebie, bo nie lubił opuszczać Liama, a poza tym bycie sam na sam ze swoją rodzicielką niezbyt go uszczęśliwiało. Jego chłopak jednak uznał, że nie będzie mu towarzyszył, bo pogodzenie się z Trishą należy do jego obowiązków i nikt nie może zrobić tego za niego. Louis miał wciąż wrażenie, że to niezbyt podobne do Liama, którego od zawsze życiowym przesłaniem było pomaganie innym i dbanie o pokój na świecie, ale był pewien, że ma w tym jakiś większy cel.

Wszystko jednak okazało się dość zrozumiałe, kiedy przyjaciel zagadał do Tomlinsona, który siedział na fotelu, pijąc herbatę i czytając książkę.

– Och, Tommo – westchnął, sprawiając, że Louis spojrzał na niego, zamykając książkę. – Nawet nie zauważyłeś mojej obecności.

– Widziałem cię kątem oka – powiadomił go, marszcząc brwi.

– Czasami zastanawiam się, czy ty w ogóle zwracasz uwagę, że czasami nie ma mnie w domu! – zaśmiał się Liam, klepiąc go po kolanie, po czym zaraz spoważniał, co tylko sprawiło, że cała wypowiedź stała się sztuczna. – Właśnie, zauważasz? Czy może wręcz lubisz być sam w domu? Masz przecież wtedy czas na pracę, czytanie czy poprawianie błędów w książkach.

– Zmierzasz do czegoś? – pogonił go Louis, czując się nieco niepewnie.

– Spójrz, przecież my i tak najczęściej widujemy się w barze – podjął wątek Payne, pocierając nerwowo swoje uda. – Tutaj tak naprawdę tylko śpimy, chociaż też niekoniecznie. Reszta przychodzi tu cały czas, więc w sumie rzadko kiedy jesteśmy sami. Rzadko kiedy mamy momenty, gdzie możemy szczerze porozmawiać tylko we dwoje, jak najlepsi kumple.

– Jesteśmy najlepszymi kumplami i przecież często rozmawiamy – poprawił go Louis, a mężczyzna kiwnął głową w zgodzie. – Ale może przebywalibyśmy częściej sam na sam, ale o twój chłopak od zawsze z nami pomieszkuje.

– No właśnie, pomieszkuje – westchnął Liam, a Louis otworzył a chwilę szeroko buzię, nagle rozumiejąc sens rozmowy.

– O cholera! – wykrzyknął zadowolony. – Chcesz, żeby Zayn się do nas wprowadził!

– Ja...

– Mogłeś tak od razu, idioto! – ucieszył się Louis, przytulając się do niego. – Zayn i tak tutaj praktycznie od początku mieszkał, więc serio nie widzę problemu, żeby oficjalnie go zameldować. – Liam nie odpowiedział, a Louis za o zacmokał głośno. – Widzę, że jednak Zayn postawił na swoim z tym mieszkaniem na Manhattanie, hm?

– Zdecydowanie – uśmiechnął się jedynie mężczyzna, jednak wydawał się wciąż być nieco zestresowany.

– Idę zrobić miejsce na jego kosmetyki w łazience! – postanowił zadowolony szatyn.

Ω

– Zayn rzeczywiście z wami zamieszkał? – pytam zaciekawiona, a Tomlinson zaprzecza krótkim ruchem głowy, poprzedzonym uśmieszkiem.

– Cóż, jak się okazało ja i Liam nieco źle się zrozumieliśmy – uznaje. – Ale o tym wszystkim dowiedzieliśmy się dopiero na naszej bożonarodzeniowej kolacji.

Ω

– Szybciej, szybciej! – wykrzyczał Harry do Louisa, chwytając go mocniej za ramiona.

– Powinieneś zacząć mówić po niemiecku, to prędzej zwiększy efektywność pracy – zażartowała Kate, krzycząc to z kuchni.

– Harry, mamy jeszcze dużo czasu – westchnął szatyn, odkładając na chwilę sztućce, którymi nakrywał stół i odwrócił się do młodszego chłopaka. – Zdążymy.

– Po prostu się denerwuję – wyznał Harry, patrząc na niego z żalem. – Co jeśli Trishy nie będzie smakować moja wegańska lasagne?

– To znaczy, że kompletnie nie zna się na dobrym jedzeniu – pocieszył go Louis, powodując lekki uśmiech na jego twarzy.

Wszyscy oprócz Zayna i jego mamy byli już w mieszkaniu Louisa i Liama, gotowi na bożonarodzeniową kolację. Wszystko właściwie było już gotowe, specjalnie nawet przynieśli ze strychu stół i krzesła, z których rzadko korzystali, najczęściej jedząc w kuchni, ale z jakiegoś powodu Harry bardzo się stresował tym wszystkim. Wprawdzie to on przyrządził wraz z Kate większość potraw i chciał się przypodobać Trishy, ale Tomlinson był przekonany, że nie ma powodów do obaw. Wszystko wydawało się cudownie przygotowane, chociaż Louis i tak uważał, że gwoździem tego wieczoru będzie oświadczenie, że Zayn zamieszka wraz z nimi. Liam w końcu starał się unikać tego tematu przy przyjaciołach, więc oczywistym wydawało się być to, że będzie to niespodzianka.

– Z czego właściwie jest wegańska lasagne? – spytał Niall, wąchając potrawę na stole. – Fuj, śmierdzi byciem zdrowym i hipsterskim.

– To akurat zwykła lasagne – zaśmiał się Harry, a Horan wzruszył ramionami i próbował wciąż kawałek, jednak Kate uderzyła go w rękę.

Nagle drzwi się otworzyły i do środka wszedł Zayn wraz ze swoją mamą. Wyglądał dość nijako przy kobiecie, która ubrana była w duże białe futro, a pod nim elegancką sukienkę. Na szczęście jednak Malik odrzucił niechlujny ubiór, w jakim najczęściej witał matkę, zastępując wszystkie rozciągnięte koszulki, czarną koszulą. Na jego twarzy wciąż malowała się złość i niechęć, jak gdyby wciąż był za coś zły na Trishę.

Niall pomógł jej zdjąć futro i wszyscy przywitali się radośnie z kobietą, która ze szczerą chęcią dawała im po dwa całusy w policzek. Zayn w tym czasie opadł ciężko na krzesło, bez skrępowania nalewając sobie wina i wypijając pół lampki na raz.

– Tak bardzo dziękuję wam za zaproszenie – uznała Trisha, zajmując miejsce naprzeciwko Zayna, bo to krzesło odsunął od stołu Liam. – Bez tego pewnie utknęłabym sama w pokoju hotelowym.

– Jak ja zawsze, gdy przyjeżdżałem w odwiedziny – prychnął do siebie Malik, uśmiechając się złośliwie w stronę matki.

– To nic takiego, naprawdę miło panią poznać – stwierdziła Kate, upominając mężczyznę wzrokiem.

W międzyczasie wszyscy zajęli miejsca przy stole. Harry zadbał, żeby usiąść obok starszej kobiety, a Louis naturalnie był koło niego, jak zwykle nie wiedząc co to przestrzeń osobista. Zaczęli jeść, a wcześniej Styles i Cat poinformowali ich o wszystkich potrawach.

– Mówicie mi po imieniu, proszę – oznajmiła ze śmiechem Trisha. – I to mnie miło mi, że mogę poznać wszystkich przyjaciół Zayna. Parę lat temu poznałam tylko Liama i takiego słodkiego angielskiego chłopca...

– Zgłaszam się – podniósł rękę Louis, a kobieta spojrzała na niego ze zdziwieniem, trzymając widelec w górze.

– Naprawdę? – spytała, gdy już wreszcie się trochę otrząsnęła. – Wyglądałeś wtedy... inaczej. Wydoroślałeś, Louis. Jesteś teraz naprawdę przystojnym mężczyzną!

– Świetnie, zacznij teraz podrywać moje przyjaciela – powiedział Zayn, po czym nie czekając na odpowiedz, zmienił temat. – Świetne to puree Harry.

– Dziękuję – odparł niepewnie chłopak.

– Nikogo nie podrywam, Zayn, byłam po prostu miła – odezwała się Trisha, pomimo zmiany tematu. – Za kogo ty mnie masz? Czy ty naprawdę myślisz, że mogłabym ci coś takiego zrobić i spotykać się z twoim przyjacielem?

– Jesteś pewna? – wychylił się Niall. – Jakby co to jestem od niego starszy i...

– Powiesz jeszcze jedno słowo, a wbiję ci te widelec w udo – zagroziła półszeptem Kate, więc Horan jedynie przewrócił oczami, wracając do jedzenia.

– On mógłby być moim synem, Zayn – dodała starsza kobieta.

– Och, nie zachowuj się jakby ci o przeszkadzało – prychnął Zayn. – Przecież to nie pierwszy raz, kiedy umawiałabyś się z kimś dużo młodszym. Mam ci przypomnieć tego modela...

– To było z jakieś dwadzieścia lat temu...

– Ale dzieci w szkole dość często o tym wspominały i wcale nie było to przyjemne – powiedział ze ściśniętym gardłem.

– Ja nie wiedziałam, że... – zaczęła nerwowo.

– Oczywiście, że nie – przerwał jej syn. – Podczas, gdy inne mamy dbały o swoje dzieci i wymyślały im słodkie pseudonimy to ja dostawałem od ciebie paczki. Gratuluję, jeśli myślałaś, że kilkuletni chłopiec bardzie potrzebuje kolejnej zabawki niż własnej matki.

– Przecież wiesz, że żałuję – powiedziała Trisha ze łzami w oczach. – Wiem, że byłam okropną matką, ale chcę to naprawić. Proszę.

– Odechciało mi się jeść – uznał Zayn, wstając od stołu. – Przepraszam.

Nie oglądając się za siebie, poszedł do pokoju Liama, zatrzaskując za sobą drzwi z impetem. Payne jedynie spojrzał w jego stronę, nie idąc za nim.

– Nie powinnam była tu przychodzić – westchnęła Trisha. – Zepsułam wam tylko kolację.

– Nie, to Zayn ją zepsuł, zachowując się jak dzieciak – stwierdził Liam ku zdziwieniu wszystkich. Najczęściej traktował Zayna jak ideał i nigdy nie uważał, że robi coś złego, ale najwyraźniej teraz potrafił ocenić sytuację obiektywne.

– Nie zamierzasz po niego pójść? – powątpiewała Kate, a mężczyzna zaprzeczył ruchem głowy. – Wow, jesteście w separacji? Gdzie się podział nasz kochający Liam?

– Nadal go kocham nad życie, ale nie zamierzam nic zrobić – postanowił Payne. – Wróci, jak zrozumie, że źle postąpił.

– Brzmisz tak tatusiowato – uznała Cat, oblizując prowokacyjnie usta. – To gorące, założę się, że Zayna to kręci.

– Kate, mówisz to przy mojej przyszłej teściowej – wymamrotał zawstydzony Liam.

– Teściowej? – upewniła się Trisha.

– Poślubię twojego syna, gdy tylko będzie to legalne – uznał pewnie. – I przykro mi, ale nie zamierzam zmienić zdania.

– Och, masz moje błogosławieństwo – uznała z uśmiechem, po czym powiedziała ciszej do Kate. – Rzeczywiście jest tatusiowaty. Zayn to szczęściarz.

Młodsza kobieta kiwnęła głową, sprawiają, że Liam jeszcze bardziej się zarumienił.

Przez dłuższy czas świetnie się bawili, jedząc i rozmawiając. Trisha wbrew pozorom okazała się być wspaniałą i miłą osobą, z którą łatwo można było nawiązać kontakt. Wydawała się być dobrą matką, jednak przyznała się, że nie zawsze tak było. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych naprawdę była całkiem inną osobą i nie dziwiła się, że jej syn ma do niej żal. Rzeczywiście się nim nie opiekowała, jednak od paru lat starała się to zmienić. Odbudowywanie, albo raczej tworzenie takiej relacji na nowo było czymś niemożliwie trudnym, bo Zayn wydawał się jej nienawidzić. Nie miała mu tego za złe, bo zdawała sobie sprawę z własnych błędów, jednak liczyła, że powoli będzie jej wybaczał.

– Kocham go najbardziej na świecie i niczego tak nie żałuję, jak tych straconych lat – westchnęła z żalem. – Chciałabym być dla niego dobrą matką, ale już za późno na jakiekolwiek wychowywanie go, więc chociaż chciałbym się zaprzyjaźnić. Zależy mi na nim...

– Mamo... – wyszeptał stojący w drzwiach Zayn, patrząc na kobietę z delikatnym uśmiechem. Ta niepewnie wstała, podchodząc do niego powoli, jakby bała się, że spłoszy go jak dzikie zwierzę. Mężczyzna jednak przytulił się do niej, pochylając się trochę, bo była od niego niższa. – Przepraszam.

– To ja przepraszam, kochanie – odparła, głaszcząc go po głowie. – Obiecuję, że będę lepsza. Po prostu mi zaufaj.

– Ufam ci – oznajmił. – Po prostu tęskniłem.

– Ja też, synku – zgodziła się. – Nawet nie wiesz, jak bardzo.

W czasie, gdy ta dwójka przytulała się do siebie na środku salonu, wszyscy ich obserwowali, napawając się tym niecodziennym, ale pięknym widokiem godzenia się. Nikt nie rozumiał, jak to się stało, ale najwyraźniej aprobata przyjaciół sprawiła, że Zayn zechciał wybaczyć swojej matce. W końcu byli dla siebie jak rodzina i ich zdanie wiele znaczyło.

– Liam, twoje metody wychowawcze działają cuda – stwierdziła Kate. – Proszę, zostań ojcem moich dzieci.

– Myślałem, że to Niall ma być twoim mężem – prychnął żartobliwie Louis.

– Zabezpieczam się ze wszystkich stron, żeby nie zostać starą panną – zaśmiała się, kładąc Horanowi głowę na ramieniu.

Reszta kolacji minęła im wszystkim w miłej atmosferze. Złagodzenia konfliktu wpłynęło dobrze na wszystkich, bo sprawiło, że łatwiej się im rozmawiało. Trisha rzeczywiście starała się być już lepsza od samego początku, bo już w czasie deseru zachęcała Zayna do słodyczy, gdy ten niepewnie się na nią patrzył. Nawet zdecydowali się zapoznać ją z borsukiem, który przyszedł, żeby zjeść resztki jedzenia, a mama Zayna po prostu pogłaskała zwierze, choć robiła to z pewną dozą rezerwy.

W końcu jednak kobieta zdecydowała się wrócić do swojego hotelu, bo była już nieco zmęczona.

– Dziękuję wam za tak mile spędzony czas – powiedziała przed wyjściem. – Myślałam właściwie nad kupieniem jakiegoś mieszkania tutaj w Nowym Jorku, bo coś czuję, że będę się zatrzymywać tutaj częściej.

– Zapraszam do mnie, mamo – uznał Zayn, całując ją w policzek.

Gdy już wszyscy pożegnali się z Trishą i ta wyszła, ponownie usiedli do stołu, bo nikt nie miał ochoty jeszcze sprzątać. Louis zaś posłał nieco złośliwy uśmiech w stronę Malika, który jedynie zmarszczył brwi.

– Widzę, że nieźle to sobie wymyśliłeś – podjął wątek Tomlinson. – Zaprosiłeś mamę do mieszkania, w którym właściwie nie będziesz mieszkał...

– O czym tym mówisz? – zdziwił się Zayn, podczas gdy Liam wziął duży łyk wina.

– Nie musicie już niczego ukrywać, rozmawiałem z Liamem o przeprowadzce – kontynuował Louis. – I wspieram was w stu procentach.

– To świetnie, Loueh – odparł zadowolony brunet, chwytając kolano swojego chłopaka. – Baliśmy się, że źle na to zareagujesz.

Louis pokręcił z uśmiechem głową, a zakłopotane miny pozostałych uświadomiły go, że trzy osoby z ich grona są niewtajemniczone w to, o czym rozmawiają.

– Zayn się tutaj wprowadza! – oznajmił Louis, zwracając się do wszystkich. Malik jednak nie był tak entuzjastyczny i spojrzał na niego z konsternacją.

– Nie, stary – zaprzeczył. – To Liam wyprowadza się do mnie.

– Nie wydaję mi się – kłócił się Tomlinson, patrząc na przyjaciela nieco oskarżycielsko, podobnie jak teraz Zayn. – Liam?

– Przepraszam, ale Zayn ma rację – jęknął Payne. – Chciałbym z nim zamieszkać sam i...

– Dlaczego nie powiedziałeś mi wprost? – oburzył się Louis, czując się zraniony tym niedomówieniem. – Przecież bym was nie zatrzymywał.

– Tak, ale – zaczął niepewnie Liam, jakby bojąc się reakcji – nigdy nie mieszkałeś sam. Martwiliśmy się, że sobie nie poradzisz.

– Mam dwadzieścia osiem lat, nie umrę przecież sam w domu – wyjaśnił, wymuszając trochę uśmiech.

Louis słyszał, jak reszta im gratuluje, ale trochę zgubił się we własnych myślach. Niezmiernie cieszył się, że przyjaciele zdecydowali się na tak poważny krok jak wspólne mieszkanie, jednak wciąż myślał trochę o sobie. Liam po części miał rację i on rzeczywiście nigdy nie mieszkał sam, więc ta perspektywa wydawała się dosyć przerażająca. Nie mógł jednak ich zatrzymywać tylko dlatego, że trochę bał się samotności. Teoretycznie nie miał do tego powodów, bo przecież był pewien, że przyjaciele i tak będą o odwiedzać, jednak to oznaczało koniec pewnej ery. On i Liam nie będą już współlokatorami, a co za tym idzie, nie będą już spędzać ze sobą każdej chwili w ciągu dnia, jak robili to przez ostatnie dziesięć lat. To jednak całkiem normlane, że mężczyzna przed trzydziestką się ustatkował i chce zamieszkać ze swoim ukochanym, a Louis nie miał zamiaru go zatrzymywać. Miał jednak nadzieję, że wciąż pozostaną najlepszymi przyjaciółmi.

– Więc, kiedy macie zamiar to zrobić? – spytał nagle Harry, a jego głos wyrywał Louisa z przemyśleń.

– Chcieliśmy pojechać w dwójkę do mojej rodziny, a potem już zamieszkać razem – powiadomił ich Liam, po czym jeszcze raz spojrzał na Louisa z troską. – Jesteś pewien, że wszystko okej?

– Zastanawiam się po prostu, jak podzielimy nasze wspólne rzeczy – skłamał.

– Możesz je zachować – postanowił od razu Liam. – W sensie, nie jest ich aż tak dużo i raczej lepiej jak zostaną tutaj.

Kate chciała coś powiedzieć, ale poczuła że Niall stuka ją palcem w ramię.

– Co? – zdziwiła się, ale mężczyzna wciąż to robił. – No mów, Niall.

– Zabroniłaś mi się odzywać! – upominał ją, a ta przewróciła oczami z jękiem. – W każdym razie, znacie moją opinię na ten temat, więc sobie odpuszczę mówienie wam, że wcale nie powinniście tego zrobić, bo...

– Do rzeczy, Horan – pogoniła go Kate, unosząc widelec.

– Zastanawiam się jedynie, co z borsukiem – kontynuował, podnosząc z ziemi zwierzę. – Domyślam się, że Liam pewnie bardzo chciałby go zatrzymać, ale Pizza już się przyzwyczaiła do mieszkania tutaj i...

– Myślę, że najlepiej, jeśli zostanie tutaj – uznał Liam, udając żal. – Będę za nią tęsknić, ale nie chcę ją stresować przeprowadzką.

– To szlachetne z twojej strony, kochanie – z trudem powstrzymywał śmiech Zayn, gdy kładł ukochanemu dłoń na ramieniu. – Musimy jakoś dać sobie radę z naszym skarbem.

– Hej, nie mogę wam tego zrobić – wtrącił się Louis. –W końcu to Zaynowi bardzo zależało na tym, żeby borsuk był z Liamem, więc teraz powinno tak zostać.

– Ale Louis, Pizza będzie ci dotrzymywać towarzystwa – namawiał go Malik, uśmiechając się nieco sztucznie. – Nie mogę tak egoistycznie ci jej odebrać.

– Obiecuję, że sobie poradzę – uciął Tomlinson i uniósł kieliszek z winem. – To co, za przyszłość?

Wszyscy wznieśli toast, nie rozmawiając już o przeprowadzce.

Ω

W końcu nadszedł dzień przeprowadzki Liama. Louis przez czas poprzedzający to starał się wmówić sobie, że bez problemu sobie poradzi. Przecież potrafi żyć sam, gotować sobie najprostsze posiłki, dzięki Harry'emu nawet zaczął częściej sprzątać. Może i Liam od zawsze załatwiał takie sprawy, jak rachunki, ale przecież wszystkie terminy zawsze były zawsze napisane na karteczkach samoprzylepnych na ich lodówce. Poza tym, to nie tak, że przyjaciel wyprowadza się gdzieś daleko. Będą wciąż w tej samej dzielnicy, zaledwie kilka przecznic od siebie i teoretycznie nie powinno się wiele zmienić.

Jednak, gdy z każdym dniem ubywało rzeczy z półek, do Louisa zaczynało docierać, że to wszystko dzieje się naprawdę. Jego najlepszy przyjaciel i wieloletni współlokator nie będzie już z nim mieszkał. To sprawiało, że zaczynał się bać jeszcze bardziej niż wcześniej. Miał wrażenie, że to mieszkanie od zawsze, oprócz baru, było ich miejscem spotkań, bo mieszkały w nim aż dwie osoby. Na tej podstawie też wybrali chodzenie do Paintng Flowers; było najbliżej. Teraz jednak dwójka osób będzie mieszkałam całkiem gdzie indziej, co za tym idzie, może się zmienić ich miejsce spotkań. Ewentualnie w ogóle przestaną się spotykać w szóstkę, bo Liam i Zayn będą zajęci, później pewnie też Kate jakoś zajmie sobie czas, następnie Niall i Harry, aż w końcu Louis zostanie sam z borsukiem. Albo nie. Przecież uznał, że Pizza zostanie z jego przyjaciółmi.

Wiedział, że nie może zatrzymać w żaden sposób Zayna i Liama, więc chociaż zdecydował się zatrzymać borsuka. Powiadomił o tym Payne'a w dniu jego wyprowadzki, kiedy ten miał zamiar spakować jego zabawki i inne tego typu rzeczy.

– Całe szczęście – westchnął z ulgą Liam, zwracając wszystko na miejsce. – Zayn by mnie zabił, gdybym naprawdę przyprowadził do niego Pizzę.

– Jesteś takim pantoflarzem, Payno – zaśmiał się gorzko, kręcąc głową.

Liam był już ubrany, a większość jego rzeczy znajdowała się już w mieszaniu Zayna. Wczoraj nawet zrobili sobie wieczór tylko w dwójkę, oglądając filmy, pijąc piwo i rozmawiając o dawnych czasach, więc Louis nie powinien być tak zaskoczony tym, że ma właśnie pożegnać się ze swoim przyjacielem. Po raz pierwszy od dziesięciu lat będzie mieszkał bez niego i miał wrażenie, że nie da rady. Nagle przestał już czuć się jak prawie trzydziestoletni mężczyzna, a jak nastolatek, który po raz pierwszy ma zostać wysłany na obóz i nie wie, jak się zachować. Oczywiście to było chore, ale on nie wyobrażał sobie mieszkać sam. W pewnym sensie chodziło tez o to, że Liam przez te parę lat stał się dla niego współlokatorem idealnym. Początkowo może jego przesadne bycie zorganizowanym, dojrzałym i te wszystkie nawyki, które zawsze wykonywał doprowadzały Louisa do szału, ale teraz tak się do nich przyzwyczaił, że nie miał pojęcia, jak będzie wstawał codziennie rano budzony przez budzik, a nie przez krzyczącego przyjaciela, że spóźni się do pracy. Nie wiedział, komu będzie opowiadał o swoim dniu po powrocie do domu i kto go będzie pocieszał w różnych sytuacjach. Miał wrażenie, że traci grunt pod nogami, bo ta wyprowadzka prawdopodobnie go zniszczy.

– Męskie uciśnięcie dłoni czy... – zaczął Liam, ale Louis nie pozwolił mu dokończyć, bo rzucił mu się na szyję.

– Dziękuję ci za to wszystko – powiedział mu, już po raz kolejny, ale wydawało się, że nigdy nie będzie mógł pokazać mu dostatecznej wdzięczności za te wszystkie lata. – Tak się cieszę, że trafiliśmy do tego samego akademika. Bez ciebie prawdopodobnie byłbym alkoholikiem i mieszkał gdzieś w kartonie. I na pewno nie potrafiłbym się zakochać.

– To ja ci dziękuję – odparł mężczyzna, przytulając go mocniej. Louis czuł się z jednej strony specyficznie, bo ciało Liama było większe i bardziej muskularne od niego, a nie był do tego przyzwyczajony, ale z drugiej zaś powodowało u niego poczucie bezpieczeństwa. – Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Wszystkie moje najlepsze historie zaczynają się od ciebie i prawdopodobnie będę twoim dłużnikiem do końca życia, bo sprawiłeś, że stałem się trochę fajniejszy niż po przyjeździe do Nowego Jorku. I poznałem miłość swojego życia.

– Do widzenia.

– Do zobaczenia, Tommo.

Posłali sobie jeszcze smutne uśmiechy zanim Liam wyszedł, teraz już, z mieszkania Louisa, tworząc w życiu ich wszystkich całkiem nowy etap.

Ω

– Jesienią dwa tysiące dziewiątego roku przez tę przeprowadzkę stałem się najbardziej samotną osobą z mojego otoczenia – wyznaje Louis. – Wiesz, co robiłem, jako najsmutniejsza osoba na świecie?

– Co?

– Spaghetti – mówi. – Jesień dwa tysiące... to czas smutku, samotności i spaghetti.

– Trzy razy "s"– żartuję.

– W styczniu dwa tysiące dziewiątego roku w moim życiu rozpoczął się czas, który lubię nazywać Rokiem Spaghetti – dopowiada Louis. – Oczywiście Rok Spaghetti nie trwał cały rok, ale to danie było ważną częścią mojego życia w tamtym czasie.

– Niech zgadnę, to po prostu jedyna rzecz, którą potrafiłeś sobie ugotować? – żartuję, a on cmoka.

– Nie do końca potrafiłem to robić – mówi. – Ale spaghetti było ważne z całkiem innego powodu. Czy chcesz usłyszeć historię, jak przestałem gotować spaghetti?

Ω

W dwa tysiące dziewiątym roku Louis przyrządzał spaghetti, żeby żyć i żył, żeby przyrządzać spaghetti. Unosząca się znad garnka para była jego dumą, a sos pomidorowy nadzieją. Poszedł nawet do specjalnego sklepu, gdzie kupił wszystko, co potrzebne do przyrządzania najlepszego spaghetti. Był we włoskiej dzielnicy, gdzie podpytywał ludzi o najlepsze przyprawy i produkty, i kupił kilka o obcobrzmiących nazwach. Znalazł nawet książkę o gotowaniu spaghetti i stała się ona jego ulubioną lekturą. Kupował również wszystkie rodzaje makaronu, żeby zobaczyć, który jest najlepszy i robił wszystkie możliwe rodzaje sosów. Zapach czosnku, oliwy z oliwek, cebuli, pomidorów i jeszcze wielu innych produktów zmienił się w drobne cząsteczki, rozpryskując w powietrzu i wypełniając puste mieszkanie Louisa oraz prawdopodobnie też jego serce.

Pewnie zastanawiacie się, czemu Louis czuł się samotny, smutny i gotował spaghetti, które spożywał codziennie sam na obiad. Wbrew temu, co mnie się wydawało, główną przyczyną wcale nie była wyprowadzka Liama. Tak naprawdę nie zmieniła ona aż tak wiele, bo Tomlinson po prostu musiał samotnie spędzać noce i poranki. Potem szedł do pracy, a gdy z niej wracał od razu mógł wstąpić do baru, gdzie zawsze ktoś by na niego czekał. Tak właściwie wyglądało wcześniej; nieważne, jaka byłą pora dnia mógł mieć pewność, że w Painting Flowers spotka kogoś znajomego.

Jednak on wcale nie chciał chodzić tam zaraz po pracy. Za każdym razem, gdy wychodził z biura, myślał tylko o tym, żeby wrócić do domu i przyrządzić spaghetti. Spaghetti bolognese, carbonara, arrabiatta, al burro, milanese i jeszcze wiele innych rodzajów chodziło po jego głowie, błagając go, żeby akurat tego dnia zrobił dany sos. A Louis każdego dnia próbował to robić, w ustach jednak wciąż mając ten jeden, wybitny smak, którego nie potrafił powtórzyć. Przerobił przepisy z książki, część z nich modyfikują na wegetariańskie, ale to wciąż nie było to. Nic, co robił nie potrafiło go przybliżyć do spaghetti, które jadł jesienią dwa tysiące piątego roku u Harry'ego.

Czyli tak, Louis gotował spaghetti przez Harry'ego, bo miał nadzieję, że jeżeli uda mu się powtórzyć ten smak, to...właściwie, co? Nie miał pojęcia, co takiego mogłoby to oznaczać. Przecież to wcale nie sprawi, że nie będzie już potrzebował tego mężczyzny jak powietrza i nauczy się żyć bez niego. To również nie spowoduje, że stanie się dobrym kucharzem, bo to tak naprawdę jedna potrawa. Louis nie miał pojęcia, dlaczego tak zależało mu, żeby to zrobić, ale coś mu podpowiadało, że musi po prostu wykonać to zadanie.

Tym bardziej, że gotowanie spaghetti okazało się działać dość dobrze na jego odstresowanie się po pracy. Data premiery tomiku poezji nieubłaganie się zbliżała, co dla Louisa oprócz dodatkowych pieniędzy oznaczało również pójście na oficjalną premierę i udzielanie wraz z Simoną wywiadów na temat tego wszystkiego. Przerażała go myśl, że będzie musiał spędzić z nią dużo czasu, nawet jeśli to tylko jeden wieczór. Jak na razie udawało mu się jej zgrabnie unikać, ale nie będzie mógł tego zrobić na premierze, bo to za bardzo się rzucałoby w oczy, a poza tym byłoby niegrzeczne. Pracowali nad tym razem, więc muszą razem to wszystko zamknąć.

Dlatego właśnie Louis na początku tego roku ugniatał w misce cienie przeszłości, wrzucał do wrzącej, posolonej wody i stał przed garnkiem przez chwilę, jakby bał się, że nitki makaronu gdzieś mu uciekną, tak jak czasami robią to wspomnienia. Przy okazji sprawdzał jeszcze robiący się obok sos, dopóki minutnik nie otrząsnął go z całkowitej pustki umysłu swoim piknięciem.

Makaron wytwarzany z wody i semoliny, czyli pszenicy twardej.
Złote ziarna pochodzące z włoskich pół.
Dobrze ugotowane spaghetti powinno być al dente.

Te i wiele innych zdań utkwiło w głowie Louisa, dzięki wiecznemu czytaniu opakowania. Niestety, Włosi zapewne nie wiedzieli, że w dwa tysiące dziewiątym roku eksportowali do Stanów Zjednoczonych samotność.

Ω

Był sobotni wieczór i Louis spędzał czas w barze ze spotkania z przyjaciółmi. Dzisiaj nie miał okazji zrobić spaghetti, bo praktycznie cały dzień spędził z nimi. Wszystko wydawało się być taki same, jak zawsze. W końcu w taki sposób spędzali każdą sobotę; szli razem coś zjeść, napić się i porozmawiać. Tomlinson z radością zauważył, że praktycznie nie czuł tego, że Liam z nim nie mieszka, bo wszystko było zwyczajne, dopóki nie rozchodzili się do domów.

Tego samego dnia Louis otrzymał w paczce egzemplarz tomiku poezji i nie mógł się doczekać aż wróci do domu, żeby zobaczyć, jak to dokładnie wygląda. Wprawdzie to nie była pierwsza książka, której wydaniem się zajmował, ale jeszcze nigdy nic nie było dla niego tak ważnego. Bukowski to jeden z jego ulubionych poetów, a uzyskanie praw autorskich od jego córki wiele ich kosztowało, zarówno pieniędzy, jak i nerwów. To było właśnie wytłumaczenie, jakie powiedział przyjaciołom, gdy wreszcie wyjawił im, nad czym pracował przez ostatni rok. Jednak Louis w głębi duszy wiedział, że prawdziwym powodem był tytuł. Nikt oprócz niego nie zdawał sobie prawy, że to wcale nie jest fragment wiersza Bukowskiego, ale coś znacznie dla niego ważniejszego.

– No dalej, Lou – jęknął Harry, podekscytowany tym wszystkim, tak samo jak on. – Chcę poznać tytuł!

– Wytrzymasz jeszcze trochę – zbył go, chcąc zachować tajemnicę.

– Przy okazji, przyprowadzasz kogoś na tę premierę? – zagadał Zayn, poruszają sugestywnie brwiami.

– Jeśli chcesz przyjść na darmowe jedzenie i alkohol to... – zaczął, ale przyjaciel mu przerwał.

– Nie chciałem się wpraszać – przewrócił oczami Malik. – Chodziło mi o to, że powinieneś z kimś przyjść, bo to pewnie zrobi Simona. Wiesz, żeby wygrać rozstanie.

– Ludzie nie bawią się w takie rzeczy, jak wygrywanie rozstań – powątpiewał Louis, a Zayn się zaśmiał, odrzucając swoją głowę do tyłu.

– Robią – powiedział z powagą, gdy już się uspokoił. – Ja i Liam jesteśmy na to świetnym przykładem.

– Chcesz mi powiedzieć, że twój policjant miał sprawić, że wygrasz rozstanie? – wymruczał Liam z sarkazmem, tuż przy ustach Zayna, uśmiechając się. – Naprawdę się tego nie spodziewałem.

– Nie mógł się równać z tobą, ale chociaż próbowałem – mężczyzna złożył krótki pocałunek na ustach swojego chłopaka, po czym obaj znowu wrócili do rozmowy z resztą. – I ty też powinieneś przyjść z kimś gorącym, żeby to wygrać.

– Zostawiłem ją w jej urodziny – przypomniał im Louis. – Z miłą chęcią przegram to rozstanie, cokolwiek to znaczy, jeśli to sprawi, że będzie mnie miała za trochę mniejszego dupka.

– Wciąż nie rozumiem, czemu najpierw się z nią nie przespałeś – pokręcił głową Niall, dziwni milczący przez cały wieczór. – „Nie zostawiaj mnie" seks jest super.

– Miałem ważniejsze sprawy na głowie niż uprawianie z nią seksu – prychnął Tomlinson, sprawiają, że Harry uśmiechnął się delikatnie, wbijając wzrok w stół.

– Brakuję mi Kate, która mogłaby cię jakoś zjechać, więc powiem tylko, że to obrzydliwe – uznał Liam.

– Pusto tutaj bez niej, prawda? – zgodził się Zayn. – Trochę szkoda, że...

Ω

– Cholera – przerywa Louis. – Nie pamiętam, czemu nie było z nami Kate.

– Nie masz tego w swoim pamiętniczku? – żartuję, gdy mężczyzna kartkuje notes. – Niech zgadnę, pewnie zbyt wiele miejsca poświęciłeś odcieni zieleni oczu Harry'ego, czy jego żuchwie, żeby zapisać, co się stało twoją przyjaciółką.

– On ma bardzo ładną żuchwę – mamroczę Tomlinson, marszcząc brwi nad kartkami.

– I uszy – podpowiadam. – Wspomniałeś o tym kilka razy.

– Naprawdę nie wiem, co się z nią stało – wdycha. – Ale to chyba nie było tak ważne, więc załóżmy, że poszła na grzybobranie.

– Nie wierzę – prycham, ale on kontynuuje historię.

Ω

– Trochę szkoda, że poszła na grzybobranie – powiedział z żalem Liam.

– No cóż, ostatnimi czasy cały czas chodzi na grzybobranie – odparł zdenerwowany Niall. – Mam wrażenie, że my już w ogóle się nie liczymy.

– Oi, nasz Niall chyba za kimś tęskni – zacmokał Louis.

– Tęsknię za Pizzą – westchnął, patrząc się na jakąś brunetkę przy barze. – I teoretycznie mogę też zatęsknić za nią – kobieta odwróciła się w ich stronę, pokazując swój duży biust. – Definitywnie za nią tęsknie.

– Czy zauważyliście, że zawsze jak Niall tęskni za Kate to podbija do jakiejś dziewczyny, która wygląda całkiem inaczej od niej? – spytał Harry, obserwując uważnie dziewczynę, z którą rozmawiał przyjaciel.

– To Niall, on robi dziwne rzeczy – powiedział z żalem Liam. – Mam nadzieję, że w końcu skończy z Kate, bo naprawdę to, co on wyprawia z tymi dziewczynami robi się coraz bardziej przerażające.

– Cztery minuty – wymamrotał Zayn, patrząc na zegarek, podczas gdy Niall prowadził dziewczynę do drzwi. – To chyba nowy rekord.

Ω

Louis wrócił do domu w nocy i pierwsze, co zrobił po przyjściu o nakarmienie borsuka. Później usiadł wygodnie na kanapie, włączając telewizor i głaskając zwierzę. Rozmyślał o dzisiejszym dniu, początkowo skupiając się nad tym, że Liamowi i Zaynowi dobrze się razem mieszka, przechodząc płynnie do Nialla i jego dziwnego uczucia do Kate, żeby, jak zawsze, skończyć na Harrym. Miał wrażenie, że wszystko, co ma sens w jego życiu zaczyna się do chłopaka i na nim też się kończy. Stał się najważniejszą osobą jego życia i właśnie w tej chwili Louis pożałował, że nie może teraz poprosić Payne'a o masaż głowy, bo zrobiło mu się smutno. Od czasu ich pocałunku w kuchni rozmawiali coraz mniej i Tomlinson nie miał pojęcia, co robić. Miał wrażenie, że to trochę z jego winy, bo w końcu to on gotuje spaghetti zamiast spotykać się z chłopakiem. Przypomniał sobie, że Harry zawsze na niego czekał po pracy w barze i wtedy spędzali trochę czasu sam na sam zanim przyszła reszta. Jednak bolało go to wszystko, bo miał wrażenie, że te rozmowy, które tak ich do siebie zbliżały, jednocześnie uświadamiały Louisa w przekonaniu, że Harry to tylko jego przyjaciel.

Nagle rozległ się dźwięk telefonu domowego, co było dość dziwne, bo ostatnimi czasy rzadko kto z niego korzystał, tym bardziej nieco przed północą. Początkowo nie brzmiało to jak dzwonek, a raczej ułamek nieznanego dźwięku, który jednak z każdą sekundą stawał się bardziej realny. Louis sięgnął po telefon, gdy zaczął mu już przeszkadzać w swobodnym oddawaniu się własnym przemyśleniom.

– Halo?

– Błagam, powiedz mi, jaki to tytuł – usłyszał znajomy głos i uśmiechnął się do siebie. Tylko Harry mógł zadzwonić w środku nocy, żeby dowiedzieć się o takiej rzeczy. – Umieram z ciekawości.

– Nie mogę teraz za bardzo rozmawiać, gotuję spaghetti – skłamał, jednak w swojej głowie wyciągnął wyimaginowany garnek i zaczął robić wszystkie rzeczy, które wykonywał codziennie podczas przygotowywania tego dania.

– Nie żartuj sobie ze mnie –jęknął Harry. – Ja nie mogę przez to spać.

– Przepraszam, ale boję się, że makaron mi się sklei – powiedział Louis, wyobrażając sobie siebie, stojącego nad kuchenką i mieszającego złote nitki. – Sam wiesz, że gotowanie spaghetti wymaga dużego skupienia.

– Nie wiem, co powiedzieć – wymamrotał Harry, po czym się roześmiał. –Mogę chociaż wiedzieć, co to za spaghetti?

– Jeszcze nie wiem – odparł Tomlinson, uśmiechając się do siebie.

– Jesteś niemożliwy, Lou – uznał młodszy mężczyzna pewnie. – Życzę ci powodzenia. Możesz dać krople oleju do wody, to ci się makaron nie poskleja.

– Dziękuję – odparł i wykonał to w swojej głowie – Dobranoc.

– Miłej nocy.

Louis słyszał jeszcze przez chwilę spokojny oddech Harry'ego, zanim obaj się nie rozłączyli. Westchnął głośno, pocierając twarz dłońmi, po czym wstał, zmierzając w stronę kuchni. Przez pewien nieokreślony czas chodził po niej bez celu, zastawiają się, czy robienie spaghetti o tej porze to bardzo zły pomysł. Albo raczej był pewien, że jest zły, ale myślał, do jakiej konkretnie kategorii należy. Czy to raczej zło w gatunku jedzenia czekoladek w środku nocy czy raczej całowania swojego przyjaciela w kuchni? Cóż, zdecydowanie było to czymś pomiędzy, bo nawet spaghetti miało dla niego związek z Harrym. Jednak nie mógł się oprzeć, gdy otworzył szafkę i zobaczył tam opakowanie makaronu. Złote ziarna pochodzące z włoskich pół, przypomniał sobie i sięgnął po nie bez większych oporów.

Było już po dwunastej w nocy, kiedy zaczął kroić pomidory i inne warzywa. Nie był nawet głody, ale ten znajomy zapach spowodował, że nie mógł się doczekać tego posiłku. Woda w garnku już wrzała, kiedy wsypywał do niej sól, krople oleju i stanowczo zbyt dużo makaronu, jak na jedną osobę. Wciąż jednak niespiesznie wszystko przygotowywał, napawając się każdą sekundą. Tylko on, spaghetti i samotność. Trzej muszkieterowie.

Nagle usłyszał, że ktoś puka, po czym od razu otwiera drzwi jego mieszkania. Nie przejął się, bo ten ruch wydawał mu się znajomy. Od razu pomyślał, że to Liam, więc kontynuował przyrządzanie jedzenia. Zanim jednak zdążyło do niego dotrzeć, że mieszka sam do jego uszu dobiegł znajomy głos.

– Ty rzeczywiście robisz spaghetti. – Uniósł głowę, spoglądając na Harry'ego. Chłopak miał na sobie płaszcz, ale pod nim zwykły t-shirt, w którym zapewne spał. Włosy były w lekkim nieładzie, bo właśnie zdjął swoją czapkę, kładąc ją na blat kuchenny. Louis nic nie powiedział, tylko obserwował, jak brunet zrzuca z ramion płaszcz i podchodzi do niego, patrząc na krojone przez niego warzywa. – Wegetariańskie bolognese?

– Najwyraźniej – wymamrotał niepewnie.

– Moje ulubione – powiadomił go Harry, kładąc swoją dłoń na jego. – Mogę pomóc?

– Dziękuję.

Najwyraźniej w świecie Harry'ego i Louisa przychodzenie do siebie, nie będąc zaproszonym i dotrzymywaniu towarzystwa w różnych sytuacjach, gdy ta drga osoba była smutna, należało do całkiem zwyczajnych. Tak jak Tomlinson odwiedzał Stylesa, gdy ten miał trudniejsze okresy i leżał z nim w łóżku, nic nie mówiąc, tak teraz młodszy mężczyzna pomagał mu zrobić spaghetti. Nie obchodziło ich, że był środek nocy, po prostu razem kroili warzywa, pilnując przy okazji makaronu.

Louis uwielbiał sposób, w jaki Harry był cały czas blisko niego. Lubił przytulać się od niego do tyłu, żeby podejrzeć, co właśnie robi czy zachwycać się, jak umiejętnie i szybko porusza nożem. Podobało mu się, jak wsadzał mu do ust kawałki warzyw czy kazał skosztować gotującego się sosu, który jednak wydawał się smakować normalnie. Louis od razu poczuł żal, bo najwyraźniej cała magia spaghetti Harry'ego polegała na tym, że tamten wieczór był po prostu idealny.

– Świetne – powiedział jednak, bo szczerze tak uważał. Sos był dobry, nie wybitny, ale wciąż bardzo mu smakował.

– Cóż za niewymagający z ciebie człowiek – prychnął żartobliwie Harry i sięgnął do szafki z przyprawami. Wyciągnął jedną z nich i pokazał stronę Louisa. – To mój drogi, jest cynamon. Magiczny składnik, który sprawia, że robię najlepszy sos do spaghetti na świecie.

– Czy to nie będzie słodkie? – zdziwił się Tomlinson, gdy młodszy wsypał pół łyżeczki, mieszając wszystko.

– Cynamon jest raczej słodko-gorzki – uznał brunet, wyłączając gaz i biorąc trochę sosu na drewnianą łyżkę. Podmuchał w nią trochę, po czym przyłożył Louisowi do ust, uśmiechając się. – Spróbuj teraz.

Louis wykonał prośbę, kosztując to i od razu zrozumiał, że tego właśnie brakowało. Nie umiał wyjaśnić, dlaczego cynamon zrobił taką różnicę, ale teraz sos smakował dokładnie, jak ten, który przyrządza mu Harry.

– Jest wspaniały – zgodził się podekscytowany Louis, a Harry odparł tylko uśmiechem.

Szatyn przygotował dwa półmiski i w nich podał im zrobione wspólnie spaghetti. Usiedli przy stole kuchennym, jedząc je, co prawdopodobnie było bardzo niezdrowe, zważywszy na godzinę. Nie przejmowali się tym jednak, bo to było idealne. Tylko ich dwójka jedząca wspólnie posiłek w środku nocy, a światło księżyca padało na ich twarze, sprawiając, że wszystko robiło się jeszcze bardziej intymne. Louis w jednej chwili zapomniał o tym, że właściwie był smutny, bo miał przy sobie Harry'ego, swoją definicję szczęścia.

W czasie jedzenia rozmawiali o mało znaczących sprawach, a Louis wytłumaczył mu, że znikał popołudniami, żeby robić spaghetti. Początkowo Harry mu nie chciał uwierzyć, ale gdy pochwalił się swoją wiedzą na temat rodzajów sosów czy makaronów oraz pokazał tę książkę kucharską, w końcu brunet uznał, że to prawda. Jednak wciąż był zdziwiony, że Louisowi chciało się to robić i że zawsze przecież mógł się zapytać jego o radę.

– Chciałem być samodzielny po wyprowadzce Liama – uznał Tomlinson ze wzruszeniem ramion, chociaż sam w to nie wierzył. – Wydawało mi się, że zrobienie idealnego spaghetti przybliży mnie jakoś do radzenia sobie z samotnością.

– Tak myślałem, że będziesz miał z tym problemy. Jesteś stworzony do mieszkania z drugą osobą, bo za bardzo lubisz się opiekować ludźmi – wyznał Harry. – Myślałeś może o poszukaniu jakiegoś współlokatora? Założę się, że dużo osób tutaj czegoś szuka...

– Nie potrzebuję teraz pieniędzy, ale lubię się opiekować tylko bliskimi osobami – wyznał szatyn. – Nie wyobrażam sobie mieszkać tutaj z kimś obcym. Zawsze mógłby okazać się być psychopatą i zabić mnie w nocy, albo, co gorsza, mieć pretensję, że gotuję makaron w środku nocy.

– Cóż, ja znam kogoś, kto by się z tego ucieszył – powiedział z nieśmiałym uśmiechem brunet.

– O nie, nie zamieszkam z Niallem – pokręcił głową Tomlinson. – On jest nieznośny i nie wytrzymałbym jego dziewczyn...

– Nie chodziło mi o niego – przerwał mu, patrząc się na niego uważnie. Louis otworzył buzię, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie miał pojęcia, co. To sprawiało, że młodszy nieco się zestresował. – Ja-a przepraszam. Po prostu pomyślałem, że... Nieważne, zapomnij.

– Nie, czekaj – odparł Louis, chwytając jego dłoń. – Ja chciałbym, ale Harry, nie wiesz, na co się piszesz. Jestem okropnym współlokatorem. Okropnie gotuję...

– Ja mogę to robić – uznał.

– Nienawidzę po sobie sprzątać – kontynuował Louis.

– Nie przeszkadza mi to.

– Nie robię prania, zawsze zapomnę przynieść coś ze sklepu i...

– Hej – zatrzymał go Harry ze śmiechem. – Wiem o tym wszystkim, Louis. Ale ja naprawdę chciałbym z tobą zamieszkać. Jestem już zmęczony spaniem samemu i po prostu... nie wiem. Ale chcę to zrobić, jeśli ty też tego chcesz.

Louis spojrzał głęboko w oczy Harry'ego i oprócz zmęczenia i niepewności zobaczył tam również swoją przyszłość. Wiele razy wyobrażał sobie mieszkanie z nim, może raczej jako jego chłopak niż współlokator, ale to wciąż wydawało się być dobre. Uśmiechnął się więc do niego, kiwające energicznie głową.

– Zamieszkaj ze mną, Harry Stylesie – poprosił, a młodszy chłopak oblizał usta, również odwzajemniając uśmiech.

– Nie chciałbym mieszkać z kimkolwiek innym niż tobą.

I to zdanie o oraz półmisek spaghetti Harry'ego zakończyły smutny czas w życiu Louisa, a rozpoczęły jeden z najlepszych okresów jego życia. Od tamtej pory złote ziarna pochodzące z włoskich pół brzmiały jak obietnica lepszej przyszłości.

*****

Okeeej, więc wiem, że to wygląda jakbym po prostu postanowiła napisać rozdział o makaronie, ale jak widzicie ma to głębszy sens i planowałam to, odkąd Harry i Louis zjedli to na pierwszej randce. Wtedy pomyślałam, że hej, przecież mogę zrobić Lederhosen 2.0, czyli zwykłej rzeczy nadać jakieś nowe znaczenie. Przeoraszam, ale uwieviiam to robić, możecie mnie pozwać, ale nie przestanę.
(Nie pozywajcie mnie, proszę)
((Chociaż w więzieniu będę miała dużo czasu na pisanie))

W każdym razie, co tam u was? Ja ostatnio cierpię na brak czasu, ale chyba po raz pierwszy w życiu nie narzekam z tego powodu, bo to nie jest nic nieprzyjemnego.

Życzę wam miłego dnia i Wesołych Świąt!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro