8. Nie masz pojęcia.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tym razem trochę bardziej przemyśleniowo i wspomnieniowo...


Nie masz pojęcia

jak załamuję się, gdy już zaśniesz

Nie masz pojęcia,

jak nawiedzają mnie wspomnienia

Nie masz pojęcia

że próbuję się pozbierać, kawałek po kawałku

Nie masz pojęcia, a ja

potrzebuję trochę więcej czasu


Obudziła się w środku nocy... właściwie nie wiedząc dlaczego. Zamknęła oczy, wsłuchując się w ciszę panującą w domu, ale nie było żadnego szmeru, żadnego skrzypnięcia podłogi pod bosymi stopami. Mimo to, delikatnie wyswobodziła się z objęć męża i wstała z łóżka. Założyła szlafrok i po cichutku zeszła schodami w dół, do kuchni. Z dzbanka, który stał na blacie nalała wody do szklanki, napełniając ją do połowy. Następnie odstawiła naczynie i upiła łyk zimnej cieczy. Spojrzała przelotnie na okno. Gwiazdy świeciły wyraźnie, a księżyc odbijał blask, tworząc jasność tak mocną, że niemal czuła się jak w dzień. Tylko cienie się nie zgadzały... były inne. Usiadła na parapecie, a szklankę odstawiła na blat. Jej wzrok automatycznie padł na jedną z szuflad... wiedziała, co tam znajdzie. A skoro i tak nie zaśnie... z wahaniem wysunęła szufladę i wyjęła z niej gruby zeszyt. Uśmiechnęła się, patrząc na napis wykaligrafowany czarnym atramentem - Własność Hermiony Granger. Jej dziennik. Już dawno nie miała go w rękach. Od lat nie zapisywała w nim swoich wspomnień. Może pora to zmienić? Otworzyła go na pierwszej przypadkowej stronie, zatapiając się tym samym we własnych wspomnieniach...

...


To był kolejny, ciepły dzień. Pierwszy dzień wakacji. Wysiadła na dworcu Kings Cross, uważnie rozglądając się... szukając wzrokiem rodziców. Obok niej stali Ron i Harry. Nagle gdzieś przed oczami mignęła jej burza brązowych włosów, tak bardzo podobnych do jej własnych, a potem usłyszała ciepły głos.

- Hermiona, kochanie! - potem poczuła mocny uścisk i charakterystyczny zapach mamy. Trochę sterylny, przypominający o tym, że jest lekarzem i słodki... z powodu ciasteczek, które zapewne upiekła tego ranka, by uczcić jej powrót do domu. Pierwszy powrót do domu po miesiącach spędzonych w Hogwarcie.

- Mama! - zawołała, gdy już oderwała się od rodzicielki i złapała oddech. - Mamo, chciałabym Ci kogoś przedstawić. - powiedziała wesoło, odwracając się do dwóch chłopców stojących za nią. - To Harry i Ron. Moi przyjaciele. - dodała z dumną w brązowych oczach.

- Dzień dobry. - powiedzieli chórem.

- Miło mi poznać przyjaciół Hermiony. - powiedziała kobieta, ściskając wyciągnięte w jej stronę dłonie z ogromnym uśmiechem na twarzy. I ona też się uśmiechała. Bo wreszcie była na swoim miejscu... miała wokół siebie i rodzinę i przyjaciół. I całe wakacje przed sobą.

...


Pamiętała bardzo dobrze ten dzień. To było po pierwszym roku w Hogwarcie. Była wtedy tak bardzo szczęśliwa. Nawet bardziej, niż wtedy, gdy dowiedziała się o istnieniu magii. Wspomnienie za wspomnieniem przypominała sobie swój pierwszy rok w Szkole Magii i Czarodziejstwa. To był... zwariowany czas. To chyba było najbardziej odpowiednie słowo. Znalazła się w kompletnie nowym dla siebie świecie. Takim, który znała tylko z opowieści. Pamiętała pierwszy dzień w szkole. Wyprawę łodziami do zamku. Tiarę przydziału i jej piosenkę. Pamiętała moment, kiedy usiadła na małym stołeczku, a profesor McGonagall nałożyła na jej głowę o wiele za dużą czapkę, która gadała w jej głowie aż wreszcie przydzieliła ją do domu Gryffindoru. Pamiętała też te trudniejsze momenty. To, jak nie mogła długo znaleźć przyjaciół... dopóki na jej drodze nie stanęli Ron i Harry. Pamiętała lekcje zaklęć... pamiętała godziny spędzone w bibliotece na czytaniu książek, który tylko sprawiały, że była coraz bardziej ciekawa... coraz bardziej głodna poznawania tego nowego świata. I pamiętała pierwszą łzę. I pierwsze słowo, które ją wywołało. SZLAMA. Do tej pory wzdrygała się na sam dźwięk tego słowa... niemal bezwiednie potarła prawie już niewidoczną bliznę na ramieniu. Jej własny tatuaż wojenny. To już nie było miłe wspomnienie. Ponownie otworzyła dziennik... przewracała strony docierając niemal do końca pamiętnika. Jeden z ostatnich wpisów... inny niż wszystkie... bardziej dojrzały, a jednocześnie jeszcze tak bardzo dziecinny, gdy tak patrzyła na niego z obecnej perspektywy...

...


Wojna się skończyła. Tak dziwnie to napisać. Myślałam, że będę skakać z radości, świętować i dziękować za to, że przeżyłam. Ale wcale tak nie jest. Mam wrażenie, że wszystko nagle się zmieniło. Nawet nie umiem tego dokładnie opisać. Całe moje życie było oparte na walce. Non stop z czymś walczyłam. Z ludźmi, z potworami, z własnymi emocjami. Byłam w walce, w ruchu. A teraz wszystko się skończyło. I cieszę się. Nawet bardzo. Czuję spokój. Niewyobrażalny spokój, że wreszcie wszyscy, których kocham są bezpiecznie. Że mogę ich dotknąć, przytulić i być pewną, że jutro zrobię to znowu. Nie mam już w sobie tego lęku, który wypełniał moje serce, że jutro mogę się obudzić i kogoś nie będzie, kogoś już nigdy nie zobaczę. To już się skończyło. Ale też nie mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Tak wielu odeszło. Jest wielu takich, których już nigdy nie zobaczę. Na przykład Fred... Lupin... Tonks. Tak wielu poległo w walce o lepszy świat dla nowego pokolenia. Czasami żałuję, że nie jestem jednym z nich. Bo wcale nie jest łatwiej. Cały świat się zmienił. Niby strach, który nas otaczał, zniknął, ale z drugiej strony tak ciężko jest żyć bez niego, gdy to całe życie było pisane właśnie wokół niego. Wokół strachu. Nie pamiętam roku, kiedy bym się nie bała. Że coś się stanie, że ktoś zginie. Nie było roku, kiedy nie miałabym w sobie tego lęku, że coś się nie uda, że coś się wydarzy... że czemuś nie uda mi się zapobiec. Tak naprawdę szczęśliwe były dla mnie tylko te chwile z dzieciństwa, kiedy jeszcze nie było w nim magii. A teraz nagle wszystko jest inaczej. Niby nadal tak samo szare, jak wcześniej, ale jednak inne... jakby pod tą szarością schował się jakiś kolor i teraz postanowił się pokazać. Jeszcze nie było go widać, ale można było poczuć jego blask, jego duszę.

Chciałabym wiedzieć, kiedy wszystko będzie normalne. Nie powiem, takie jak dawniej... ale zwyczajne. Takie, jak w moim dzieciństwie. Czy jeszcze kiedyś poczuję się tak, że jest dobrze? Czy jeszcze będę wiedzieć, że jestem na właściwym miejscu? Czy kiedyś to nabierze jakiegoś sensu?

Wojna się skończyła i wiem, że pora zacząć na nowo. Z czystą kartą. Wiem, że nikt nie zapomni tego, co się stało. Zbyt wiele się wydarzyło. Ale przecież wszyscy żyjemy dalej. A czas leci do przodu, dzień za dniem. I wiem, że teraz potrzebuje tylko normalności. Takiej rutyny. Że wstanę rano bez strachu i wypiję zwykłą herbatę. Że wyjdę do sklepu bez różdżki, bo nie będę się bała, że z zza rogu wyskoczy czarna zakapturzona postać. Że pójdę do zwykłej pracy, na zwykłym stanowisku. Że założę zwyczajną, kochającą się rodzinę. Potrzebuję stabilności. Pewności, że jest i będzie dobrze. Że nic się nie zmieni. Czy to tak wiele?

...


Gdy czytała teraz te słowa... bardzo chciała znowu być tą nastolatką. Chciała mieć tą ślepą wiarę, którą miała siedemnastoletnia Hermiona. Wiarę i nadzieję, że wszystko będzie dobrze, że wszystko się ułoży. Chciała znowu żyć tym, co wtedy. Chciała znowu uciec w tą prostotę marzeń. Chciała być tą Hermioną sprzed lat. Tą, która potrzebowała tylko odrobiny spokoju i normalności. Tą, która potrzebowała stabilizacji... rodziny... miłości. Tą, która chciała zwykłego domu, zwykłego małżeństwa i zwykłych problemów zwykłego świata. Ale nią nie była. Nie była już tą Hermioną. Wszystko się w niej zmieniło. To, co kiedyś było jej marzeniem, dzisiaj stało się rzeczywistością, od której chciała uciec. Nie chciała zwykłej rodziny, zwykłego życia... nie chciała rutyny, która pogrążała kolejne dni i miesiące w jej życiu, która zmieniała jej minuty w nic nieznaczące momenty. Chciała czegoś więcej. Czegoś, co paradoksalnie dawała jej wojna. Adrenalina. Iskra. Niepewność. Wolność. Ale i takich przyziemnych. Jak miłość. Pożądanie. Gdzie to wszystko zniknęło? I czy potrafiła odnaleźć to na kartach starego dziennika? Była pewna, że nie. Dziennik... dziennik tylko uświadomił jej to, jak bardzo była inna. Jak bardzo zmieniła się w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Jeszcze do niedawna była tą właśnie Hermioną z kart dziennika. Tą, która cieszy się z małego domku na przedmieściach Londynu. Hermioną, która ma zwykłą, ale wspaniałą rodzinę. Męża i dwójkę wspaniałych dzieci. Tą, która ma swoje drobne obowiązki. I sama nie wiedziała, czy chce na powrót stać się tamtą Hermioną... czy zupełnie od niej odciąć. Ta pierwsza wersja był prostsza. Wystarczyło zamknąć jakiś etap... i wrócić do tego, co było. Zrezygnować z pracy i na powrót stać się żoną i matką, którą była przez lata. Tą, która wita męża w progu lekkim pocałunkiem. To było takie proste... i takie oczywiste. Ale ona nie chciała łatwych wyborów. Nie, kiedy zrobiła krok do przodu. Nie chciała się cofać do tego, co było. To już nie wystarczało. Ale czy może zrobić krok do przodu? Czy nie zdradzi siebie sprzed lat? Z blatu zgarnęła długopis. Trzymała go w palcach, patrząc jednocześnie na pustą stronę w dzienniku... a potem przycisnęła go do pożółkłego papieru... słowo za słowem... pisała to wszystko, co chciała z siebie wyrzucić.


Od wojny minęło już tak wiele czasu. Po roku przestałam już liczyć dni. Miesiąc mija za miesiącem. I wszystko jest inne. A jednocześnie tak bardzo znajome. Przyjazne. To trochę tak, jakby się odnalazło po latach najlepszego przyjaciela... ***

...


Tej nocy już nie zasnęła. Nie wróciła do łóżka, tylko siedziała na parapecie okiennym myśląc o tym wszystkim, co wydarzyło się w jej życiu. Przywoływała wspomnienia... przewijała je, szukała ich, przeglądała. Zaglądała w swój umysł do tych wszystkich chwil, które wydarzyły się pomiędzy dwoma ostatnimi wpisami. Całe sześć lat. Dokładnie taki odstęp czasu dzielił te dwie gęsto zapisane kartki. Myślała o swoim małżeństwie... które powoli rozsypywało się pomiędzy jej palcami, nawet jeżeli inni tego nie dostrzegali. Wszyscy widzieli w nich idealną parę, perfekcyjną rodzinę. A przecież prawda była zupełnie inna. Może gdyby wtedy odeszła... ? To jedno wspomnienie wróciło do niej ze zdwojoną siłę. Gdzie by teraz była? Czy gdyby po wojnie popełniła kilka innych decyzji, czy stałaby w tym samym miejscu? Tego nie wiedziała... ale wiedziała jedno. Musi coś zrobić ze swoim życiem. I wreszcie obudzić się ze snu, który śniła już zbyt długo. Schowała dziennik z powrotem do szuflady. Na dzisiaj koniec wspomnień.


*** - fragment prologu


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro