Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od wojny minęło już tak wiele czasu. Po roku przestałam już liczyć dni. Miesiąc mija za miesiącem. I wszystko jest inne. A jednocześnie tak bardzo znajome. Przyjazne. To trochę tak, jakby się odnalazło po latach najlepszego przyjaciela. Takiego, który kiedyś był. I była ważny. I zniknął gdzieś w życiu. A teraz nagle się odnalazł i wszystko na nowo wróciło na swoje miejsce. Jakby nagle puzzle ułożyły się w jedną całość. A czasami zaś mam wrażenie, że jednak nie tego chciałam. Niby wszystko jest idealne. Mam dom, pracę. Mam szczęśliwą rodzinę. Co więc jest nie tak? Mam przecież wszystko, czego chciałam. Wszystko, o co tak bardzo walczyłam. Przeżyłam te mroczne czasy, by wreszcie móc stanąć z powrotem w jasności. I nagle ta jasność zbladła. I nawet jeżeli wszyscy wokół myślą, że jest wspaniale, to ja wiem, że nie jest. Nie dla mnie. Czasami mam wrażenie, że przesadzam. Że zwyczajnie dopada mnie rutyna szarego życia. Nie przeżywam przygody przeciętnie raz w miesiącu. Nie ratuje przyjaciół. Nie wykonuje tych wszystkich cholernie niebezpiecznych misji. Może Ci inni faktycznie mają rację. Może narzekam? Może marudzę? Ale jednak czegoś mi brakuje. Czegoś, co kiedyś już miałam. Ta zwyczajność i spokój dobijają. Żyję. Ale moimi jedynymi problemami jest to, co naszykować na śniadanie dla dzieci. Albo na jaki kolor przemalować salon, który jest już brudny od dymu z kominka. Albo tym, że trzeba zmienić pościel, czy zrobić pranie. Stałam się... nijaka. Jakbym zapomniała, kim kiedyś byłam. Nagle przestałam być tą starą dziewczyną, która potrafiła postawić na swoim. Tą dziewczyną, która rządziła swoim światem, kierowała losem. Jestem... nawet nie wiem, jakim słowem to ubrać. Jakby coś we mnie się zawaliło. I nikt, poza mną, tego nie dostrzega. Bo przecież jest dobrze. Jest idealnie. Ale nie dla mnie! Mam czasem ochotę wrzasnąć na wszystkich. Wygarnąć, co myślę. Ale potem orientuje się, że oni i tak nie zrozumieją. Bo nadal myślą, że mam idealne życie. A ja tylko chciałabym jednego. Żeby ktoś wszedł do mojego życia i mnie obudził. Nic więcej.

Chcę żeby ktoś mnie obudził. Bo mam dość życia w śnie, który nie ma nic wspólnego z moimi marzeniami. Mam dość tej senne atmosfery mojego losu, gdzie nad niczym nie mam kontroli. Jak można kontrolować... nic? Co zrobić, gdy nie ma w życiu nic, co można by kontrolować? Moje życie właśnie takie jest. Jest puste. Mimo, że wypełnione ludźmi. Miejscami. Uśmiechami rodziny. Ale jest puste. I czasem łapę się na tym, że chciałabym jeszcze raz przeżyć ten szalony, mroczny czas, kiedy w moich żyłach płynęła adrenalina, a po policzkach krwawe łzy. Chcę czuć, że żyję!

Kto mnie obudzi? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro