"Błąd" - 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pomimo nowego składu, nazwa "Kompania popiołu" została zachowana. Z perspektywy czasu było ironiczne, to że legion noszący tą nazwę zginął strawiony przez ogień. Łącznie z Blitzem.

Cinder już podczas pierwszego spotkania stwierdził, że to będzie droga przez mękę. O ile jego poprzedni oddział był specjalnie wyszkolony do funkcjonowania pod nim jako ARC, tak teraz... Większość z nich to niedoświadczeni błyszczący, których nietknięta zbroja, aż raziła Komandora w oczy. Paru niedobitków z innych drużyn, którzy również stracili kompanię. Być może ktoś awansował, aby być pod jego dowództwem. Jedynie trzech Cinder pamiętał. Wśród nich mógł się dopatrzeć klona, który uratował mu życie, ale nie pamiętał jego numeru i szczerze go to teraz nie obchodziło.

Idealna drużyna dla Komandora, pod którego dowództwem wymarł cały jego pluton. Klon był ciekaw, czy nowi czuli się z tą wiedzą tak samo beznadziejnie, jak on widząc kim będzie sterował.

Generałowie byli dla niego jednak odskocznią od normy, ale wcale nie w miły sposób. Generałowie, bo okazało się, że Rycerz Jedi ma Padawana, co nie zdarzyło się u jego poprzedniego dowódcy. Oboje pochodzili z jakichś dziwnych, odległych ras, o których Cinder jako odpowiedzialny Komandor musiał poczytać, aby nie zrobić z siebie głupca przed, którymś z użytkowników mocy.Typowo.

Było to o tyle upierdliwe, że Padawanka została przez niego z początku wzięta za Pantorankę, co okazało się dość częstym zjawiskiem. Zapewne przez niebieską skórę i to, że jej rasa bardzo rzadko opuszczała rodzinną planetę, a w szczególności wstąpywała do zakonu Jedi. Jedyną fizyczną różnicą były czerwone oczy Chissówny, które raziły taką beznamiętnością, że sam Mace Windu mógłby się od niej uczyć sztuki nie okazywania emocji. Doczytał potem, że to powszechne wśród tej rasy.

Jaszczurzy Generał był jeszcze dziwniejszy. Nie wyróżniał się tak bardzo, na tle tak samo różnorodnych Jedi, ale mimo wszystko Komandor z zainteresowaniem obserwował jego smoczy wygląd, jako po prostu coś nowego.

W prawdzie nie próbował nawet poznać swoich generałów. W jego życiu przewinęło się tylu Jedi, że kolejna dwójka nie robiła mu żadnej różnicy. A dopóki wykonywał rozkazy, nikt nie miał do niego o to żadnych pretensji. Wręcz przeciwnie, ARC nawet nie zauważył jakiejkolwiek próby nawiązania bliższej znajomości, co było raczej wśród Jedi ich Komandosów powszechne. Z wyjątkiem wykrzykiwania poleceń nikt z nim nie rozmawiał i klon był za to absolutnie wdzięczny.

- Utrzymajcie szyk i nie dajcie żadnemu się przebić, jeżeli przepchną nas w stronę sektoru siódmego, nie będziemy się mogli cofnąć! - Krzyknął, podczas jednej z dość gorących misji.

Doszła do nich wiadomość o przetrzymywanych w akcie desperacji senatorach i zorganizowano ekipę ratunkową, którą wypełniał razem z generałami jako zadanie niższej wagi. A przynajmniej w porównaniu do linii frontu, gdzie obecnie znajdowała się większość mistrzów. Cinder po tragicznym zadaniu, w którym zginęła jego kompania zaczął mieć mocną awersję do statków. Co wcale nie było dziwne, patrząc na to co stało się z Blitzem. I klon mógł sobie teraz przysiąść, że nienawidzi latać, tak samo jak nienawidzi droidów.

Adrenalina napłynęła do jego żył, kiedy znajomy brzdęk metalu poinformował oddział o rzuconym ładunku wybuchowym. W przeciwieństwie do jego niektórych mniej doświadczonych ludzi zdążył się schować, zanim ktokolwiek zdążył krzyknąć "granat!". Jasna eksplozja rozprzestrzeniła się, jedynie muskając zbroję komandosa. Jednak widok tlącego się gorąca przywrócił na chwilę wspomnienia z Devaron i tak samo jak wtedy od razu poczuł woń spalonego mięsa.

Komandor otrząsnął się szybko, ponownie skupiając się na misji, ale zapach go nie opuścił. Po krótkiej inspekcji zorientował się, że jeden z jego żołnierzy został zmieciony przez eksplozję i teraz panicznie próbował wydostać się spod przygniatających go ładunków. Korzystając z tego, że reszta bez przerwy ostrzeliwała przeciwnika, wykonał przewrót w stronę rannego. Sprawnie pomagając mu pozbyć się ciężaru z klatki piersiowej, zaciągnął go za osłonę w porę unikając wycelowanego w ich stronę strzału. Podczas, gdy Cinder oddawał ogień ze swoich blasterów, drugi próbował powstrzymać histeryczny kaszel, waląc się w klatkę piersiową, ale w końcu w akcie paniki zerwał i odrzucił swój hełm na bok.

- Co robisz? Wkładaj swój hełm żołnierzu! - Nakazał Komandor, nie przerywając ostrzału. Po krótkiej inspekcji jednak okazało się, że mężczyzna nie może złapać tchu.

Odrywając się od końca osłony, Cinder schował blastery i zaczął majstrować, przy zbroi w okolicach płuc klona, który w swojej histerii tylko przyśpieszał swoją możliwą śmierć. Gdy tylko dłoń dowódcy zetknęła się z jego żebrami, ten wydał bolesny, świszczący jęk, potwierdzając domysły klona. W pewnym momencie odkaszlnął krwią i popiołem i nagle jego walka dobiegła końca, kiedy mógł wziąć niewielki, aczkolwiek cenny oddech. Szybko jednak jego przerażony wzrok skierował się w stronę Komandora.

- W - wybacz dowódco... - Zaświszczał słabo. Sięgając, próbował zetrzeć rozbryzganą na Cinderze krew, która akurat nieszczęśliwe poleciała w stronę jego hełmu.

Ten zignorował klona, odpychając jego rękę, a następnie wracając do ostrzału.
- Zostań tutaj i poczekaj na medyka. - Polecił beznamiętnie. - Jeżeli będziesz się ruszać, uszkodzisz sobie płuca, a wtedy nie będzie co zbierać. I włóż swój hełm. - Dodał swoim codziennym głosem dowódcy, a mężczyzna zgodnie sięgnął w stronę przedmiotu, próbując nie zginać się szczególnie.

Maski nie tylko filtrowały powietrze ułatwiając oddychanie, ale i dzięki nim żołnierze mogli spędzić parę minut w próżni, nie wspominając o zwykłej ochronie głowy. Cinder był żywym przykładem tego, ile zmienia jego noszenie i surowo tego pilnował.

Komunikator na przedramieniu dowódcy zamigotał na zielono informując o zbliżających się posiłkach.
- Masz szczęście żołnierzu, że postanowiłeś dać się przygnieść akurat teraz, Generał zaraz tu będzie. - Dodał trochę bardziej zgryźliwie, niż zamierzał.

Tamten tylko sapnął rozbawiony. - Flooze.

- Co?

- Jestem Flooze.

- No świetnie, i co chcesz? Medal? - Warknął ARC. - Jeżeli będziesz się tak podstawiał, prędzej, czy później zginiesz, a wtedy znajomość twojego imienia nikomu się nie przyda.

Ten wydawał się być urażony, dlatego powtórzył nieco ostrzej. - Walczyliśmy razem pod Devaron.

Cinder zaryzykował spojrzeniem na klona, dopiero teraz oriętując się, że jest to ten żołnierz, który ściągnął go z pola walki. Jeden z ostatnich jego byłych ludzi, który został przy życiu. Komandorowi nagle zrobiło się dziwnie, spotykając się twarzą w twarz z osobą, która wyrwała go z rąk śmierci. Mógł razem z Blitzem skończyć z tą ciągłą walką, ale ktoś postanowił zadecydować o jego przeznaczeniu. I teraz to Komandor ratował go przed zgonem.

ARC chciał powiedzieć, że niepotrzebnie pomagał mu tamtego dnia, jednak jedyne co udało mu się zrobić to tępo gapić na klona. Flooze musiał poczuć zagęszczającą się atmosferę, bo drgnął niewygodnie.

- Osłaniaj żołnierzy! - Usłyszeli w końcu, a Cinder wychylił się w porę, aby zauważyć wybiegającego z tylnego sektora Generała, który rozcinał atakujące droidy w biegu swoim dwustronnymi mieczem. Zaraz za nim wparowała młoda Jedi, która posłusznie przeskoczyła na drugą stronę używając do tego wystającego akweduktu. Przy okazji odcinając głowę jednemu B1. Zielona barwa zamigotała w pomieszczeniu, kiedy sprawnymi ruchami zaczęła odbijać strzały, nie pozwalając żadnemu przedostać się w stronę klonów. Dwa ostrza znacznie jej to ułatwiały, a połączone ze sprawnymi ruchami wyglądały prawie, jakby tkwiły w tańcu. Odbijane lasery trafnie wracały do właścicieli, w zaskakującym tempie zmniejszając ich ilość.

Cinder podobnie jak reszta przyłączył się do Padawanki, dzięki czemu już parę minut później ostatni droid padł na ziemię z pustym trzaskiem. Spokój jaki zapanował chwilę później, był aż kłujący w uszy. Gdy tylko korytarz został przejęty, z tego samego miejsca co Jedi wybiegł specjalny oddział, a Cinder szybko wezwał ich ruchem ręki, kierując tym medyków w stronę rannego brata. Zanim jednak opuścił ARC, kiwnął w jego stronę głową, sam nawet nie wiedziąc co miał oznaczać ten gest.

- Gdy tylko dostaliśmy się do pomieszczenia więziennego część zakładników została przeniesiona... - Zaczął wzniośle Generał, wyciągając zza pasa urządzenie, które chwilę później rozświetlił rozkład pomieszczeń seperatyckiego typu statku. Podczas, gdy medycy opatrywali rannych, Cinder wraz z innym żołnierzem i drugim dowódcą zbliżył się do Generała.
- Niestety dopóki mogą na bieżąco monitorować mechanizmami statku, niczego nie zdziałamy. Rozcinanie tysiąca drzwi mieczem świetlnym trwa zdecydowanie zbyt długo... - Zaczął Jedi, podpierając rękę pod brodą w swojej typowej, myślicelskiej pozie. Następnie spojrzał znacząco na Komandora.

- Ilu twoich ludzi zginęło?

ARC sekundę zajęło sprawdzenie wytycznych w mechaniźmie jego kasku.
- Trzynastu. Trzynastu zmarło, sześciu zostało rannych. - Odpowiedział po chwili profesjonalnym głosem, starając się nie myśleć którzy dokładnie.

- Dobrze. - Mruknął Generał, a klon miał ochotę się zaśmiać. Zamiast tego skrzyżował dłonie za plecami, ignorując użytkownika mocy.
- Rclizze. - Skierował się w stronę swojego padawana. - Pobiegniesz do sali sterowania i zniszczysz mechanizm blokujący. Pozbędziesz się czego trzeba. Komandor będzie cię osłaniał. - Polecił.

Kosmitka przekrzywiła lekko głowę, powodując, że tylko w połowie spięte włosy ześlizgnęły się z jej sylwetki opadając delikatnie na jej talię.
- Mogę przejąć mechanizm... - Poinformowała nadzwyczaj spokojnym głosem, który zdecydowanie nie pasował do jej wyglądu nastolatki.
- Nie wiemy jak wiele drodiów jest przewożonych na tym statku, mogę blokować im przejście.

Generał zastanowił się na chwilę, po czym pokiwał głową nie potrzebując uzyskania potwierdzenia od ucznia.
- Tak zrobisz. - Zdecydował, a następnie dodał. - W tym czasie my zajmiemy się zakładnikami.

- Słyszeliście generała, tu się rozdzielamy! Medycy opatrzą rannych i zaprowadzą na statek, a reszta idzie po zakładników! - Krzyknął donośnie Cinder, robiąc wojskowy ruch ręką, na co żołnierze zgodnie ruszyli za rycerzem Jedi z głośnym "Sir!"

Komanodr skrzyżował spojrzenie z dowódcą, który komunikatywnie kiwnął głową pędząc prosto do sali sterowania. ARC bez problemu dotrzymał jej tępa, zachowując jednak parę kroków dystansu, z blasterami w gotowości. W przeciwieństwie do wcześniejszego zamieszania, teraz korytarze zdawały się podejrzanie puste.

- Jeżeli wybiliśmy ich oddział, nie mogli się rozdzielić. Podejrzewam, że to co zostało stacjonuje teraz przy zakładnikach. - Odezwał się Cinder, czując potrzebę zracjonalizowania sytuacji.

- To dobry znak. - Powiedziała jak zwykle beznamiętnie padawanka, nawet nie patrząc na klona.

Mężczyzna nie zatrzymując się wbił wzrok w plecy Jedi, szczególnie przyciągnięty przez ocierające się o jej szatę włosy. Nosiły tak dziwną barwę niebieskiej szarości. Klonowi od razu przyszło do głowy miliony powodów, dlaczego nie powinno się ich tak nosić. Od łatwej szansy na chwycenie przez przeciwnika, do zwykłego przeszkadzania w walce. Pomimo tego skupił na nich swoją uwagę, do czasu przybycia na miejsce.

Wycięcie otworu nie zajęło jej zbyt dużo czasu, przy dwóch szablach, ale ARC mimo wszystko stanął plecami do niej, wypatrując potencjalnych przeciwników. I ten sam układ zachował po tym jak po wejścu rozprawili się z droidami stacjonującymi. Rclizze schowała swoje szable, nieśpiesznie podchodząc do panelu sterowania, po czym bezceremonialnie odepchnęła przeszkadzające jej krzesło. Cinder zerknął na nią przez bark, przez chwilę śledząc Chissa, który dłuższą chwilę wpatrywał się w masę przycisków, co wywołało litość w Komandorze.

- Na pewno wie Pani co robić? - Zapytał, ledwo powstrzymując się od rzucenia "Dzieciaku", ale wiedział, że bardzo uraziłby tą arogancką rasę ich dziwne kryteria wieku.

Chiss posłał mu spojrzenie spode łba, a następnie położył dłonie na klawiaturze zaczynając wprowadzać nieznane klonowi kody.
- Technologia to domena mojej rasy. Mogę być Jedi, ale wciąż jestem też Chissem - Odparła cicho, nie odrywając oczu od ekranu.

- Ta technologia? - Dopytał unosząc brew, czego nie widać było pod hełmem.

- Prymitywna. W porównaniu do stacjonującej na mojej planecie - Wzruszyła ramionami.

"Oczywiście" - Pomyślał. Nie za bardzo chcąc się w to bardziej zagłębiać, dlatego też cierpliwe czekał na czary padawana, który w przeciwieństwie do tego co mówił zdawał się mieć małe problemy z zadaniem.

Nagle dziwny dyskomfort uderzył w jego głowę, drażniąc wciąż czerwoną ranę. Komandor próbował to zignorować potrząsając lekko głową, ale to tylko spowodowało rozpalający ból, który dosłownie zwalił go z nóg. Cinder krzyknął gardłowo, upuszczając swoje blastery z głośnym trzaskiem, a on sam upadł na kolana łapiąc się za kask.

Zza siebie usłyszał zaniepokojone "Cinder?". Próbował odpowiedzieć, że wszystko w porządku, ale odkrył, że nie może wydusić z siebie ani słowa. Zamiast tego ból uderzył trzy razy mocniej, a Komandor zanim się zorientował, dotykał czołem śliskiej posadzki, boleśnie zgarbiony. Uczucie promieniowało na taką skalę, że trudno było określić gdzie ma miejsce. W końcu klon doszedł do tego, że rana na jego głowie była prowodyrem.

Blizna? Dlaczego bolała go blizna? Przecież operacja się powiodła! Żaden odłamek nie groził mu zostaniem kaleką umysłową, więc dlaczego to do cholery bolało!?

- Cinder, co się dzieje? - Powtórzyła przestraszona Rclizze, a po niezręcznym dotyku na jego plecach Komandor mógł się domyślić, że odeszła od panelu sterowania.

Tym razem jedyne co z niego wyszło, to zniekształcone warczenie, kiedy ucisk na głowę jeszcze bardziej zbliżył go do podłogi. Dziwna obecność wkradła się do jego umysłu, którą klon ledwo zauważył przez dominujące cierpienie. Poczuł jak dłoń kosmitki zaciska się, po czym jej pocieszający dotyk znika tak szybko jak się pojawił.

- Poinformuję generała, może uda mu się wysłać jakiegoś medyka i...

Nieopisany lęk wkradł się do ARC. Jeżeli medyk się dowie, że on...

- Nie! - Warknął, gwałtownie odwracając się do Padawanki i łapiąc jej nadgarstek w bolesnym uścisku. Ta sapnęła tragicznie, próbując się wyrwać, ale Komandor mocniej owinął dłoń wokół kobiety.
- Nie! - Powtórzył desperackim głosem. - Jeżeli... Jeżeli im powiesz wyślą mnie na Kamino!

Cinder zdziwił się jak przerażony był tą myślą. Tak, Kamino było koszmarem większości żołnierzy, ale Komandor odkąd opuścił MedBay nie bał się już recyklingu. A przynajmniej tak mu się wydawało. Teraz jednak w jego głowie wybuchły obrazy, których nie widział od Devaron. Kaminoanie próbujący mu wstrzyknąć środek uśmiercający, białe ściany ośrodka... Wszystkie jego lęki z młodszych lat. ARC uzmysłowił sobie, że jest przerażony.

Klon pokręcił głową, odkrywając, że atak bólu powoli przemija. Może to był tylko jeden taki przypadek? Nie był uszkodzony, prawda? Nie mógł być.

- Jest dobrze... - Powiedział, wpatrując się w szeroko otwarte oczy Chissówny.
- Tak, jest dobrze. - Powtórzył, bardziej do siebie. - Nikomu o tym nie mów. - Jedi w końcu udało się wyrwać z bolesnego uścisku klona, natychmiast pocierając ochronnie opuchnięty nadgarstek, który jednak Cinder zamienił na rąbek jej szaty. - Proszę... - Jęknął, czując się prawie żałośnie z położenia w jakim się znalazł, szczególnie, że mógł się dopatrzyć głębokiej zmarszczki na policzku Rclizze. Jednak zaraz potem jej twarz złagodniała, podobnie jak spojrzenie, patrząc na klona prawie współczująco. Już miała coś powiedzieć, ale zdecydowanie zbyt znajomy chrzęst kroków powiadomił ich, że brakowało czasu.

Rzucając ostatnie spojrzenie na Komandora, Chissówna uznała, że ból musiał przeminąć i tak w prawdzie było.
- Za osłonę. - Nakazała profesjonalnie, sama kierując się w stronę panelu.

Komandorowi chwilę zajęło, aby oprzytomnieć, ale chwilę później znajoma potrzeba walki zmusiła go do podniesienia blasterów i posłusznego rzucenia się w stronę zamkniętych drzwi. Zaraz obok wykrojonej przez Jedi dziurze. Jego umysł wciąż zamglony był natłokiem myśli, ale jego ciało mechanicznie wiedziało co robić.

- To zajmie chwilę. Jeżeli zabiorę się za to zbyt pochopnie, mogę tylko pogorszyć sprawę - Poinformowała, a kiedy ARC nie zareagował rzuciła mu kolejne troskliwe spojrzenie, które sprawiło, że puls żołnierza przyśpieszył.

- Na pewno wszystko w po...

- Odblokuj już te drzwi, droidy są coraz bliżej! - Warknął nieprzyjemnie, wiedząc, że zdecydowanie nie był to ton jakim powinien zwracać się do dowódcy, ale jak na zawołanie Padawanka drgnęła i szybko zabrała się do roboty. W tym czasie Cinder potrząsnął głową, próbując pozbyć się ciepłego uczucia.To nie tak, że Generałowie nie martwili się o swoich podrzędnych, ale ARC nigdy nie spotkał się z troską ze strony... Kobiety.

Szybko koncentrując się na misji, klon ocenił odległość wrogów od pomieszczenia, a kiedy pierwsze strzały przedostały się przez otwór, sam otworzył ogień do nadchodzących B2. W przeciwieństwie do klonów, wojska seperatystów nie miały instynktu przetrwania, dlatego pomimo jego strzałów grupa sunęła prosto na nich.

- Nie chcę Pani pośpieszać, ale... - Chrząknął Cinder, chowając się za drzwiami. Strzały przedostały się do pokoju omijając go i trafiając w krzesło.

- Jeszcze sekunda... - Odparła Rclizze, wracając do swojego chłodnego tonu.

- Sekunda minęła.

Jedi zagryzła wargę, pośpiesznie wpisując tylko jej znaną sekwencję, a następnie pociągnęła dziwny przełącznik w swoją stronę. Zaraz potem Padawanka chwyciła swoje ostrza, dotychczasowo spoczywające na dole jej pleców. Po raz kolejny zielone światło wypełniło pokój. Podczas, gdy Cinder otworzył nieprzerwany ogień, zdejmując w ten sposób parę droidów, ta wyleciała przez dziurę krojąc mechanizmy robotów w dziwnej sekwencji walki mieczami. ARC poszedł za jej przykładem, zadając zdecydowany cios w sam środek pierwszego B2, a następnie kopnięciem z półobrotu posyłając go na ziemię. Blasterami nie tylko zakończył żywot jego, ale i kilku najbliższych droidów, które przyczaiły się za zajętym Jedi.

Ku nie zaskoczeniu Cinder'a jeden z przeciwników chwycił włosy kosmitki, odciągając ją szarpnięciem w swoją stronę. Jedi wrzasnęła, upuszczając jeden z mieczy świetlnych. Zanim jednak drugi zdołał ją zastrzelić, żołnierz posłał idealny strzał najpierw w broń jednego, a potem w rękę drugiego, dzięki czemu Rclizze pozbawiła obydwu głowy. Przez chwilę ciężko oddychali w milczeniu, dopóki ciszy nie przerwał komunikator i jego dobre wieści.

- Dobra robota, udało nam się przechwycić zakładników. Jesteśmy w drodze, wracajcie na statek.

Ci skrzyżowali ze sobą spojrzenia. Zaraz potem Jedi użyła mocy, aby przyciągnąć drugi miecz świetlny i obojętnie ruszyć stamtąd skąd przyszli.

Cinder jednak teraz martwił się, czy jego powrót może okazać się jego ostatnim

°°°

• 6 Stycznia 2019r.
2719 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro