"Samospełniająca się przepowiednia" - 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nagi.

Cinder nigdy nie sądził, że ubrany w kompletne opancerzenie może czuć się nagi.

Zdążył już zapomnieć, jak to jest nosić czystą zbroję. Bez odznaczeń ukazujących jego rangę, bez znajomego nacisku na jego lewe ramię. Klon czuł się jakby dopiero co opuścił Kamino.

Wiele spojrzeń kierowało się w jego stronę. Bez śmiechu, bez uwag. Po prostu każdy chciał wiedzieć, co takiego musiało się wydarzyć, aby Komandor poświęcił swoją rangę, by dowalić któremuś klonowi. Co prawda ARC nie stracił jej całkowicie, mężczyzna który miał przybyć na jego miejsce, był tylko chwilowym zastępstwem. Mimo wszystko jednak srogo przegiął i wszyscy byli tego świadkami.

Degradacja stała się dla niego kubłem zimnej wody. Jak żałosny musiał być, aby zareagować w ten sposób? Przez wspominkę o martwym przyjacielu? Powinien być twardy. Powinien być przyzwyczajony. Był przecież dowódcą. Nie szeregowym, nie Kapitanem. Komandorem, który swoją postawą powinien dawać przykład mniej doświadczonym klonom.

A on zachował się jak najgorszego sortu błyszczący.

Nie przeprosił jednak Floozego. Nawet go nie odwiedził. Wstyd było mu przyznać, ale za bardzo zżerały go wyrzuty sumienia. Z tego co słyszał kość goiła się nieźle, ale mimo wszystko zaatakował członka własnego dywizjonu. Jak ktokolwiek miałby mu potem zaufać? W jego skruchę? Na tym etapie klon sam sobie nie ufał.

Rclizee mu ufała.

Ta jednak zaufała mu, opowiadając o swoich obawach i klon zdawał się czuć odrobinę lepiej z tą świadomością, jak i z samą kobietą. Nie widział jej jednak od dawna i ponownie sam zderzał się z rzeczywistością jaka go czekała.

Bóle męczyły go coraz częściej. Zbyt często. Cinder od pewnego etapu obawiał się miejsc publicznych. Szczególnie, że teraz każdy go obserwował, czekając na kolejne potknięcie Komandora. Uczucie było tak silne, że ledwo powstrzymywał się od rozłupania sobie czaszki. Nie sypiał dobrze. W chwili obecnej nic nie było dobre.

- Widzisz tego tam?

- Wszyscy wyglądamy tak samo, Toodles.

- Ten przy pustym stoliku.

- Masz na myśli Komandora Kompanii Ash? Trudno go poznać bez kamy, co jak co, ale artysta to z niego nie jest.

- Cóż, nic dziwnego, że mu ją zabrali. Wyobrażasz sobie, aby na przykład Komandor Cody zrobił coś takiego?

- To z założenia nie jest wskazane dla dowócy...

- Podobno już wcześniej był z niego niezły chuj. Nie wiem jak przed Devaron, ale podobno nawet nie zadał sobie trudu, aby poznać imiona swojego dywizjonu.

- A więc to on tam dowodził? Podobno stracił swój cały zespół...

- Nie cały, ten, którego pobił był jego członkiem.

- Nie gadaj.

- Młody uratował mu życie, a ten odwdzięczył się łamiąc mu rękę.

- Czy na Kamino też był taki?

- Nie wiem, nie znałem go. To dziwne, nawet jeżeli uznamy, że to wina Devaron.

- Może... Po tym postrzale z jego umysłem tak nie do końca..?

- Shhh! Ciszej, chyba, że chcesz, aby ciebie też połamał. W takiej sytuacji nie tylko odebrania rangi powinien się spodziewać. Niech się lepiej ogarnie, jeżeli wciąż zależy mu na służbie.

- Mimo wszystko szkoda kolesia...

- Cicho! Patrzy tutaj!

Cinder nie mógł powstrzymać wielkich zmarszczek, które przecięły jego policzki. Wiedział, że żołnierze o nim rozmawiają, ale cholera. Mogli przynajmniej robić to tak, aby nie słyszał.

Wspomnienie o chorobie psychicznej dotknęła go mocniej, niż cała ta sytuacja. Może dlatego, że coraz częściej rzeczywiście miał wrażenie, że coś jest z nim mocno nie tak. Połamanie brata nic nie dało, wręcz pogorszyło sytuację. Teraz już nie wiedział co mógł zrobić, aby chociaż na chwilę odsunąć się od Devaron. Od Blitza i obaw o swoje życie.

Wcześniej przynajmniej miał poczucie wagi, jako Komandor. Ale sam to zniszczył w swojej autodestrukcji. Teraz czuł się tylko jako kolejny, nic nie znaczący klon. Taka sama twarz, wśród takich samych zbroi.

Tracąc apetyt, klon odstawił swoją szarą i bezsmakową rację żywnościową. Teraz, po tym jak stracił rangę Komandora i wszystkie z nią związane obowiązki, Cinder miał więcej wolnego czasu, niż wolał. Wręcz idealny moment na rozmyślanie o swojej egzystencji i jej przyszłości. A raczej braku.

Nagle w klona uderzyła wielka potrzeba wykąpania się. Może dlatego, że prysznice były jednym z jedynych miejsc poza jego biurem,w których nie było kamer bezpieczeństwa. Poza tym zimny prysznic był tym, czego zdecydowanie potrzebował w tym momencie. Klon miał wrażenie, że jego skóra wręcz parzy, podobnie jak powieki. Był wykończony psychicznie.

I tak jak sądził, gdy tylko lodowaty natrysk zderzył się z jego ramionami, większość jego zapału wyparowała. Mężczyzna zamknął oczy i oparł się przedramieniem o ścianę przed nim, pozwalając wszystkim zmysłom skupić się na odprężającym chłodzie. Pozwolił swojemu umysłowi pracować.

Co mu pozostało? Przez całe życie powstrzymywał się od łamania zasad. Dążył do tego, aby być idealną wersją klona. Posłuszny i odpowiedzialny. I jak skończył?

To było wszystko, co mógł dla siebie zrobić.

°°°

Nawet stojąc na boku, klon czuł się w tłumie swoich pobratymców jak zwykły szeregowy. Jeszcze niedawno to on oceniał nowych żołnierzy. Teraz sam czekał, aż jego chwilowy zastępca zestąpi z niebios.

To było mocno uwłaczające. Cinder przywykł do dotychczasowego autorytetu na tyle, że oczekiwanie z każdą minutą robiło się coraz bardziej irytujące. Do tego stopnia, że zazwyczaj wyprostowany Komandor, teraz wiercił się nieprzerwanie, czego reszta żołnierzy zdawała się nie zauważać. Nie chciał tam być. Nie chciał konfrontować się z tym nowym. Szczerze mówiąc, miał cichą nadzieję, że będzie na tyle kompetentny, że góra zdecyduje się nim zastąpić Komandora. Z tego co wiedział, był od Cinder'a młodszy. Ale klon nie był w na tyle zaawansowanym wieku, więc musiałby umrzeć, aby coś takiego się wydarzyło.

ARC potrząsnął głową, próbując pozbyć się mrocznych myśli. Tym razem nie uszło to uwadze paru klonów. Posłali mu znaczące spojrzenia z lekkim parsknięciem. Odpowiedział surowym spojrzeniem. Na pewno nie byłoby im tak do śmiechu, gdyby byli w umyśle byłego Komandora. Klon musiał mocno się powstrzymać, aby nie zganić żołnierzy, ale ponownie przypomniał sobie w jakiej sytuacji się znajdował. Może odebrano mu rangę tylko chwilowo, może był na uboczu dumnie oddzielony od reszty plutonu. Ale na chwilę obecną nie miał władzy.

Uśmiechy zniknęły, gdy dźwięk otwierającego się hangaru przypomniał im po co tu stoją. Szereg ponownie wyrównał się, tak samo jak Cinder, który profesjonalnie trzymał ręce za plecami. Z tyłu głowy wciąż ganiła go myśl o tym, że wcale nie musiałby tu stać, gdyby zachował się jak na doświadczonego dowódcę przystało. Skomplikował sobie życie, które i tak nie było zbyt kolorowe, a teraz nie mógł z tym nic zrobić.

Znajome, szare barwy powitały go jako pierwsze. Podobnie jak odznaczenia wojskowe, które wywołały w nim zaskakujące poczucie tęsknoty. Na nowym dowódcy wyglądały wręcz prowokująco. Klon zaskoczył samego siebie widząc jak zazdrosny może być o zwykłą kamę, co było dziwne w konflikcie z jego poprzednimi myślami.

Czemu właściwie go to obchodziło? To nie tak, że jego zakres obowiązków zmieniłby się znacząco. Byłby takim samym mięsem armatnim jak wcześniej.

Pojawił się. Dumnie wyprostowany z lekko uniesionym podbródkiem w snobistyczny sposób. ARC nie patrzył na niego więcej, niż pół sekundy, ale już wiedział, że awans zdecydowanie nie był czymś, na co ten klon zasłużył. Być może Cinder oceniał wszystkich zbyt szybko, zbyt pochopnie. Ale nawet błyszczący mógł dostrzec poczucie wyższości w jego kroku. Szedł w ich stronę, nie patrząc na żołnierzy, za to pragnąc, aby oni patrzyli na niego.

Arogancja to coś, co irytowało klona. I coś co rozniosło jego wahanie w drobny mak.

Pomimo złotego światła, które opatuliło zbroję nowego, Cinder wciąż widział jego malowanie. Standardowa, gołębia farba na udach i ramionach, trochę zbyt dokładna jak na gusta ARC. Podobna barwa istniała na kasku zastępcy, akcentowana żółtymi szczegółami. Klon zatrzymał się, w końcu oglądając swoich nowych podrzędnych. Jego hełm przesunął się po wszystkich klonach, sprawnie degredata unikając, co nie uszło jego uwadze. W końcu Komandor westchnął w ten sam sposób, jak Cinder, gdy przyszło mu się spotkać z nowym zespołem. Sięgnął do swojego kasku i ściągnął go z pełną gracją. Przywitała ich przystrzyżona głowa i oczy pełne chytrości.

- Chciałbym powitać mój nowy zespół. - Odezwał się wyniośle. - Kompanio Ash, jestem CT - 6780, bardziej znany jako Arge. Dotychczasowo przewodziłem oddziałami stacjonującymi na Couroscant, oraz brałem udział w specjalnym szkoleniu terenowym, ale jak wiecie chwilowo zostałem przeniesiony, aby zająć się wami. Przynajmniej do czasu, aż wasz stary dowódca nie wróci na posadę - Mówił, z niezwykłą pewnością siebie, a następnie znowu przebiegł wzrokiem po nieco niezręcznych żołnierzach. - Którego... Widocznie nie ma teraz z na... Ah! Komandorze.

Cinder ledwo zdołał się powstrzymać od kąśliwej uwagi. Zamiast tego odezwał się z kamienną twarzą.
- Witam w Kompanii Ash dowódco, naprawdę cieszy mnie, że wciąż jestem rozpoznawalny - Mruknął, może nieco zbyt rozdrażniony.

Tamten uśmiechnął się krzywo, w pełni się do niego odwracając. Klon jednak mógł zauważyć jak jego oczy wciąż umiejętnie unikają byłego Komandora. Ich ręce splotły się ze sobą w geście powitania.

- Wiele o panu słyszałem, szczególnie podczas szkolenia. To zaszczyt spotkać się twarzą w twarz.

"Szczególnie po ostatnich dniach?" - Chciał zapytać, ale w porę ugryzł się w język. Napataczanie wydarzeń ostatniego czasu, było zdecydowanie ostatnią rzeczą jakiej potrzebował. Zamiast tego zmusił się do serdecznego uśmiechu. - I nawzajem... Hmmm... Komandorze.

- Skoro Pan tutaj jest, to może przedstawi mi Pan swój oddział?

Cinder próbował zignorować igłę, wbitą już przy pierwszej wymianie zdań z zastępcą. Ktoś w tłumie odchrząknął wymownie, a mężczyźni odwrócili się w stronę szeregu.

- Wierzę, że są oni na tyle zdolni, aby zrobić to samodzielnie - Odparł, sprawnie ignorując zaczepkę.

- Cóż, będziemy razem pracować przez chwilę, więc warto, abym wiedział jak się do was zwracać - Zaczął, przypinając kask do pasa i papugując pozę Cinder'a.

Były Komandor uznał, że to świetny moment, aby przynajmniej próbować wsłuchać się w imiona, jakie wymyślili sobie nawzajem żołnierze. Kal, Tak, Nitro, Pepper... Po krótkiej chwili jednak się po prostu poddał. Co prawda klony bardzo mocno inwestowały w ukazanie swojej indywidualności różnymi tatuażami, czy malowaniami. Cinder jednak uznał, że na polu walki i tak nie będzie miał na to czasu. Gdy już odzyska swoją posadę, oczywiście.

To zabawne, jak szybko motywacja wróciła w jego osobę.

Śmiało mógł przyznać, że nie lubił nowego dowódcy. Pomimo jego maski serdeczności, poczucie wyższości wręcz z niego promieniowało i Cinder był pewien, że żołnierze też to odczuli. Szczególnie, że niektórzy z kompanii przerastali młodego Komandora wiekiem i doświadczeniem. Dlatego też ARC pozbywając się wszystkich obaw, po prostu stanął z rękoma na piersi. Cierpliwie czekał, aż cały rytułał powitania się zakończy i wszyscy wrócą do swoich obowiązków.

Kiedy tak też się stało i Kompania Ash rozeszła się na stanowiska, lub do koszar, nowy Komandor zwrócił się do mężczyzny.
- Zanim Pan odejdzie, czy moglibyśmy zamienić parę słów? Wie Pan, omówić różne kwestie...

Było to coś, na co Cinder był gotowy.
- Właśnie miałem to zaproponować. - Nie mógł zamaskować braku entuzjazmu.

Oboje mimowolnie zaczęli kierować się w stronę wyjścia z hangaru.

- Wie Pan, teraz jak jestem Komandorem kompanii, moglibyśmy porozmawiać jak dowódca z dowódcą - Powiedział podekscytowany i dumny jakby znajdował się w lepszej lidze.

- Cóż, chwilowo nie jestem dowódcą, a przynajmniej nie rangą... - Odparł sucho Cinder.

- Tak... - Arge uśmiechnął się krzywo. - Ciągle trudno mi uwierzyć, że funkcjonuje Pan teraz bezpośrednio pode mną. Sir, w większości przypadków z czasem pniemy się w górę, wiadomo jak jest... Z naszymi cechami degradacja zdarza się dość rzadko. Wszyscy byli zdezorientowani tą sytuacją - Mówił, patrząc wszędzie, tylko nie na byłego Komandora.

Na twarzy klona pojawiła się lekka zmarszczka. Cinder bywał bezczelny, ale takie nastawienie nawet dla niego było szczytem cynizmu.
- To na pewno nie jest łatwa sytuacja, ale przede wszystkim dotyczy mnie, generała i nikogo z zewnątrz. - Warknął, dodając równie niskim tonem. - Bez urazy oczywiście.

- Oraz klona, którego Pan uszkodził. - Wypalił ignorancko.

- Słucham?

- Szereg nie był pełny. Co prawda na bieżąco ubywa żołnierzy, ale domyślam się, że klon o numerze CT - 777 - 01 przebywa obecnie w skrzydle medycznym. Czytałem raporty.

Cinder nie potrafił ukryć swojego zirytowania. - To naprawdę imponujące, że potrafi Pan czytać ze zrozumieniem, ale czy wypominanie mi tego na pewno leży w zakresie Komandora obowiązków?

- Po prostu zastanawiam się, czemu doświadczony dowódca jak Pan, postąpił tak, a nie inaczej. Proszę nie brać tego do siebie, ale ostatnio dość często popełnia Pan błędy... - Mówił tym samym, drażniąco ożywionym i pewnym siebie tonem.

Jeżeli jego zamiarem było nie dać się polubić, to zdecydowanie mu się udało. ARC nie mógł uwierzyć, że jakikolwiek klon, Komandor, czy błyszczący powiedziałby coś takiego. Szczególnie do niego. Gwałtownie wciągnął powietrze.

- Jesteś młody Komandorze, zdążysz się jeszcze przekonać, że błędy są częścią naszego życia. Nawet Jedi je popełniają. Mam nadzieję, że twoja pewność siebie pozwoli ci jednak nabyć to doświadczenie. Bo zdecydowanie jest ważniejsze, niż ranga - Mruknął oschle, próbując się nie unosić.

Arge widocznie napiął się, gwałtownie stając. Jego oczy w końcu napotkały byłego Komandora. I zdecydowanie nie było to pochlebiające spojrzenie.

- Podważa Pan decyzje Generałów? - Zapytał w końcu, a cała jego wcześniejsza kultura ulotniła się w mgnieniu oka.

Cinder zgłupiał. - Gdzie niby powiedziałem coś takiego?

- Wykonywanie rozkazów wydanych przez Jedi jest naszym podstawowym obowiązkiem, nie chcę już przy pierwszym spotkaniu nabierać podejrzeń co do Pana wiary w sprawę.

A więc to był ten typ człowieka.

Cień wślizgnął się na twarz mężczyzny. - Wykonuję moje obowiązki należycie.

- To dlaczego tutaj jestem?

- Proszę posłuchać. Może awansowano cię wyjątkowo wcześnie Komandorze, ale pamiętaj, że to tylko zastępstwo. Kwestia czasu, a oboje wrócimy na swoje stanowiska. - Wywarczał zniecierpliwiony arogancją klona.

Zastępca nadął się. - No chyba, że połamie Pan kogoś jeszcze.

Dopiero kpiący uśmiech mężczyzny uświadomił Cindera, jak trudną drogę ma do przejścia. Złośliwe iskierki stanęły w oczach Arge, kiedy oceniał byłego dowódcę jak konkurencję.

Konkurencja?

Młodszy Cinder podjąłby się wyzwania. Zaangażował w pokaz kompetencji i próbował udowodnić swoją wartość. Ale obecny nie miał na to siły, ani ochoty. Z resztą wiedział coś, czego Arge zdawał się nie zauważać. Wojna nie była miejscem na rywalizację w szeregach i jeżeli chciał zachować posadę, a w szczególności przeżyć, musiał się tego nauczyć w ten, czy inny sposób.

Tylko jedna rzecz go martwiła. Klon wiedział, że zastępca będzie próbował robić mu problemy. Dlatego jeżeli chciał zachować swój sekret, musiał się pilnować. Żadnego potknięcia.

ARC był zirytowany tym, jak szybko pojawiały się nowe utrudnienia. Jakby los próbował sprawdzić, na ile jeszcze silna jest wola przetrwania klona.

Ten uznał chyba milczenie byłego dowódcy jako swoją wygraną, bo westchnął bezceremonialnie.
- A teraz, jeżeli Pan pozwoli... - Rzucił, gładko wsuwając swój hełm na głowę, po czym nieśpiesznie ruszył w stronę wyjścia z hangaru. - Do widzenia, żołnierzu Cinder. Każdy z nas ma teraz swoje obowiązki.

Mężczyzna odprowadzał go wzrokiem do samego końca, stojąc jak kołek wśród pośpiesznie poruszających się braci. Spotkanie wywołało w nim niesmak, jakiego nie czuł odkąd został Komandorem. Ale i dziwny napływ motywacji.

°°°
Lol, zdarzyłam przed północą XD Była lekka przerwa między rozdziałami i tą przerwa zostanie na dłużej. Nie dlatego, że przestaje pisać to fanfiction, tylko będę mogła je dalej publikować jak skończę wątek, który teraz piszę. A mam go już w 16 tyś słowach, więc to będzie coś. Przygotujcje się na dużo czytania i rozwinięcie historii do czegoś... Większego, niż podcinanie sobie żył, przez Cindera!

• 19 stycznia 2020r.
2372 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro