18 {Dlaczego to robię?}

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Droga do mamy zajmuje mi ponad dwie godziny. Przez swoje uparcie, że zabiorę Pączka, musiałam wziąć taksówkę i zapłacić kierowcy za podróż w dwie strony. Nie było to umiejętne wydawanie pieniędzy, ale co miałam zrobić? Im dłużej mieliśmy psa tym bardziej sądziłam, że źle zrobiliśmy. Wzięliśmy go na nowe mieszkanie. Gotowi dać komuś dom, skoro sami go mieliśmy. Nie chcieliśmy dzieci i gdybym miała podjąć drugi raz decyzje o psie, to także bym go nie wzięła, bo to taka sama odpowiedzialność, jak dziecko. Ktoś na ciebie czeka, musisz mieć go z tyłu głowy, zajmować się nim i o niego dbać. Nie chodziło o to, że nie byłam zdolna do któreś z tych rzeczy, ale wymagały one czasu i stabilności, a ostatnie, co w swoim życiu miałam to stabilność. Byliśmy, jak rozchwiani nastolatkowie, którzy w kółko się przepychali, bo chcieliśmy być razem, ale nie umieliśmy. Czas było to ukrócić.

Luke nie rozumiał jednej rzeczy. Nie musiałam zostawać w tej pracy na zawsze. mogłam skończyć ten projekt i ją zmienić. Życie nie polega tylko na robieniu rzeczy, których się lubi, a przynajmniej nie, gdy jest się dorosłym. W innej pracy musiałbym się od nowa wykazywać, budować swoją pozycję, tu już ją miałam. Gdyby nie ten projekt bez problemu bym ją zmieniła dla nowego wyzwania, ale teraz chciałam skorzystać z tej okazji.

Nigdy nie zrozumiem jednak jak można nie korzystać z możliwości, które ma się położone na tacy. Luke nie był głupi i miałam na to ogromnie dużo dowodów, chociażby działającą zmywarkę. Nie był też człowiekiem, który zawsze się poddawał. To cechowało go w sytuacjach silnej konkurencji i sytuacji, które nie kończyły się na wyniku z kolokwium.

To był najbardziej męczący tydzień w moim życiu.

Miałam go już dosyć.

Gdy zapukałam do drzwi mamy, przeżyłam szok, gdyż otworzył mi facet w średnim wieku, to znaczy w wieku mojej rodzicielki.

– Um... – Nie wiedziałam, co powiedzieć. Miałam na smyczy Pączka, który chciał wejść do mieszkania, nie zważając na mężczyznę. – Czy mieszka tu Merdith Rochester?

– Mer! – krzyknął. – Ktoś do ciebie! Ej! Czekaj! – Spojrzał na mnie. – Jesteś na zdjęciach na lodówce. Rachel?

Koleś był ubrany w dres. Miał nieogoloną twarz i piwny oddech.

Co on u licha tu robił? Nie odwiedziłam mamy od jakiegoś pół roku, ale kilka razy ona przyjechała do mnie. Nigdy jednak nie wspomniała, że kogoś ma, a rozmawiałyśmy minimum raz w tygodniu.

– Tak nazywam się Rachel.

– Wchodź do środka. Mer, twoja córka przyjechała!

Mama zjawiła się na korytarzu. Pączek od razu ruszył w jej kierunku będąc jej wielkim fanem. Spuściłam go ze smyczy, żeby go nie szarpać, gdy mama wyciągnęła ręce do uścisku.

– O jejku! Przyjechałaś? Chcesz dzisiaj świętować? Luke przyjechał z tobą? – Wyjrzała przez moje ramię szukając go.

– Jestem sama. – Było w tym o wiele więcej niż fakt, że nie przyjechał tutaj ze mną.

– Och, szkoda. To Tom. – Wskazała na mężczyznę, który otworzył mi drzwi. – Mój chłopak.

– Cześć, Tom. – Skoro tak mi go przedstawiła, tak zamierzałam się do niego zwracać.

– Miło mi cię poznać. – Wyciągnął do mnie dłoń, którą uścisnęłam.

Nie spodziewałam się, że nie będziemy same. W naszym życiu nigdy na stałe nie było żadnego mężczyzny poza moim ojcem, chociaż go praktycznie nie było. Nienawidziłam tego, że noszę jego nazwisko, ale mama też je nosiła.

– Mówiłam ci dzisiaj, że moja córeczka dostała awans! – Mama znów mnie przytuliła, gdy Pączek ocierał się nosem o jej nogę, żądając jej uwagi.

Kochałam Pączka. Nie oddałabym go, ale był ogromną odpowiedzialnością, w szczególności, gdy my nie potrafiliśmy się dogadać.

– Przerwałam wam jakieś plany?

Gościu był ubrany w domowe ciuchy, znoszony dres. Raczej nie wyglądał, jakby miał gdzieś iść. Mama miała na sobie sweter i jeansy, bo chyba dopiero przed chwilą wróciła z pracy ze sklepu.

– Film i piwo – poinformował mnie Tom.

Piwo?

W środku tygodnia?

Tak mama lubiła spędzać popołudnia?

Chciałam porozmawiać z nią sam na sam, ale niezbyt było tutaj na to miejsce. Od salonu kuchnię oddzielała ścianka działowa, a nie wydawało mi się, że mam powód, żeby pójść do jej sypialni. To było najładniejsze mieszkanie, jakie miała. Musiałam trochę jej dołożyć, ale chciałam, żeby miała osobno salon i sypialnie. Było to dla mnie ważne, żeby mogła rozdzielać strefy i zapraszać przyjaciół do siebie, czy nawet móc kogoś przenocować. Za czasów, gdy byłam dzieckiem zawsze spała w salonie, a mi oddawała jedyną sypialnię w mieszkaniu. Chciałam, żeby miała miejsce na swoje rzeczy i przestrzeń. To było dla mnie ogromnie ważne.

Mama spojrzała na torbę w mojej drugiej ręce. Chciałam zostać na kilka dni. Poprosiłam Caluma o pracę zdalną, na którą się zgodził.

– Może wybrałybyśmy się na jakiś obiad? – szepnęłam do niej, licząc na to, że może on nie usłyszy.

– Świetny pomysł! – Zerwał się z kanapy, na którą nie wiedziałam, kiedy zdążył zasiąść. – Znam taką jedną restauracje! Chodźmy się przygotować, Mer!

Co tu się do licha działo? Ostatnie na co miałam ochotę to towarzystwo obcego faceta. W szczególności takiego, który na pierwszy rzut oka wydawał mi się strasznym prostakiem. Usiadłam na kanapie. Pączek władował się na miejsce obok mnie, po czym zaczął szarpać zębami coś pod poduszką.

– Proszę, Pączek, zachowuj się – szepnęłam, gdy zabrałam mu z paszczy bieliznę, męską bieliznę.

Fuj!

Odrzuciłam ją na drugi koniec salonu. Byłam niespodziewanym gościem. Nie miałam prawa mieć pretensji. Przyjechałam, jak mała dziewczyna, która potrzebowała mamy, aby ją przytuliła i utuliła i powiedziała, że wszystko będzie dobrze. Nie zrobiłam tego, gdy szliśmy pierwszy raz na mediacje. Nie powiedziałam o tym nikomu. Dlaczego, więc teraz to zrobiłam? Chciałam, żeby ktoś się cieszył moim sukcesem i docenił to, że dostałam to awans, żeby nie obchodziło go, to, że mój szef chce ode mnie nieprofesjonalnych rzeczy i nieodpowiedniej dla tej znajomości relacji. Mama nie wiedziała, dlatego mogła się cieszyć samym sukcesem.

Miał tu wizytowe ubrania. Musiał tu mieszkać. Nie miałam już, co do tego wątpliwości.

Dlaczego mama nic mi nie powiedziała?

Poprosiłam ją, żeby przygotowała jedzenie i wodę dla Pączka, gdy zostanie tu sam. Nie był to pierwszy raz. Był przyzwyczajony do tego miejsca, bo zostawał z nią, gdy jechaliśmy do rodziców Luke'a. Sama się nie przebrałam. Miałam na sobie marynarkę, te którą Luke oglądał i nie mógł się nadziwić, że dałam za nią ponad pięćset dolarów. Wyglądałam w porządku i to i tak było najwięcej, na co było mnie stać.

Mój telefon zawibrował w kieszeni moich skórzanych spodni, gdy czekaliśmy na dole na taksówkę.

Luke: Wracaj do domu

Luke: Jeśli będę musiał przyjechać do twojej matki i zrobić scenę to to zrobię

Ja: Spróbuj tu przyjechać to zadzwonię do twoich rodziców

Luke: Nie graj tą kartą

Ja: Mama nie może się dowiedzieć

Luke: Wracaj do domu

Ja: nie

Luke: będę za godzinę

To było niemożliwe bez samochodu, a on o tym wiedział. Poza tym w Nowym Jorku praktycznie nie kończyły się godziny szczytu, ale skąd miałby o tym wiedzieć, gdy pół dnia spędzał w piwnicy.

Zabierałam mamę w fajne miejsca, które udało mi się znaleźć w Internecie. Nie byłyśmy jednak nigdy w miejscu, do którego zabrał nas Tom. Wydawało się bardzo drogą restauracją, co potwierdzało ubranie kelnerów niemal we fraki. Nie protestowałam. Może było go na to stać? Przez chwilę zastanowiłam się, dlaczego mama nic mi nie powiedziała, że ktoś z nią zamieszkał, skoro miesiąc w miesiąc dopłacałam do czynszu. On nie mógł się dołożyć? Dopiero się wprowadził? Nie była to dla mnie duża kwota. Może mama mu nie powiedziała? Nie musiała mu mówić, że się dokładam, żeby on się mógł dołożyć. Może to robił? Czy mogłam ją o to zapytać? To ona była moją matką.

Gdy wybrał najdroższą pozycję w menu i zamówił tak samo drogie wino, wiedziałam, że coś tu było nie tak. Kelner chciał, aby on jako jedyny mężczyzna przy stole spróbował, zanim rozleje nam je do kieliszków.

– Ja spróbuję. – Spojrzałam na kelnera wbijając go spojrzeniem w ziemię, gdy pochylił butelkę nad kieliszkiem Toma.

– Ale... – Tom nie wiedział, co powiedzieć.

Nie sądziłam, że znał się na winie. Może za szybko go oceniłam, ale nie sprawiał wrażenia kogoś, kto bywał w takich miejscach.

Wino było bardzo dobre, z czym nie zgodził się Tom, gdy tylko upił pierwszy łyk.

– Czym oni to rozwadniają zanim podają?

Kelner otworzył je przy nas.

– Jest bardzo dobre – powtórzyłam to samo zdanie, co do obsługującego nas mężczyzny. – Nie każde drogie wino mi smakuje, ale to jest dobre.

– Drogie wino, a smakuje, jak szczyny. – Chyba nawet wypluł je do kieliszka.

Co tu się odpierdalało?

Spojrzałam na mamę, która ignorowała jego zachowanie. Miałam ochotę wstać i stąd wyjść.

– Czym się zajmujesz, Tom? – Musiałam to wiedzieć. Nie zapytałam go, jak go mija dzień i jak długo był z moją mamą, bo nie wierzyłam, że to mogłoby trwać długo.

– A może zaczniemy od jakiś mniej zobowiązujących pytań? – Uśmiechnął się. Nie był brzydkim mężczyzną w średnim wieku. Mój mąż górowałby nad nim wzrostem. Nieco łysiał, ale nie miał za wielu zmarszczek. Miał ładne zęby, którymi się do mnie szczerzył, jakby próbował mnie oczarować. – Chętnie opowiem ci, jak poznałem twoją mamę.

Jezu.

Nie chciałam tego słuchać, bo nie wyobrażałam sobie ich razem do końca życia.

Na razie, poza tym pełnym uśmiechem nie widziałam innej cechy, która mogłaby się mamie w nim podobać. Dobra, otworzył przed nią drzwi w taksówce i restauracji, ale to tyle.

– O jejku, Tom, proszę nie. – Mama się zarumieniła. Widziałam rumieniec na jej twarzy tylko kilka razy w życiu, gdy flirtowała z jakimiś rodzicami uczniów, gdy chodziłam do szkoły. Położyła dłoń na jego przedramieniu, ale on miał to gdzieś i zaczął opowiadać.

– Umówiła się na randkę przez portal randkowy z moim kolegą. Ten kolega mi ją pokazał i tak mi się spodobała na tym zdjęciu, że powiedziałem, że mu zapłacę za to, żebym to ja mógł pójść na tę randkę zamiast go!

Mama zachichotała. Chyba nie słyszałam jej chichoczącej nigdy.

– Tom...

Może i to było urocze.

– Od tego czasu jesteśmy nierozłączni.

– A jak dawno temu to było? – Chciałam wiedzieć, jak długo była w związku i nic mi nie powiedziała.

– Jakieś pięć miesięcy? – Cały czas to on mówił.

– Trzy miesiące temu wyrzucili Toma z pracy i wtedy się do mnie wprowadził – dodała mama.

Mieszkali ze sobą od trzech miesięcy?

– A co to była za praca, Tom? I co robisz teraz?

Tak, miało to dla mnie znaczenie, gdyż mama ciężko pracowała. Na szczęście mogła sobie pozwolić na mniej pracy dzięki temu, że nie miała już dziecka na utrzymaniu.

– Byłem wuefistą w szkole.

Od kiedy nauczyciele wf są nauczycielami, których się zwalnia? No chyba, że próbował bałamucić małolaty.

To było obrzydliwe.

– Niezgodność charakterów. – Wzruszył ramionami.

– Tom szuka od tego czasu pracy, ale nie może nic znaleźć, jakby nagle nie potrzebowali nigdzie nauczyciela.

– Na szczęście Mer jest taka wspaniałomyślna, że nie przeszkadza jej, że gotuję obiadki i sprzątam, gdy ona pracuje. – Pogładził moją mamę po dłoni.

To ja zapierdalam, odkąd skończyłam szesnaście lat, żeby ją odciążyć i pozwolić jej żyć własnym życiem, gdy ona przyjmuje pod dach nieroba?

Byłam pewna, że moja mina wyrażała to, co moje myśli.

Obrzydzenie.

Wkurwienie.

– Lubię to równouprawnienie – zarechotał.

Nie przesadzałam. To był prawdziwy rechot.

– A teraz ty przyjeżdżasz i zapraszasz nas do tego ładnego miejsca...

– Masz dzieci, Tom? – Zignorowałam jego słowa, bo zapragnęłam się więcej o nim dowiedzieć.

– Z tego, co mi wiadomo to nie.

– Byłą żonę? – Uważałam to za ważne pytanie.

– Także nie.

– Gdzie mieszkałeś przed tym, jak zamieszkałeś z moją mamą? – Uważałam to za kluczowe pytanie.

– Z kolegą. Dzieliliśmy dwupokojowe mieszkanie. Mogłem się poczuć niemal, jak student. – Znów ten rechot.

Czy życie mnie nienawidziło?

Czy to był jakiś cholerny żart?

Nie mogłam tego pojąć.

– Twoja mama to najlepsze, co mnie spotkało od lat.

Ona znów się zarumieniła. Byłam pewna za to, że to nie było najlepsze, co spotkało ją.

– Dobrze opiekuję się twoją mamą – zapewnił.

– Pozwalasz, żebym opłacała część jej mieszania, gówno wiesz o opiece.

Mogłam być pierdoloną materialistką. Miałam to w dupie. Mogło całe moje życie kręcić się wokół pieniędzy. To też miałam w dupie. Wszystko, co robiłam w życiu było w jakiś sposób uwarunkowane tym, żeby moja mama miała łatwiej, żeby jakoś poukładała sobie to życie. Chciałam dla niej czegoś lepszego i powoli do tego dążyłam, a ona miała to wszystko w dupie i zadowalała się...

– Słucham? – oburzył się.

– Słyszałeś. – Nie zamierzałam udawać, że tego nie powiedziałam.

– Rachel, kochanie... – Spojrzenie mamy było pełne poczucia winy.

– To, że teraz nie mam pracy, nie znaczy, że zawsze jej nie będę miał, ale pracowałem, odkąd skończyłem trzynaście lat i może dobrze się stało, że mogę teraz trochę odpocząć? Mer mnie w tym wspiera. Nie chce, żebym wziął jakaś byle jaką robotę osiedlowego trenera, który nie ma nawet prawa do wolnego. Kochamy się. – Ścisnął dłoń mojej mamy jeszcze raz.

Byłam o krok od zwymiotowania.

– Moja mama zapierdala całe moje życie. Utrzymuje mnie i siebie, a teraz jeszcze, kurwa, ciebie, a ty będziesz mówił o odpoczynku? – Nikt nie miał prawa mnie winić, za moją reakcję. Mogło to być życie mojej mamy, ale zasługiwała na coś lepszego.

– No może gdyby nie poświeciła tyle czasu i energii na ciebie, to nie musiałaby, jak to ujęłaś zapierdalać. – Rzucił tym tak od niechcenia, jakby w ogóle nie rozumiał, co do niego powiedziałam.

– Rachel, kochamy się. To nie problem. Różne rzeczy robi się z miłości.

Pierdolenie.

Czyste pierdolenie.

– Mamo, czy możemy porozmawiać sam na sam? – poprosiłam ją wstając od stolika.

– Hej! Chyba mnie tu nie zostawicie? Ktoś musi za to zapłacić!

Kelner właśnie przyniósł przystawki, które też on zamówił.

Wyjęłam portfel.

– Przepraszam, czy mogłabym zapłacić za to, co zamówiliśmy? Ten pan nie ma pieniędzy, więc chciałabym z góry zapłacić za to, co już jest przygotowywane i poprosić, żeby ten pan nie mógł już nic domówić, gdyż nie ma, jak zapłacić.

Był to upokarzające, ale to on był bezrobotny, to on żerował na mojej mamie i to on zabrał nas w miejsce, na które nie było go stać. Mogłam wyjść i kazać mu się martwić, ale bałam się, że wtedy po prostu wziąłby pieniądze od mojej mamy, a na to nie mogłam pozwolić.

Kelner nie protestował.

– Chyba z nią nie wyjdziesz – powiedział do mojej mamy władczym tonem.

– Powinnam jej już dawno o nas powiedzieć. – Mama brzmiała, jakby się kajała, ale nie wiedziałam trochę czy przed nim, czy przede mną.

Zapłaciłam ten cholerny rachunek na niemal trzysta dolarów. Mógł się tym nażreć i udusić, miałabym to gdzieś. Potrzebowałam fajki. Musiałam zapalić dla rozluźnienia. Miałam się za opokę mamy, za jej przyjaciółkę, a nie powiedziała mi o czymś takim.

– Dlaczego z nim jesteś?! – Nie zachowywałam się, jak dama, gdy tylko wyszłyśmy na zewnątrz zaczęłam krzyczeć.

– Rachel, kochanie, uspokój się, proszę. Wiem, że możesz być zdenerwowana, że ci nie powiedziałam, ale to nie powód, żeby tak na niego naskakiwać. Tom miał ciężko w życiu...

– Chyba nie będziesz tłumaczyć tego nieroba?! – Niewiele dzisiaj potrzebowałam.

Byłam pokłócona z Luke'm i to o pieniądze, a teraz okazywało się, że moja matka harowała na jakiegoś zjeba, który nawet niespecjalnie starał się to ukrywać.

– Mamo! – Miałam ochotę nią potrząsnąć.

– On się mną opiekuje. Jest dla mnie dobry. – Objęła się własnymi ramionami. Wyglądała na taką małą i kruchą. – Cieszył się razem ze mną na twój awans, a ty go tak potraktowałaś.

– Zasługujesz na więcej, mamo – zapewniłam ją.

Zaczęła chlipać.

– Nie jestem tobą, dziecko – poinformowała mnie przez łzy. – Nie jestem wykształcona. Ładna. Przez tyle lat nie znalazłam nikogo, kto by chciał się mną zaopiekować, gdy byłam młoda byłam zbyt pochłonięta tobą, utrzymaniem nas...

Poczułam się winna. Chyba zawsze trochę się taka czułam. Była młodą samotną matką, która kiedyś wzięła ślub z człowiekiem, który, gdy dowiedział się o dziecku odszedł.

Rozpłakałam się.

– Nie musisz tak żyć, mamo.

– Ale on mnie kocha, Rachel. Nikt mnie tak dawno nie kochał. Gotuje mi obiady. Nikt tego dla mnie nie robił.

– Mamo, on nie ma pracy. Nie może ci nic zapewnić. Pracujesz, gdy on odpoczywa, a to tobie należy się odpoczynek.

– Przyjdzie pora na odpoczynek. – Łzy ciekły po jej policzkach. – Jestem szczęśliwa.

– Mamo... – Dalej miałam ochotę nią potrząsnąć.

– I dumna z ciebie.

– Mamo, możesz przeprowadzić się do Nowego Jorku, zamieszkać z nami. Po tym awansie nie musiałabyś w ogóle pracować, mamo. Mogłabym robić dla ciebie jedzenie. Mogłybyśmy chodzić do kina, na miasto, wyjeżdżać na wakacje. – Łkałam jak małe dziecko. – Mamo, w Nowym Jorku jest tyle możliwości.

– Nie mam wykształcenia, Rachel. Nie mam wiedzy. Nie mam obycia. Nie chodziłam na studia, gdzie mogłam poznać studenta jakiegoś zarządzania, który uchyliłby mi nieba. Nie jeździłam po kraju, gdzie mogłam poznawać ludzi z innych uczelni. Nie znam takich ludzi, no bo gdzie miałabym ich poznać? Obsługując w sklepie? To nie film, gdzie ktoś spojrzy na ekspedientkę, jak na ósmy cud świata.

Poczułam się tak ogromnie winna. Ona płakała. Ja płakałam. Gdyby mnie nie miała byłaby w zupełnie innym miejscu niż była. Nie czułaby się tak dobrze przy tym cholernym śmieciu, który ja wykorzystywał. Dawała mu wszystko, co miała, a nawet więcej, gdy mogłaby zadbać o siebie. Mogłam mieć mniej, ale żeby ona miała więcej. Zrobiła dla mnie wszystko. Poświęciła swoją młodość. Ta nowa pensja pozwoliłaby mi zrobić dla niej rzeczy, których wcześniej nie mogłam.

Chciałam ją przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.

– Mamo, proszę, pojedź ze mną do Nowego Jorku. Rzuć go i te robotę w cholerę. Zaopiekuję się tobą.

Mama wybuchła tak potężnym płaczem, jakiego w życiu u niej nie widziałam. Właściwie to w ogóle mało razy w życiu widziałam, żeby płakała.

– Nie rozumiesz, Rachel, bo masz Luke'a. Masz mężczyznę, który cię kocha, który przy tobie jest. Masz go dłużej w swoim życiu niż ja miałam jakiegokolwiek. Czasem ci nawet zazdroszczę. – Otarła łzy. – Jak to brzmi, że zazdroszczę własnemu dziecku? Nie mogę mieć tego, co ty. Rozpiera mnie duma z ciebie, ale nie możesz gardzić moim życiem. Dałam ci wszystko, co miałam. – Ledwo ją rozumiałam przez ten niekończący się płacz, który także był widoczny na mojej twarzy. – Nie żałuję. – Spojrzała na mnie pełna przekonania, aby dać mi to zapewnienie. – Niczego, Rachel, nie żałuję.

– Powinnam była cię dawno ściągnąć do Nowego Jorku.

Czułam się winna. Chyba nigdy w życiu nie czułam się tak bardzo winna.

– Nie wezmę od ciebie więcej pieniędzy. Przeprowadzę się do mniejszego mieszkania. Zawsze mieszkałam na mniejszym. Może przeniosę się do innej dzielnicy. Nie chcę, żebyś się czuła za mnie odpowiedzialna.

To mnie rozłożyło na łopatki.

– Jesteś moją mamą! – wrzasnęłam w niebo głosy, że aż ludzie na ulicy zaczęli się nam przyglądać.

Było już ciemno. Stałyśmy pod jedną z nielicznych latarni pod restauracją.

– No właśnie mamą! To ty jesteś moim dzieckiem nie na odwrót!

Nie rozumiała, że chciałam się odwdzięczyć za to wszystko. Było jej wstyd. Widziałam to na jej twarzy. Byłam o krok od powiedzenia jej, że on wcale jej nie kocha. Czy złamałabym tym jej serce? Prawdopodobnie tak.

To była moja mama. Moja ukochana mama, która czuła się przez te wszystkie lata samotna, nieszczęśliwa, niewystarczająca, że zadowoliła się tym kimś, kto udaje zmęczonego mężczyznę.

– Wrócę do domu, mamo. Gdybyś czegoś potrzebowała, czegokolwiek daj mi proszę znać.

Wzięłam ją w objęcia. Szlochała w moją pierś. Była o wiele bardziej krucha ode mnie.

– Powiedz tylko słowo, a przyjadę do ciebie i cię zabiorę do mojego domu. Nie będziesz musiała pracować. Na pewno udałoby ci się kogoś tam poznać. Mogłabyś pójść nawet na studia. Zapłaciłabym. Albo na jakieś kursy wieczorowe, cokolwiek, mamo.

Mogłam jej to zaproponować dawno, ale ona nie wierzyła, że udałoby się jej to połączyć z pracą. Była zbyt zajęta życiem codziennym, żeby jeszcze w czasie, gdy mogła odpocząć czegoś się uczyć. Nie miała na to siły. Nie miała znikąd poza mną wsparcia. Była sama.

Żadna z nas nie przestawała płakać.

– Kocham cię najbardziej na świecie. – Mówiłam jej to za rzadko. – Gdyby nie ty nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem. Proszę daj mi się odwdzięczyć.

Pokręciła głową. Odsunęła się ode mnie. Nigdy nie chciałam jej tak zawstydzić, a jednak to zrobiłam. Wyglądała na taką zmęczoną, na taką przerażoną.

– Wrócę tam do niego.

Taką spragnioną miłości.

*

Nie miałam kluczy. W środku był Pączek, którego musiałam zabrać, a nie wzięłam kluczy. Usiadłam na schodach przed klatką. Nie mogłam go tu zostawić. Nie powinnam była przyjeżdżać. Od ponad godziny nie przestawałam płakać. Dziwiłam się, że miałam jeszcze czym. Uniosłam głowę do góry.

– Rachel?

Mój mąż stał przede mną.

– Mówiłam ci, żebyś nie przyjeżdżał! – Głos mi się łamał. Nie byłam nawet pewna czy moje słowa były zrozumiałe.

– Dlaczego tutaj jesteś, a nie w środku? – Spojrzał do góry. – Gdzie jest Pączek?

– Moja mama nie może sobie pozwolić na pracę, która pozwoliłaby jej na godne życie, bo zawsze jest coś, co ją powstrzymuje! Najpierw to byłam ja! A potem ten pierdolony... – Nie chciałam wymawiać jego imienia. – Ty możesz mieć, kurwa, wszystko i w ogóle tego nie doceniasz!

– Rachel...

Usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem. Od razu mu się wyrwałam.

– Gonię cię niemal za każdym razem, gdy ode mnie uciekasz. Nie mam już siły z tobą walczyć. Mam wrażenie, że nigdy nie staniemy po tej samej stronie barykady – powiedział w moim kierunku, kładąc dłonie na własnych kolanach. – Kłócimy się każdego dnia, nawet, gdy odpuszczam i mówię, że wrócę do tej głupiej informatyki, to ty jesteś niezadowolona. Mogłabyś chwile nie pracować, zanim byś coś znalazła. Mogłabyś sobie pozwolić na to, żeby szukać i jeszcze raz wejść na ten poziom. Dlaczego to jest za mało dobre?

Wyjął chusteczkę z kieszeni kurtki jeansowej i mi ją podał. Wziął drugą do ręki i sam zaczął ocierać moje łzy.

– Nie chcę, żebyś musiała pracować z kim, kto w każdej chwili może cię zwolnić, bo jednak stwierdzi, że musisz dać mu dupy. Nie boisz się tego?

Wzruszyłam ramionami. Nie miałam siły na tę rozmowę.

– Rachel, do licha, odpowiedz mi.

– Równie dobrze ja mogę nie wziąć tej roboty, a ty możesz stwierdzić, że zarabianie dychy cię zbyt męczy. Nie będę miała ani awansu, ani tamtych pieniędzy i problem z czego zapłacić za rachunki, czy mamy mieszkanie. Nie ufam ci, Luke. – To było chyba najszersze, co mogłam mu w tej chwili powiedzieć. – Może i będę się tego bać. Może będzie mi to jakoś kiedyś uwłaczać. Może będą gadać, ale to ja dostanę tę wypłatę, co nie? To ja będę mogła spokojnie żyć i nie martwić się o to, czy tobie się coś nie odwidzi. Mieliśmy plany. Wakacje w Europie. Zakup samochodu. Kupno ziemi w górach, a może nad jakimś jeziorem. Rzucenie pracy i wyjechanie do cholernej Tajlandii. To były nasze wspólne plany. Co się z nimi stało?

Spojrzałam na niego. Odsunął dłoń od mojej twarzy. Rozmowa z nim nieco mnie otrzeźwiła. Nie wiedziałam tylko na jak długo.

– Ja... – Nie wiedział, co powiedzieć, jakby o tym wszystkim zapomniał.

– Nie ufam ci – powtórzyłam. – Każdy może mieć kryzys, ale twój trwa już dwa lata. Nie wiem, czy jestem w stanie dłużej na ciebie czekać. Nie widzę nadziei, że odzyskasz zgubioną ambicję, bo jeśli zrobisz to dla mnie, to wypalisz się jeszcze szybciej niż ostatnio. Potrzebuję kogoś kogo trudności napędzają, motywują, potrafi je rozwiązać, a nie przed nimi ucieka. Gdzie jest ten Luke?

Schował twarz w dłoniach, jakby moje słowa go raniły.

– Nie mam pieprzonego pojęcia.

Mogłam być moją mamą. Mogłam chcieć od niego tylko miłości. Jednak nie byłam nią i ona by tego nie chciała, a on właściwie sam nie wiedział czego chce.

– Dlaczego musisz taka być? Dlaczego nie może cię cieszyć to, że jestem przystojnym, informatykiem, który o ciebie dba? Dlaczego musisz chcieć ode mnie tych wszystkich rzeczy, których nie wiem? I nie mam pierdolnego pojęcia, jak się ich dowiedzieć. – Schował twarz między nogami, gdy do mnie mówił, jakby nie był w stanie spojrzeć mi w oczy. – To mnie tak męczy, Rachel.

– Na pewno nie chowając się w tym cholernym barze.

– Przepraszam, Rachel.

Nie robiło to już na mnie wrażenia. Mógł tu przyjechać. Mógł tu chcieć siedzieć i rozmawiać. Mógł mnie nawet zabrać do domu. Wiedziałam, że jutro zacznę szukać innego mieszkania i że czym prędzej się stamtąd wyprowadzę. Nie byłam moją mamą i dlatego wiedziałam, kiedy powiedzieć stop, a raczej wiedziałam, że nie byłam gotowa czekać kolejnych dwóch lat, aż on się ogarnie. Wierzyłam, że prędzej był w stanie odzyskać moją miłość niż moje zaufanie. Gdy go poznałam był człowiekiem pełnym ambicji, gotowym podbijać świat. Dziś był cieniem tego człowieka. Muszę od niego odejść, żeby dowiedzieć się kim jest dla samego siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro