2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

* * *

Nadieżda spokojnie prowadziła prelekcję, mając baczność na grupkę rozwydrzonych outsiderów dyskutujących zawzięcie o najnowszych hitach muzyki ch-pop. Egzamin dojrzałości z pewnością oddzieli ziarna od plew... Zwróciła uwagę na trzy postaci w uniformach służb technicznych, które od dłuższego czasu tkwiły bezczynnie przy śluzie podciśnieniowej sali eksponatów delikatnych.

— Proszę się zbliżyć... przed wami oryginalny Manifest Rewizjonistów, podpisany przez Konrada, ówczesnego nieoficjalnego autokratę Kraju Nadwiślańskiego,w którym kieruje swoje nienawistne oskarżenia w stronę ówczesnych mocarstw, posiłkując się skradzionymi dokumentami wojskowymi i niekompletną analizą katastrofy, w której zginął jego brat. Jak wszyscy wiemy, w roku 2021 miasto Wars-Sawa uległo dezintegracji na skutek bliskiej eksplozji taktycznego ładunku nuklearnego. Nie zdążono ewakuować władz centralnych. Wydarzenia eskalowały prędko w najstraszliwszy konflikt znany ludzkości - Ostatnią Wojnę Światową, która zmieniła nasz świat w lodową pustynię...

— Wszyscy z was mieli okazję uczestniczyć w tych wydarzeniach, bowiem w Wolnym Gdańsku mamy szczęście szczycić się jedną z największych w Europie Baz Świadków VR, w tym Świadka Zero - Konrada, którego przybranym imieniem nazwano Syndrom. Jesteście przyszłością Kraju, przyszłością Federacji. W kwiecie wieku, odporni na mutacje i promieniowanie. Nie wątpię, że wśród was są kandydaci na liderów lokalnych bastionów, opiekunów szczepów, gałęzi, a być może i gubernatorstwo śni się niektórym z was...

Dwaj inni technicy przemknęli obok niej, lustrując ją od stóp po twarz. Odpowiedziała im chłodnym mrugnięciem i fałszywym uśmiechem. Kontynuując lekcję, wyjęła z torebki szminkę.

— .... lecz egzamin dojrzałości właśnie nadszedł. Muzeum zostało spenetrowane przez Konradowców. Są wokół nas. Uruchomcie kin-tarcze. — Chwilę później z przerażeniem odkryła, że bzyczało tylko kilka z nich. Będą ofiary.
— Co możesz o tym wiedzieć, radziecka sługusko. Nie było Cię tam! — krzyknął ktoś z tyłu.
Kilka uczennic odbiegło skryć się za stalowe gabloty. Na szczęście nie wszystko jest ze szkła...
— Grupa! Ci bez tarcz skryć się za tymi co mają!
"Nie mogą spanikować"—pomyślała, grzebiąc w torebce. Szlag! Zostawiła broń w recepcji!

— Niech żyje Niepodległa Polska! — wrzasnął mężczyzna za nią i zamachnął się nożem.
Gdzieś z tyłu furknęła seria karabinku Ingram. Igły pocisków przeszywały powietrze obok niej, tłukąc szyby. Jeden z nich z głośnym trzaskiem odbił się jej uda.
Ostrze uderzyło w jej przedramię, rozrywając białą rękawiczkę, syntetyczną skórę i sztuczną tkankę mięśniową, zatrzymując się w grozie napastnika na czymś niebywale twardym. Chwyciła nóż i złamała ostrze w garści. Złapała go za dłoń, wykręciła z lekkością i poderwała w górę. Mężczyzna stęknął z bólu, zadygotał i osłabł, gdy trzymała go bez wysiłku, więc szarpnęła do góry jeszcze raz. Kości nadgarstka pękły, jak zaciśnięte w imadle. Szybki cios drugą pięścią w przegub łokciowy rozerwał tkankę i przeprostował staw. Napięty kombinezon zaróżowił się. Drugi cios całkowicie otworzył złamanie. Atakujący wrzasnął z bólu, opadając przed nią ze sterczącym kikutem, którym tarzał po podłodze. Drugi dobiegając potknął się i cofał się teraz na kolanach, szukając upuszczonej broni na podłodze.

— Polska to brzydkie słowo, chłopcze. — Zerwała na jego oczach rękawiczkę, skórę i mięso, odsłaniając lśniącą czarną protezę.
— To cyborg! — krzyknął drugi — Kurwa! Gdzie jest Ystad, kurwa!
— Nie przeklinaj tyle — powiedziała, wbijając z nienawiścią obcas w usta leżącego.

Obejrzała się, szukając strzelającego, który zmniejszał dystans do grupy, próbując dobiec do najbliższego słupa.
— Pieprz się. — Usłyszała szelest materiału.
Drugi mężczyzna otrząsnął się i skorzystał z okazji, obezwładnił oniemiałego studenta. Jego twarz zadrżała za polem pozyskanej od ofiary kin-tarczy. Poczuł się pewniej, urządzenie wytwarzało pole pochłaniające energię kinetyczną pocisków. Pomarańczowe uniformy uruchomiły alarm, blokując skrzydła pancernej śluzy.

Napięła ciało w oczekiwaniu. Mężczyzna przyczajał się do niej, wyprowadził kilka szybkich prostych, które trafiły w próżnię przed jej nosem. Zakończył serię zwodniczym kopnięciem pod kolano. Zachwiała się. Trafił w zimną stal, ale nie odpuścił, usiłując dosięgnąć jej głowy ciosem zza pleców. Jej kontruderzenie napotkało niespodziewanie kin-tarczę, którą przerzucił wykonując zwód. Syntetyczny dźwięk absorpcji energii ciosu. Odchyliła głowę, obrywając łokciem w obojczyk. Zaszumiało jej w uszach od bliskich strzałów. W odpowiedzi System Autonomiczny wzmocnił szok adrenalinowy i podłączył jej mózg do sztucznych uszu. Podcięła przeciwnikowi nogę i strzeliła odruchowo pięścią na oślep. Głowa mężczyzny uderzyła o posadzkę z trzaskiem. Błyskawiczne dobicie i trzask - to kość jarzmowa.

Nadia obniżyła gardę. Syrena alarmowa wyła sobie w najlepsze. Poziom baterii kin-tarczy był niski. Przeszukała ciało w pośpiechu, znajdując tylko fiolkę z dopalaczem wojskowym. Żałowała, że nie miała własnej. Kątem oka dostrzegła Jowitę, leżącą pod gablotą, celującą w nią z pistoletu.

— Wszystko będzie dobrze, Jowito. Daj mi broń. Prędko!

Dziewczyna trząsła się ze strachu, Nadia nie mogła jej w tej chwili powiedzieć nic lepszego. Przeciwnik za filarem ośmielił się, przeładowywał nerwowo broń. Dwaj inni zabarykadowali śluzę. Dwóch przy niej... Jeden...


— Tu Ystad. Przejęliśmy budynek. Nikt nie przyjdzie na ratunek. — Głos w jej Systemie trzasnął. Ktoś się włamał do niej!
— Popełniasz federalne przestępstwo, wiesz, że Twoje życie nie skończy się wraz z karą, jaką tobie wymierzymy.
— To nieistotne. Ważna jest sprawa. Prawda. Jesteś pobocznym celem, zejdź z drogi.
— Mordujecie młodych ludzi. Nie negocjuję z terrorystami. — wyrwała broń z dłoni sparaliżowanej dziewczyny. Co to jest? W jej dłoni lśnił pistolet Bosch&Steyr. Magazynek? Dwanaście pocisków uranowych. Spojrzała na nią groźnie. Nie czas na trudne pytania.
— Może to i błąd. Ale dobrych obywateli nie hoduje się w fałszu.

Cierpliwie celowała w filar, zbliżając się w jego kierunku. Cel był uzbrojony w stare Uzi. Wypuścił serię z ramienia. Kompensacja drgań nie uruchomiona. Proceduj. Proceduj.Proces kanału transmisji intruza został odseparowany od kernela i uruchomiony ponownie w sandboxie. Escape. Yes. Alarm terrorystyczny. Kod 9. Przekaż uprawnienia. Błąd.
Zagłuszają aktywnie transmisję sygnału alarmowego! Teraz!
Siła odrzutu ją zaskoczyła. Trzecie trafienie posłało strzelca na ścianę kilka metrów od słupa. Jeden przy śluzie stracił nogę. Drugi głowę. Nie trzeba dodawać, że dosłownie.
Seria sinusoidalnych trzasków i białego szumu przeszyła jej uszy.

— Nie włamiesz się szybko do systemu wojskowej klasy.
— Nie poznałem Ciebie, towarzyszko Nadieżdo.
— Żałuj. Moja reputacja też nie świeci się jak dupa pawiana. Jakie są wasze cele. — Dwa strzały. Jeszcze jeden kombinezon mniej.
— Nasz cel jest szczytny. Dowiesz się w swoim czasie.
— Psiakrew, dowiem się z twoich bebechów, jaką masz mutację.

Podeszła do błagającego ją o życie ostatniego z techników i zabiła go szybkim kopnięciem. Rozejrzała się po sali, poczuła dziwny zapach. Gaz. Jej nie zaszkodzi, jest wyposażona w filtr aktywny, ale dzieci... Policzyła nieruchome ciała. Niektóre udawały martwe, wynosząc wiedzę z szkolenia. Dziesięć ofiar. Wydała uczniom polecenia. Zmoczyć koszulki wodą z butelek i nałożyć na usta. Przeszukać ciała, zabrać kin-tarcze. Jedna z uczennic opatrywała właśnie rannego, zakładając opaskę uciskową powyżej postrzału. Ogarnęła ją duma.

Przyjrzała się tablicy z drogą ewakuacyjną. Były dwie drogi. Jedna prowadziła przez zdezaktywowaną śluzę, która wyglądała solidnie, zbyt solidnie... jej minireaktor czekał rok na przydział paliwa. Druga droga wiodła przez sale świadków VR, archiwa, do magazynów i śluz dla dostawców.

— Klasa, melduj! — Spojrzała na Jowitę. Miała na ramionach rany cięte od odłamków szkła. Siniaki na nogach. Nic poważnego...
— Towarzyszko Nadież...
— Nie czas na ceregiele.
— Dwunastu. Sześć wyczuwalnych. Cztery przytomne z kłutymi. Dwa postrzały w strefę witalną. Jedna odma. Kilka postrzałów w kończyny. Stłuczenia. Głównie chłopcy, kilkoro z nich...
— Widziałam. Arek? — Rozejrzała się.
— Dostał pierwszy. Chciał zaskoczyć tego z automatem. — Wskazała palcem.
Kobieta zamilkła. Zamyśliła się.
— Odma pierwsza. Celujcie pod kątem sześćdziesiąt. Między drugim a trzecim żebrem. Znajdźcie coś! Może być długopis. Utrzymujcie przytomność kłutych. Resztę z podręcznika. — Wróciła do Jowity.
— Chodź ze mną. Weź swoją broń, strzelasz lepiej niż inni. To nielegalne, ale masz, weź to. To Inferno. Mocny narkotyk dla oddziałów taktycznych. Z początku bardzo uspokaja, ale niech Cię to nie zwiedzie.
— Ale... czy nie przydałby się bardziej Pani?
— Niestety, ja nie biorę. — Skłamała, odkrywszy, że System Autonomiczny dozował właśnie do jej portu środek uspokajający reagujący z Inferno, po czym się zresetował.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro