☾𖤓 rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nienawidziłam zakupów. Szczerze ich nienawidziłam. Nie potrafiłam wybierać ubrań, więc gdy tylko odkryłam znaczenie szafy kapsułowej, dodałam do koszyka wszystko, co zalecała jedna z modowych influencerek. Dzięki temu nie musiałam się o nic martwić. Postanowiłam jednak wybrać się na wesele swojej matki. Ostatnia wizyta na terapii brutalnie uświadomiła mi, że nie mam w swoim życiu nikogo, komu faktycznie bym ufała. Może poza Kaiem, ale on nie jest do końca realny.

Weszłam właśnie do dziesiątego już dzisiaj sklepu i desperacko potrzebowałam znaleźć coś, co idealnie nada się na ten wieczór pełen terroru, jakim będzie wesele mojej mamy z moim niedoszłym chłopakiem.

Biały kolor, który tak uwielbiałam, z pewnością mnie kusił, ale nie byłam aż taką wredną szmatą, aby sabotażować własną rodzicielkę w ważny dla niej dzień.

Lara Baxters: Dlaczego zawsze musisz mnie ignorować, akurat jak cię potrzebuję?

Kai Rogers: Bo robienie czegoś produktywnego byłoby zbyt łatwe.

Lara Baxters: Wszystko jasne! Czyli ja potrzebuję pilnie pomocy, a ty mnie sobie ignorujesz.

Lara Baxters: Jeszcze mi powiedz, że masz coś ważnego do roboty to chyba oszaleję

Kai Rogers: Nie, nie mam nic ważnego do roboty...

Lara Baxters: Jakie sukienki są teraz w modzie?

Kai Rogers: Laro czy ty pytasz mnie, faceta, o to jakie sukienki są teraz w modzie?

Lara Baxters: Czy ty czasem nie jesteś aktorem?

Kai Rogers: Co to ma do rzeczy?

Lara Baxters: Jedyne co aktor musi robić to wcielać się w inne postacie, prawda?

Lara Baxters: Wciel się więc w kobietę, która się zajebiście zna na modzie i mi pomóż!

Kai Rogers: Dobrze... Masz już coś na oku?

Kai Rogers: Na jaką to okazję?

Lara Baxters: Wesele mojej matki z matko-córko-jebcą

Kai Rogers: Wszystko jasne... Coś niebieskiego?

Lara Baxters: Coś niebieskiego?

Lara Baxters: Czy ty jesteś poważny?!

Kai Rogers: Dobrze, przepraszam!

Kai Rogers: Lato, wydaje mi się, że powinnaś założyć strój rosyjskiego szpiega!

Kai Rogers: Chociaż nie, może rosyjskiego nie, bo teraz nie wypada, ale szpiega!

Lara Baxters: Ile kosztuje taki strój?

Kai Rogers: Teraz mam się wcielić w rolę Amazona?

Lara Baxters: No przecież nie kupię kreacji z Gucci.

Kai Rogers: Dlaczego nie?

Lara Baxters: Ty sobie zdajesz geniuszu sprawę z tego, że większości ludzi na to nie stać?

Kai Rogers: To nie mogą zarobić pieniędzy?

Lara Baxters: Czasem mam wrażenie, że żyjesz w jakimś swoim własnym, idealnym świecie.

Kai Rogers: Tak i jest tam znacznie spokojniej, bez twojego narzekania.

Lara Baxters: Dlaczego jesteś taki wystrojony!

Kai Rogers: Idę na spotkanie z fanami

Lara Baxters: W garniturze??

Lara Baxters: Moment...

Lara Baxters: Co to znaczy spotkanie z fanami?

Kai Rogers: Rozdanie Oscarów dzisiaj jest!

Lara Baxters: Przecież ono jest TERAZ!

Kai Rogers: Tak

Lara Baxters: PISZESZ ZE MNĄ PODCZAS ROZDANIA OSCARÓW?

Kai Rogers: TAK!

Kai Rogers: Laro, szukaj sukienki! Czekam na zdjęcia

Lara Baxters: Ale przecież...

Kai Rogers: Nie każ mi się powtarzać.

Lara Baxters: Dobra mam kilka opcji.

Lara Baxters: Jesteś gotowy?

Lara Baxters: HALO KAI

Lara Baxters: Ignorujesz mnie!

Lara Baxters: A racja Oscary, zapomniałam!

Kai Rogers: Jestem, jestem! Musiałem odebrać nagrodę.

Lara Baxters: Jaką nagrodę? <puszczanie oczka>

Kai Rogers: Laro, sukienki!

Lara Baxters: Dobra, dobra!

Kai Rogers: Rozumiem, że nie przepadasz za partnerem matki, ale biała?

Lara Baxters: Dobra! NIEWAŻNE!

Kai Rogers: Za skromna!

Lara Baxters: UGH!!!

Kai Rogers: IDEAŁ!

Kai Rogers: Idealna sukienka* ;)

Lara Baxters: UGH! UGH! UGH!

Kai Rogers: Nie podoba ci się?

Lara Baxters: Ta jest najdroższa z wszystkich!

Lara Baxters: Kto normalny daje prawie tysiąc amerykańskich dolarów za kawałek materiału?!

Kai Rogers: Laro, mam tutaj kiepski zasięg. Podałabyś mi swój numer telefonu?

Lara Baxters: Wszystko mi utrudniasz!

Lara Baxters: (212)-456-7890

Kai Rogers: Dotarło?

Lara Baxters: CO TY ZROBIŁEŚ?

Kai Rogers: Laro, proszę kup tę sukienkę.

Lara Baxters: UGH!!!

Kai Rogers: Laro, proszę kup tę sukienkę (wysyłam po raz drugi)

Lara Baxters: Nienawidzę cię!

Kai Rogers: Kogo próbujesz oszukać? <emotikona puszczania oczka>

Lara Baxters: Dobra! To było trochę zabawne! <emotikona z balonami>

Kai Rogers: Czym jest emotikona z balonami?

Lara Baxters: No ta śmiejąca się!

Odrzuciłam telefon na krzesełko w przebieralni i po raz kolejny spojrzałam w swoje odbicie. Analizowałam je dość długo, skupiając się na każdej, nawet najmniejszej niedoskonałości. Wiedziałam, że nie jestem idealna, ale też zdawałam sobie sprawę ze swoich atutów. Problem w tym, że im dłużej wpatrywałam się we własne odbicie, tym mniej czułam się jak ja. Miałam wrażenie, że patrzę na inną, brzydszą dziewczynę, która nie przypominała mnie.

W życiu każdej kobiety pojawia się taki moment, który zmienia wszystko. Zazwyczaj następuje on w środku nocy. Mamy wtedy ochotę całkowicie przemienić swój wygląd, styl życia. Obiecujemy sobie, że zapiszemy się na siłownię z samego rana, a zamiast drożdżówki na śniadanie, sięgniemy po sałatkę. Później zasypiamy, a gdy budzimy się rano, wracamy do starych nawyków i czekamy na kolejny przypływ tej magicznej energii.

Podczas jednej z tych zmian, Lara Baxters z trzeciej nad ranem, postanowiła przechytrzyć samą siebie. Zakupiłam karnet na siłownię jeszcze zanim moje oczy zamknęły się tej nocy. Choć nie zarabiałam źle, byłam straszną sknerą. Sumienie nie pozwoliło mi nie wykorzystywać karnetu, tak więc trzy razy w tygodniu zmuszałam się, żeby pójść do tego ociekającego testosteronem miejsca.

W życiu nie sądziłabym, że przyniesie mi ono dziwnego rodzaju ukojenie. Po zakończonym treningu miałam mnóstwo energii i zamiast komunikacją miejską, wracałam na piechotę. Często też w drodze powrotnej wskakiwałam do pobliskiego supermarketu i wybierałam zdrowe przekąski na wieczór. Wiedziałam jednak, że zmieniłam się, gdy spośród wszystkich batonów, jakie były dostępne, wybrałam ten od Green Eats. Wegański, bezglutenowy batonik z kofeiną smakował dokładnie tak, jak brzmiał, czyli obrzydliwie. Było w nim jednak coś, co sprawiało, że wybierałam go coraz częściej i częściej, aż w końcu posiadałam w domu dwa kartony zapasów.

Odpakowując papierek z przysmaku, usiadłam na kanapie. Odpaliłam podcast i nałożyłam maseczkę z płachcie na twarz. Rozejrzałam się, pomiędzy gryzami, po swoim mieszkaniu. Momentalnie poczułam się przytłoczona. Nie miałam problemu z utrzymaniem porządku. Dotychczas byłam minimalistką. Trzymałam w mieszkaniu tylko to, co faktycznie było mi potrzebne.

Teraz jednak, oprócz sterty papierów, wszędzie walały się graty. Łazienka pękała w szwach od produktów do włosów, twarzy czy makijażu. Szafa powoli wołała o pomstę do nieba. W przypływie nocnej motywacji zakupiłam też bieżnię, aby móc pospacerować sobie w swoim własnym przytulnym lokum. Na przedpokoju permanentnie leżała torba sportowa, o którą potykałam się każdej nocy, gdy to w całkowitej ciemności szłam do łazienki. Kuchnia, a właściwie aneks kuchenny zamienił się w miejsce, z którego faktycznie korzystałam. Zaczęłam gotować w domu i zrezygnowałam z jedzenia na dowóz.

Siedząc więc z batonikiem w ręce i otoczona zapachem łososia, którego dopiero co zjadłam, podjęłam decyzję, którą powinnam była podjąć już dawno.

Otworzyłam laptopa, rozsiadłam się wygodniej i zaczęłam przeglądać oferty na kupno mieszkania. Nie chciałam zmieniać okolicy, w której mieszkałam. Miałam tutaj nie tylko szybki dojazd do pracy i na siłownię, ale także brak przedszkoli oraz szkół w okolicy był ogromnym atutem. Wiedziałam jednak, że potrzebuję czegoś większego. Dwa pokoje to minimum, choć im dłużej oglądałam te cuda architektury, tym bardziej skłaniałam się w stronę trzypokojowego mieszkania.

– Richard, świetnie, że cię mam! – szepnęłam do telefonu, który umieściłam między policzkiem a barkiem.

– Laro czy coś się stało? – jego przerażony głos dotarł do mojego ucha.

– Dlaczego miałoby się coś stać? – parsknęłam, klikając w kolejne ogłoszenie.

Moim oczom ukazało się najpiękniejsze mieszkanie, jakie kiedykolwiek widziałam. Wysokie sufity. Ogromne okna. Podwójne drzwi. Zabytkowe zdobienia przy suficie. Trzy pokoje oraz garderoba dołączona do sypialni. Dwie łazienki, jedna dla nieistniejących gości, druga dla właścicielki.

– Potrzebuję pożyczki – wyszeptałam. Nie mogłam oderwać wzroku od zdjęć, które aktualnie widziałam przed sobą. – Dość sporej pożyczki...

– Laro czy wszystko w porządku? Masz tarapaty?

– Richard, chcę kupić mieszkanie – oznajmiłam. – W tym mam już za mało miejsca. Dodatkowo chciałabym cię zaprosić na parapetówkę, a w obecnym lokum mógłbyś nie wyprostować nigdy nogi.

– Zdecydowanie nic nie jest w porządku. Zaraz u ciebie będę – już słyszałam, jak odsuwa urządzenie od ucha, jednak w porę udało mi się go powstrzymać, krzykiem.

– Naprawdę chce zmienić mieszkanie, Richardzie. Czy możesz mi pomóc?

– O jakiej kwocie mówimy? – odparł, wciąż brzmiąc podejrzliwie.

– Dokładnie... siedemset dziewięćdziesiąt pięć dolarów.

– Kupujesz dom?

– Nie, jedynie najpiękniejsze mieszkanie, jakie kiedykolwiek widziały moje oczy – oparłam się o zagłówek kanapy. – Zmieszczę się tam ja, mój mąż i czwórka naszych kochanych szkrabów.

– Nie jestem pewien czy mówisz na poważnie czy żartujesz – westchnął do słuchawki. – Jeśli jednak jesteś poważna, spotkajmy się jutro o ósmej w moim biurze, omówimy tę kwestię – dodał po chwili.

– Richard... – zawahałam się. – Dziękuję ci, że mnie wspierasz – zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć.

Zmierzając do biura, przeglądałam internet, jak to miałam w zwyczaju robić każdego poranka. Jedni ludzie sprawdzali wiadomości, aby być na bieżąco, z tym co dzieje się na świecie. Inni natomiast przeglądali X, aby dowiedzieć się, co obecnie robi Kai pieprzony Rogers. Zdecydowanie należałam do tej drugiej grupy.

Kai został sfotografowany po Oscarach z telefonem ręce. Po bardzo głębokiej analizie każdego zdjęcia, jakie tylko znalazłam, na jednym z nich, byłam w stanie zobaczyć na jego ekranie powiadomienie, świadczące o mojej wiadomości. Co prawda nie miałam stuprocentowej pewności, że ta wiadomość faktycznie była ode mnie. Postanowiłam jednak być tak delulu, jak tylko mogę.

Przekroczyłam drzwi do biurowca. Serce podeszło mi do gardła. Na samą myśl o rozmowie z Richardem, kolana się pode mną uginały. Musiałam więc szybko poprawić sobie humor.

Lara Baxters: Nie wyglądasz zbyt dobrze dzisiaj, jesteś chory?

Kai Rogers: Nie, czuję się w porządku.

Lara Baxters: Ewidentnie coś jest nie tak...

Kai Rogers: Dlaczego?

Lara Baxters: Wyglądasz, jakbyś cierpiał na niedobór witaminy JA!

Kai Rogers: Z pewnością! Przepisują cię w suplementach czy powinienem się udać na kroplówkę?

Lara Baxters: Wlew witaminowy?

Lara Baxters: Ktoś tu ma kaca!

Kai Rogers: Wypraszam sobie, nie mam kaca!

Lara Baxters: Tak? Przysięgnij na mały paluszek!

Kai Rogers: Dobrze! Wygrałaś! Mam kaca!

Lara Baxters: Jaka jest moja nagroda?

Kai Rogers: A co byś chciała?

Lara Baxters: Ciebie... nago.

Lara Baxters: Boże ta cholerna autokorekta!

Lara Baxters: Potrzebuję porady.

Kai Rogers: Da się zrobić.

Kai Rogers: Obie te rzeczy da się zrobić.

Lara Baxters: W normalnej sytuacji poprosiłabym o nagą fotkę, wydrukowałabym ją, powiesiła na drzwiach i codziennie szła na siłownię, aby się tak nie zapuścić...

Lara Baxters: Teraz jednak O DZIWO mam coś ważniejszego.

Kai Rogers: Słucham cię, Laro

Lara Baxters: Co robisz, aby być bardziej pewnym siebie?

Kai Rogers: Ignoruję wszystko, co przed chwilą napisałaś.

Lara Baxters: Pytam serio!

Lara Baxters: A to poprzednie to był sarkazm

Kai Rogers: Laro, doskonale wiem czym jest sarkazm

Kai Rogers: Masz jakieś wydarzenie, które wymaga od ciebie pewności siebie?

Lara Baxters: Rozmowę z szefem

Kai Rogers: Tym, któremu na tobie bardzo zależy?

Lara Baxters: Tak.

Kai Rogers: Czego dotyczy ta rozmowa?

Lara Baxters: Pożyczki

Kai Rogers: Pożyczki?

Lara Baxters: Kai, wyprowadzam się

Kai Rogers: A co z Henrykiem?

Lara Baxters: Henryk wyprowadza się ze mną!

Kai Rogers: Wyobraź sobie, że stoję tam obok ciebie

Kai Rogers: Trzymam cię za rękę

Kai Rogers: Dodaję ci tym samym otuchy

Lara Baxters: Miałam być bardziej pewna siebie, a nie napalona! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro