Rozdział 1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ana Lorentz przechadzała się po malowniczej plaży w Porto Rafti. Miała na sobie szorty, bluzkę i czarną opaskę. Niedawno zakończył się rok szkolny i dziewczyna miała przed sobą dwa tygodnie pełne zwiedzania zabytków starożytnej Grecji, pływania w Morzu Śródziemnym i cudownego nic nierobienia. Miasteczko leżało na odludziu i zasadniczo składało się wyłącznie z letnich posiadłości bogatych Ateńczyków i matka Any wynajęła jedną z nich na wakacyjny wyjazd.

Wtem Ana od strony parkingu przy plaży usłyszała głos:

- Ana! Stój! Zatrzymaj się, Ana!

Ana przystanęła i odwróciła się. Ten głos znała bardzo dobrze. To Agata Mirrano, jej przyjaciółka, z którą żegnała się dwa dni wcześniej po rozdaniu świadectw. Nie sądziła, że Agata też wyjeżdża do Grecji!

- Agata! Zatsymaj se! Zatsymaj se!

Ana westchnęła głęboko. Ten głos należał do pięcioletniego kuzyna Agaty, Łukasza, który seplenił, bo wypadały mu zęby. Ona i Agata niezbyt go lubiły, ponieważ zawsze przeszkadzał im, gdy się spotykały, a za każdym razem, kiedy go grzecznie wypraszały, aby móc choć minutę spokojnie porozmawiać, on zaczynał płakać i krzyczeć i cała wina spadała na nie. Łukasz trafił pod opiekę matki Agaty, pani Kasi, gdy jego matka rozwiodła się z mężem, a następnie zmarła. Pani Kasia też niedawno się rozwiodła i od tego czasu nawet najmniejsze przewinienie Agaty doprowadzało ją do krzyku i rozsypki emocjonalnej. Z kolei matka Any, pani Mariola, była psycholożką i pomagała pani Kasi radzić sobie z emocjami. Agata również pomagała mamie najlepiej jak umiała, sprzątając i wykonując część prac domowych.

Agata podbiegła do Any, a za nią, jak cień, przytruchtał Łukasz. Agata miała na sobie spodnie trzy czwarte, podkoszulek i białą bransoletkę z dzwoneczkami, którą dostała od babci. Dziewczyny objęły się.

- Ana! Cześć!

- Cześć! -Ana puściła Agatę. - Skąd ty się tu wzięłaś?

- Jak co roku przyjechałam tu z mamą na wakacje! - odpowiedziała Agata. - Mamy jeszcze bagaże w aucie, ale przyszliśmy przywitać się z morzem.

- Ale super! My przylecieliśmy samolotem.

- My nie, mama boi się latać. Jechaliśmy tu dwa dni, masakra - wyjaśniła Agata.

- A gdzie mieszkacie?

- W domku, tam wyżej. - Agata machnęła ręką za siebie w stronę nadmorskich posiadłości.

- Niemożliwe, my też tam mamy domek! - zauważyła ze zdziwieniem Ana.

- Jak to?

- Mama zrobiła mi niespodziankowy wyjazd. Nie sądziłam, że się tu spotkamy! Musiały dogadać się ze sobą potajemnie, skoro wylądowałyśmy tu w tym samym czasie.

- Pewnie tak!

- Ale super! Na ile wyjechałaś?

- Na dwa tygodnie!

- Ja też!

Dziewczyny niedawno widziały się na rozdaniu świadectw, ale podczas takiej uroczystości nie wypada rozmawiać, więc teraz musiały się wygadać.

Potok słów płynąłby bez końca, gdyby nie wtrącił się Łukasz:

- Ziapomnialyście o mne.

- Łukasz, nie wtrącaj się teraz. Wiesz, Ana, muszę ci powiedzieć, że...

- Agata! Pobaf se ze mnom!

- Łukasz, nie przeszkadzaj. No mów, Agata, bo nie wytrzymam!

- No jak wrócimy...

Łukasz wybuchnął teatralnym płaczem.

- Agata!!! Co ty do diaska wyprawiasz!!!

To matka dziewczyny dotarła na plażę.

- Nic mamo... Ja tylko... Przepraszam.

- Słuchaj, ja już z tobą nie mogę...! - matka Agaty wyglądała, jakby miała zaraz wybuchnąć, ale wzięła głęboki oddech i opanowała się. - Nie, to ja przepraszam. Nie powinnam na ciebie krzyczeć.

- Spoko. Wiem, że jest ci trudno.

- Dzięki.

- Nie ma za co. Wiesz, chciałabym się wygadać z Aną i...

- Jasne, idź. Zajmę się teraz Łukaszem.

Ana wzięła Agatę za rękę i pociągnęła ją w stronę swojego ręcznika rozłożonego na piasku.

- Dzień dobry - powiedziała Agata do rodziców Any, którzy leżeli obok.

- Dzień dobry, Agatko - Mama Any wyraźnie się ucieszyła. Jako jedyna opalała się, jej mąż leżał z co najmniej toną kremu na plecach i czytał. Nie zamierzał się opalić. - O, cześć, Kasiu - powiedziała mama Any do nadchodzącej z Łukaszem matki Agaty.

- Cześć - odpowiedziała z uśmiechem pani Kasia i zaczęła rozkładać się obok nich.

Dziewczyny przebrały się w stroje kąpielowe i poszły popływać. Podczas tej rozrywki rozmawiały bez umiaru.

Nagle w oddali Agata dostrzegła coś na kształt wirującej chmury. Zbladła jak ściana, bo wiedziała, co to oznacza. Anę dziwiło zachowanie przyjaciółki, dopóki również nie ujrzała dziwnej chmury.

-Agata...

-...

- Agata!

- Co?

- Wiesz, co to oznacza?

Dziewczyny krzyknęły chórem:

- Tornado!

Wybiegły z wody, jakby się paliło. Pozbierały rzeczy i razem z rodzicami szybko opuściły plażę. Niczym strzały wszyscy popędzili do tego samego domku...

- Wy też tu mieszkacie? - zdziwiła się Agata.

- Fajnie, co nie? Będziemy miały sporo czasu dla siebie - skomentowała Ana.

Wbiegli do salonu i ojciec Any zamknął drzwi wejściowe.

- Gdzie jest Łukasz? - spytała matka Agaty.

To pytanie zelektryzowało wszystkich bez wyjątku.

- Myślałam, że był z tobą! - odpowiedziała Agata.

- A ja myślałam, że jest z tobą - stwierdziła jej matka.

- Musimy go poszukać - powiedział tata Any.

- Ana, zaprowadź Agatę do waszego pokoju i zostańcie w nim - poleciła matka Any córce.

Dziewczyny poszły na górę, zamknęły się w pokoju i rozpoczęły rozmowę:

- O rety! Sama się sobie dziwię, ale martwię się o Łukasza. - Agata niepokoiła się o irytującego kuzyna.

- No, rety! Też się martwię. A jak coś mu się stało? - Ana podzielała obawy przyjaciółki.

- Możliwe. Jest jeszcze mały.

- Musimy coś wymyślić. Trzeba go jak najszybciej odnaleźć.

- Jak znam moją mamę, to zacznie histeryzować za około trzy, dwa, jeden...

Z dołu dobiegły lamenty pani Kasi i uspokajające zapewnienia pani Marioli.

- ... co do sekundy - dokończyła Agata.

Ana klepnęła się w czoło i pokręciła głową.

- No co? - Agata spojrzała na nią - Nieważne. Dalej nie mamy żadnego planu.

- Może pójdziemy go poszukać?

- Same? Ty się puknij!

- A jak inaczej?! Spytasz rodziców „O, cześć, czy zabierzecie mnie na plażę z szalejącym tornadem, abym mogła poszukać z wami mikroskopijnego pięciolatka, którego trudno zauważyć w pustym pokoju?"! - Ana nie odpuszczała - Już widzę, jak się zgodzą! - dodała z sarkazmem.

Na parterze dały się słyszeć odgłosy krzątaniny, po której nastąpiło trzaśnięcie drzwi i odgłos przekręcania klucza w zamku.

- Chyba poszli go szukać - stwierdziła Agata.

- My też powinnyśmy.

- Ty znowu zaczynasz? Ale jak ty w ogóle chcesz wyjść? Chyba ktoś został.

Ana wyjrzała dyskretnie przez drzwi, a gdy nikogo nie zobaczyła, zeszła trochę po schodach by zerknąć.

- Moja mama została. Musimy wyjść oknem - oznajmiła po powrocie.

- Oknem!?

- Ciszej, bo nas usłyszy.

- Przepraszam. Ale, serio? Oknem?

- Tak, a jak inaczej?

- Nie wiem.

- No widzisz.

- OK, zróbmy to. Ale szybko, bo jak moja mama się kapnie, co robimy, to się nieźle się wkurzy na nas.

Dziewczyny podeszły do okna. Za nim rozciągał się widok na morze i szalejące w oddali tornado. Okno dziewczyn wychodziło w stronę morza i było dość wysoko nad ziemią. Jednak okno nieużywanej pralni wychodziło na ogród z tyłu domu. Ana spojrzała na Agatę:

- Słuchaj... A gdyby tak...

- Nie, Ana, wiem, co planujesz. Nie możemy się włamać do pralni. Jest zamknięta i właściciel nam jej nie udostępnił!

- Nie włamać się, tylko przejść przez drzwi...

- ... bez pozwolenia...

- ... przejść przez nią i wyjść oknem.

- To synonim włamania. W ten plan wchodzi coraz więcej zakazanych rzeczy.

- Agata, proszę cię! On sobie sam nie poradzi! Tornado na razie nie stanowi zagrożenia, ale do jutra może wszystko zniszczyć!

- No nie wiem... - Agata przygryzła wargę. Ana nie była cierpliwa i nie umiała czekać. Zawsze chciała działać i nigdy nie zastanawiała się nad planem. Agata nie była jednak do końca przekonana do jej pomysłów.

- Wiesz co? Jak nie chcesz iść ze mną, to pójdę sama!

Ana wzięła swój podręczny plecak i zaczęła przygotowywać się do wymknięcia się z domu.

- No dobrze, idę z tobą. - Agata wyjęła swój plecak i również zaczęła wkładać do niego potrzebne rzeczy. - Ale jak coś, to nie mów, że nie ostrzegałam!

- Ha, Ha.

- Serio!

Dziewczyny w pośpiechu zabrały potrzebne rzeczy i wyjrzały przez drzwi na korytarz. W pokoju mamy Agaty nikogo nie było, w pokoju rodziców Any też było cicho. Był jeszcze jeden pokój, którego nikt nie zajmował, także pusty. Dziewczyny wyszły na korytarz i zeszły po schodach. Ostrożnie podeszły do progu salonu. Przygarbiona ze zmartwienia matka Any wpatrywała się w okno.

- Możemy iść - szepnęła Ana do Agaty.

Dziewczyny wycofały się do schodów, minęły je i podeszły korytarzem pod drzwi pralni i spróbowały je otworzyć:

- Zamknięte...

- Mówiłam, Ana, że twój plan nie wypali...

- Cicho. - Ana wyjęła swoją wsuwkę z włosów, pogmerała nią w zamku i z cichym kliknięciem drzwi ustąpiły...

- Łał. -Agata nie kryła podziwu. - Jak to zrobiłaś?

- Nauczyłam się, jak byłam mała.

- Dobra chodźmy, bo w końcu nas usłyszy.

Dziewczyny weszły do środka. W pomieszczeniu panował półmrok. Ana podeszła do niewielkiego okna. Po drugiej stronie widać było ogród i niebo zasnute chmurami. Na zewnątrz było ciemno jak tuż przed burzą.

- O, rety.

- No, rety.

- Miejmy nadzieję, że Łukaszowi nic się jeszcze nie stało.

- Chodźmy już.

Ana nacisnęła klamkę okna i uchyliła je. Dwie postacie wyskoczyły w ciemny ogród. I do nowego rozdziału...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro