Rozdział 2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ana nacisnęła klamkę okna i uchyliła je. Dwie postacie wyskoczyły w ciemny ogród. I do nowego rozdziału...

...................................................................................

Dwie postacie wyskoczyły przez tylne okno domku letniskowego. Przebiegły przez ogród, otworzyły tylną furtkę i, nie zatrzymując się ani na chwilę, zbiegły w dół w stronę wybrzeża, aby jak najszybciej zniknąć z pola widzenia. Matka Any stała przy oknie wychodzącym na główne wejście, więc nie powinna ich zobaczyć, ale wolały nie kusić losu. Skręciły w prawo w uliczkę wiodącą nad brzegiem morza w stronę plaży, a wtedy jedna z nich potknęła się, a druga wpadła na nią i obie wyłożyły się na bruk.

— Auu — Ana syknęła cicho, ponieważ biegła pierwsza i po upadku została przygwożdżona Agatą, przez co do krwi zdarła skórę na kolanie.

Agata miała lżejsze obrażenia — spadła na Anę i tylko lekko odarła łokieć.

— Ana, wszystko OK?

— Można tak powiedzieć. A ty?

— OK. Poczekaj, chyba wzięłam apteczkę. — Agata zaczęła grzebać w plecaku.

— No coś ty, nosisz ze sobą apteczkę? — zdziwiła się Ana.

— Tak. Ty nie?

Ana pozostawiła to pytanie bez odpowiedzi. Agata w końcu znalazła apteczkę i opatrzyła kolano przyjaciółki.

— Skończyłam.

Schowała apteczkę do plecaka i wstała. Ana również podniosła się z ziemi.

— Dobra, idziemy.

Dziewczyny poszły w stronę plaży. Minęły rozległy parking i wkroczyły na wybrzeże. Zawiał wiatr. Część leżaków, ręczników i innych zostawionych w pośpiechu rzeczy cały czas przemieszczała się pod wpływem wiatru. W niedużej pobliskiej restauracji, również w pośpiechu opuszczonej, fruwały serwetki i zerwane ze stolików papierowe obrusy, a niedomknięte drzwi raz za razem otwierały się i zamykały, wywołując głośne łupnięcie z każdym uderzeniem o framugę.

ŁUP! ŁUP! ŁUP! ŁUP! ŁUP!

Wszystko pokrył szaro-czarny pył. Woda burzyła się i pieniła, przybrała czarną barwę. W oddali szalało tornado. Ana i Agata w kilka sekund także zostały pokryte pyłem. Zmroził je strach. Nie były już takie pewne swojej decyzji.

— Agata... może zrezygnujemy...

— Nie. Zaszłyśmy tak daleko. A poza tym rodzice mniej się zdenerwują, jak wrócimy z Łukaszem niż bez niego.

— Fakt.

Dziewczyny przeszły przez część plaży, po drodze uchylając się (czasem o włos) przed fruwającymi przedmiotami. Były to kolejno dwa połamane leżaki, podarta torba plażowa i ręcznik w paski, który na chwilę zasłonił im widok. Przy końcu niewielkiej plaży ujrzały przysypany piaskiem stolik, prawdopodobnie z pobliskiej restauracji. Nie byłby to osobliwy widok, gdyby nie to, że blatu trzymały się małe rączki pokryte pyłem. Stół stał trzy metry od nich.

— Łukasz to ty? — zawołała Ana.

— Kto to? Nie zblizaj sie, bo pozałujes!

— Łukasz, to ja, Ana!

— Ana? Przyjaciólka Agaty?

— Tak!

— Agata jest z tobą?

— Tak!

Spod stołu wyszedł pokryty czarnym pyłem Łukasz. Nagle wiatr uderzył ze zdwojoną siłą i chłopca popchnęło prosto na dziewczyny. Agata wyciągnęła rękę i złapała Łukasza za nadgarstek:

— Uff... prawie cię zdmuchnęło.

Chłopiec przytaknął.

— Chodźmy już stąd, bo jeszcze kogoś naprawdę zdmuchnie.

Ana, Agata i Łukasz ruszyli w stronę wyjścia z plaży. Nagle Ana ujrzała błyski w piasku. Przystanęła. Z piasku wystawał kawałek starego lustra w pozłacanej oprawie. Ana stała jak zahipnotyzowana. Gdy wyciągnęła rękę chcąc go dotknąć, lustro zaczęło drżeć. Wtedy Agata zawołała ją:

— Ana! Choć, bo cię zgubimy!

— ...

— Ana! Stało się coś?

Ana wyrwała się z odrętwienia:

— Eee... Nie, już idę.

Ana podbiegła do reszty. Przy wejściu na ulicę jeszcze raz obejrzała się na miejsce, w którym spoczywało tajemnicze lustro...

......................................................................................................

Tornado odeszło, ale wiatr nadal szalał tak mocno, że Agata miała wrażenie, jakby domek miał się lada moment rozpaść. Jednak jej uwagę przykuło coś innego. Ana zachowywała się inaczej niż zwykle. Była milcząca, choć zwykle buzia się jej nie zamykała. W roztargnieniu zapomniała dokończyć rozpakowywanie swoich rzeczy. Jej mama musiała trzy razy jej o tym przypomnieć, zanim dziewczyna się za to zabrała. Wydawało się, że Ana myślami jest zupełnie gdzie indziej. Pytanie, czy coś jest nie tak, zbyła milczeniem. Agata czuła, że coś jest nie w porządku, lecz nie wiedziała do końca co. Tego wieczoru usnęła pełna wątpliwości.

......................................................................................................

Ana uniosła się na posłaniu. Upewniła się, że Agata śpi, wstała i wyjęła spod łóżka spakowany plecak i przygotowane ubrania. Przebrała się i nałożyła bagaż na plecy. Zeszła na dół, otwarła okno pralni i wyskoczyła na trawę. Nie zauważyła, że szelesty obudziły Agatę, w samą porę, by dostrzec, jak ciemna sylwetka przemyka przez ogród...

......................................................................................................

Ana szła uliczką wzdłuż wybrzeża. Doszła do parkingu. Czuła, że asfalt ciągle jeszcze jest rozgrzany od słońca, bo w roztargnieniu zapomniała ubrać butów i nadal niosła je w ręce. Wkroczyła na wybrzeże. Nie zauważyła, że Agata przez cały czas ją śledziła, a teraz ukryła się za ścianą restauracji przy plaży i obserwowała co się dzieje. Ana podeszła do miejsca, w którym spoczywało lustro. W mroku nocy lśniło w mdłym świetle księżyca. Blask odbijał się w oczach dziewczyny. Odłożyła plecak na ziemię i wyciągnęła rękę. Lustro zaczęło drżeć i wygrzebywać się na powierzchnię. Coś jej podpowiadało, że nie powinna tego robić, ale stłumiła to uczucie. Lustro uniosło się na wysokość jej ręki. Zawiał lekki wiatr, włosy dziewczyny (rozpuszczone do snu) i koszulka zafalowały. Mimo bosych stóp nie czuła zimna, a światło emanujące z lustra oświetlało ją i nadawało bladości. Chwyciła je, a ono rozbłysło tak jasnym światłem, że Agata przy wejściu na plażę musiała zamknąć oczy. Gdy je otworzyła, na plaży panował spokój, Ana zniknęła, a lustro było na powrót zagrzebane w piasku.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro